Żeby nie załamywać ani was, ani siebie, wpis ten zacznę od pozytywnego stwierdzenia, że na polskim rynku dostępnych jest kilka smaków pysznego czekoladowego deseru autorstwa czcigodnego pana Ehrmanna, nie zaś od negatywnego, iż na rynku niemieckim jest ich kilkadziesiąt, a ponadto właśnie weszły świąteczne wariacje różnych serii jogurtowych – piernikowe, marcepanowe, cynamonowe, karmelowe… nie, o tym wcale nie zamierzam wspomnieć. Nawet nie wymienię wam smaków takich jak czekolada z marcepanem, tiramisu z marcepanem, czekolada z karmelem i kawałkami orzechów na dnie, szarlotka z wanilią czy wanilia z ciastkami pokrytymi płatkami migdałów, by nie zrobiło wam się przykro, że mieszkacie tu, a nie za zachodnią granicą. Im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz – czyż nie tak się mawia? Dlatego oszczędzę wam krótkich żywotów, nie powiem, jak za granicą jest świetnie i nie zdradzę, że wszystko, co najlepsze, znajdziecie na stronie www.ehrmann.de.
Dziś, z racji, iż jest to wpis bardzo pozytywny i ani trochę nieprzesiąknięty goryczą wobec małego wyboru fantazyjnych deserów w Polsce oraz marzeniem o wyprawie do Niemiec, zaprezentuję wam dwa smaki cudu o nazwie Grand Dessert, o którego wydaniu biedronkowym, ukrytym pod nazwą Dessella Premium, już pisałam, teraz zaś sięgnęłam nieco dalej, aż do zbiorów zacnego i oddalonego o czterdzieści minut jazdy tramwajem Carreofura (jeszcze kilka razy tyle i byłyby Niemcy, o których już w ogóle nawet nie myślę). Podstawę obu stanowi głęboka, gęsta, ciężka czekoladowa maź – takie budynio-coś, co w Desselli z czystym sumieniem oceniłam na 6 chi i unicorna. Na wierzchu pierwszego znajdziemy bitą śmietanę miętową, drugiego zaś czekoladowo-śmietankową. Jak wypadły i czy dorównały poprzednikowi? Sprawdźmy to, gdyż nie możemy w tej chwili zrobić niczego innego (np. dokonać ich analizy względem deserów łatwo dostępnych za niemiecką granicą).
Grand Dessert Mint
Czy wiecie, że nie lubię mięty? Jeśli nie, to teraz już wiecie. Jest oczywiście kilka form, w których mi ona odpowiada. Mogłabym tu wymienić pastę do zębów, gumę do żucia (choć tylko tę łagodną), herbatę. I to w zasadzie tyle. Wszelkie jogurty, lody, czekolady i inne słodycze, którą wykorzystują ją jako dodatek, skutecznie mnie odstraszają. Miętowa stracciatella? Łeee. Sławetne After Eight? No, thanks! Pełnowymiarowa tabliczka z miętowym nadzieniem? Dziękuję, postoję. Z tego też powodu obok miętowego Grand Dessertu zawsze przechodziłam obojętnie, czasem tylko rzucając w jego kierunku pogardliwe spojrzenie. Po przetestowaniu czterech deserów z kaszą manną od tego producenta oraz setnym zakupie Desselli uznałam jednak, że czas się przełamać. Co mi szkodzi… najwyżej umrę. Każdy kiedyś umiera, a ponieważ w grach ma się kilka żyć, to czemu by nie sprawdzić, czy i ja ich nie mam? I tak oto dokonałam zakupu miętowo-czekoladowego budynio-cosia, dobrowolnie wchodząc na terytorium wroga. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.
Jak widzicie – przeżyłam i nawet nie musiałam wykorzystywać zapasowych żyć, które nadal twierdzę, że mam. Deser okazał się wspaniały, a ja – choć wcale nie zmieniłam zdania co do mięty – z przyjemnością kupię go ponownie. Dół był, jak zwykle, intensywnie czekoladowy, ale nie przesłodzony, gęsty, masywny. Góra lekka, piankowa, bardzo (!) odświeżająca – nawet po konsumpcji w buzi pozostawało uczucie, jakbym wyżuła porządną gumę. Albo całą paczkę. Z zewnątrz wydawało się, że śmietany jest mało, w rzeczywistości zaś znajdowała się w swoistym grajdole, gdzie było jej naprawdę sporo. Od czekolady oddzielona została milimetrową warstewką śmietanki w kolorze białym. Jak uroczo! Z przyjemnością jadłam samą piankę, sam budyń, jak i oba naraz. Dla mnie, osoby nielubiącej mięty, to wielkie zaskoczenie. Nie tylko skończyłam deser, ale byłam wręcz zasmucona, że jestem już po. Cudowne doznanie, po którym na dodatek zostaje miłe uczucie odświeżenia w ustach (można od razu iść się całować).
Ocena: 6 chi
Grand Dessert Raffinesse Schoko
Teraz z kolei zajmiemy się deserem, co do którego nie miałam z początku żadnych zastrzeżeń. Budyń jest, dwukolorowa śmietanka jest, czego więcej chcieć od życia? Jak się miało jednak okazać, chcieć można o wiele, o wiele więcej.
To, czego zdecydowanie w podobnych deserach nie lubię, to kiepskiej jakości bita śmietana. A nawet nie jakości, bo na skład rzadko kiedy patrzę, ale kiepskiego smaku. Jakaś taka mdła, niedorobiona, niekochana przez tatę-producenta. Z tego powodu niektóre desery kupuję tylko wtedy, kiedy zapomnę, jakie są złe. Przykład: Satino, odpowiednik Deseru z koroną. Trafiając na jego górną warstwę można się naprawdę załamać. Dlatego, gdy minie jakiś czas, a mi włączy się chwilowa amnezja, po zerwaniu wieczka i pierwszej łyżeczce muszę natychmiast ściągnąć i wywalić całą tę „bitą śmietanę”. Ohydztwo.
Wróćmy jednak do Grand Dessertu, w którym nie było aż tak źle, ale nie było też dobrze. Do czekolady, standardowo, nie mam najmniejszych zastrzeżeń, za to góra… yuk! Ciemne plamki zdecydowanie lepsze, ale nie ratowały sytuacji – było ich mało, gdyż cały spód wypełniała pianka w kolorze białym, o smaku mdłym i zasmucającym. To przez nią nie mogę przyznać deserowi 4 chi, choć naprawdę bym chciała. Po prostu wiem, że nigdy więcej po niego nie sięgnę.
Na dokładkę napiszę jeszcze, że Grand Desserty potwierdziły moje przypuszczenie, które zrodziło się podczas konsumpcji Desselli Premium, a przybrało na sile po spotkaniu z kaszkami, mianowicie Ehrmann z lubością dodaje do absolutnie każdego swojego produktu żelatynę wołową, strzelając tym samym w kolano (żołądek?) wegetarianom. Cóż, moi biedacy, choć w przypadku drugiego smaku nic was nie omija, to w przypadku poprzedniego i całej reszty… ech... naprawdę wam współczuję!
Ocena: 3 chi
Dane zbiorcze:
Nazwa: Grand Dessert
Opis: Deser mleczny o smaku czekoladowym z bitą śmietaną o smaku miętowym/czekoladowo-śmietankowym.
Dystrybutor: Ehrmann Polska Sp. z o.o.
Wartość energetyczna na 100 g: 122 kcal – Mint/121 kcal – Raffinesse Schoko
Wartości odżywcze na 100 g: na zdjęciach
Skład: na zdjęciach
Waga: 200 g
Upolujesz w: Carrefour
Cena: paragon zaginął w akcji
! Ze względu na zawartość żelatyny wołowej deserów nie polecam wegetarianom.
Pozdrawiam ze smakiem :)
BOŻE ŻELATYNA CZEMU, BOŻE CZEMU?! ;___;
Bóg: bo tak!
:P
Też nie lubimy mięty a najbardziej w lodach i czekoladach :) Może i my byśmy się do tego deseru przekonały :)
Do odważnych świat należy!
Ja uwielbiam miętę, więc bardzo możliwe, że pierwszy smak i mi by posmakował. Gdyby tylko chciało mi się po niego jechać na drugi koniec mojego -jakże pięknego tą jesienną porą- miasta. Chociaż ostatnie zdanie jego opisu.. cóż bardzo zachęca. :D
No nie? Aż mam ochotę jechać po następny, a nuż w drodze powrotnej napatoczy się jakiś przystojniacha :P
Ha, za produktami z marcepanem płakać nie będę. Jest to jeden z tych składników przy których się zastanawiam komu to może smakować. Teraz się zorientowałam, że przecież widziałam ostatnio jogurty tej marki w PiP, moje zainteresowanie wzbudziły słoiki… za dużo Instagrama.
Deser czekoladowy z musem miętowym brzmi dość nietypowo i ciekawie, nawet lubię takie połączenia, zapisać-zapamiętać.
Satino spróbowałam raz, parę lat temu. Ten raz wystarczył. Never again
Żałuję, że ja nie mam takiej dobrej pamięci, bo Satino kupiłam już kilkukrotnie i za każdym razem byłam bliska odebrania sobie życia.
pewnie jesteś kotem o 9 życiach:) drugi deserek ładniejszy a tu proszę jak można się przejechać oceniając tylko po wyglądzie
Gdybym miała zostać zwierzakiem, zdecydowanie byłabym kotem, ale domowym, któremu podtykają pod pyszczek dobre żarełko, dużo głaszczą i czochrają, a także pozwalają całe dnie spać na ciepłym kaloryferze. Nic piękniejszego.