Rzeczy, których nie rozumiem #3

Czy zdarzyło wam się kiedyś spojrzeć na coś i nie potrafić zrozumieć, dlaczego to w ogóle istnieje? W życiu jest mnóstwo powodów do zdziwienia, szoku, zbulwersowania. Niektórych nie rozumie się w pewnej części, innych zupełnie. Mnie szczególnie zainteresowały ludzkie zachowania, postawy i cechy charakteru. Niekiedy wydają się wręcz poza zasięgiem racjonalnego pojmowania. Jeśli macie ochotę na lekturę, przygotujcie się na podróż przez niejasności i niezrozumienia!

Jest to ostatnia część cyklu o rzeczach dla mnie niezrozumiałych. Zachęcam do przeczytania poprzednich:

7. Pożądanie dziecka

Czym jest pedofilia i jakie są jej granice? Wbrew pozorom to dosyć trudne pytanie, zważywszy na to, że człowiek człowiekowi nierówny, a raczej x-latka x-latce. Z potrzeby określenia prawa uznano, że to piętnaście lat będzie wiekiem, kiedy dziecko przemienia się w kobietę. Przynajmniej w Polsce. W rzeczywistości wszystko jest jednak bardziej skomplikowane, jako że czternastolatka może być doroślejsza od dużo starszej koleżanki albo do wykorzystania dojdzie dzień po urodzinach. I co wtedy? Gwałt – owszem, ale pedofilia już nie? Bo minęło kilka godzin od magicznej granicy? No, sprawa jest delikatna i chyba wymaga rozpatrywania indywidualnego.

Odnośnie pedofilii zdanie mam oczywiście takie, że to rzecz zła, a jeśli dwie osoby łączy prawdziwe uczucie, spokojnie mogą poczekać. Pomimo tego potrafię zrozumieć, że ktoś mógł się zainteresować nastolatką – podkreślam: zainteresować, nie zaś zabrać za nią po poznaniu wieku – nawet taką, której bliżej do dziesiątki niż pełnoletności. Dzisiaj dziewczyny potrafią wyglądać na o wiele starsze, zresztą nie bez premedytacji, i próbować korzystać z idących za tym przywilejów. No cóż, takie życie, takie czasy, taka… kultura?

To zaś, czego zrozumieć nie potrafię, to zobaczenie obiektu seksualnego w maleńkim dziecku, a nawet takim przed okresem dojrzewania, które ewidentnie ma fizyczne cechy dziecka. Niedawno zdarzyło mi się bowiem obejrzeć co najmniej dwa odcinki Uwagi, gdzie miało miejsce podobne okrucieństwo. Niemowlaki (!) trafiły do szpitala, krwawiąc, z połamanymi kończynami, wycieńczone i umierające.

Nawet jeśli jest się chorym i nie kontroluje się odczuwanego pociągu do dziecka, przecież pozostaje jeszcze kontrola własnych zachowań. Można po prostu powstrzymać się od aktu, a tym samym od wyrządzenia krzywdy fizycznej i psychicznej.

8. Zdrada w świeżym związku

Kwestia zdrady jest jedną z najtrudniejszych do rozstrzygnięcia. Jak by bowiem nie patrzeć, człowiek to zwierzę – ucywilizowane i kulturalne – ale nadal zwierzę. Wybaczenie (bądź nie) skoku na bok zależeć więc będzie wyłącznie od osoby, która tego doświadczyła. Nie jesteśmy w stanie niczego jej doradzić (choć możemy próbować), bo ostatecznie to ona wie, dlaczego tak się stało, co łączy ją z niewiernym partnerem, ile mają za sobą lat, czy w tle pojawiają się wspólne dzieci, posiadłości, kredyty…

Nie ma co mierzyć wszystkich jedną miarą i od razu przekreślać, ale nie ma też sensu wygłaszać złotych rad typu: „na pierwszy raz trzeba przymknąć oko”. W ogóle nie powinno się tworzyć żadnych zasad i już. Zdrada jest niewątpliwie zła i czegokolwiek druga osoba nam nie zrobiła, zdradzanie jej nie jest dobrym pomysłem na rewanż. Pomimo tego potrafię zrozumieć, dlaczego do niej dochodzi. Czynników są tysiące, więc nie będę ich wszystkich wymieniać. Niech wystarczą nam: zmęczenie materiałem, nuda w związku, niedopasowanie, długa nieobecność partnera, zakochanie, pożądanie, ciekawość… No, masa powodów.

To zaś, czego zrozumieć nie potrafię (napisałabym też, że nie chcę, ale nie na tym polega wpis… naprawdę chcę), to zdrada partnera w związku nieformalnym, niedługim i co gorsza w wieku bardzo młodym. Przykład: roczna znajomość dwudziestoparolatków. Nagle jedno z nich postanawia zdradzić (niech będzie facet, bo nie chcę pisać bezosobowo – sorry czytelnicy płci męskiej). Nie, nie przydarza mu się to po pijaku i nie, nie „pomylił pań” w ciemnym pomieszczeniu. Poznał kogoś nowego i zamiast zerwać z dotychczasową partnerką, zaczyna się umawiać z tą nową.

Pytam się ja: po co? Po co fundujesz tej biednej kobiecie dni i noce łez, po co chcesz ją wpędzać w kłopoty z zaufaniem i po co kłamiesz w żywe oczy? W sytuacji, w której nie łączy was absolutnie nic (poza miłością, która najwyraźniej z twojej strony jest niedostateczna), chcesz dalej ciągnąć coś, co nie jest już związkiem, ale farsą. Brakuje mi słów, by dalej pytać, więc jeśli potrafisz mi odpowiedzieć – zrób to.

9. Nietolerancja rzeczy wrodzonych

Nie ma na dzisiejszym świecie rzeczy równie przereklamowanej, co tolerancja. Kiedy robimy coś inaczej, wyróżniamy się lub denerwuje nas, że komuś nie odpowiada styl osoby, którą podziwiamy, z przyjemnością zasłaniamy się hasłem tolerancji. Prawda jest jednak taka, że gdybyśmy mieli tolerować wszystko i do niczego nie odnosić się krytycznie, samo słowo tolerancja musiałoby zniknąć ze słownika, ewentualnie pojawić się jako synonim słowa normalność lub codzienność, a my po paru dniach przebywania w takiej rzeczywistości na pewno byśmy zwariowali.

Ja w nietolerancji nie widzę niczego złego. Nie mówię tu o skrajnych przypadkach, co do których absolutnie każdy (no, prawie każdy) by się zgodził, jak nietolerancja wobec przemocy fizycznej, psychicznej, wykorzystywaniu innych i tak dalej. Chodzi mi zaś o nietolerancję pewnych postaw, zachowań czy nawet sposobów bycia, które dla innych są w porządku. Uważam na przykład, że można nie chcieć tolerować ludzi pijących na ławkach, młodych dziewczyn ubierających się w wyzywający sposób, osób zachowujących się ekspansywnie i tego typu rzeczy (starałam się znaleźć same łatwo wpadające w oko czy ucho).

Po drugiej stronie zagadnienia (nie)tolerancji stoi jednak wrogość, niezrozumienie i nieakceptacja rzeczy wrodzonych – pochodzenia, koloru skóry, wyglądu, orientacji seksualnej i tak dalej. Każdy z was na pewno wie, o czym mowa, szczególnie żyjąc w Polsce i widząc, jak traktujemy „odmieńców”. Przykład: homoseksualiści. Niech sobie żyją, ale poza naszym krajem, niech się nie zbliżają do mnie i moich dzieci, bo… nie wiem… zarażą nas swoim gejostwem? Niedawno usłyszałam w jakimś programie na TVNie wypowiedź dotyczącą kadry piłkarskiej, w której to właśnie nie powinni grać homoseksualiści. Sprawialiby bowiem kłopot „normalnym”, bo ci czuliby się nieswojo podczas pryszniców czy ataków z tyłu.

Nie będę już szukać owej wypowiedzi, żeby móc zacytować, ale chodziło o to, że gej mógłby kogoś „tryknąć” podczas meczu na środku boiska. Really? Podczas meczu? Na środku boiska? Nie wiedziałam, czy mam się zacząć śmiać, czy lepiej od razu płakać. Wyobraziłam sobie osoby homoseksualne, które nie mają nic lepszego do roboty, tylko w biały dzień, podczas zwykłych, codziennych zajęć zachodzić od tyłu osoby heteroseksualne i je molestować. Autorowi wypowiedzi jednak szczerze gratuluję wyobraźni.

Ten kontekst nietolerancji sprawia mi kłopot już od wielu lat i nijak nie potrafię go zrozumieć. Co próbuję zacząć rozmowę z jakąś osobą nietolerancyjną, zaraz robi się nieprzyjemnie i to – niestety, przyznaję – z mojej strony. Wyobrażam sobie bowiem sytuację, w której ktoś przestaje tolerować moją obecność w świecie tylko dlatego, że mam blond włosy, ileś tam centymetrów wzrostu, taki a nie inny rozmiar buta albo dwie ręce. Nie można, po prostu nie można być nietolerancyjnym wobec tego, jaki ktoś się urodził.

Jeżeli masz ochotę, śmiej się z dziewczyn z solarium, nażelowanych chłopaków z siłowni, nawet z osób wierzących, wegetarian czy pracujących w jakiejś tam branży – oni bowiem tę budzącą twoją niechęć cechę nabyli z własnych chęci, ale tych, których cecha owa jest naturą, zostaw w spokoju. Co ci da wyśmiewanie ich, rzucanie jajami i obrażanie? Czy naprawdę poczujesz się lepiej, szerząc nienawiść? Nie mogłoby być tak, że ty będziesz żyć swoim życiem, a im pozwolisz żyć ich własnym? Niech mają swoją kulturę, niech wyglądają inaczej, niech kochają się, zachowują i będą w świecie po swojemu. Ciebie spokój nic nie kosztuje, a dla nich oznacza szczęście.


I to by było na tyle. Początkowo planowałam napisać o dziesięciu rzeczach, których nie rozumiem – tak dla równego rachunku – ale uznałam, że na świecie jest jeszcze tyle postaw i zachowań, których nie potrafię objąć moim ograniczonym umysłem, że brakiem dziesiątego punktu zamanifestuję owo niezrozumienie, wyślę znak zapytania daleko w świat i zostawię furtkę dla przyszłych wpisów, gdybym jeszcze kiedyś chciała ponarzekać, że coś mnie przerosło.

Tak jak pisałam na początku, zapraszam do kulturalnej dyskusji, tłumaczenia i podawania własnych przykładów rzeczy, które wprawiają was w konsternację, oburzenie i tak dalej.

2 myśli na temat “Rzeczy, których nie rozumiem #3

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.