Moja blogowa przygoda z produktami firmy MARS rozpoczęła się od niepozornych miniaturek popularnych batonów, które dzień później zaprezentowałam w wersji cukierkowej. Myślę, że to załatwiło sprawę testowania oryginalnych rozmiarów, które smakowo i składowo nie różnią się od wyżej wymienionych zbyt wiele, o ile w ogóle. Jeśli proporcje czekolady, nugatu, orzechów, karmelu itd. w maluchach zostały zachowane, to z pewnością nie były one gorsze od swych kuzynów. Tyle o wariantach podstawowych.
W dzisiejszym wpisie najnowszej serii wpisów pragnę zaprezentować pięć kolejnych produktów wspomnianej już firmy, które w jakiś sposób stanowią wariację na temat Snickersa, Marsa, Twixa, Milky Waya i Bounty’ego. Przedstawię je w tej właśnie kolejności, by nawiązać do poprzednich recenzji, tekst zaś podzielę na odpowiadające batonom fragmenty, by ilość informacji była łatwo przyswajalna. Jak zwykle bowiem jestem ciekawa, co sami sądzicie o opisanych słodkościach, a jeśli wrzucę wszystkie naraz, opinie i odczucia rozmyją się w natłoku słów (ach, jak poetycko). Życzę zatem miłej lektury i czekam na wasze typy najsmaczniejszych, jak i najgorszych „dodatkowych” batonów firmy MARS.
Snickers & Hazelnut
Limitowany Snickers z dodatkiem orzechów laskowych powala swoim rozmiarem – to pierwsza rzecz, jaką mogę i zarazem muszę powiedzieć o tym produkcie. Osobiście preferuję zwykłe batony, których wielkość da się przyswoić podczas jednego posiedzenia, nie musząc dzielić się ze współlokatorem (którego albo się nie ma, albo jest niejedzącym czekolady psem), lub też trzeba odłożyć na później, martwiąc się przez resztę dnia, czy baton aby na pewno nie zwietrzeje, nie obejdą go mrówki faraona albo głodna mama posiadająca zapasowy klucz do mieszkania nie złapie go podczas potencjalnego wtargnięcia na teren prywatny (spróbowałaby). Producent uznając, że nikt nie jest w stanie zjeść siedemdziesięciu pięciu gram Snickersa (z własnego ważenia wiem, że baton ma nawet więcej), podzielił go na połówki. Niestety, panie Marsie, muszę pana rozczarować: myślę że większość użytkowników nowego produktu i tak wepchnęła go w siebie na raz, zafundowawszy swojemu organizmowi mały seans mdłości. Zacznijmy jednak od początku, czyli od wyjęcia kolosa z opakowania.
Odrzuciwszy na bok zieloną odzież wierzchnią (ja tam wolę zwykłą, brązową), moim oczom ukazały się dwa małe mniejsze od tradycyjnego Snickersa batony przywodzące na myśl nieszczęsnego Bounty’ego (oh god, why?!). Po rozkrojeniu i zbliżeniu nosa do jednego z nich dało się wyczuć zapach… Snickersa, a to niespodzianeczka. Od batona dostępnego w regularnej sprzedaży nie różni się także wyglądem w przekroju: cieńszą warstwą jasnego nugatu, intensywnym karmelem z równomiernie rozprowadzonymi, choć chyba nieuprażonymi orzeszkami oraz zadowalającą grubością polewy czekoladowej.
Czytając recenzje na innych blogach nastawiłam się na gorszy lub chociaż inny smak. Nie odnalazłam go. Dla mnie baton był tak łudząco podobny do zwykłego Snickersa, że dostając kawałki obu, bez opakowań oczywiście, za nic w świecie nie rozpoznałabym, który jest limitowany. Orzechy czuć w nim wyraźnie, to fakt, ale według mnie są to nadal fistaszki, a nie orzechy laskowe. Dopiero pod koniec konsumpcji, zmęczywszy prawie całe siedemdziesiąt pięć gram, poczułam wyraźny posmak soli, którego nigdy wcześniej nie odnotowałam. Ok, może więc to jest ta „diametralna różnica” między oboma wersjami. Tak? Nie wiem, nadal nie jestem przekonana.
Ostatecznie wyszło więc na to, że Snickers & Hazelnut to ciężki, treściwy, masywny i sycący kawał czekoladziska, niezbyt innowacyjny względem tradycyjnego, a jednocześnie powodujący uczucie mdłości na końcu języka, wynikające z przesłodzenia. Czytając cudze recenzje żałowałam, że kupiłam aż dwa, ale tuż po zjedzeniu przestałam. Z przyjemnością dorzucę do żołądka kolejnego kolosa, zasładzając się tym samym na śmierć i ryzykując nieprędki powrót do rzeczywistości.
Produkt otrzymuje ode mnie 5 chi, bo jest bardzo dobry, ale ma za duży rozmiar i jak na limitkę jest zupełnie niewyjątkowy.
Opis: Mleczna czekolada z miękkim nugatem (15%), karmelem (27%), orzeszkami ziemnymi (17%) i orzechami laskowymi (5,6%).
Producent: MARS Polska sp. z o.o.
Wartość energetyczna na 100 g: 489 kcal (183 kcal w połówce i 367 kcal w całości)
Wartości odżywcze na 100 g: tłuszcz 23,9 g – w tym kwasy nasycone 9 g; węglowodany 59,5 g – w tym cukry 50,4 g; białko 8,1 g; sól 0,59 g.
Skład: cukier, syrop glukozowy, orzeszki ziemne, odtłuszczone mleko w proszku, orzechy laskowe, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, tłuszcz palmowy, laktoza, serwatka w proszku (z mleka), tłuszcz mleczny, sól, emulgator (lecytyna sojowa), białka jaja w proszku, aromat, białko mleka, naturalny ekstrakt z wanilii.
Waga: 75 g (2 x 37,5 g)
Upolujesz w: Biedronka
Cena: 1,59 zł
Ocena: 5 chi
Kliknij po Marsa Caramel
Kliknij po Twixa white
Kliknij po Milky Way ameo
Kliknij po Bounty’ego Dark
Owe batony w klasycznych wersjach znam, ale tych jeszcze nie smakowałam… Żałuję. :)
Kierunek: Biedronka! :)
Smakował mi ten snickers i według mnie mało się różni smakiem od klasyka, ja tam ustawiam je na równi :)
Biały Twix? Skąd *.*?
Sto lat temu były w Biedronce, teraz tylko w Almie.
Buuuu :(
Nie wiedziałam go nigdzie, chętnie bym sobie spróbowała, bo klasyczną wersję tego batona lubię :)
No to wio do Biedry, póki są :P
Ja różnice wyczułam tylko w nugacie, paskudztwo.
W nugacie hmmm… niee, to ja już prędzej w bardziej słonej warstwie orzechów. Nugat jak dla mnie był taki sam.
Stałam przy półce i zastanawiałam się czy mocno orzechowy snickers rzeczywiście może być jeszcze bardziej orzechowy. Czyli w sumie dobrze że nie wzięłam :D
Tak, jeśli oczekiwałaś nowego smaku, to dobrze, że nie wzięłaś :)
Patrzyłyśmy na niego w Biedronce, ale jakoś nie zachęcił nas do zakupu. Już wcześniej czytałyśmy, że smakiem prawie w ogóle się nie różni od oryginalnego Snickersa ;)
Spróbować można, bo zawsze to „coś nowego”, ale tyłków Wam nie urwie.
Jest wiele różnych słodyczy do wypróbowania, więc za ten baton podziękujemy ;)
W sumie szkoda, bo nie musiałybyście kroić – od razu są dwa, jak dla dwóch osób.
Napisałabym, że cała ta czwórka wariacji na temat klasyków nie robi na mnie wrażenia, ale nie… Bounty w deserowej czekoladzie to jest to! :D
Nieee, to nie jest to :P