W recenzji światowej edycji Mixów napisałam, iż doszły mnie słuchy o planie wycofania innej mullerowej serii, mianowicie De Luxe. W związku z tą przykrą wiadomością postanowiłam udać się do sklepu i zakupić jogurty raz jeszcze, by móc je zrecenzować na blogu, a dzięki temu lepiej zapamiętać. Powstrzymałam się jednak od sięgania po wszystkie, jako że już raz ich próbowałam i niektóre wydały mi się po prostu niezjadliwe. Swoje odczucia na szczęście zanotowałam, więc teraz – przy okazji pisania o tych lepszych – podzielę się również wrażeniami ze spotkania z gorszymi. I jak to zwykle w takich sytuacjach* bywa, zacznę od złych, żeby po zakończeniu lektury zostały nam wspomnienia przede wszystkim z dobrych.
* Przykładem takiej sytuacji jest również obiad w latach dziecięcych, kiedy to najpierw zjada się surówkę, ziemniaki czy inną mniej atrakcyjną część posiłku, by najlepsze (kotlecik?) zostawić na koniec.
I Smaki szatana
Vanille d’Or (243 kcal)
Zacznę od wersji z jogurtem waniliowym, do którego specjalnie nie można się przyczepić. Jego smak jest poprawny i przywodzi na myśl lidlowy Proviact, który bardzo lubię. Tu jednak kończy się litania pochwalna, a zaczyna Apokalipsa św. Jana. Moje ukochane migdały, będące dodatkiem do jogurtu, zostały bowiem potraktowane bestialsko. Zatopiono je w białej czekoladzie tak, że ich smaku można by szukać z lupą, gdyby tylko lupa pomagała ów smak odnaleźć. Ponadto czekolada sprawiła, że kulki stały się przesłodzone i nieatrakcyjne. Wykonanie instrukcji obsługi deseru, czyli dosypanie zawartości mniejszego pojemniczka do zawartości większego też sytuacji nie poprawiło. Po stoczeniu wewnętrznej walki dotyczącej rozstrzygnięcia sporu o sposób zjedzenia deseru, ostatecznie zdecydowałam się więc na schrupanie „migdałów”, a następnie przejście do jogurtu. Niestety plan ów, choć wydawał się przemyślany, nie był ani trochę trafiony, w związku z czym już po pierwszej łyżeczce szczerze żałowałam za grzechy. W wyniku zasłodzenia białymi bryłkami nie potrafiłam bowiem odnaleźć wanilii w jogurcie, który nagle wydał się mdły i wstrętny. Po wielkim poświęceniu, jakim było wmęczenie całości, przyrzekłam sobie, że nigdy więcej mullerowego Vanille d’Or nie kupię. Słowa na moje szczęście dotrzymałam.
Opis: Jogurt o smaku waniliowym z dodatkiem migdałów w białej czekoladzie.
Kcal na 100 g: 202 kcal
Waga: 120 g (101 g + 19 g)
Ocena: 2 chi
Salzburger Symphonie (233 kcal)
Oto wersja De Luxe, w której pokładałam największe nadzieje. Składa się ona bowiem z dwóch składników niemalże idealnych (no, takich na piątkę): pistacji i marcepanu. Ach, zapomniałam jeszcze o czekoladzie – to już potrójna rewelacja. O co zatem chodzi z umieszczeniem Salzburger Symphonie wśród niesmacznych, szatańskich wręcz deserów? Czyżbym pomyliła kategorię? Bynajmniej!
Po zerwaniu wieczka może i przywitał mnie jogurt pistacjowy, ale chyba tylko z nazwy i koloru. W smaku był on waniliowo-marcepanowo-jakiś – ani wyraźny, ani smaczny. Podobnie jak poprzednik, kompletnie nie współgrał ze słodkim dodatkiem w czekoladzie. Nie potrafiąc jednak uczyć się na własnych błędach ponownie obrałam taktykę zjedzenia dodatku, później zaś jogurtu. Czego oczywiście natychmiast pożałowałam. Marcepanowe kulki okazały się bardzo słodkie (w końcu to marcepan), ale także twarde jak głaz (zupełnie nie jak marcepan) i bez smaku (również nie jak marcepan). Po skończeniu z nimi kubki smakowe były kompletnie znieczulone i nie przyjmowały do wiadomości, że jogurt powinien mieć jakiś – jakikolwiek! – smak. Po raz kolejny wmusiłam więc w siebie mdłą, bezpłciową papkę, starając się przekonać mózg, iż ma przed sobą ambrozję. Nie wyszło. Wiedziałam, że z deserem tym nie chcę mieć do czynienia nigdy więcej i słowa ponownie dotrzymałam. Później zastanawiałam się jeszcze, czy za twardość
kamieni marcepanowych kulek nie odpowiadała czasem zbyt mocno przykręcona lodówka, ale wiecie co? Nie zamierzam tego sprawdzać.
Opis: Pistacjowy jogurt z marcepanowymi kulkami w czekoladzie.
Kcal na 100 g: 194 kcal
Waga: 120 g (100 g + 20 g)
Ocena: 2 chi
Jamaika Rum (232 kcal)
Jeśli kochacie rum i szukacie jogurtu, który będzie miał jego smak, to trafiliście idealnie, a Jamaika Rum musi trafić do waszego żołądka. W każdym innym wypadku trzymajcie się od tego z daleka. Spróbujcie sobie bowiem wyobrazić coś, czego konsystencja zupełnie nie pasuje do smaku. Niech będzie serek homogenizowany z dodatkiem smażonej z cebulką wątróbki. Czekolada brukselkowa. Sok ze świeżych ziemniaków z sosem pieczeniowym. Budyń parówkowy. Obrzydlistwa! A teraz przestańcie sobie wyobrażać i spróbujcie jednej łyżeczki tego deseru – niemalże całkiem pozbawionego słodyczy, wytrawnego, alkoholowego, o konsystencji zdecydowanie luźniejszej niż Jogobella czy nawet pozostałe De Luxy. Aż trudno powstrzymać myśli, że za rozrzedzenie odpowiada świeżo wlany tam rum. Fuj. I żeby było jasne – lubię rum, szczególnie w gorącej herbacie na stoku narciarskim. Mmm. Ale to coś? Niee. Nie. Nie, nie. Nie.
W drugim pojemniczku mamy za to rodzynki w czekoladzie, które – nareszcie! – są smaczne i można potraktować je jako samodzielny minideser. Ładnie pachną, są w idealnej proporcji z okalającą je czekoladą i nie przypominają kamieni. Jeśli więc życie wam miłe, nie mieszajcie ich z jogurtem, bo zniszczycie sobie tych kilka sekund przyjemności, które dzielą was od udręki spotkania z rumowym jogurtem. Albo lepiej od razu wywalcie gorszą część deseru. Po spróbowaniu jej nic nie będzie bowiem takie, jak było. Szczególnie wasze jamy gębowe, w których pozostanie okropny, wytrawny, alkoholowy posmak.
Opis: Połączenie jogurtu z rumem (zawartość alkoholu do 1%) z dodatkiem rodzynek w czekoladzie.
Kcal na 100 g: 193 kcal
Waga: 120 g (100 g + 20 g)
Ocena: 1 chi
Zdjęcia pochodzą z oficjalnej strony producenta.
Co?! Te smaki, które smakowały mi najbardziej i oceniłaby najwyżej (waniliowy i pistacjowy<3) Tobie nie smakowały…cóż, mam w ogóle inne smaki ;)
Nie wiem, jak te dodatki mogą Ci pasować do jogurtu. Toż to zbrodnia jeść je razem. Nie, nie, nie. Ale przynajmniej dzięki różnym gustom firmy nie zbankrutują. Dla każdego coś innego :)
Prawdę mówiąc, to właśnie moje ulubione i jedyne jadane przeze mnie smaki de Luxów (plus jeszcze Brazilian Lime). Za pozostałymi nie przepadam, te wręcz ubóstwiam. :P
Jadłyśmy pistacjowy i bardzo nam smakował :) Ale zdecydowane wolałyśmy najpierw zjeść jogurt a potem delektować się kuleczkami :)
U mnie żadna inna opcja jedzenia jogurtów, którym towarzyszą chrupki/dodatki o konsystencji stałej, nie wchodzi w grę, bo te „dwa światy” po prostu mi do siebie nie pasują.
Ej! Czekolada brukselkowa mogłaby być dobra! :D Kiedyś chciałam spróbować tej wariacji pistacjowo-marcepanowej, ale po Twojej recenzji już mniej mi się chce ;)
Wiesz… dużo osób uważa, że jest pyszna. Ja w każdym razie wolę nie próbować ponownie i żyć w ewentualnej niewiedzy ;)