Dzisiejszy wpis chciałabym zacząć od stwierdzenia, że jestem wielkim koneserem czekolady, na jej rodzajach znam się jak mało kto, a jeśli szukacie definicji słowa profesjonalista, gwarantuję, że znajdziecie w niej moje imię zestawione z czekoladą właśnie.
Niestety, natura uczciwego człowieka nie pozwala mi tym razem zupełnie, nigdy, w ogóle skłamać i podobnej nieprawdy napisać. W rzeczywistości jestem bowiem czymś odwrotnym do konesera – zjem wszystko, co ma brązowy kolor i podaje się za czekoladę (bez skojarzeń, nie bądźcie obrzydliwi). Nawet jeśli zawartość kakao nie przekracza 30%, ba, nawet jeśli w ogóle nie ma w składzie kakao (przykład: biała „czekolada”), prawdopodobnie i tak wrzucę to do żołądka. Wyhamować mogą mnie jedynie: odrażający zapach (nie zawsze), pleśń (pominę milczeniem), wijące się wewnątrz robaki (tu bezwzględnie) oraz depresyjny smak (w tym wypadku zjem połowę, zacznę żałować i dopiero wtedy wywalę drugą).
Przygotowując dzisiejszą recenzję, na szczęście nie musiałam przechodzić przez wyżej opisane katusze, zmuszać się do kolejnego gryza czy przeklinać własnej matki, że wydała mnie na świat. Po niemiłej przygodzie z Alpen Gold spotkało mnie bowiem coś dobrego, a nawet podwójnie dobrego, gdyż miałam okazję schrupać dwie minitabliczki względnie nowej Milki: Tuc oraz LU, w posiadanie których weszłam już jakiś czas temu, ale jak to w krainie jednorożców bywa, rzadko kiedy upolowaną zwierzynę zjada się od razu.
Przystępując do konsumpcji, trochę się obawiałam słonych krakersów, bo przecież przygoda z Chrupkiem lekko solonym zapowiadała się równie smacznie, a ostatecznie wyszło, jak wyszło. Otwierając opakowania, poczułam jednak przyjemny, mleczny, milkowy zapach i nieco się uspokoiłam, choć nie do końca, bo Alpen Gold niby też nie waniał. Po wstępnych oględzinach nastąpił zaś pierwszy gryz… a wszystkie obawy minęęęły jak jeden dzień, nananana.
Milka & Tuc Cracker
Przygodę z nowymi Milkami rozpoczęłam od wersji, której obawiałam się bardziej, czyli ze słonymi krakersami. Po wyjęciu czekolady z opakowania trochę zmartwił mnie ich kolor: blady, niedopieczony, raczej ciasteczkowy. Na całe szczęście w młodości mama uczyła mnie tolerancji i w kółko powtarzała, że czekolady nie ocenia się po pozorach, dlatego teraz potrafiłam powstrzymać się od przedwczesnych osądów i tabliczkę mą odważnie ugryzłam. A nie, nieprawda. Wcześniej jeszcze powąchałam i znów wydała mi się dziwna, bo słona (oczywiście, że da się wyczuć sól nosem!). Dopiero potem nastąpił gryz i… nadal było osobliwie. Choć czekoladę śmiało nazwałabym idealną – jak pisałam, koneserem nie jestem, więc rozpuszczająca się w palcach, miękka, mleczna i słodka do granic Milka spełnia niemalże sto procent moich oczekiwań – to jednak te krakersy… no dziwne, nietypowe połączenie. Ale nie niedobre, wręcz przeciwnie. Im dalej w
las czekoladę, tym lepiej. Ponadto krakersy okazały się lżejsze i bardziej chrupiące, niż przewidywałam, a także zdecydowanie mniej słone. Rewelacja!
Zakończywszy konsumpcję (i tej, i LU) sięgnęłam do szafki po kolejną małą Milkę Tuc, w efekcie czego do mojego żołądka trafiło więcej czekolady, niż gdybym zdecydowała się na regularną tabliczkę (i to by było na tyle z racjonalnością powodów, dla których nie kupuję czekolad). Przygodę wspominam jednak bardzo dobrze, a czekoladę ocenioną na 5 chi ze wstążką na pewno kupię ponownie. Ach, niech ma nawet i 6, w końcu nie co dzień spotykam tak zaskakujące, innowacyjne kompozycje smakowe.
Pomimo zachwytów nie omieszkam jednak dopisać małej rady dla producenta: proszę nieco podpiec krakersy, bo wyglądają jak skóra polskiego pracownika biurowego, który od dziesięciu lat nie widział słońca. To nie przyciąga, to odstrasza.
Opis: Czekolada mleczna z mleka alpejskiego z solonymi krakersami (15%).
Wartość energetyczna na 100 g: 525 kcal
Wartości odżywcze na 100 g: tłuszcz 28 g – w tym kwasy tłuszczowe nasycone 16,5 g; węglowodany 60 g – w tym cukry 50 g; błonnik 1,9 g; białko 6,4 g; sól 0,8 g.
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mąka pszenna, odtłuszczone mleko w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku (z mleka), tłuszcz mleczny, olej palmowy, syrop glukozowy, ekstrakt słodu jęczmiennego, emulgatory (lecytyna sojowa, E 476), sól, skrobia pszenna, substancje spulchniające (węglany amonu, węglany sodu, difosforany), aromaty, środek do przetwarzania mąki (pirosiarczyn sodu), masło, ekstrakt drożdżowy, skondensowane mleko słodzone, regulator kwasowości (E 524). Masa kakaowa w czekoladzie mlecznej z mleka alpejskiego minimum 30%. Może zawierać jaja.
Ocena: 6 chi
Milka & LU Biscuits
Milka LU wygląda podobnie do Tuc, tyle że zamiast krakersów po obu stronach kostek wtopione zostały herbatniki. Są one słodsze niż poprzednicy, dzięki czemu bardziej pasują do kompozycji, a także mniej szokują, bo wszyscy doskonale znamy smak herbatnika w czekoladzie. Twardością plasują się gdzieś pomiędzy czerstwym chlebem a kamieniem, co prawdę mówiąc nie ma żadnego znaczenia, bo zapominamy o tym w procesie chrupania uwalniającego intensywny i przyjemny maślany posmak. Sama Milka jest zaś słodka, mleczna i rozpływa się w ustach. Przywodzi na myśl czekoladki z kalendarza adwentowego, które już w tej chwili można dostać w niektórych supermarketach (w końcu na święta nigdy nie jest zbyt wcześnie). Pachnie równie cudownie, jak smakuje.
Z racji, iż wariantowi Tuc przyznałam 6 chi, tu także nie będę wymyślać i na siłę szukać minusów. Początkowo zastanawiałam się, czy nie lepiej dać im po 5 chi ze wstążką, bo wystawiając maksymalną ocenę nie zostawiam miejsca dla produktu, który w przyszłości okaże się jeszcze lepszy, ale ostatecznie uznałam, że trzeba żyć teraźniejszością. W teraźniejszości zaś obie czekolady zasługują na uznanie i po obie sięgnę kolejny raz.
Opis: Czekolada mleczna z mleka alpejskiego z ciasteczkami (26%).
Wartość energetyczna na 100 g: 515 kcal
Wartości odżywcze na 100 g: tłuszcz 26 g – w tym kwasy tłuszczowe nasycone 15 g; węglowodany 62,5 g – w tym cukry 49 g; błonnik 1,9 g; białko 6,3 g; sól 0,6 g.
Skład: cukier, mąka pszenna, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone mleko w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku (z mleka), tłuszcz mleczny, olej palmowy, masło, emulgatory (lecytyna sojowa, E476), syrop glukozowy, sól, skondensowane mleko słodzone, aromaty, substancje spulchniające (difosforany, węglany sodu, węglany amonu), ekstrakt słodu jęczmiennego, skrobia pszenna, regulator kwasowości (E524), ekstrakt drożdżowy. Masa kakaowa w czekoladzie mlecznej z mleka alpejskiego minimum 30%. Może zawierać jaja.
Ocena: 6 chi
Dane zbiorcze:
Dystrybutor: Mondelez Polska S.A.
Waga: 35 g (są również tabliczki po 87 g)
Upolujesz w: Tesco
Cena: 1,79 zł
Na koniec wyrażę jeszcze zadowolenie z faktu, iż w słodyczowej szafce czekają na mnie dwie pełnowymiarowe Milki, których do tej pory nieco się obawiałam, ale po skonsumowaniu wersji Tuc i LU jestem pełna optymizmu i przekonana, że będzie smacznie. Nie wiem, kiedy dokładnie nastanie dzień zero, a więc dzień ich otwarcia i zjedzenia, ale jak tylko będzie miał miejsce, opatrzę czekolady odpowiednią ilością chi i z przyjemnością was o tym poinformuję.
Pozdrawiam słodko.
A ja mam obie czekolady w ”magicznej szafce” ale jeszcze nie jadłam! Po Twojej opinii chyba je szybko otworze :D
Zrób to, bo szkoda czasu na życie w niewiedzy – są pyszne!
Ja to chyba miała pecha do Milki Lu, bo dla mnie te herbatniki smakowały jakby przeleżały 10 lat w zapleśniałej szufladzie. Inna sprawa, że wtedy te wersje nie były dostępne w obiegu i musiałam nieźle się wysilić żeby je spróbować, może Lu nie wytrzymała podróży. Jak znajdę to kupię małą tabliczkę, dla porównania oczywiście :D
Trafiłam na Twoje wpisy. Specjalnie ich nie czytałam, żeby się nie sugerować. Najpierw zjadłam i opisałam moje czekolady, potem zaś zajrzałam na Twojego bloga, żeby porównać odczucia. Przy krakersach nawet się uśmiechnęłam, bo znalazłam kilka podobieństw (szczególnie do Milki przypominającej czekoladki adwentowe), ale przy LU byłam zaskoczona.
W przyszły weekend te Milki z Lu i Tuc w większej wersji będą dostępne w promocji w Netto: 2 w cenie 5 zł. Biorąc pod uwagę fakt, że dłuuugo były dostępne w Polsce chyba tylko w Almie, po ponad 7 zł/sztuka – jest to niezła okazja ;)
O, dzięki, być może się wybiorę :)
Sugerując się Twoją opinią wczoraj zakupiłam obie wersje Milki :) Teraz pozostaje mi wytrwale czekać do weekendu (bo jem słodycze razem z moją siostrą tylko w niedzielę) :P
Bardzo mi miło :) A pomysł z jedzeniem słodyczy wyłącznie w niedziele jest świetny! U mnie by nie przeszedł, bo nie w każdą niedzielę mam ochotę na słodycze, a jak mnie chwyci w tygodniu (szczególnie na początku), to nie dotrzymam do jego końca :D
Po teście koniecznie napisz, jak odczucia.
W końcu teścik zrobiony :) Czekolady są naprawdę dobre, ale każda z nas ma swoją ulubioną :D Jednej bardziej przypadły do gustu twardsze herbatniki, a drugiej chrupkie delikatniejsze krakersy :) Czekolady są godne polecenia a dzięki temu, że można kupić wersję mini to na pewno sięgniemy po nie jeszcze nie raz :)
No to super :)
właśnie zajadam Milkę Tuc, pycha, zaraz zjem całą… 100g (a raczej 87g).. miałam czekoladowy głów! :)
głód* widzisz, co dzisiaj ze mną jest.. to znak, że powinnam już zejść z kompa :) albo za dużo cukru w organizmie :)
Wiesz… ja zjadłam trzy miniaturki, więc wyszło nawet więcej niż 100 g :D Ale były przepyszne, nie żałuję.
ja też nie, a nawet jak następnym razem będę w żabce to kupię od razu co najmniej 3! nawet może męża poczęstuję (kosteczką nie tabliczką!) :)
Hmm… Ja to bym Milce Lu dała unicorna! :)
Zdecydowanie moja jedyna, ulubiona czekolada.
Jest możliwość recenzji Lubisi? Zwłaszcza mlecznego?
Ależ starą recenzję odkopałaś :D Lubisie planuję zrecenzować, tylko nie wiem kiedy. Jeśli bardzo Ci się spieszy, może namówię Pyszczka na filmik.
Są pyszne 😊 tylko wkurza że to z mąki spada z czekolady…
Muszę zrobić powtórkę, bo ostatni raz jadłam obie czekolady do recenzji, czyli milion lat temu.