Wstrząsająca wiadomość, która zmieni twoje życie

Uwaga: nie czytaj, jeśli nie lubisz czarnego humoru.

***

Lekko ponad tydzień temu wydarzyło się coś, co poważnie mną wstrząsnęło i przewartościowało całe dotychczasowe życie. Nie tylko zmieniło sposób patrzenia na przeszłość, ale i wizję wymarzonego jutra. Równie dobrze mogłabym rzec, iż zupełnie odmieniło moje postrzeganie człowieczeństwa i opinię o współczesnym świecie. Takich wydarzeń nie da się bagatelizować. Trudno także ocenić, jak wielką zgubę przyniosą ludzkości i do jak wielu nieszczęść doprowadzą. Nie jest mi łatwo o tym wszystkim pisać, ale muszę, gdyż czuję, iż to pewnego rodzaju misja. Wymaga ona nie lada odwagi i poświęcenia, ale robię to dla was. Aby jednak przedstawić jak najpełniejszy obraz sytuacji, historię zacznę od początku. Albo i kilku chwil wcześniej. Lepiej tak, niż gdybym miała cokolwiek pominąć. Czytajcie zatem uważnie, by nic wam nie umknęło.

Tego dnia było dość ciepło. Słońce bez oporu przedzierało się przez dziurę w warstwie ozonowej, za której powstanie sami odpowiadamy, a także przez nieliczne chmury i złociste korony jesiennych drzew. Dochodząc do przystanku tramwajowego, z którego miałam odjechać w stronę miasta, zauważyłam mężczyznę spieszącego się na autobus. Ubrany był w elegancki garnitur, w ręku zaś dzierżył skórzaną aktówkę. Na pierwszy rzut oka całkiem porządny człowiek i do dzisiaj uważam, że tak właśnie było. Było, gdyż mężczyzna spiesząc się, postanowił nie zważać na czerwone światło i przebiec na drugą stronę ulicy. Nie był ignorantem, ani nie był nieuważny. Kilkukrotnie zamachał do jadących aut, dając znak, że bardzo mu zależy, by wsiąść do tego autobusu. A potem ruszył, co ostatecznie zadecydowało o jego przyszłości – nie tak eleganckiej, jak garnitur i nie tak prostej, jak wyszarpnięty przez nadjeżdżające auto kawałek krawatu. Mężczyzna zginął na miejscu.

Nie o tym jednak jest ta historia, gdyż to, co mam wam do przekazania, jest o wiele gorsze. Rozsiądźcie się zatem wygodnie w fotelach i słuchajcie dalej. Przerażona incydentem z potrąconym mężczyzną, wsiadłam do tramwaju i pojechałam do miasta, gdyż planowane spotkanie było ważniejsze niż czekanie na karetkę. Świadków zostało wystarczająco dużo i z pewnością nie byłam nikomu potrzebna. Kiedy dojechałam na miejsce i wysiadłam, pod wiatą przystanku zauważyłam małe brudne dziecko, góra pięcioletnie, skulone w kłębuszek na niewielkim kocyku i żebrające o grosz na śniadaniową bułkę. Nie wyglądało na oszusta, naciągacza ani nic w tym rodzaju. Było normalnym dzieckiem, którego rodzina zapewne nie miała zbyt wielu pieniędzy i nie mogła zapewnić mu wszystkich potrzeb. Jasne, matka powinna robić wszystko, żeby potomstwu było dobrze, ale nie wolno nam zakładać, że w tym wypadku tak nie było. Nie powinniśmy też pytać, gdzie podział się MOPS i inne instytucje opieki, bo – podkreślam – niczego tak naprawdę nie wiemy. Tuż obok dziecka stał młody chłopak, na oko 17letni, czytał rozkład jazdy i słuchał mp3. Nie zauważył dziecka, bo siedziało malutkie i cichutkie na zimnej kostce brukowej. Kiedy wreszcie przeniósł na nie wzrok, a dziecko wyciągnęło w jego kierunku zmarzniętą rączkę, chłopak kopnął w nadpalony garnuszek, który trzymało między udami. Na ziemię posypały się drobne monety: pięcio-, dziesięcio- i dwudziestogroszówki. Chłopak rzucił w stronę pięcioletniego nieszczęścia nieczułe: „brudas” i oddalił się w stronę miasta. Wstrząsające, nie sądzicie? A to jeszcze nic w porównaniu z tym, co mam wam do powiedzenia. Bo ta historia tak naprawdę nie jest nawet wstępem do tragedii, która spotkała mnie później.

Tuż pod uczelnią, do której się tego dnia wybierałam, stoją dwie metalowe, lekko zniszczone miseczki. Nasza portierka jest bowiem miłośniczką zwierząt i jeśli tylko ma możliwość, pomaga bezpańskim kotom, psom, gołębiom… wszystkiemu, co tylko się rusza. To ona ustawiła parę lat temu owe miseczki i to ona codziennie uzupełnia je wodą i suchą karmą. Wyobraźcie sobie zatem moje zdziwienie, kiedy dotarłam niemalże pod same drzwi instytutu, gdzie zobaczyłam chłopaka – innego niż ten z opowieści o biednym małym dziecku – który próbuje złapać kota. Pewnie jego – pomyślałam. Kot był bowiem malutki, dość zadbany i przerażony. Może uciekł mu z domu, zgubił się w centrum miasta i umiera ze strachu. Początkowe zdziwienie przerodziło się jednak w oburzenie, gdy przez główne drzwi uczelni wybiegła portierka, wygrażając chłopakowi i każąc mu natychmiast odstawić kota na ziemię. Ten, zamiast wytłumaczyć, że zwierzę jest jego, opluł starszą panią, a kotem rzucił o ziemię. Maleństwo poleciało wprost na lewy bok, huknęło głową o jedną z misek, z której wylała się woda, i potwornie miauknęło. Nie zdziwiłabym się, gdyby w tym maleńkim ciałku złamała się jakaś maleńka kosteczka lub stało coś jeszcze gorszego. I pomyśleć, że to nic w porównaniu z tym, co miało mnie spotkać za chwilę.

Otrząsnąwszy się z brutalnych wydarzeń, weszłam do instytutu i pokonałam schodami dwie kondygnacje, by znaleźć się w sali rekrutacyjnej wraz z ludźmi, których w większości nie znałam. Spotkałam kilku znajomych, których nie widziałam przez całe wakacje, trochę się pośmialiśmy, trochę postresowaliśmy, i tak minęło nam pierwsze pół godziny. Po tym czasie zjawił się jeden z wykładowców, dzierżąc w dłoni listę nazwisk. Kiedy wyczytywane osoby zaczęły przekraczać próg sali rekrutacyjnej, mężczyzna poszedł do mojej grupki i zaczął z nami rozmawiać. Poruszając różne błahe i poważne tematy, doszliśmy od sprawy odbierania indeksów. I wtedy nastąpiła rzecz, na którą przygotowywałam was od początku wpisu stopniując różne potworności – dowiedziałam się, że indeksy zostały wycofane. Nie w pewnym stopniu, nie na jakiś okres, nie na niby i nie dla wybranych roczników. Na poważnie, na zawsze, nieodwołalnie i dla wszystkich na wydziale, a niedługo być może i na całej uczelni. Jak to? – zapytałam z niedowierzaniem. Nie miało to dla mnie żadnego sensu i nie wierzyłam, że naprawdę słyszę coś tak nieludzkiego. – Indeksy wycofane? Wszystkie oceny wyłącznie w internetowym systemie USOS (Uniwersyteckim Systemie Obsługi Studiów)?! Co mi w takim razie pozostanie po ukończeniu kierunku, gdy dyplom zjedzą mole? Czym będę szczuła w przyszłości własne dzieci, jeśli nie doskonałymi ocenami na papierze? Czy ludzie odpowiedzialni za te zmiany nie są świadomi faktu, iż na studia idzie się właśnie po indeks, nie zaś po wykształcenie? I co z biednymi studentami, którzy za każdą otrzymaną dwóję dostawali w wybranych barach piwo za darmo?

Moi drodzy, świat stanął do góry nogami. Jeśli część lat nauki na wyższej uczelni już za wami, cieszcie się swoim szczęściem, gdyż posiadanych indeksów nikt wam nie odbierze. Jeśli jednak dopiero wybieracie się na studia, dwukrotnie przemyślcie swoją decyzję. Ostatecznie „szkoła policealna” wcale nie brzmi tak źle, a tam przynajmniej możecie sobie założyć dzienniczek ucznia jak za starych dobrych czasów podstawówkowych.

Na koniec, by nie być gołosłowną i udowodnić zarządcom, iż źle zrobili wycofując indeksy, czym skrzywdzili nas – studentów, odbierając wizję szczęśliwej i bezproblemowej przyszłości, prezentuję wam (a także im – miejmy nadzieję, że pewnego dnia tu trafią i poczują choć trochę wstydu w związku ze swoją tragiczną decyzją!) 10 praktycznych zastosowań indeksu, oczywiście poza wcześniej wspomnianym szczuciem przyszłych dzieci (Masz się uczyć! Patrz, jak mamie/tacie dobrze szło!) i byciem bezcennym przedmiotem podtrzymywania wspomnień. W każdym z przypadków indeks jest absolutnie niezbędny i niemożliwy doi zastąpienia, o czym przekonacie się sami.

Jak zatem widzicie, indeks jest jednym z najważniejszych przedmiotów w życiu człowieka, a decyzja o jego wycofaniu to zdecydowanie najgorsza wiadomość tego roku. Uczcijmy ją minutą ciszy.

PS Żadna z historii użytych dla stopniowania napięcia nie wydarzyła się naprawdę, a przynajmniej nie w tym dniu i nie na moich oczach.

11 myśli na temat “Wstrząsająca wiadomość, która zmieni twoje życie

  1. Nawet nie wiesz jak mi ciśnienie podniosłaś historią o kocie, jakoś przy ludziach wiedziałam, ze nie są to historię prawdziwe ale przy kocie osąd mi się wyłączył.
    U mnie indeksy wycofali po drugim roku, da się przyzwyczaić. Gorzej było jak zapowiedzieli nam, że zapisy na zajęcia będą się odbywać przez USOS. Ten stres, że nie uda się zapisać na odpowiednią ilość fakultetów i będą problemy z zaliczeniem jest nie do opisania. A im mniej będę się wypowiadać na temat cyrków z APD (archiwum prac dyplomowych) tym lepiej dla mojego zdrowia.

    1. U mnie USOS działa od pierwszego roku i dlatego największym paradoksem jest, że pod koniec każdego semestru musieliśmy zarówno męczyć wykładowców o wpisy do indeksu, jak i pilnować, żeby nie zapomnieli o USOSie. Cyrk się zaczynał wtedy, kiedy ktoś jednak zapomniał, co zdarzyło się niejeden raz.
      Zapisy to w ogóle osobna historia – żeby załapać się na wymarzoną opcję trzeba siedzieć i odświeżać stronę, bo miejsca zapełniają się w kilka minut (pozdrawiam ludzi z wolnym łączem :P)

  2. Nie rozumiem jednak, co ma wycofanie indeksu do wymyslania takich historii. Serio, dosc strasznych. Nie potrafie rozroznic tu prawdy od fikcji. Tym razem jestem na 'nie’ :(

  3. U mnie w szkole komiczne jest to, że od września znieśli dziennik papierowy na rzecz elektronicznego Librusa. Nauczyciele starszej daty mają problemy, żeby chociażby sprawdzić listę, a i tak w połowie sal nie ma komputerów lub internetu. :d

    1. U mnie pod koniec liceum było to samo, tyle że nie wycofali całkowicie dzienników, ale kazali im jechać na dwa – papierowy i komputerowy, tyle że drugiego nikt nie ogarniał :D

      1. U mnie są właśnie teraz w szkole 2 dzienniki, a tego Librusa to żaden nauczyciel nie ogarnia i ciągle się nie łączy laptopami :P

  4. A ja nie rozumiem czoko, którą bardziej ruszył kot niż potrącony mężczyzna ;). Inna sprawa, że rzeczywiście notka tak średnio udana… Człowiek się wczuje, wzruszy, a tu nagle… indeksy ;). Ot, w obecnych czasach, przy i tak bardzo dużej papierologii – odrobina mniej papierowych dokumentów się przyda.

    1. Czarny humor, nie każdemu pasuje – rozumiem i akceptuję :)
      A za indeksami i tak będę tęsknić, bo nawet jeśli „odrobina mniej papierów”, to jednak były to moje papiery i moje wspomnienia. Poza tym paradoksem odpapierowiania uczelni jest zbieranie kserokopii dokumentów ukończenia liceum (!) od studentów składających podania na studia magisterskie (!!), jakby nie wystarczył im fakt, że przedkładają również dyplom ukończenia trzech lat licencjatu. A wszystkie te papiery składują u siebie.

  5. Przecież masz legitymację studencką, po co Ci indeks? Wszystkie zniżki dostajesz właśnie na nią. Indeks można zgubić/spalić/zjeść i wydalić.

    Mamy XXI wiek, najwyższa pora się z tym pogodzić. Jeżeli chcesz zmyślać, naucz się stopniować napięcie. Wymyślanie historii daje wielkie pole do popisu, ale strata indeksu w wydaniu papierowym a śmierć na drodze to zbyt wielki rozrzut

    1. Napisałam, do czego jest mi potrzebny indeks. Na legitymacji nie ma ocen, które w przyszłości będę mogła pokazać dzieciom. Nad legitymacją nie będę mogła również usiąść i powspominać, jak nad albumem ze zdjęciami czy zeszytami z zabawnymi tekstami, które mam jeszcze z czasów podstawówki. Poza tym przez ostatnie cztery lata zdążyłam się zorientować, że to legitymacja daje mi zniżki, a nie indeks, ale dzięki za troskę.
      Druga sprawa – jak pisałam, czarny humor nie każdemu leży, z czym się liczyłam zasiadając do notki. A stopniowanie dostosowałam do własnej wrażliwości.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.