Wawel, 90% cocoa

A właśnie, mam dla ciebie nowy rządek czekolady – powiedziała mama, gdy ją niedawno odwiedziłam. Ale fajnie – pomyślałam. – Ciekawe jakiej.

Wawel 90% cocoa

Czekoladą, z której dwie kostki zachowała dla mnie mama, jest Wawel 90% cocoa (czytajcie przez „c”, będzie zabawniej). Do tej pory miałam przyjemność obcowania wyłącznie z 81-procentową Arribą Superieur oraz 78-procentowym Kul Kulem. Oba produkty należą do ekskluzywnej linii cienkich, gorzkich, 125-gramowych czekolad J.D. Gross z Lidla. Zakupiłam je podczas tygodnia Deluxe w roku 2013, co wnioskuję z daty ważności. Oczywiście czekolad już dawno nie ma, proszę się nie martwić o moje zdrowie. Informacje sczytuję z opakowań, które tak bardzo mi się spodobały, że postanowiłam je zachować.

Obie tabliczki były bardzo gorzkie, jednak smakowały mi, w związku z czym do nowego nabytku z Wawelu podchodziłam optymistycznie, nie przejmując się, że między 81% kakao a 90% cocoa jest spora różnica.

Recenzję produktu zacznę od omówienia opakowania, niezwykle prostego, ascetycznego. Cóż tu mogę powiedzieć? Z natury jestem raczej disco girl, lubię kolory, lubię przepych i lubię, jak się dużo dzieje. Przykładem idealnego opakowania czekolady jest dla mnie którakolwiek z tabliczek lindtowej serii Milchshake, jeśli jednak producent (Wawel) chciał trzymać klasę i poziom, nawiązujące do wyrobu gorzkiego (z użyciem dużego procentu cocoa), mógł zainspirować się wspomnianą już linią J.D. Gross.

Tyle w temacie, bo nie chcę być niemiła, w końcu mamy nowy rok.

Dwie krzywo ułamane (thanks, mom!) kostki to 17 g czekolady, a dla dietetycznych freaków 93 kcal. Spoglądając na tę żałośnie małą porcję, pomyślałam, że musiałam wyrządzić mamie w życiu wiele zła, że dziś tak bardzo mnie kara. Zdanie jednak szybko zmieniłam, gdyż po wgryzieniu się w czekoladę… Ale, ale. Zanim przejdę do smaku, najpierw przyprzyjmy się pozostałym parametrom.

Zapach. Czekolada intensywnie pachnie kakao cocoa i jest to zapach przyjemny, kuszący, zachęcający do zjedzenia teraz, zaraz. Nęci i obiecuje zaspokojenie czekoladowej żądzy najbardziej konserwatywnym czekoladoholikom. Jednocześnie kojarzy mi się ze znienawidzoną w dzieciństwie szafką dziadka, w której zawsze napotykałam obleśne, tanie i twarde gorzkie czekolady, o czym niedawno pisałam. Na całe szczęście parę lat temu z owym specyficznym, wytrawnym wyrobem się pogodziłam, więc dziś nie stanowi dla mnie nieprzyjemnego wyzwania.

Konsystencja. Czekolada, jak na gorzką przystało (w końcu 90% cocoa to nie w kaszę dmuchał), jest twarda, zwarta, kamienna. Konsystencji odpowiada ciemny, lekko ponury kolor, a także chłód. Nie, chłodu wcale nie ma, ale powinien, bo tak wyglądają gorzkie czekolady.

Tabliczkę z Wawelu da się rozpuścić na języku, choć w stan ciekły przechodzi bardzo wolno, stając się przy tym kwaśnawa i cierpka, znów: jak typowa gorzka, a nawet bardziej.

O wiele bardziej. Będę szczera, bo nowy rok to nowy start, szansa na bycie przyjazną, szczerą, nieironiczną, bla bla, i przyznam, że po jednej kostce czekolady wymiękłam. Drugą zawinęłam w sreberko i zostawiłam na szafce w kuchni (w pokoju lepiej nie, bo jeszcze by mnie w nocy straszyła), żeby na drugi dzień oddać mamie.

Odkryłam zatem, że gorzka czekolada jest w porządku, ale 90% cocoa to już dla mnie przesada.

Miałam być jednak miła i w ogóle, więc zanim przywalę Wawelowi trzema chi, napiszę, że czekoladę polecam, ale wyłącznie osobom lubiącym wytrawne, cierpkie smaki. Naprawdę nie jest zła, po prostu niekompatybilna z moim podniebieniem. Widzę ją na przykład w porannej owsiance, w kaszy mannie, w waniliowym budyniu… tam sprawdziłaby się idealnie. Ale z racji, że sama tego typu dań nie robię, a na śniadanie spożywam zupełnie inne produkty, nie mogę oceniać jej na więcej.

skalachi_3Ocena: 3 chi
(z perspektywy czasu uważam, że powinno być mniej)


PS Kliknijcie TU.

23 myśli na temat “Wawel, 90% cocoa

  1. Tym razem o czekoladzie się nie wypowiem, bo ile można zmyślać..? ;D
    O, ciekawy projekt. :> Ja kiedyś udzielałam wywiadu na ulicy, co przeraziło mi na tyle, że jestem pewna, że te wszystkie mądre rzeczy pod moim zdjęciem w gazecie, to radosna twórczość reportera.

    1. Haha, ja się nie stresuję, uwielbiam wywiady, granie itp., byleby nie było żywej (dużej) publiczności, czyli żadne teatry czy przemowy, brr.

    1. Mi też niezbyt, ale nie chciałam jechać, w końcu nowy rok i te sprawy.
      Projekt mi również się spodobał, dlatego wzięłam w nim udział. Fajnie, że ludzie są kreatywni i chce im się coś robić po godzinach, tym bardziej, że ma to związek z ich pasją (autorzy są fotografami).

  2. Czekoladom gorzkim mówię zdecydowane spier ekh mówię zdecydowane nie. W dzieciństwie byłam radośnie obdarowywana przez rodzinę, która nie widziała jak potem ze łzami w oczach i desperacją w sercu próbowałam przełknąć te cierpkie paskudztwo, by choć trochę zaspokoić moją chcicę na Milkę.
    Fajny projekt. Ja jak widzę kogoś z mikrofonem i kamerą to zwiewam w drugim kierunku ;D

    1. To mi przypomina Natalię i Danio. Zamiast powiedzieć „nie”, biedne dziecko wsuwa te obrzydliwości i cierpi :D

  3. Zdecydowanie bardziej ciekawią mnie gorzkie propozycje z Lidla. Zwłaszcza, że kiedyś próbowałam tą z różowym pieprzem (nawet nie wiem, czy jeszcze jest w ofercie) i była bardzo dobra. Niemal zupełnie straciłam zaufanie do czekolad z Wawelu. I w gruncie rzeczy, nie wiem co w tak „ekskluzywnym” produkcie robi kakao o obniżonej zawartości tłuszczu. Wawel tym tanim sposobem podbił sobie zawartość masy kakaowej. No i nieśmiertelny polirycynooleinian poliglicerolu… Wolę maltretować się kwasem i goryczą od Zottera, gdzie producent nie idzie nie kompromisy.

    1. Ja się nie znam na składach, więc niewiele mogę o tym powiedzieć. Dla mnie liczy się smak, ewentualnie zapach i konsystencja. Gorzkie z dużą zawartością kakao są… nie dla mnie ;)

    1. Nie pamiętam, żeby była cierpka. Wtedy mi smakowała, poza tym zjadłam całą bez marudzenia!, więc przypuszczam, że dziś też uznałabym ją za pyszną :)

  4. Po co jeść gorzkie czekolady, kiedy się ich nie lubi? Żeby coś tam napisać? Są i 100%. Proszę spróbować. Tu dopiero będzie wydziwianie…

  5. Lindt, nawet 100%, jest znacznie lepszy. Wawel 90% nie jest tyle gorzka, co kompletnie spalona. Jakikolwiek smak kakao jest całkowicie zatarty, co sugeruje mi, że walą tam byle ziarno i palą aby zakryć, że surowiec kiepskiej jakości.

    Niestety dzisiaj to była jedyna dostępna mi gorzka czekolada, ale już żałuje zakupu. Zapomniało mi się jak zła, kwaśna i nieprzyjemna jest.

    1. Zaznaczę tylko, że recenzja powstała w pierwszych latach istnienia bloga. Obecnie mam do Wawelu o wiele mniej cierpliwości. Wręcz nie mam wcale. Uważam, że ten producent oferuje złe wyroby.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.