Bahlsen, Hit o smaku kokosowym

Uwielbiam Hityups, czy ja się czasem nie powtarzam?

Owszem, powtarzam się, nie tak dawno bowiem pisałam o względnie nowych Hitach Choco Sticks, które zachwyciły mnie czekoladowo-maślano-karmelową kompozycją smaków. Wspomniałam wtedy, że w najbliższej recenzji ciastek „z tuby” opowiem o historii owej miłości trochę więcej, od niej więc zacznę.

Jako dziecko i nastolatka niespecjalnie lubiłam jakiekolwiek markizy, najczęściej wybierając, a raczej bezmyślnie jedząc to, co na wagę kupowała mama. Tu pozdrawiam kruche ciasteczka z dżemem, złośliwie nazywane przeze mnie „obrzydliwymi” (nazwa na tyle się przyjęła, że idąc do sklepu, prosiłyśmy o obrzydliwe i właścicielka od razu wiedziała, co nałożyć), wafelki typu grześki, biszkopty przekładane galaretkami i kremami, rurki, maczki… była tego masa. Za każdym razem prosiłyśmy o pół kilo, które znikało podczas poobiedniego deseru. W paszczach dwóch osób. Kobiety i dziewczynki. Wstyd. Na szczęście z wiekiem, oprócz kobiecych kształtów, piersi, zmiany głosu i tak dalej, wykształcił mi się mózg oraz racjonalne myślenie połączone z odpowiedzialnością za własny los. Wtedy to rzuciłam stare życie w kąt i narodziłam się jako tako dzisiejsza ja. Ja, która poznała i polubiła dużo nowych, omijanych dotąd smaków: gorzkiej herbaty, kawy bez mleka, gotowanego mięsa, no i dzisiejszych bohaterów – Hitów.

Hity pojawiły się w moim życiu wraz z nadejściem najdłuższego dotychczas związku. Do dziś nie wiem, dlaczego akurat te ciastka, skoro ich nabywca był żelkożerny i nigdy nie podebrał mi nawet jednej sztuki, ale nie wnikam (podobno im mniej wiemy, tym dłużej żyjemy). Zapoznałam się kolejno z Hitami czekoladowymi, waniliowymi i orzechowymi, z podróbkami no-name oraz marek własnych marketów, a także z istniejącymi wówczas Pieguskami Markizami (btw, ktoś wie, co się z nimi stało?*). Te ostatnie jadłam w wersji kokosowej, która prawdopodobnie mi smakowała, nie miałam jej jednak okazji porównać z Hitami. Kokosową niewiedzę postanowiłam jednak przerwać, a wyniki prezentuję wam właśnie dziś.

* Podobna tajemnica owiewa Delicje-Delicje. Kiedy weszłam na ich stronę, aż mi się w głowie zakręciło od patrzenia na historię przejęć ciastek przez różne firmy. Na szczęście nie muszę się nad tym zastanawiać, bo nie lubię słodyczy typu jaffa cakes, może poza czekoladowymi ChocoJaffa z Milki (toffi jeszcze nie jadłam), ale to znowu nie są prawdziwe jaffa, bo mają mus zamiast galaretki. Niemniej są pyszne.

Bahlsen, Hit o smaku kokosowym (4)

Hit(y) kokosowe

Powrót po latach, a zarazem test zupełnie nowego dla mnie wariantu Hitów.

Do tak wiekopomnej chwili przygotowywałam się, szykując porcelanowy półmisek i szklankę z kokosowym Mullermilchem. Oba pachniały i wyglądały zachęcająco, w tej chwili jednak skupię się wyłącznie na suchym prowiancie, czyli ciachach.

Bahlsen, Hit o smaku kokosowym (5)

Na początek pytanie retoryczne: czy kiedykolwiek udało wam się otworzyć paczkę Hitów, w której pierwsza bądź ostatnia markiza nie byłyby w jakimś stopniu skruszone?

Ta paczka nie była wyjątkowa, choć zdaję sobie sprawę z faktu, iż dużą część winy ponoszę ja. Do dnia konsumpcji bowiem ciastka spadły mi na ziemię jakieś sto razy, przez co miały prawo być nieco rozwalone. Sięgając jednak pamięcią w zamierzchłe czasy, nie jestem już taka pewna, czy wina była przede wszystkim moja.

Bahlsen, Hit o smaku kokosowym (6)

Hity kokosowe są ciastkami antyrasistowskimi, stanowiącymi połączenie czerni z bielą (ew. w wersji miłosno-perwersyjnej, której osoby poniżej 18 roku życia raczej nie powinny czytać, ich konstrukcja opiera się na dwóch krągłych, kształtnych ciastkach, między które wlano biały, z czasem zastygający płyn). Jedna sztuka waży 13 g, co daje nam 66 kcal (jeszcze jedna szóstka i wywołalibyśmy szatana).

Ciastka pachną gorzkim kakao i bardzo słodkim kokosem jednocześnie. Herbatnik jest niezwykle lekki, krakersowy, charakterystyczny dla Hitów „z tuby”, za to zupełnie odmienny chociażby od oreowego (i szczerze mówiąc, nie potrafię się zdecydować, którego wolę – odpowiedź przyjdzie z czasem, gdy kupię kolejne smaki markiz). Gdyby wsadzić go do herbaty, rozpuszcza się natychmiast, więc trzeba uważać, żeby kawałek nie został w kubku, spadając na dno niczym Titanic lub unosząc się na powierzchni jak ciało nieboszczyka. Smakuje dość wytrawnie, przypomina mi paluszki bez soli. Po wymieszaniu ze śliną wchodzi w zęby i trzeba dłubać, najlepiej długim paznokciem.

Nadzienie jest jak krem z rurek waflowych, intensywnie kokosowe, ale jeszcze bardziej słodkie – cukier to smak przewodni. Konsystencja zdaje się być wodnisto-tłusta, na pewno nie margarynowa czy maślana, i proszkowa. Nie ma wiórków, choć to nimi smakuje, nie zaś świeżym kokosem. Aby ustalić coś więcej, próbowałam oddzielić je od herbatników, ale jest to syzyfowa praca. Wszystko się kruszy, obsypuje ubranie i tylko drażni Rubi, która nie może się dostać do odłamków teraz, zaraz.

Bahlsen, Hit o smaku kokosowym (2)

Mimo iż jedząc Oreo, byłam przekonana, że wolę Hity, dziś nie jestem już taka pewna. Lekkość ma swoje zalety, ma też jednak poważne wady. Ponadto nadzienie, tłustawo-wodniste, zapewniające poczucie odświeżenia, jest beznadziejnie słodkie. Po zjedzeniu mojej porcji (sześciu ciastek, czyli 63 gramów), miałam ochotę wyskoczyć przez okno, a wcześniej oddać resztę paczki rodzinie. Uznałam jednak, że dam im drugą szansę i zjem kolejnego dnia. Jak zdecydowałam, tak zrobiłam, zdanie jednak nie uległo zmianie, a połowa Hitów rzeczywiście powędrowała naprzeciwko.

A zatem, jeśli życie wam miłe, nie kupujcie kokosowych Hitów, bo to cukier w cukrze posypany cukrem.

skalachi_3Ocena: 3 chi


Skład i wartości odżywcze:

Bahlsen, Hit o smaku kokosowym (1)

21 myśli na temat “Bahlsen, Hit o smaku kokosowym

  1. moje dzieciństwo wyglądało identycznie, moja mama codziennie przynosiła jakieś słodkości zapakowane wcześniej i zważone przez miłą panią ze ,,spożywczaka”. zazwyczaj były to właśnie wafle typu grześki, rurki oblane czekoladą w środku – rzadziej z nadzieniem, pasja kokosowa, lub również rzadziej najzwyklejsze kruche z marmoladą czy biszkopciki z nadzieniem. powiem szczerze, że niestety lubię sobie czasem przypominać dzieciństwo i tak jak wspomniałam Ci już kiedyś – ciacha na wagę kupuję nadal. chętnie spróbowałabym produktu z dzisiejszej recenzji bo: a – to są hity, to nie może się nie udać, a nawet jeżeli się nie uda to powtarzam to są hity i spróbować trzeba. szczególnie, że znam tylko wersję podstawową kakaową. po drugie kokos, który lubię w każdej postaci czy to słodycze czy kosmetyki czy cokolwiek innego czego na rynku można znaleźć od groma. :D szkoda tylko, że takie mocno słodkie jak mówisz bo ostatnio zmniejszyła mi się tolerancja na cukier i odchodzę od mocno słodkich rzeczy. :(

  2. w ogóle to w tym momencie uświadomiłam sobie i dziękuje Ci Boże za te dobre geny i dobrą przemianę materii bo z takim dzieciństwem mogło się to skończyć słabo. :D mam jednak to szczęście, że mogę sobie pozwalać na słodkości i w rezultacie czytać Twoje recenzje bo zawsze mnie zachęcasz do próbowania! :D

  3. Za Hitami nie przepadam, za to czekam na recenzję Mullermilcha kokosowego (i innych?) bo właśnie mam ochotę kupić, a jednak się boję. :D

    1. Musisz poczekać jeszcze kilka dni…

      …jeśli wytrzymasz…

      …a jeśli nie chcesz czekać…

      …to informuję, że kokos…

      …to mój faworyt :)

  4. O ile mnie pamięc nie myli (mam słabą pamięć, co zrobić) Hity kokosowe wzbudziły tylko moją lekką frustrację. Nadzienie mydlano-słodko-margarynowe nie było tym czego się spodziewałam. A może mi się pomyliło z innymi ciastkami. Sama nie wiem
    BTW, do tej pory nie tknę kruchych ciastek z dżemem. Nie tyle, że mi nie smakuje ile po prostu mam ich dość, bo głównie je kupowała mama.

    1. To chyba wszystkie mamy wykazują ciastkodżemowe tendencje zakupowe :P
      Obrzydliwe ciasteczka wyglądają tak, nawet poświęcono im wątek na Wizażu, haha.

      1. W wielu cukierniach/piekarniach występują one pod nazwą Piotrusie. Mój pies za nimi przepadał (genialny pomysł moich rodziców żeby częstować psinę ciastkami), dlatego w mojej rodzinie funkcjonują one pod nazwą „psie ciasteczka”. Bezsprzecznie smakiem mojego dzieciństwa są inne „ciacha z kleksem” – większe, twardsze, z cukrową posypką i waniliowym posmakiem. Oprócz tego kokosanki (do tego stopnia, że podczas mszy śpiewałam „kokosanka na wysokości” :D), bezy, amerykańce i nieśmiertelne drożdżówki z toną kruszonki (te ubóstwiam do dziś, choć jadam rzadko).

        1. To u Was mamy, a u mnie tata ma manię ich kupowania. Nie wiem czy to jego sentyment z dzieciństwa czy co :P Jeszcze nagminnie kupuje baletki (takie z makiem biszkopciki przełożone marmoladą) i te akurat bardzo lubię :D Jego ulubionymi jednak są takie ”Admirałki” z adwokatem lub kokosem – pyycha :) Mam jak idzie coś kupić to przeważnie są to ciastka kruche z orzechami w karmelu, albo rożki z jabłkiem ;)

          1. Ciastek z makiem i marmoladą nie nazywałam nigdy Baletkami, aczkolwiek znam je i też uwielbiam <3

            Admirałki (Tago), zwłaszcza adwokatowe, choć orzechowe też, dostawałam od byłego chłopaka - tego od Hitów. KOCHAM TE CIACHA! W Lidlu jest ich podróba, czyli Kardynałki. Polecam sprawdzić, choć pewnie już to zrobiliście.

  5. Ostatnio (czyt. 2 dni temu) jadłam je u babci! :D Taki zbieg okoliczności…ohydne są :/ To nie są moje stare Hit’y, które uwielbiałam…
    Jak by nie było napisane na opakowaniu, że są kokosowe to bym za Chiny nie zgadła, a pomyśleć, że to był mój ulubiony smak.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.