W ostatnim czasie miałam do czynienia z dwoma gorzkimi czekoladami: 90-procentowym kwachem z Wawelu i 73-procentowym aksamitem z linii Ritter Sport. Po tych przeżyciach nie planowałam kupować żadnych nowych ciemnych tabliczek, los jednak w pośredni sposób pokrzyżował moje plany. Czekolad bowiem rzeczywiście nie kupiłam, ale dzięki konkursowi wpadła mi w ręce gorzka propozycja od Wedla, dzięki mamie zaś rządek niezidentyfikowanej, produkowanej dla Piotra i Pawła czekolady z 70-procentową zawartością kakao. A że Basia wykazała zainteresowanie moim odbiorem innych wyrobów niż samych tylko beznadziejnie słodkich, postanowiłam, że czas na test ciemnej strony mocy.
Czekolada gorzka 70%
Z jednej strony 70 procent – czyli nie jest źle, z drugiej produkt marki własnej marketu – dość kontrowersyjnie. I nieważne, że Piotr i Paweł czy Alma to nie Tesco ani Carrefour, taka tabliczka z góry skazana jest na moją podejrzliwość. Jaka by się nie okazała, myślę, że w prezencie lepiej dawać ostatni nawet bubel, ale znanej firmy, niż rzecz no-name. A może się mylę?
Od mamy otrzymałam dwie równiutkie kostki tej podejrzanej czekolady, które razem pokazały na wadze 15 g, co przełożyło się na niecałe 80 kcal. Wizualnie były interesujące: ciemne, płaskie, długie i z ładnym zawijasem na wierzchu, w konsystencji zaś twarde, ale nie kamienne jak Ritter Sport, bo bez problemu łamały się wzdłuż wyznaczonych linii. Idealne.
Dalej, biorąc sobie do serca recenzję Basi z degustacji czekolad, postanowiłam, że spróbuję odkryć w tabliczce z Piotra i Pawła coś więcej niż samą czekoladę li tylko.
I rzeczywiście, udało się. Już wąchając moje dwie śliczne kosteczki, poczułam coś więcej niż dostojność goryczy, otoczył mnie bowiem aromat śliwek w ciemnej czekoladzie! Był on tak silny, iż miałam wrażenie, że zaraz wgryzę się w idealnie wysuszony, choć w środku nadal zwilżony fioletowy owoc.
Smak czekolady również nie był po prostu gorzki, ale słodko-gorzki, ze wskazaniem na ten pierwszy akcent. Nie udało mi się odkryć, co odpowiada za owo przyjemne doznanie, ale nie był to cukier – cukrowość czekolady poznaję w sekundę, może więc owocowość? Na pewno nie malin, bo kostkę od razu bym wypluła, do kolejnej nawet nie podchodząc. Również nie cytrusów, bo czekolada nie miała ani cienia kwaśnego posmaku. No cóż, nie wiem, a nie chcę wymyślać. Za najbliższe temu odczuciu uznałam porównanie smaku do pralin: wiśni w likierze i ciemnej czekoladzie, bo choć w składzie alkoholu brak, jestem pewna, że gdzieś tam w tle się czaił.
Czekolada jest przyjemnie delikatna i kremowa, słodkawa, o czym już wspomniałam, na języku rozpuszcza się bardzo powoli. W składzie na pierwszym miejscu stoi miazga kakaowa, to się ceni, a i kalorii na sto gramów nie ma jakoś zatrważająco dużo (532). Jej smak czaruje zmysły i odsyła do różnych miłych porównań, które przedstawiłam powyżej.
Tabliczkę z czystym sumieniem polecam i oficjalnie przyznaję, że zmieniłam zdanie: o wiele lepiej dawać (jeszcze lepiej dostawać) w prezencie smaczne produkty no-name niż buble znanych firm.
Ocena: 5 chi ze wstążką
Musi być idealna <3
Próbuj! :)
Lubię gorzkie czekoaldy ale te 70% są dla mnie ciut za słodkie ;)
Dla mnie jak na gorzką też za słodka, ale jak na czekoladę w ogóle – super
Widać, że dalej poszukujesz swojej idealnej gorzkiej czekolady :D Tej tabliczki nigdy nie próbowałyśmy, bo w tym sklepie jesteśmy bardzo rzadko ale dobrze wiedzieć, że czekolada jest warta polecenia :)
Szukam, szukam :P
W odpowiedzi na Twój komentarz na moim blogu zwróciłam uwagę, że nie masz się czym przejmować. Sporo wyczytałaś w tej czekolady, zwłaszcza, że nie wiadomo kto ją wykonał, jak i z jakich ziaren. Jeśli szukasz w ciemnych czekoladach prawdziwego bogactwa, to takie zapewnią Ci tabliczki bean-to-bar, z określonym pochodzeniem ziaren kakao, czasem z wyszczególnioną metodyką postawiania czekolady (np. czas konszowania).
W czekoladzie z PiP owszem, chwali się miazga kakaowa na 1 miejscu, ale za to bykami są kakao w proszku oraz emulgatory (szczególnie polirycynooleinian). Te składniki to dobitne potwierdzenie na to, że czekolada została zrobiona „po taniości”, wielkoprzymysłowymi metodami – co nie oznacza, że z jej jedzenia nie da się czerpać przyjemności :). Po prostu nie będzie miała w sobie całego czekoladowego bukietu. Powodzenia w dalszym eksplorowaniu świata czekolady :D.
Łałałiła – dzięki ;*
Czy wy dwie, z Basią się zmówiłyście, że będziecie mnie dzisiaj dręczyć gorzkimi czekoladami? :( Taki bukiet smakowy, a ja podczas pierwszej i jedynej degustacji Lindt 90% kakao to czułam jedynie węgiel i popiół z dodatkiem leku na biegunki.
Jak się zabrałaś na 90%, to czego oczekiwałaś? Im więcej kakao, tym trudniejszy przeciwnik :P
P.S. Wiesz, że ja uwielbiam smak węgla, właśnie tego na biegunkę? Tak samo jak Smecty. Może to zboczenie, ale smakuje mi to bagienko. Aż żal, że nie mogę spożywać „tak o” (wolę się nie zapchać na miesiąc :P).
Umrzecie, jak opublikuję recenzję Domori 100% kakao Criollo <3 <3 <3 ahhhhhhhhhhh…
Umarłam na samą myśl :P
nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam gorzką czekoladę! natomiast wiem jedno: nigdy takiej nie kupiłam sama z własnej, nieprzymuszonej woli. smak znam zapewne z dzieciństwa kiedy częstował mnie takową dziadek lub moje koleżanki na wiecznych dietach, które wcinały takie czekolady jedna za drugą bo to przecież zdrowsze niż zwykła mleczna. chociaż mogę taką zjeść, to jednak ja jestem wierna wykrzywiającej buzię od nadmiaru cukru milce i innym takim podobnym wynalazkom. jak zawsze powtarzam: czekolada musi być słodka. zdania nie zmienię, jestem skałą :D
A co z R.S. Vanillekipferl? Upolowałaś, nie?
Twoja anegdotka o koleżankach przypomniała mi kumpelę z klasy, która przez całe gimnazjum była na diecie – żarła same ciasteczka BeBe, bo przecież takie niepozorne… :D
Tej nie jadłam, ale z PiP ”zaliczyłam” taką z całymi orzechami. Smaczna, PiP ogólnie ma bardzo dobre produkty :)
PiP jest mi bardzo nie po drodze (dwa do wyboru, oba na końcach miasta), więc nawet nie bardzo wiem, co ma w ofercie ;)
U mnie za to jest w samym centrum miasta, a ja mieszkam w centrum i mam bardzo blisko! Raptem 10 minut pieszo :)
Gdybym spojrzała na skład to te 2 emulgatory, a zwłaszcza polirycynooileinian na pewno wzbudziłyby moją czujność i raczej bym jej nie kupiła, ale jeśli polecasz, to przy najbliższej wizycie w PiP pewnie ją kupię na spróbowanie… Zawsze mnie zadziwia, jak można dostrzec tyle różnych aromatów w czekoladzie, której skład wcale ich nie zapowiada :)
Ja też nigdy na to nie zawracałam uwagi. Tym razem zostałam zainspirowana :) Jak kupisz, daj znać, czy czujesz śliwki.
Masz szczęście, że z Piotra i Pawła jadłaś właśnie tę, a nie zmienioną z 74% kakao, którą jem teraz. Chyba szykuje się 9/10… Co dla Ciebie oznacza… Ekhem, albo inaczej. Uśmiałam się, czytając akapit, że na pewno nie maliny czy cytryny. W tej mojej to właśnie je czuć.
Rób zapasy, póki Piotr i Paweł istnieje. Niedługo będą same Biedronki Premium.