Bounty Dark
Bounty, Bounty… za jakie grzechy wciąż to sobie robię?
Podchodząc do testu popularnego kokosowego batona w wersji Dark, czyli oblanego deserową czekoladą, miałam jeszcze gorsze myśli, niż przed konsumpcją zwykłego. Dlaczego? Nie wiem. Przecież ciemna polewa powinna zrównoważyć przesłodzone wnętrze, czyniąc z niejadalnego wióra coś względnie zjadliwego. Ten sam wniosek podsuwał przyjemny zapach, deserowej czekolady właśnie, który sugerował nieco większą przyjemność płynącą z jedzenia. A jednak wciąż się bałam.
Bounty Dark został podzielony na dwa małe batony, w czym przypomina swojego mlecznego odpowiednika. Na jego spodzie znajdziemy znane już wytłoczone kształty palm w towarzystwie nazwy, co za każdym razem (czytaj: za każdym z trzech „razów” od dobrych kilku lat) mnie urzeka. Niestety, nie urzeka mnie nic więcej. No dobra, może trochę czekolada, bo jest naprawdę dobra i przypomina mi magnumową, przez co z chęcią zjadłabym ją w formie małego bloczka, ale środek? Ughr. Znów jest to przesłodzony, zbity, intensywnie nawilżony kokos w formie niepoliczalnej ilości wiórków chrzęszczących pod zębem. Zdecydowanie nie jest to produkt dla mnie i nigdy się do niego nie przekonam.
Jedyną naprawdę interesującą sprawą w Bountym Dark jest jego tajemniczość. Zasadza się ona na enigmatycznym, a jednocześnie najgłupszym opisie batona, jaki w życiu widziałam: „soczysty biały kokos oblany czekoladą”. Serio? Kokos… a może jednak wiórki? Czekolada… ale właściwie to jaka? Ponadto ciemną wersję znajdziemy tylko w wybranych sklepach, m.in. w Biedronce, a to też nie zawsze. Czy jest limitowany? Producent nic na ten temat nie napisał. Hmm, so much mystery.
Ostatecznie przyznaję mu 2 chi, czyli tyle samo, ile dostałaby pełna wersja w czekoladzie mlecznej (miniaturki otrzymały o jednego chi więcej tylko dlatego, że były małe, a przez to bardziej znośne). Biorąc jednak pod uwagę fakt, że dzięki deserowej czekoladzie nie funduje człowiekowi szoku cukrowego, do oceny dołączam adnotację, że jest nieco lepszy od regularnego. Nie znaczy to jednak, że kupię go ponownie. Bynajmniej, uhgr. Poza tym za wilgotność kokosowego nadzienia odpowiada glicerol, z którego robi się… czopki dla osób borykających się z zatwardzeniem. Także ten, smacznego!
Opis: Soczysty biały kokos oblany czekoladą.
Producent: MARS Polska sp. z o.o.
Wartość energetyczna na 100 g: 492 kcal (140 kcal w połówce i 280 kcal w całości)
Wartości odżywcze na 100 g: tłuszcz 27,5 g – w tym kwasy tłuszczowe nasycone 22,3 g; węglowodany 55,6 g – w tym cukry 44,7 g; białko 3,6 g; sól 0,24 g.
Skład: cukier, wiórki kokosowe (21%), syrop glukozowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, emulgatory (lecytyna sojowa, E471), tłuszcz mleczny, odtłuszczone mleko w proszku, substancja utrzymująca wilgotność (glicerol), laktoza, serwatka w proszku (z mleka), sól, naturalny ekstrakt z wanilii, aromat naturalny.
Waga: 57 g (2 x 28,5 g)
Upolujesz w: Biedronka
Cena: paragon zaginął w akcji
Ocena: 2 chi
***
Kliknij po Snickersa & Hazelnut
Kliknij po Marsa Caramel
Kliknij po Twixa white
Kliknij po Milky Way ameo
Lubię smak kokosa, wiórki tak samo, a Bounty nigdy mnie nie obrzydzał, ale też nie jadłam zbyt często. A ta wersja (zdarzyło mi się nawet jeść c: ) według mnie bardzo niewiele różni się o klasycznej, czekolady jest mało, więc jakoś nie wpływa znacząco na smak.
Uuu, ja czułam ogromną różnicę!
Może to kwestia tego, że mój gust kulinarny był kiedyś mniej „wysublimowany”. ;>
Moja jedyna reakcja na całe batoniki Bounty, w jakiejkolwiek czekoladzie to „Nope, nope, nope”. Nie wiem jak osoba, która lubi kokosowe nadzienia może nienawidzić Bounty, ale oto jestem
Cieszę się, żem nie sama.
Co Ty masz do tego biednego Bounty? :(
Ta wersja jest przepyszna! Mogłabym wcinać i wcinać ;)
To wcinaj i wcinaj, będzie więcej dla Ciebie, bo ja już nigdy nie kupię :P
Lubię bardzo! Już dawno nie jadłam i aż mi smaka narobiłaś :D
Czyżbyś wybierała się w najbliższym czasie do Żabki? ;) Czy teraz jadasz wyłącznie czekolady?
Raczej stawiam na czekolady, czasem na ciasta (jak klienci częstują ;)). Dziś jadłam za to Prince Polo Klasyczne, bo za długo byłam w pracy, a za mało miałam żarcia – a akurat się napatoczyło. Bounty jadłam ostatnio z trzy lata temu w górach :P. Lubię, ale raczej bez okazji nie kupię.
Prince Polo jadłam z roku temu i bardzo mnie rozczarowało… jakieś takie niesmaczne i tekturowe, zupełnie inne niż zapamiętałam (znalazłam wtedy informację, że zmienił się skład i coś tam).
Uwielbiamy ten baton! :D Bije na głowę wszystkie Marsy, Snickersy itp :D Obie jego wersje są równie przepyszne :)
Gdyby nie fakt, że nie lubię bounty, to jadłbym :D
No tak… ja też :P