Żeby nie wyszło na to, że jestem podłą hejterką i sabotuję w Internecie pozytywny odbiór produktów firmy Danone, recenzję Danio białego zacznę od wymieniania jego zalet.
Danio białe
Zrywając wieczko, mamy do czynienia z niewątpliwie atrakcyjnym jasnym kolorem, delikatnym, choć śmietankowym (brrr) zapachem i rewelacyjną konsystencją charakterystyczną dla wszystkich wariantów tego produktu: ani nazbyt wodnistą, ani przywodzącą na myśl zaprawę murarską. Do tego kubeczek liczy sobie nie standardowe dla serii extra 130 g, ale aż 140, przy czym kaloryczność obniżyła się do 102 kcal/100 g.
Na tym muszę jednak zakończyć miłą część opisu i przejść do szatańskiej strony deseru, wspominając o zawartej w składzie żelatynie, paskudnym smaku (dla mnie śmietankowe jogurty smakują jak naturalny niewypał, czyli jogurt naturalny, do którego ktoś dodał za dużo słodzika), skojarzeniu z wcześniejszą, niejadalną wersją light (Danio śmietankowe light), wariancie smakowym ukrytym pod nazwą „biały” (o smaku śmietankowym nie oznacza tego samego co śmietankowy), a także na pozór prostym, w rzeczywistości zaś ciągnącym się na kilometr składzie.
Na koniec, aby podsumować powyższe spostrzeżenia, a także oddać serkowi sprawiedliwość, przyznam, że jedząc Danio białe po raz pierwszy, odebrałam je jako znacznie gorsze. Tym zaś razem (drugim) byłam albo życzliwsza, albo po prostu… głodna. Nie twierdzę też, że nie krzywiłam się, jedząc, ale nie było aż tak źle.
Serkowi przyznaję zatem nie jednego psiaka, ale trzy. Uważam, że warto go zjeść, ale wyłącznie raz. Chyba że wybuchnie długo wyczekiwana apokalipsa zombie, wtedy oczywiście można sięgać po niego częściej. Tyle że w podobnej sytuacji łapałabym nawet Daimy i Toblerone. Posypane wiórkami kokosowymi. Więc chyba średnio się liczy.
Pomiędzy serią Danio extra a Danio białym istnieje jeszcze cała masa zwykłych Danio, które zna i próbował zapewne każdy z nas. Nie zamierzam ich recenzować, są bowiem zbyt zwyczajne (znalazła się wielka pani). Z chęcią za to poczytam o nich na innych blogach, gdyby takowe recenzje miały się któregoś dnia pojawić.
W moim daniowym zestawieniu zabrakło smaków: waniliowego, z czekoladą, brzoskwiniowego, truskawkowego i malinowego (mmm, jak mogłam przegapić), a także dwóch wariantów Danio Intenso (nadal twierdzę, że kiedyś był trzeci, z makiem; pamięta go ktoś?!). Jeśli więc czujesz się na siłach, by podjąć rękawicę, zrób to!
Ocena: naciągane 3 chi
Nowości, nowości
Dobrze Basia napisała, że w postanowieniu niekupowania nowych słodyczy wytrwać się nie da. Z drugiej strony może jednak się da, wszak wcale nie złamałam danego sobie słowa. Jeśli pamiętacie, napisałam o postanowieniu noworocznym, a wciąż mamy stary dobry rok 2014. Przynajmniej tak to sobie tłumaczę.
Nieplanowanemu zakupowi dałam się skusić w dniu wczorajszym, będąc w Leclercu. Wybrałam się tam tylko i wyłącznie po płatki do mleka, co kilka regałów niczym mantrę powtarzając: nie patrz na boki, nie patrz na boki. Pech chciał, że dział z produktami śniadaniowymi (okołomlecznymi) znajduje się tuż obok wafli ryżowych, macy, sucharów i innych takich, niestety również małych saszetek musli, Nesvit, Kupców i całej tej suchej reszty. A, rzucę okiem – pomyślałam, tym bardziej, że dobrze wiedziałam, co tam zastanę. Owsianki, czyli nic naglącego, kasze manny, póki co też nie planowałam dokupować, ciasteczka zbożowe, które niedawno recenzowała Natalia, a które ja jadłam ponad pół roku temu. Nic wielkiego, tylko jedno spojrzenie.
I BUM, stało się. Wśród znanych mi kupcowych ciastek naturalnych oraz kokosowych, które jak dotąd niespecjalnie mnie kusiły, pojawiła się absolutna nowość, a jednocześnie edycja limitowana: ciasteczka korzenne. Wpadłam jak śliwka w kompot. Nie tylko wzięłam tę nową i nowatorską nowość, ale również dwie pozostałe. Do testów, a jakże.
Recenzji nie spodziewajcie się zbyt prędko, bo póki co pozostaję przy torturowaniu czekolad. Anons ów napisać jednak musiałam, gdyż może ktoś chciałby się wgryźć w świąteczny produkt wcześniej, a inaczej nie miałby szansy się o nim dowiedzieć. Paczka (50 g) kosztuje 2,99 zł, w przeciwieństwie do naturalnych i kokosowych, za które zapłacicie 2,19 zł.
Spieszcie się kochać przyprawy korzenne, tak szybko odchodzą.
Podrawiam
Danio białe jest kiepskie… a nawet bardzo kiepskie. Raz się na niego skusiłyśmy i według nas ma smak bliżej nieokreślony :P
Naprawdę była kiedyś wersja makowa? W ogóle jej nie pamiętamy ;)
Co do ciasteczek korzennych, to przez Ciebie chyba jednak nie wytrwamy w naszym postanowieniu o nie kupowaniu tego dziadostwa :P
Cóż, też nie wytrzymałam :P
Jejciu, jejciu. Te ciasteczka zrobili na pewno specjalnie z myślą o mnie. Dotąd kokosowe i naturalne kupowałam w MarcPolu, a gdzie Ty upolowałaś limitkę?
Coś dziurawo czytasz te moje wpisy ;> „Nieplanowanemu zakupowi dałam się skusić w dniu wczorajszym, będąc w Leclercu.”
Ups. To dlatego, że czytałam na szybko, przed obiadem. :D
Tak czy inaczej zmartwiłaś mnie – mam daleko do Leclerca. :/ Mam nadzieję, że MarcPol nie zawiedzie.
Po rękawicę nie sięgnę, bo mam chory kręgosłup i nie powinnam się za dużo schylać ;) poza tym mój masochizm nie sięga aż tak daleko żeby zjadać Danio, nie am mowy.
Nigdy nie mów nigdy.
Danio śmietankowe light nawet lubiłam :P.
O mamo, kokosowe ciacha kusiły u Natalii Na Śniadanie, ale te korzenne to już w ogóle czad! Szukałam ich w swoim Carrefourze i póki co ich nie widziałam – może to dobrze :P.
Wczoraj kupiłam trzy Heidi WinterDelight, a dziś Momami w kształcie gwiazdy (biegnijcie po tą czekoladę do Biedronki! Musiałam ją wziąć gdy tylko ją zobaczyłam…). No i jeszcze od Teściowej dostałam trzy Das Equisite, które już jadłam (i były słabe). Jestem dosłownie zasypana czekoladami. Jeśli kupię coś jeszcze tej zimy to to będzie totalne szaleństwo.
Ulżyłaś mi w cierpieniu tym ostatnim wyznaniem. Az mi lekko na ramieniu (gdzie zwykle siedzi spasione zakupoholizmem sumienie).
Daj mi trochę tych ciastek! Szczególnie korzennych! :D
Duzo ich nie mam, ale w sumie czestuj sie, od Leclerca dzieli mnie 15 minut spacerkiem.
A co do 3 smaku Danio Intenso to owszem było, ale nie z makiem tylko z gruszką i wanilią! :D