Wtorkowa wędrówka po sklepach może i nie przyniosła spodziewanych efektów w postaci pistacjowego Riso, wzbogaciła mnie za to o cztery (a w zasadzie osiem, bo kupiłam podwójnie) sezonowe jogurty Jogobella. Te cztery sztuki składają się na całość serii amerykańskiej, która dostępna będzie wyłącznie przez parę miesięcy, jak na edycję limitowaną przystało. Tworząc ją, Zott kierował się gustem mieszkańców Ameryki, „łącząc owoce i ciasteczka w przepysznym jogurcie” – co przeczytać możemy na każdym z opakowań. Warto również poświęcić uwagę ich szacie graficznej, gdyż wygląda bajecznie – jak atrakcja rodem z wesołego miasteczka, festynu dla dzieci albo targu. Na jasnym tle znajdują się tysiące napisów, kształtów i kolorów. Przyznaję, że gdybym miała oceniać jogurt po samym kubku, z pewnością dostałby unicorna.
Nie ma jednak tak łatwo, bo jak na produkt spożywczy przystało, jogurt powinien cieszyć nie tylko oko, ale i kubki smakowe. A że opakowaniem podniósł sobie poprzeczkę, miałam wobec serii wysokie oczekiwania. Przed otwarciem pierwszej sztuki odczuwałam lekki stres, żeby po chwili brutalnie nie spaść na ziemię, ale cóż… nie ma sensu trzymać jogurtów, których nie miałoby się w końcu zjeść. Po porządnym sfotografowaniu każdego z nich i zapoznaniu z informacjami przystąpiłam do konsumpcji.
Apple Pie
W zasadzie nie wiem, dlaczego zaczęłam od jabłecznika placka z jabłkami, ale nie ma to znaczenia. Oczekiwania miałam równie wysokie, jak wobec obu muffinów, które skądinąd wydały mi się najciekawsze. Po zerwaniu wieczka doznałam jednak pierwszego rozczarowania – zawartością. Nie wiem, na co liczyłam, ale na pewno nie na zwykły jogurt. Konsystencja, owszem, jest bez zarzutu, jak to w każdej Jogobelli, ale reszta? Smak jak w pieczonym jabłku, tylko bez rodzynek, zapach zupełnie
niejabłecznikowy nieplackozjabłkowy, raczej biszkoptowy, a samych biszkoptów brak (o, przepraszam, pod koniec trafił się jeden). Niby znalazłam jakieś tam jasnobrązowe kropki, mniejsze nawet od ziaren pokruszonej wanilii, ale były zupełnie niewyczuwalne dla zębów. Założę się, że zamkniętymi oczami w grupie dziesięciu ochotników smak odgadłoby osób… zero.
Jogurt, pomimo konsystencji idealnej, oceniam na 3 chi, jako że pieczone jabłko zdecydowanie nie jest moim ulubionym wariantem, a zapach i posmak biszkoptów poważnie mnie odrzucał (kolejny skutek uboczny kuracji antybiotykowej, sorry biszkopty). Pomyślałam, że jeśli cała seria jest taka, to można ją określić tylko jednym słowem: przereklamowana.
Nazwa: Jogobella American Apple Pie
Opis: Jogurt o smaku szarlotki z jabłkami i kawałkami ciasteczek (5,6% owoców).
Skład: mleko, mleko zagęszczone odtłuszczone, cukier, jabłka, syrop glukozowo-fruktozowy, kawałki ciasteczek (1,6%) (cukier, mąka pszenna, mąka ryżowa, białko jaja, mąka z fasoli, skrobia (zawiera pszenicę), olej słonecznikowy, aromat, sól), żywe kultury bakterii, aromat.
Blueberry Muffin
Wciąż jeszcze tliła się we mnie nadzieja, choć stresowałam się bardziej, niż przed otwarciem wersji Apple Pie. Po jagodowej babeczce spodziewałam się największych doznań zmysłowych, może nawet z fajerwerkami w tle. Po zawodzie piramidkową herbatą Lipton Blueberry Muffin, w której czuć wyłącznie smętne wspomnienie starej jagody (zupełnie niepasujące do cudownego zapachu), chciałam odzyskać wiarę w umiejętności firm spożywczych. Niestety. Choć w jogurcie znalazłam sporo owoców, tak jak w Apple Pie, to znów towarzyszył im wstrętny posmak znienawidzonych biszkoptów, które przy okazji pojawiły się w całości, w liczbie sześciu sztuk (najwyraźniej do poprzedniego Zottowi zapomniało się sypnąć, więc postanowił nadrobić w tym), i były ciemnoniebieskie od jagód.
Całość oceniam na 3 chi ze wstążką, bo lubię jagody, no i konsystencja też jest właściwa. Zapach, posmak oraz ciastka działają za to na minus, dlatego nie może być więcej.
Nazwa: Blueberry Muffin
Opis: Jogurt o smaku muffinka z jagodami i kawałkami ciasteczek (5,6% owoców).
Skład: mleko, mleko zagęszczone odtłuszczone, cukier, jagody, syrop glukozowo-fruktozowy, kawałki ciasteczek (1,6%) (cukier, mąka pszenna, mąka ryżowa, białko jaja, mąka z fasoli, skrobia (zawiera pszenicę), olej słonecznikowy, aromat, sól), aromat, koncentrat z marchwi, żywe kultury bakterii.
Cherry Muffin
Po przygodzie z jagodową babeczką wiedziałam już, że nie będzie dobrze. I nie było. Zaczynając od wspomnianego dwukrotnie zapachu i posmaku, na małej ilości wiśniowych strzępów kończąc. Szczególnie istotna jest ostatnia kwestia, bo o ile poprzednika ratują okazałe jagody, ta wersja nie ma się czym popisać. Bieda i ubóstwo. Ponadto nie znalazłam żadnych ciastek, co już sama nie wiem, czy powinnam liczyć na plus – bo ich nie lubię, czy na minus – bo są kluczowe dla serii.
Sprawiedliwe 3 chi, gdyż nie żałuję testu, ale nigdy więcej nie kupię.
Nazwa: Cherry Muffin
Opis: Jogurt o smaku muffinka z wiśniami i kawałkami ciasteczek (5,6% owoców).
Skład: mleko, mleko zagęszczone odtłuszczone, cukier, wiśnie, syrop glukozowo-fruktozowy, kawałki ciasteczek (1,6%) (cukier, mąka pszenna, mąka ryżowa, białko jaja, mąka z fasoli, skrobia (zawiera pszenicę), olej słonecznikowy, aromat, sól), aromat, koncentrat z marchwi, żywe kultury bakterii.
Mandarin Cheese Cake
Tę wersję znalazłam w recenzjach dwóch innych blogerek, w związku z czym uznałam, że zostawię ją na koniec. Jak możecie się już domyślić, na plus jogurtu działa idealna konsystencja Jogobelli, na minus zaś ciastka. A co z resztą? Muszę przyznać, że jest o wiele lepiej. W smaku trochę słodko, trochę kwaśno. Dodatkowo na mózg pozytywnie wpływa fakt, że mandarynka w postaci jogurtowej jest niestandardowa, gdyż nie występuje jako samodzielny wariant (mamy Jogobellę pieczone jabłko, jagodową i wiśniową, ale nie znajdziemy żadnej cytrusowej). Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to mała wyrazistość owocu, bo równie dobrze producent mógłby napisać Orange Cheese Cake i nikt by się nie zorientował. Pomijając ów fakt, myślę, że jest to najlepszy smak z całej serii, czego zupełnie się nie spodziewałam, więc jestem mile zaskoczona. Chciałam go nawet wyróżnić przyznając 4 chi, ale potem przypomniałam sobie o nieszczęsnych biszkoptach, przez które na pewno nie kupię go ponownie. Niech będzie zatem wstążka, jak przy Blueberry Muffin, tyle że intensywniej różowa.
Nazwa: Mandarin Cheese Cake
Opis: Jogurt o smaku sernika z mandarynkami i kawałkami ciasteczek (5,6% owoców).
Skład: mleko, mleko zagęszczone odtłuszczone, cukier, mandarynki, syrop glukozowo-fruktozowy, kawałki ciasteczek (1,6%) (cukier, mąka pszenna, mąka ryżowa, białko jaja, mąka z fasoli, skrobia (zawiera pszenicę), olej słonecznikowy, aromat, sól), jaja, aromat, żywe kultury bakterii.
Dane zbiorcze:
Producent: Zott Polska
Wartość energetyczna na 100 g: 108 kcal (i 162 kcal na jogurt)
Wartości odżywcze na 100 g: tłuszcz 2,8 g – w tym kwasy tłuszczowe nasycone 1,9 g; węglowodany 16 g – w tym cukry 14,8 g; białko 3,7 g; sól 0,13 g.
Waga: 150 g
Upolujesz w: sklepy sieci Społem
Cena: 1,19 zł
Ocena: 3 chi dla całej serii (z dodatekiem różowej wstążki dla Blueberry Muffin i podwójnie różowej dla Mandarin Cheese Cake)
Do podsumowania limitowanej serii Jogobelli nie muszę w zasadzie używać żadnych słów, bo wystarczy, że głęboko westchnę. Tak jak pisałam, nie żałuję jej zakupu i spróbowania, bo zawsze to jakieś nowe wrażenia, no i można opowiedzieć o swojej udręce innym. Przesadzam również z tą udręką (wcale nie), bo żaden z jogurtów nie doprowadził mnie do płaczu, nie rzucił mną o podłogę ani nie zabił (choć było blisko). Nie mogę zatem przyznać im dwóch chi (choć żałuję), ale zdecydowanie nie zawyżę do czterech (prędzej rzucę się z dachu). Jogobella American to produkt, którego nigdy, nigdy więcej nie kupię.
Pozdrawiam jakkolwiek inaczej, byle nie amerykańskojogurtowo.
PS Czujni czytelnicy zauważyli pewnie fakt, że wspomniałam o kupieniu ośmiu jogurtów, a po przetestowaniu pierwszych czterech z lekka odechciało mi się żyć, w związku z czym oczywiste jest, że kolejnej czwórki w siebie nie wmuszę. Nie ma zresztą takiej potrzeby, bo już udało mi się dokonać handlu wymiennego, dzięki któremu weszłam w posiadanie dwóch czekolad (pomijając fakt, że nie lubię czekolad, bo są za duże (i pamiętajcie, że nigdy nie kłamię, choć czasem mi się zdarza, ale na ogół nie (tak))). Nie zdradzę jakich, bo i tak zrecenzuję je pewnie dopiero za rok (ciągnąca się lista słodyczy przyprawia mnie o zawrót głowy, nawet nie muszę pić alkoholu). To tyle na dziś.
PPS Byłam wczoraj w Tesco i dokupiłam trzeci smak Łatwego Ciacha Delecty. Z innych recenzji wiem już, że to skończone paskudztwo, które doprowadza człowieka na skraj wytrzymałości, ale cóż… musiałam. Drogi Żołądku, z góry cię przepraszam.
PPPS Żartuję, nie ma już żadnego trzeciego psa.
Ja mam je w lodówce ale już przeczytałam 2 negatywne recenzje…bu :(
Jedz, do odważnych świat należy!
Uff, widać nie tylko mi placek z jabłkami nie urwał tyłka. Brakowało mi w tym cynamonu, bo porządne, szanujące się ciasto jabłkowe powinno mieć cynamon. Bez tego to tak jakby Bonnie zgubiła gdzieś Clyde’a. Po nim kompletnie straciłam zainteresowanie cała serią.
A kupiłaś przy okazji Łatwego ciacha krople żołądkowe? Mogą się przydać ;)
O właśnie, nie pomyślałam o cynamonie. Jak można piec ciasto z jabłkami bez cynamonu? To jakieś świętokradztwo.
A krople… nie, jeszcze nie kupiłam, ale idę dziś do Lidla po warzywko, więc przy okazji zahaczę o aptekę :D
Wszystkim sernik mandarynkowy pasuje najbardziej, dobrze, że od niego zaczęłam. :) A jutro czeka mnie próbowanie muffiny wiśniowej, chociaż obecnie nie do końca wiem, czy mam na to ochotę. :D
Zamknij oczy, wyłącz kubki smakowe i za Polskę! :P