ChocoWafer
Oto wafel, który przypomina mi pierwszą zieloną szkołę, podczas której zwiedzaliśmy Czechy. Pamiętam szaleńcze wyprawy z nieznaną walutą w kieszeni, kiedy to rozwrzeszczane i napalone na nowości dzieci napadały na sklepy ze słodyczami, kupując dokładnie wszystko. To prawdopodobnie wtedy spróbowałam mojej pierwszej metrowej gumy do żucia (pamiętacie? była taka skręcona jak ślimak) i paru innych bajerów, między innymi wafli-medalionów, czyli wafli w formie okrągło-płaskiej.
Kiedy w Polsce pojawił się ChocoWafer, wiedziałam, że muszę go mieć. Czechy, dzieciństwo, innowacyjność… no, same czynniki wow. Kupiłam go niemal od razu, smak i jakość oceniając bardzo wysoko. Później minęło naprawdę dużo czasu, kiedy zamiast wafli sięgałam po batony, aż założyłam blog i stwierdziłam, że it’s Milka time! (No dobra, wcale tak nie stwierdziłam, a przynajmniej nie od razu. Najpierw przeklinałam siebie, że mam za dużo słodyczy, a mimo tego wciąż dokupuję nowe, a potem zobaczyłam promocję w Żabce i… sami wiecie, jak to jest).
ChocoWafer zaskakuje formą medalionu i posiada uroczy napis „Milka” na awersie. W kontrze stoi jego kilometrowy skład, momentalnie ściągający z naszych twarzy uśmiechy, a także znajdujące się tam (tj. w składzie, nie na twarzy) produkty, takie jak oleje roślinne: palmowy, rzepakowy, kokosowy i inne. Nic zdrowego, nic zachęcającego.
Nie zachęca również zapach produktu, będący czymś pomiędzy bezczelnym tanim waflem a słodyczami starymi i nieprzydatnymi do spożycia. Czekolady jest ciut więcej niż na zwykłych wafelkach (Princessach, Prince Polach, Grześkach), ale w połączeniu z nadzieniem, które jest niestety kakaowe, a nie orzechowe, nie robi ona furory. W ogóle kompozycją smaków ChocoWafer przypomina mi Kit Kata, z którego polewę również można zgryzać, tam jednak jest ona wyrazista i słodka, a tu…
Werdykt jest taki, że ChocoWafer to wyraźnie gorsza wersja Kit Kata i rozczarowanie dla tych, którzy liczyli na powrót do dzieciństwa. Nie pasuje mi w nim czekolada, nie pasuje nadzienie, nie pasuje również ich połączenie. Jedyne, co sie broni, to forma, ale że produkty spożywcze mają się nadawać przede wszystkim do spożycia, waflowi Milki nie mogę przyznać więcej niż 3 chi ze wstążką. Jeśli chcecie go spróbować, to proszę bardzo, aczkolwiek radziłabym zainwestować w konkurencję.
Opis: Wafelek z kremem kakaowym (27%) oblany czekoladą mleczną z alpejskiego mleka (60%).
Dystrybutor: Mondelez Polska S.A.
Wartość energetyczna na 100 g: 540 kcal (i 162 kcal w wafelku)
Wartości odżywcze na 100 g: tłuszcz 31 g – w tym kwasy tłuszczowe nasycone 17,5 g; węglowodany 56,5 g – w tym cukry 42,5 g; błonnik 2,3 g; białko 6,7 g; sól 0,4 g.
Skład: czekolada mleczna z mleka alpejskiego 60% [cukier, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, serwatka w proszku (z mleka), tłuszcz mleczny, emulgator (lecytyna sojowa), aromat], mąka pszenna, oleje roślinne (palmowy, rzepakowy, kokosowy w zmiennych proporcjach), cukier, serwatka w proszku (z mleka), kakao o obniżonej zawartości tłuszczu (2%), emulgator (lecytyna sojowa), substancje spulchniające (węglany sodu, węglany magnezu), sól, aromat. Może zawierać jaja i orzechy.
Waga: 30 g
Upolujesz w: Żabka, Fresh
Cena: 1,69 zł
EDIT: Nieładnie wycofywać się z własnych słów, toteż tego nie zrobię. Jak wspomniałam na początku recenzji, podczas pierwszego testu wafla, parę lat temu, wydał mi się bardzo smaczny. Zmartwiły mnie wrażenia płynące z ostatniego z nim spotkania, postanowiłam więc kupić produkt kolejny, trzeci już raz. I okazał się smaczny (albo ja byłam głodna). Czekolada mleczna i milkowa, środek zaś kakaowy – fakt, nie mój ulubiony, ale też nie stary i obrzydliwy jak u poprzednika… Najnowszą sztukę zakupiłam w Tesco, podobnie jak pierwszą. Śmiem więc twierdzić, że coś jest nie tak z linią produkcyjną Milki albo… sama nie wiem. W każdym razie dziewiczemu oraz dzisiejszemu produktowi wystawiam 5 chi, przyznając tym samym jednemu waflowi aż dwie oceny! Można? Można. Wam zaś życzę, jeśli zdecydujecie się na zakup, żebyście trafiali wyłącznie na te dobre.
Uwaga
Z racji tego, że jeszcze nigdy z żadnym produktem nie miałam podobnych trudności, dziś nie wystawiam mu oceny. Sami widzicie, że pierwsza recenzja była zła, druga już dobra – i co tu począć? Plan mam taki: kupiłam ChocoWafer po raz kolejny, tym razem mam nadzieję, że już ostatni (w sensie zdolności do wystawienia mu ostatecznego stopnia). Recenzję napiszę jeszcze jedną, oczywiście nie usuwając tej. Dobrze by było, gdybyście i wy kupili po sztuce, spróbowali i dali znać jak odczucia. Stay tuned!
Nigdy tego nie jadłam, ale chciałabym spróbować:)
Ja muszę kupić raz jeszcze, żeby zweryfikować odczucia. Między pierwszym a ostatnim wrażeniem jest przepaść.
Metrowe gumy były prawdziwym hitem! Pamiętamy jak każdy cieszył się, że ma własną paczkę na wyłączność. Wtedy się ją oszczędzało, żeby na długo starczyła. Nasz brat zawsze się swoją bawił – rozwijał i zwijał i tak na okrągło… fuj :P
Co do wafla to nie był nawet przeciętny… Wafelek był gumowy a czekolada jakby wywietrzała. Normalnie taki zwykły, tani wafel :/
Moja pierwsza guma, ta z Czech, była różowa i wyjmowało się ją z opakowania, które nie pozwalało na cięcie: http://imworld.aufeminin.com/story/20140416/chewing-gum-roll-up-leo-215761_w1000.jpg
Druga zaś, kupiona po wielu latach w Polsce, to już wersja unowocześniona, z systemem cięcia: http://www.jedz-pij-zuj.pl/img/products/big/hubba_bubba_bubble_tape_triple_mix__pudelko__428890.jpg – tyle że ja miałam jabłkową. Możliwe, że gdzieś wala się jeszcze po niej opakowanie!
Co do wafla, kupiłam go dziś jeszcze raz, żeby zweryfikować doznania. Zobaczymy, czy każda sztuka jest taka „tania” i „stara”.
Tą z systemem cięcia też najbardziej pamiętamy jabłkową (jeszcze truskawkowa też chyba była) :) Jednak trzeba przyznać, że najlepszych lotów to te gumy nie były :P
No to teraz widzimy, że my też miałyśmy pecha i trafiłyśmy na trefną serię :/ Jednak my raczej nie kupimy już kolejnego wafla, skutecznie nas zniechęcili.
Jadłam kiedyś te okrągłe wafelki i były pyszne :)
Podobnie jak takie małe wafelki Rally – przepyszna czekolada i nadzienie… Oj, czekałam z niecierpliwością na każde święta, aby dostać orzechowego <3
A ten wafelek w niczym nie przypomina tamtych… A szkoda…
Nie kojarzę wafelków Rally, ale próbując je wygooglować, znalazłam batony No Name i czekoladki Magic Stars. O ile te drugie wróciły, o tyle o pierwszych słuch już prawie całkiem zaginął, a ja je pamiętam doskonale! Ponadto były jeszcze batony Picnic, Alibi, jagodowe (?) lody z patyczkiem w postaci kościotrupa… rety, lata 90. <3
Rally, to było niebo :) Idealnie mleczna czekolada, takie wilgotne nadzienie w idealnej proporcji :)
Widzę – dodatkowa ocena :D
Ciekawe, że jeden i ten sam produkt smakuje inaczej… A sprawdzałaś termin przydatności obu wafelków? Może to kwestia przestarzałej czekolady?
Nie, nie. Każdy miał do daty zero dobrych parę miesięcy. Na wszelki wypadek kupię JESZCZE JEDNEGO, ostatniego, żeby sprawdzić. Uff… to chyba najdłuższy i najbardziej skomplikowany test!
O, jadłam, jadłam. :D I zgadzam się – niedobre. A sama w sobie Milka dla mnie była muląca, ale lubiłam raz na jakiś czas kupić mleczna, bez dodatków i trochę się zasłodzić. :>
A co jadłaś najczęściej?
Różne czekolady z nadzieniem, zazwyczaj truskawkowym (niezbyt to wyrafinowane :> ), Kindery i Kinder Joy, Lentilki, ciasteczka dr. Gerard. I Laysów też sporo, chociaż słodycz to nie jest. Obecnie patrzę z sentymentem na Magic Lila Stars, ale jednak za bardzo odwykłam od słodkości. Zdarzyło mi się wypić mochę i to było traumatyczne przeżycie :D (ale jogurty z czekoladowymi kulkami są przecież ok…).
E tam niezbyt wyrafinowane, też lubię truskawy :) Kinderki mniam, Kinder Joy’e za drogie. Lentilki zupełnie nie dla mnie, ciasteczka raczej inne. Laysy tylko z pieca, najlepiej solone, mmm!
Kojarze takie okrągłe wafle z dzieciństwa, chyba ojciec je przywoził z Niemiec, ale nie jestem pewna.
Parę razy przymierzałam się do kupna, ale ostatecznie zawsze było coś lepszego, ciekawszego, fajniejszego „Milka nie zając, nie ucieknie”. Teraz tym bardziej nie będę się śpieszyć.
Spiesz się powoli, w końcu ktoś Ci wszystkie pod… ukradnie :)
Jadłam raz i mój był taki se…suchy i w ogóle nie w moim stylu. Może i ja trafiłam na wadliwą sztukę.
Kupie go dziś, ZNOWU, ale zjem pod koniec tygodnia, na spokojnie. Może coś sobie rozjaśnię.
Też pamiętam takie waflowe medaliony z dzieciństwa, ale nie kojarzę, co to była za firma…
Firma Medalion :P