Litwa: Karuna, Manija XL & Pergale, Pupa

W dzisiejszej recenzji z zimnej Finlandii przenosimy się na południe w stronę Polski, gdzie swoimi czekoladowymi wyrobami zachwyci nas (bądź nie) panna Litwa. Jak podaje autorski internetowy przewodnik po Wilnie, słynie ona z czekolady oferowanej przez dwie regionalne marki: Karuna oraz Pergale. Szczęśliwie się złożyło, że przedstawicieli obu słodkich wytwórni miałam przyjemność próbować, a dziś przedstawiam na blogu.

Na koniec dodam jeszcze, że na Litwie, w Szawlach, znajduje się Muzeum Czekolady Rita. Nie byłam w nim, gdyż testowane pyszności przybyły do mnie drogą upominkową, ale wiadomo… gdybym to ja podróżowała, z pewnością nie ominęłabym jednego z tak ważnych, kluczowych wręcz punktów na mapie.

Tyle tytułem wstępu, czas na recenzję. Enjoy!

Manija XL

Pierwsza myśl: fińska Tupla była „maxi”, Manija występuje w rozmiarze XL… co jest grane? Albo nasi sąsiedzi, bliżsi lub dalsi, ale jednak sąsiedzi, produkują same wielkie słodycze, albo moi znajomi postanowili sprawić mi niespodziankę z ironiczną dedykacją dla moich bioder. Z drugiej strony, jeśli batoniki okazałyby się dobre, a dostałabym wersje mini, czy nie miałabym do nich (i batonów, i znajomych) żalu?

Druga myśl (ta z kolei powstała po dokładniejszym obejrzeniu opakowania): producent Kraft Foods… say what?! Czyżby do Litwy nie dotarła informacja, że w roku 2012 nazwa koncernu została zmieniona na Mondelez International? A może trafił mi się relikt sprzed co najmniej dwóch lat? Czy po rozerwaniu opakowania ze środka wyleci skamielina, jajko dinozaura lub – nie daj bobrze – dinozaur?!

Nie, spokojnie, wszystko w porządku. Data ważności wykazywała pewien zapas, a więc nic poza przykładnym batonem nie powinno się w środku znaleźć. O co więc chodzi z producentem? Nie mam pojęcia, szczególnie że obok wspomnianego już Kraft Foods znajdowała się nazwa litewskiej marki Karuna. A skoro ta jest sławna i lubiana, to powiedzmy, że dinozaura w opakowaniu kota w worku by moim znajomym nie sprzedała.
Cóż mogę powiedzieć o Maniji? Przede wszystkim to, że jest wielka, większa nawet niż sugeruje producent (zupełnie jak w przypadku Tupli). Po jej otwarciu okazało się, że mam przed sobą… Snickersa. Wiadomo, nie tego oryginalnego spod skrzydeł pana Marsa, ale regionalnego, litewskiego. Różnicę dało się zauważyć we wzorze na powierzchni, który był bardziej niedbały, choć ja wolę określenie abstrakcyjny (a’la Pablo Picasso), spód zaś pozostał pikowany. Po przekrojeniu Maniji i usilnych staraniach wyszukania jakichkolwiek rozbieżności wewnątrzbatonowych uznałam, że prawdopodobnie ma ona cieńszą warstwę nugatu, a już na pewno więcej karmelu. I pokaźniejszą liczbę ogromnych kawałków orzechów zatopionych tak w górnej warstwie, jak i w dolnej (ooooch… and it’s buying me stairway to heaven!).

Orzechy w Maniji zostały dokładnie uprażone, a następnie sypnięte do środka lekką ręką*, by przez długi czas pieściły podniebienie konsumenta. Nugat, z racji iż stanowi szczuplejszą warstwę, zupełnie przeszedł ich smakiem i sprawia wrażenie masłoorzechowego. Czekolada na zewnątrz jest pyszna, mleczna, grubością porównywalna do marsowej.

Manija XL otrzymuje ode mnie 6 chi i unicorna, z racji że tyle z marszu dostaje Snickers. Mając zaś w pamięci ostatnie spotkanie z przesłodzonym limitowanym Snickersem & Hazelnut, po którym zrobiło mi się mdło, zaryzykuję stwierdzeniem, że jest od popularnego batona lepsza. Lepsza, bo zdecydowanie mniej słodka, a bardziej orzechowa. Ponadto można ją spotkać w kilku różnych wariacjach, w tym z orzechami laskowymi (zielone opakowanie) oraz migdałami (brązowe).

Karuna tworząc Maniję, wzorowała się na zachodnim konkurencie (nie ma sensu udawać, że nie), co wyszło jej w stu procentach. Bije na głowę lidlowe, tescowe, biedronkowe i inne –owe podróbki. Smakuje rewelacyjnie i naprawdę jest mi przykro, że nie dotarła, a pewnie i nigdy nie dotrze do Polski.

* Orzechów w Maniji jest aż 28%, podczas gdy w Snickersie tylko 22%.

Opis: Saldainis su zemes riesutais (28%) ir pieniniu sokoladu (30%), czyli Pralina z orzechami (wg translatora „z nakrętkami”; 28%) w czekoladzie mlecznej (30%).
Producent: AB Kraft Foods Lietuva (+ Karuna)
Wartość energetyczna na 100 g: 520 kcal (67 g jeden, czyli niby 349 kcal, ale miał aż 365)
Wartości odżywcze na 100 g: białko 10,5 g; węglowodany 48 g; tłuszcz 31 g.
Skład: nie tym razem
Waga: 67 g
Upolujesz w: daleki świat
Cena: podarunek
Ocena: unicorn


Pupa

Pupa, czyli batonik o smaku małej czarnej. Wystarczająco wymownie?

Kiedy zaczęłam przeglądać podarunkowe słodkości, oko od razu zatrzymało się na Pupie (nie mojej rzecz jasna). Choć mała i niepozorna, a już na pewno rozmiarowo „żałosna” względem Tupli MAXI czy Maniji XL, poruszyła moje serce narysowanym na opakowaniu ziarenkiem kawy oraz podpisem: „sweet with coffee”. Zawsze bowiem byłam zwariowana na punkcie kawy, a odkąd mój żołądek odmówił współpracy i straciłam możliwość jej picia, kawowych produktów (słodyczy, jogurtów) zaczęłam szukać ze wzmożoną siłą i zaangażowaniem. Stąd na przykład ostatni zakup zimowego Rittera, mimo że słodyczowa szafeczka liczy sobie ze sto innych smaków (jak zwykle przesadzam, ale liczy się dramaturgia).

Wróćmy do Pupy (nadal nie mojej, choć w pewnym sensie i mojej). Po otworzeniu jej i pierwszym niuchnięciu poczułam nie kawę, a… kokos. Tak, intensywny i wyraźny zapach kokosu, o którym nie ma ani słowa w składzie (chyba że nie potrafię czytać po angielsku, a zapewniam, że jednak potrafię). I bynajmniej, nie był to zapach przesłodzonego Bounty’ego, ale raczej kokosowego Michałka, gdzie wiórki zostały potraktowane zębem bobra i starte na wiór. Nie inaczej miała się konsystencja Pupy: krucha, sucha i michałkowa. W smaku dobra, ale na pewno nie kawowa (posmak mojej ulubienicy tlił się gdzieś w tyle).

Całość była bardzo słodka, na dodatek oblana „czekoladą” rodem z PRL-u, czyli wyrobem czekoladopodobnym (tfu). Zgryzłam jeden bok i próbowałam przełknąć, ale ostatecznie poddałam się i wyplułam niczym Magda Gessler podczas Kuchennych Rewolucji. Słowo daję, paskudztwo. Zresztą, kto był dzieckiem na początku lat dziewięćdziesiątych (lub wcześniej), ten wie, jak wyrób ów smakuje. Brrr.

Ostatecznie Pupie (po raz ostatni: nie mojej, moja z czystej sympatii dostałaby 6 chi) przyznaję trzy meksykańskie psiaki i to mocno naciągane. Uważam, że można ją zjeść raz, ale zdecydowanie nie warto odziewać się w najgrubsze płaszcze, opatulać szalami i chustami, by jechać na północ. Chyba że macie w planach jakieś większe zakupy, ze dwie skrzynki Maniji, coś… wtedy może i ja się skuszę, by wam potowarzyszyć. Póki co wracam jednak do polskich słodyczy i nowego, ciepłego termoforu w różowym wdzianku.

 

Opis: Dipped sweet/confection made of milk and cocoa cream paste containing coffee, czyli Zanurzony (w czymś, pewnie bali się napisać, że w wyrobie czekoladopodobnym) wyrób cukierniczy stworzony z mleka i pasty kakaowej, zawierający kawę (taa, 0,2%, chyba nie zasnę od tej dawki kofeiny).
Producent: AB Vilniaus Pergale (odpowiedzialny również za Zozole, Artura, Sonatę, Nomedę)
Wartość energetyczna na 100 g: 543 kcal (i 163 kcal w batonie)
Wartości odżywcze na 100 g: białko 4,8 g; węglowodany 59,6 g; tłuszcz 31,7 g.
Skład: hłe, hłe… jasne. Napiszę tylko, że natural coffee 0,2%.
Waga: 30 g
Upolujesz w: daleki świat
Cena: podarunek
Ocena: naciągane 3 chi
skalachi_3

23 myśli na temat “Litwa: Karuna, Manija XL & Pergale, Pupa

  1. Muzeum czekolady! To jest to! :D Ale pod warunkiem, że rozdawaliby podczas zwiedzania próbki :D
    Manija opisowo przypadła nam do gustu, ale wersja XL już nie :/ Wolimy mniejsze batoniki zdecydowanie, a mega batonów nie kupujemy ;)
    Za Pupe podziękujemy, smak kawy jest nie dla nas, choć piszesz, że mało wyczuwalny to u nas nie przejdzie (nawet jeśli uważasz, że wyczuwasz kokos) :D No i podróba czekolady też zniechęca :/

  2. Litwinie nie należą do Słowian, przepraszam, musiałam. To takie z lekka historyczne zboczenie.
    Byłam na Litwie, konkretnie w Wilnie, ale znalezienie tam sklepu spożywczego graniczyło z cudem. A poza tym to było parę lat temu, kiedy próbowałam nie jeść za dużo słodyczy.
    Manija brzmi ciekawie, ale opis Pupy nie sprawia, że majtki spadają z zachwytu z pupy (jaka nazwa takie żarty). Wyrobów czekoladopodobnych nażarłam się za dzieciaka, więc podziękuje.

    1. Za co przepraszasz? To ja bardzo dziękuję i już usuwam ów fragment. W ogóle to jestem zaskoczona, ale to pewnie dlatego, żem z historii noga :)

    1. Wypadałoby zajrzeć do słownika sąsiadów przy nadawaniu nazw lokalnym produktom, bo potem mamy takie batoniki Pupa albo żarówki Osram :P

  3. Zazdroszczę Ci „światowych” kontaktów. Ja póki co mogę liczyć na niemieckie czekolady, albo słone ciacha z Anglii. I to wszystko. A ten pierwszy baton obłędnie wygląda. Pupa też całkiem nieźle się prezentuje :P

    1. To i tak dużo :) W Niemczech nie mam nikogo, więc jakbym coś chciała sprowadzić, to musiałabym jechać sama albo szukać na targach (mam w mieście halę targową, co się nawet nazywa Hala Targowa i tam jest masa słodyczy z Niemiec).

  4. No nie… dokonałam najgorszego wyboru w życiu. Czemu ja się zdecydowałam na to niby-kawowe coś? (Dobra, znam odpowiedź: nazwa) … Chyba najpierw będę dokładnie przeglądać recenzje, a potem kupować, haha.

  5. Kurczę, ta litewska marka Pergale zawsze mi się kojarzyła z badziewiem, a właśnie znalazłem coś pysznego. W sklepach Dealz mają taką małą bombonierkę z czekoladkami z nadzieniem mango. Dobre to, chyba pierwszy raz trafiłem na naprawdę dobry produkt Pergale. Jeśli lubisz mango, to bardzo polecam, bo w sumie nadzienie mango rzadko się spotyka. Jestem ciekaw co byś powiedziała o tych czekoladkach.

    1. Kupiłeś ze względu na unikalny smak? Odważnie. Gdyby coś takiego pojawiło się od Roshena czy Vobro, kijem bym nie tknęła.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.