Pamiętacie wpis o mullerowych Milch Reisach? Oczywiście, że tak. Wspólnymi siłami dobraliśmy się w nim bowiem do dwóch pierwszych wariantów: śliwkowego – moim zdaniem najlepszego z całej serii, a także z czarnym bzem – średniaka i opcji wyłącznie dla miłośników leśnych owoców, drzew iglastych, papierzaków i tego typu spraw. Dzisiaj zaś, korzystając z biedronkowego dobrodziejstwa i rozszerzenia palety ryżowych smaków na polskim rynku, zaprezentuję wam dwa kolejne desery: z rabarbarem oraz z agrestem. Zapraszam wszystkich czytelników głodnych wrażeń, jak i… po prostu głodnych. Smacznego!
Milch Reis a la Kompott Rhabarber
Dziecięce lata, czas zabawy i beztroski, piski dziewczyn na dworze, dźwięki odbijanych o boisko piłek do koszykówki, a także mama kręcąca się po kuchni i wesoło wyrabiająca ciasto na słodziutką drożdżówkę z rabarbarem, który dziadek przyniósł prosto z własnego ogródka. Czy może być coś piękniejszego?
Oczywiście, że może, a raczej musi móc, szczególnie po kilkunastu latach, gdy mama nie kręci się już po tamtej kuchni, dziadek jest zbyt schorowany, by pielęgnować owoce i warzywa (btw, wiedzieliście, że rabarbar to warzywo?), ja zaś jestem zbyt leniwa, by cokolwiek upiec samodzielnie. Dla takich to ludzi – sceptycznych wobec obrazu siebie w roli cukiernika, ale jednocześnie tęskniących za dzieciństwem – Muller wprowadził kolejny smak z nowej serii Milch Reis a la Kompott, rabarbarowy właśnie. Póki co w Polsce dostaniemy go chyba tylko w Biedronce, ale już niebawem zaleje resztę sklepów, zwłaszcza Żabki i Freshe, które starają się nadrobić z nowościami i na dzień dzisiejszy oferują całą paletę limitowanych Jogobelli, Monte z ciasteczkami, pistacjowe Riso i takie tam. Wróćmy jednak do mullerowego ryżu. Jak pisałam, zapowiadało się fantastycznie. A jak wyszło?
Po zdjęciu wieczka przystąpiłam do standardowej czynności, a więc zaciągnięcia się cudownym aromatem. Moje usta momentalnie wykrzywił grymas niezadowolenia, w głowie zaś pojawił się czerwony neon z napisem: coś tu śmierdzi, a raczej śmierdzi tu czymś. Nie mogłam się oprzeć, by tego (czytaj: wsadu owocowego) nie spróbować. Jaki był w zapachu, tak smakował. Dziwnie, nienaturalnie… wstrętnie! Wniosek był jeden: albo drożdżówki mamy skrzywiły mój pogląd na rabarbar i niesłusznie podniosły jego wartość spożywczą, albo ten różowy żel z rozciapanymi, chrzęszczącymi pod zębem kawałkami warzyw wyjątkowo się mullerowi nie udał. Smakuje jak najgorsze lekarstwo albo nie wiem… plastikowa siatka z Biedronki.
Skoro zaczęłam już narzekać, do worka pokutnego dorzucę jeszcze parę nici związanych z polskim opakowaniem (tj. naklejką ze składem), które przyklejono idealnie na niemieckie, gdzie podane były wartości odżywcze. Jak dobrze, że Muller posiada stronę, na której można wszystko sprawdzić i dowiedzieć się, co i w jakiej ilości spożywamy. Polskiemu dystrybutorowi zaś gratuluję pomyślunku.
Na koniec zostały nam do omówienia przyjemniejsze strony deseru, czyli między innymi mleczny, delikatny jogurt, w którym zatopiono niedogotowane, lekko chrupiące, charakterystyczne dla Mullera kawałki ryżu. Ponadto, żeby oddać Milch Reisowi sprawiedliwość, po zmieszaniu wstrętnego sosu z białą częścią wcale nie był już taki zły. Słodycz mleka nabrała kwaskowatości rabarbaru, a czynnik odpowiedzialny za jego obrzydliwość zniknął. Z tego powodu przyznaję deserowi 4 chi, choć gdybym oceniała sam sos, dostałby jednego chi i kopa w rabarbar. Szkoda, bo napaliłam się na niego jak sumo na baleriny, a tu taka niemiła niespodzianka. Na szczęście kosztowała mnie ona niecałe dwa złote, dwie minuty spaceru do Biedronki i 176 kalorii w biodrach. Nie mam czego żałować, a może nawet kupię go ponownie.
Opis: Deser mleczno-ryżowy z wsadem rabarbarowym
Wartość energetyczna na 100 g: 100 kcal (i 176 kcal w deserze)
Wartości odżywcze na 100 g: białko 2,8 g; węglowodany 20 g – w tym cukry 14,7 g; tłuszcz 2 g.
Skład: mleko pełne, maślanka, woda, cukier, woda, rabarbar 9,5%, ryż 6,1%, jaja, dekstroza, skrobia modyfikowana, substancje zagęszczające: pektyny, mączka chleba świętojańskiego, guma guar; koncentrat soku cytrynowy z zagęszczone soku cytrynowego, kwas: kwas cytrynowy; regulator kwasowości: cytryniany sodu; koncentraty soków z marchwi, czarnej porzeczki, winogron; sól, aromat.
Ocena: 4 chi
Milch Reis a la Kompott Stachelbeere
O ile przy pierwszym biedronkowym Milch Reisie mogłam się tylko domyślać, o tyle przy drugim wiem już na pewno, że Muller – wybierając smaki – konsultował się z moim dziadkiem. Jak inaczej wytłumaczyć, że najpierw użył rabarbaru, który dziadek przynosił z działki mojej mamie, żeby piekła drożdżówki, a potem wybrał agrest, który pamiętam chyba najlepiej ze wszystkich krzaczków, bo rósł wzdłuż głównej alejki prowadzącej do altanki i kusił przechodzących dojrzałymi, okrągłymi, zielonymi i bordowymi kulkami? No jak? Coś w tym jest, mówię wam.
Jeśli mam być szczera, rozczarowawszy się rabarbarowym deserem nie pokładałam zbyt wielkich nadziei w jego agrestowym odpowiedniku. Fool me once, shame on you – fool me twice, shame on me! Zerwawszy wieczko i zaciągnąwszy się zieloną breją zmieniłam jednak zdanie. Accchhh! Powróciło dzieciństwo i wszystko to, na co liczyłam wieczór wcześniej, spożywając… ale dość już o tamtym niewypale. Agrestowy Milcheris okazał się deserem idealnie odzwierciedlającym swoją nazwę – a la Kompott, w czym przypominał wariant śliwkowy. Owoce były prawdziwe, intensywne w smaku, słodko-kwaśne i nawet nie przeszkadzały mi ich (zmiękczone na szczęście) skórki, których w dzieciństwie bardzo nie lubiłam i wypluwałam z powrotem w krzaki. Z delikatnym, mlecznym i twardawym ryżem komponowały się idealnie, tylko bardzo żałowałam, że jest ich tak mało. To znaczy mało jest sosu, bo owocowych flaczków wewnątrz wystarczająco.
Podsumowując: szkoda, że Muller zaproponował agrestowy smak tak późno. Całość jest bardzo lekka i orzeźwiająca – byłaby wprost idealna w ramach letniego podwieczorku. Nie można także zapomnieć o wsadzie, którego jest stanowczo za mało. Owoce tracą na intensywności po wymieszaniu z ryżem, a tak nie powinno być. Co było zaletą w rabarbarowej wersji, tu stanowi wadę. Jakby jednak nie patrzeć, zielony Milch Reis smakuje rewelacyjnie i na pewno kupię go ponownie.
Opis: Deser mleczno-ryżowy z wsadem agrestowym.
Wartość energetyczna na 100 g: 109 kcal (i 175 kcal w deserze)
Wartości odżywcze na 100 g: białko 2,8 g; węglowodany 19,8 g – w tym cukry 11,8 g; tłuszcz 2 g.
Skład: mleko pełne, maślanka, woda, cukier, woda, agrest 8,7%, ryż 6,1%, przecier z agrestu 1,1%, jaja, dekstroza, skrobia modyfikowana, substancje zagęszczające: karagen, mączka chleba świętojańskiego, guma guar; regulator kwasowości: cytryniany sodu, kwas jabłkowy; koncentraty soków z pokrzywy, szpinaku, kurkumy, marchwi, dyni; sól, aromat.
Ocena: 6 chi
Dane zbiorcze:
Nazwa: Milch Reis a la Kompott
Producent: Molkerei Alois Muller GmbH & Co. KG
Waga: 160 g (125 g ryż mleczny + 35 g wsad owocowy)
Upolujesz w: Biedronka
Cena: 1,99 zł
Pozdrawiam owocowo :)
PS Teraz marzy mi się Milch Reis z kiwi albo kwaśną pomarańczą. Ktoś podpisze się pod petycją?
Agrestowy jadłyśmy dzisiaj i jest pycha :) Kwaskowy smak owoców idealnie łączy się z ryżem :) Rabarbar czeka w lodówce i miałyśmy co do niego największe nadzieję… Może będziemy miały inne zdanie :)
Koniecznie podzielcie się opinią po :)
Faktycznie zapach wsadu rabarbarowego od razu skojarzył nam się z syropem na kaszel. Dodatkowo był zdecydowanie za słodki :/ Jednak z ryżem dało się go zjeść i w miarę jedzenia coraz bardziej dało się wyczuć jego smak. Podsumowując zdecydowanie wolimy własne konfitury z rabarbaru :)
Czyli nie tylko ja miałam wrażenie przyjmowania leku… hmm… coś w tym zatem musi być.
Tym agrestowym mnie rozbroiłaś! Mam co prawda w lodówce 2 (z resztą każdego mam po 2 i moja lodówka to minimarket) ale chyba tego dokupię jeszcze :D
U mnie to samo. Górna półka (czyt. jogurtowa) jest zawsze najbogatsza w produkty.
Nie widziałam ich jeszcze, dobrze że dajesz znać. :>
Proszę bardzo :) Ja z kolei dowiedziałam się od czoko. Wiadomość idzie łańcuszkiem. Szkoda, że nie da się zapisać do jakiegoś ogólnopolskiego newslettera słodyczowych i jogurtowych nowości. To by było coś!
Wiedziałam, ze o czymś zapomniałam w Biedronce, miałam wziąć agrest.
Teraz się trochę obawiam tego rabarbaru, mam nadzieje, ze po wymieszaniu będzie mi smakować
Jeśli życie Ci miłe – mieszaj od razu, nie próbuj samego rabarbaru (i tak wiem, że spróbujesz :P).
O mamo, błagam, nie :D. Znowu Muller. Wszędzie Muller!!! :o ;)
Nie miałcz, teraz będzie dłuuuga przerwa od Mullera!
ja uraczylam sie wczoraj sliwkowym. taki se.
O nie, jak możesz! Pyszna była :)