Nature’s Bakery, Fig Bar z malinami

Maliny… hmm.

Fig Bar z malinami

Jak tu być obiektywną (sama nie wiem, dlaczego co rusz spotykam się z tym określeniem w recenzjach, skoro ich siłą jest właśnie to, że są subiektywne, mało tego, nikt nawet nie próbuje dążyć do obiektywności), skoro już sama nazwa batona skreśla go z listy słodyczy zdatnych do spożycia, a co dopiero do wystawienia oceny wyższej niż 3 chi. Na całe szczęście, jak pokrótce wyjaśniłam w nawiasie, wcale obiektywna być nie muszę i nie chcę, a jeśli będę miała ochotę zrównać tego Fig Bara z zerem (no, może z jedynką, bo niżej się nie da), po protu to zrobię. Tylko kto chciałby czytać teksty pełne bezpodstawnych oskarżeń i ocen z du…żej studni wyciągniętych? Kto ufałby potem moim wyborom?

Fig Bar z malinami2

Koniec filozofowania, czas przejść do ostatniej dostępnej na polskim rynku (póki co, miejmy nadzieję) wersji Fig Bara, czyli malinowej z malinami. Gdzie znienawidzone przeze mnie owoce znów zajmują zaszczytne pierwsze miejsce w składzie (chyba od końca). Tak, tak, nie musicie nawet powiększać zdjęcia opakowania, od razu wam zdradzę, że jest ich aż 1%. Na bogato!

Czy powinnam jednak na to narzekać? Ja? Nie jestem pewna. Z jednej strony mierzi mnie, że producenci nadużywają nazw i określeń, na przykład opisując krem czekoladowy jako „czekoladowo-orzechowy”, gdzie te drugie zajmują 0,1% albo i mniej. To już nawet nie manipulacja, to chamstwo. Z drugiej zaś strony me serce się raduje, bo im mniej tych małych różowych skarbów rosnących na równie małych krzaczkach, tym lepiej. Biorąc więc pod uwagę oba powyższe aspekty, do batona ciastek podchodziłam z czystą ambiwalencją. Będzie zajebiście, ale przy tym będzie obrzydliwie. A jak było naprawdę?

Ku mojemu zdziwieniu, ale i wielkiej uciesze, baton prezentował się dokładnie tak samo, jak dwa poprzednie. Żadnych malin wyskakujących spod chlebka, żadnych dodatkowych treści w marmoladzie. Wyglądu produktu opisywać nie będę, jako że przez ostatnie dwa dni naopowiadałam się o tym dostatecznie, poza tym wszystko widać na zdjęciach. Pozwólcie zatem, że przejdę od razu do zapachu i smaku Fig Bara, mając w pamięci jego poprzedników i próbując do nich nawiązać.

Po otwarciu opakowania wariantu z malinami (albo maliną – jedną, bo ten 1%…) poczułam malinową słodycz, którą po czasie uznałam za figo-słodycz, gdyż tak naprawdę dałam się zmanipulować nazwie batona. Przywołałam na pomoc wspomnienia z konsumpcji pierwszej wersji i wiecie co…? Tak naprawdę to ani tamta nie była jagodowa, ani ta malinowa. Z zamkniętymi oczami nie dałoby się ich rozróżnić po zapachu czy smaku. Obie bowiem są bardzo słodkie (w tym inne od podstawowej – figowej), bogate w marmoladę i idealne w warstwie chlebka. Nic dodać, nic ująć. Różni je wyłącznie kolor opakowania, nazwa i dodatek owoców w składzie. Ale na tym koniec. Są tożsame.

Z racji, że Fig Bar z jagodami otrzymał 6 chi, ten zaś jest do złudzenia podobny, logiczne wydawałoby się przyznanie mu tej samej oceny. Ale nie. Nie byłabym sobą, gdybym nie odjęła pieska za nazwę, która nie jest adekwatna do dostarczanych przez batona wrażeń zmysłowych, a tylko straszy konsumenta (mnie). Czy nie mogli napisać „truskawkowy” albo nie wiem… jakikolwiek, byle nie malinowy? Wtedy z czystym sumieniem przyznałabym mu komplet meksykańskich maluchów, a tak…

Ponadto, żeby było śmieszniej, kiedy wybiorę się do sklepu po kolejne sztuki, do koszyka włożę same z jagodami. Figowe, jak pamiętacie, smakowały mi mniej, a malinowe mają w nazwie maliny. To wystarczy, bym nie chciała mieć z nimi do czynienia. Powtarzam jednak: są smaczne (rewelacyjne, jak jagodowe), słodkie (bardzo) i ładnie pachną (mmm), ale są ma-li-no-we. A podświadomość to potężna broń, naprawdę. Człowiek może zachorować i nie móc wyzdrowieć tylko dlatego, że sobie coś wmówi. Równie dobrze może wyzdrowieć, zażywając placebo, bo w nie uwierzy. Może popaść w paranoję, w depresję, ale również wytworzyć sobie wygórowane oczekiwania względem czegoś tam. Za wszystko odpowiada mózg. Centrum dowodzenia. Całe nasze ja.

Moje centrum zaś wysyła sygnały, że nazwa wystarcza, żebym nie sięgała po Fig Bara z malinami nigdy zbyt często. Skoro wszystkie mają tę samą cenę i dostępne są w tym samym miejscu, to niczego nie stracę. Będę kupować wyłącznie jasnofioletowe, wam zostawiając ciemniejsze i soczyście różowe. I wszyscy szczęśliwi. Good deal, don’t you think?

skalachi_5Ocena: 5 chi i wstążka

***

Kliknij po Fig Bar z jagodami
Kliknij po Fig Bar figowy

11 myśli na temat “Nature’s Bakery, Fig Bar z malinami

  1. Też już po malinowego nie sięgniemy… Figowy smakuje nam najbardziej i mamy do niego sentyment, bo po raz pierwszy zjadłyśmy właśnie jego jakieś pół roku temu i od tej pory kupujemy ten wariant smakowy najczęściej :)

  2. Malin to tam niewiele :D No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak kupić i tego! Przez Ciebie od wczoraj mam na nie paniczną ochotę :D

  3. Mimo że lubię maliny, to nie skuszę się na niego po raz kolejny. Coś mi w nim nie pasuje, co nie znaczy że nie jest dobry :D

  4. Może coś niby jest z tą autosugestią. Ja poczułam maliny, bo widziałam napis „malinowy” :D Nie mam czasu poleźć do Rossmanna i kupić jagodową wersję do porównania, ale jak trafi mi się luźniejszy dzień to sama sprawdzę czy jest jakaś różnica między jagodą i maliną.

    1. Kup obie i zjedz z zamkniętymi oczami, wtedy się przekonamy. Obstawiam jednak za tym, że nie poczujesz różnicy.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.