Wszystko, co dobre, przybywa do nas z Ameryki (tylko spokojnie, wyolbrzymiam na potrzeby wpisu). Do tej pory zdążyłam już pokochać tamtejszą kulturę, muzykę, filmy, książki, święta… przyszedł więc czas na serię Reese’s Peanut Butter!

***
Reese’s Pieces
Do słodyczy, które są synonimem wcielonego zła, zaliczam różnego typu cukierki, lizaki, większość żelków, absolutnie wszystko z dodatkiem anyżu, a także pastylki w stylu M&M’s czy Lentilków. Co mnie zatem skłoniło, by wrzucić do koszyka Reese’s Pieces – produkt mały, a wcale nie tani? Cóż, oczywiście ciekawość smaku. Do tej pory nie jadłam bowiem nic, co bazowałoby na maśle orzechowym (poza KitKatem, którego uznałam za niedobrego), więc gdy odwiedzając Kuchnie Świata trafiłam na całą półkę zapełnioną wariacjami na temat Reese’s, zapiszczałam z radości. I do bardzo dosłownie, niemal się zapowietrzając. Wydałam z siebie bliżej nieokreślone hyyyyyyyy, na które stojący w pobliżu mężczyzna zareagował śmiechem (taka tam zabawna sytuacja, trochę wstydu, ale co poradzić?). Wiedziałam, że nie wrócę do domu bez pojedynczej sztuki każdego z tych produktów.
Przygodę z Reese’s rozpoczęłam zatem od wersji dropsowej, nieco kontrowersyjnie, ale samo tak wyszło, bo kres życia cukierków był niepokojąco bliski. Mimo iż wymysłów tego typu nie lubię, spodziewałam się prawdziwego wow. W końcu to Te Sławne Reese’s, w końcu to znane i uznane masło orzechowe. Wgryzając się w którąś z rzędu pastylkę zaczęłam się jednak zastanawiać, co jest ze mną nie tak. Nie tylko bowiem nie nastąpił oczekiwany efekt wniebowzięcia, ale słodycz mi wręcz nie smakował. Masło orzechowe okazało się leciutko słone – przyjemne, ale jakieś takie twarde, a otoczka cukierka… no, jak otoczka cukierka. Której, jak pisałam, nie lubię. Dropsy występowały w trzech kolorach: żółtym, pomarańczowym i brązowym, przy czym zjadliwe były tylko te ostatnie, mające posmak czekolady (nie wierzę, że była to autosugestia, naprawdę wyczułam czekoladę!). Na nieszczęście było ich najmniej, toteż szybko się skończyły.
Reese’s Pieces nie dojadłam do końca, choć nie tylko ze względu na fakt, iż mi nie smakowały, ale również chciałam podzielić się nimi z przyjacielem, który nigdy wcześniej amerykańskich masłoorzechowych wynalazków nie próbował, a ponadto przepada za Lentilkami. Jak mu smakowało? Nie wiem, nie omówiliśmy naszych doznań zbyt szczegółowo. Mam nadzieję, że następnym razem, czyli przy teście Reese’s Cups, które również dla niego zostawię, uda się te odczucia naprawdę porównać. Tymczasem omówionym cukierkom przyznaję marne 2 chi. Uważam, że sprawdzą się wyłącznie jako ozdoba do tortów, babeczek i deserów lodowych (choć ja i tak bym je pozdejmowała).
Ocena: 2 chi
Reese’s Nut Bar
Jeśli chcecie zobaczyć najbardziej obrzydliwy batonik świata, spójrzcie na zdjęcia znajdujące się pod tą częścią recenzji. Albo nie, poczekajcie jeszcze chwilę, przeczytajcie tekst, a dopiero potem kliknijcie na powiększenie. Jak słowo daję…
Reese’s Nut Bar to czekoladowy wyrób fizjonomią swą odpowiadający porządnej porannej kupie. Punktów do obrzydliwości dodaje mu również fakt, że za sprawą ciepła obszedł szarym meszkiem, który poważnie zniechęcał mnie do zbliżenia batona do ust, a co dopiero ugryzienia i przełknięcia. Czego jednak nie robi się dla recenzji… Po zmuszeniu się do tego desperackiego kroku moje kubki smakowe zaatakowała słodycz czekolady o smaku cukru, nie zaś czekolady, surowych (tj. nieuprażonych jak choćby w Snickersie) orzechów oraz lekko słonego, kruchego masła orzechowego. Najbardziej odczuwalny był pierwszy składnik, który z każdą sekundą obrzydzał mi jedzenie. Znajdźmy jednak jakieś pozytywy.
Poza upodobnieniem się do kupy, Reese’s Nut Bar kształtem przypominał nieco Liona, którego bardzo lubię, zwartością i ciężkością zaś Snickersa. Jak się szybko okazało, nie dorównywał żadnemu z nich. Choć urzekły mnie ogromne kawałki orzechów zatopionych w karmelu, ani one, ani karmel, nie smakowały tak, jak bym tego chciała. No kurczę, tam w ogóle nic nie smakowało, wszystko było po prostu słodkie. Znów z pozytywów zrobiły nam się negatywy, spróbuję więc raz jeszcze.
Dla kogo jest ten baton? Hmm. Może dla mężczyzn, którzy mają kompleksy, a ich ukochana pragnie wybić im je z głowy, pokazując, że nie wszystko krzywe (patrz: zdjęcia) jest… chociaż nie, tym razem jest naprawdę złe. Cóż, chyba jednak nie znajdę nic pozytywnego. Albo dobra, mam – można się nim najeść, bo jest masywny, jak wcześniej wspomniałam. I po zakończeniu konsumpcji raczej nie będziemy mieli ochoty na nic więcej, więc w pewnym sensie jest dietetyczny. To chyba tyle. Batona można zjeść raz, ale nigdy więcej.
Ocena: naciągane 3 chi za smak, ale 2 chi za całokształt
Reese’s Sticks
Za masłoorzechowe wafelki zabrałam się tuż po tym, jak skończyłam z kupą Nut Barem. Było mi za słodko, ale przede wszystkim chciałam zagryźć tamten wstrętny smak i zagłuszyć wspomnienie o szarym nalocie. Brrr. Ponadto miałam względem nowego słodycza większe oczekiwania – w końcu to wafelki, a więc coś lekkiego, kruchego, delikatnego. Czy tym razem udało mi się nie rozczarować?
Reese’s Sticks, jak i jego poprzednicy, pachniał bardzo intensywnie, masłoorzechowo. Otaczającej go czekolady było mało, jak to w wafelkach, nadzienia zaś (masła orzechowego) niezwykle dużo. Producent posmarował nim kruchą powierzchnię na bogato, ani trochę sobie nie żałując. Zamiast trzech cienkich warstewek dostaliśmy więc dwie porządne warstwichy, w których wyczuć można było i orzechy, i sól. Już w połowie konsupcji poczułam jednak ogromne przesłodzenie, które spowodowało mdły posmak w tyle języka, co zdarza mi się tak rzadko, że sytuacje owe mogłabym policzyć na palcach jednej dłoni. I nie ma to związku z wcześniej zjedzonym Nut Barem, jako że nie raz pochłonęłam całą czekoladę czy kilka batonów i nic mi nie było. To ewidentna wina Reese’s i totalnego przesłodzenia tychże produktów. Masakra.
I teraz mam kłopot z oceną, bo skoro Pieces przyznałam 2 chi, a Nut Barowi (za smak) aż trzy, to Sticksom wypada dać o jednego chi więcej, czyli cztery. Taką ocenę dałam jednak innym produktom, m.in. ciastkom Oreo, które smakowały mi o wiele bardziej. Niech więc będzie, że testowane dziś wafelki otrzymają 4 chi, ale z minusem, którego dotąd nigdy nie zastosowałam. Żadna inna ocena nie byłaby sprawiedliwa.
Ocena: 4 chi z minusem
Podsumowując przygodę z Reese’s, jednocześnie nie będąc jeszcze nawet na jej półmetku, mogę stwierdzić, że chyba jednak nie jestem aż tak wielką fanką masła orzechowego, jak mi się zdawało. Albo wręcz odwrotnie – jestem, ale niezwykle ortodoksyjną i konserwatywną, przez co każde „inne” jego zastosowanie budzi mój wstręt, odrazę i chęć palenia masłoorzechowych tęczy.
Wyszło na to, że lubię tylko klasycznie, na przekrojonej wcześniej bułce, bez żadnych zboczeń i ekstrawagancji. Masłoorzechowym liberałom mówię więc na dzień dzisiejszy: NIE, chyba że pokażecie mi taki produkt, który zupełnie mnie oczaruje, przewartościuje mój światopogląd, zawładnie kubkami smakowymi i zmusi mnie do zaśpiewania za Michaelem Jacksonem: you rocked my world, you know you did!
Do tego czasu pozostanę jednak sceptyczna.
Takie słodycze to nie dla mnie (jadłam kiedyś krążek masła oblany czekoladą – okropnie słodkie i mdłe), ale może będziesz opisywać po prostu masło orzechowe Reese? :) Jeszcze nie miałam okazji go spróbować, a słyszałam na ten temat wiele dobrego.
Po dotychczasowych nieprzyjemnosciach raczej nie planuje go kupowac, bede sie trzymala lidlowego.
Moim faworytem jest Black Rose, ale obecnie męczę Sante (które w sumie też nie jest najgorsze).
O Black Rose słyszałam i z chęcią kiedyś spróbuję. Sante nie miałam nigdy, przygodę zaczynałam od Felixa. Z Lidla (z Tygodnia Amerykańskiego) jadłaś?
Olga! To z Felix’a to nie masło orzechowe tylko orzechowy krem, bo żadne masło orzechowe nie zawiera tak małej ilości orzeszków…65% boże, a co jest resztą? To masło przecież smakuje jak plastik. Z Lidla dla mnie jest za słodkie, a najlepsze jakie dotąd jadłam to z M&S oraz Sun Pat
No właśnie pamiętam, że ono miało bardzo mało orzechów w składzie, ale jak pierwszy raz sięgnęłam po słoik, to wystraszyłam się wysokiej kaloryczności i dlatego wybrałam Felixa… Teraz mam to gdzieś, bo wolę dobry smak :)
Nie jadłam, ale rozumiem, że warto spróbować. :)
Jak najbardziej, ale wersję crunchy, bo można od razu zawiesić na czymś ząb
To jesteśmy zaskoczone, bo my po zjedzeniu babeczek Reese’s jesteśmy oczarowane :) Bardzo żałujemy, że nigdzie w okolicy nie możemy dostać żadnych produktów z tej firmy :/
Ja wciąż mam nadzieję, że babeczki mi posmakują. Mam ich tak dużo w zapasie, że szkoda byłoby oddawać.
Jak Ci nie zasmakuje to ja chętnie przygarnę :) :D
A ja chętnie wymienię się za coś innego, dobrego! I mówię całkiem poważnie.
Trudno nie przyznać, że Reese’s jest przesłodzone ale ja je uwielbiam, od nich zaczęło się moje uwielbienie do masła orzechowego i darzę je miłością bezwzględną. Ale spokojnie, moja miłość nie uwzględnia atakowania osób, którym Reese’s nie smakują, powaga :D A teraz muszę iść wyczyścić mój topór bojowy, strasznie trudno jest pozbyć się zeschłej krwi.
Przepraszam?! Co tak słabe oceny?! Wszędzie powinien być unicorn smaku! :D
Nie mogłam ;( Tak naprawdę zakup powtórzyłabym tylko w przypadku Sticksów. Mam nadzieję, że Cups będą lepsze. A co do Nut Bara… widzisz, jaki on jest obleśny?! :D Jak to można chcieć jeść?!
Huh, no to chyba jednak nie mam ochoty spróbować produktów Reeses :D
Zaraz się wścieknę. Już od paru dni nie publikują się u Ciebie moje komentarze!!! Wrr, grrr…
Jestem zaskoczona. Nie jadłam nic z Reeses, ale nie spodziewałam się aż tak negatywnych opinii. Dotąd na blogach recenzjom Reeses zawsze towarzyszył pełen entuzjazm ;)
Sprawa komentarzy już rozwiązana.
Odnośnie Reese’s – naczytawszy się opinii liczyłam na coś pysznego i naprawdę niezwykłego, a tu… sama widzisz. Mnie też to dziwi!
To bywa frustrujące :D. Człowiek się napali na dany produkt, a tu zonk…
osoba, ktora pisze nie jest fanka produktow z maslem orzechowym. nie masz co sie sugerowac opinia (: risy sa najlepsze na swiecie
Muszę Cię zamartwić, ale lubię dobrze wykonane słodycze z masłem orzechowym. Wystarczy kliknąć tu lub tu.
Ja mimo wszystko jadłabym, bo pamiętam smak słodyczy z tej firmy, tylko teraz nie mam do nich dostępu:((
Trzy słowa: nie rozumiem Cię! :P