Nadal nie potrafię stwierdzić, czy lubię czekolady z drobno siekanymi bakaliami albo bakaliami w ogóle. Sama nigdy ich nie kupuję, w sklepach mijam zupełnie obojętnie, a i limitowane edycje nie robią na mnie większego wrażenia. Mimo tego czasem miewam na nie ochotę.
Zakup prezentowanego dziś Ritter Sporta nie był jednak podyktowany ochotą, ale potrzebą wypróbowania wszystkich wariantów smakowych proponowanych przez niemiecką firmę, nawet tych, delikatnie mówiąc, niezbyt zachęcających. W chwili obecnej nieco ochłonęłam i wiem, że istnieją tabliczki, których nie kupię na pewno, ale wcześniej – cóż. Dlatego Trauben Nuss wziąć po prostu musiałam.
Choć termin przydatności do spożycia był odległy, ze względu na zawartość bakalii (które mogą zjełczeć, spleśnieć, skamienieć i przybrać różne inne niepożądane formy) czekoladę zdecydowałam się otworzyć już teraz. Czy wyszło mi to na dobre? Czy sam zakup był mądrą decyzją?
Trauben Nuss (Raisins Hazelnuts)
Trauben Nuss to kolejna czekolada z podstawowej, względnie łatwo dostępnej serii Ritter Sport. Jak jej siostry i bracia, posiada ona opakowanie z niezbyt nieatrakcyjną szatą graficzną, w przeciwieństwie do chociażby zimowej limitki Vanillekipferl, która otrzymała niedawno unicorna.
Tabliczka prezentuje się zachwycająco. Jest dość ciemna, bogato najeżona rodzynkami i siekanymi orzechami. Pachnie słodką mleczną czekoladą, nutą kakao i może odrobinę suszonymi winogronami.
Każda kostka jest odzwierciedleniem bogactwa całości, jako że zatopiono w niej kilka sporych rodzynek i orzeszki. Te pierwsze mają konsystencję żelko-galaretek, są miękkie i sprężyste, wyraźnie świeże. Jedzenie ich można określić żuciem. Orzechy zaś są małe i przyjemnie chrupią pod zębem. Wyraźnie czuć, że jest ich mniej niż owoców (różnica wynosi aż 10%).
Czekolada jest słodka, ale jednocześnie kakaowa. Gdyby jeść ją w czystej postaci, z całą pewnością można byłoby spożyć całą tabliczkę i nie czuć przesłodzenia. W połączeniu z rodzynkami staje się jednak cukrową bombą. Nie dość, że rozpuszcza się bardzo wolno, wszystko przez żelko-owoce, to jeszcze sprawia wrażenie słodszej z każdą kostką.
Zaskakuje mnie, że tak najeżony bakaliami, w dodatku czekoladowy produkt ma tak mało kalorii (512/100 g), ale nie mnie oceniać wiarygodność, laboratorium wewnątrz ust niestety nie posiadam. Niepotrzebne jest mi ono jednak, by stwierdzić, że Trauben Nuss to cukier w cukrze, na dodatek z elementem, który mierzi wiele osób i przekreśla w ich oczach całą tabliczkę – rodzynkami.
Jestem pewna, że nigdy więcej jej nie kupię, bo nawet tym razem nie zjadłam całej (połowę oddałam rodzince), choć z przyjemnością spróbuję wersji z dodatkiem rumu (Rum Trauben Nuss).
Ocena: 3 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
PS Bałam się, że odkąd naprawdę posmakowały mi R.S., nie będę potrafiła zachować wobec nich dystansu i każda tabliczka z góry dostanie 5-6 chi. Na całe szczęście tak nie jest.
PPS Męczę te Rittery i męczę, aż sama czuję nimi znużenie. Z tego też powodu obiecuję wam i zapowiadam, że zanim pojawi się kolejna recenzja tabliczki tej niemieckiej firmy, przetestuję i opublikuję kilka produktów konkurencji. Do wyboru mam: Lindta, Milkę, Wedla, Wawel, Schogettena i Heidi. Jeśli posiadacie jakieś preferencje co do kolejności, piszcie śmiało.
Jadłam, byłą dobra i tyle. Wolę wersje z rumem.
A co do następnej recenzji tabliczki – jestem za Schogetten albo Milką ;D.
Rum przede mną :)
Niechaj będzie Milka!
o nie nie nie, nienawidzę bakalii od kiedy jako dziecko zjadłam u cioci cały worek rodzynek, który przechowywała w spiżarni i używała do swoich wypieków. pochorowałam się po tym konkretnie… od tamtej pory nie jestem w stanie zjeść choćby jednej małej rodzyneczki. czekolada więc dla mnie niestety odpada w przedbiegach aczkolwiek muszę przyznać, że wygląda dorodnie. tabliczka zrobiona na bogato, nie pożałowali jej składników. jeżeli natomiast chodzi o recenzje czekolad to zgadzam się absolutnie z czekosferą, milka i schogetten górą! wedel i wawel może dla mnie nie istnieć, a ceny linda i heidi czasem są totalnie z kosmosu więc nie kupuję ich za często biorąc pod uwagę, że nigdy nie dojadam do końca czekolady bo szybko mi się nudzi i je oddaje. wolę kupić nowy smak ,,na spróbowanie”. stąd też moje współlokatorki mają ze mną dobrze. :D
Ja też kupiłam Wawel wyłącznie na potrzeby bloga.
Kupiłam ją jak miałam ochotę na czekoladę, a nie chciało mi się pisać recenzji. Mi smakowała, ale ja ja jadłam do gorzkiej kawy, gorzkiej herbaty i neutralnych precli, cukier był mi niestraszny.
Jak powszechnie wiadomo ja szaleje za ritterkami, ale nie nie oznacza to, że nie potrafię zjechać którejś, jak mi nie będzie odpowiadać
Wawel i Wedel na końcu, reszta dowolna :D
Biedne te firmy na W :P
Ostatnio polubiłam rodzynki, ale nadal połączenie ich z czekoladą jest dla mnie nie do pokonania. A jak mój ojciec oddawał krew, to zawsze takich dostawał najwięcej.. :|
Zawsze chciałam oddać krew, ale nie mogę :( Oddawałaś kiedyś?
Brakuje mi do tej możliwości paru miesięcy i paru kilogramów..
Jak to się dzieje, że wszyscy testujący żarcie bloggerzy są za chudzi? :P
To na pewno kwestia wartościowych produktów z pięknym składem, jakie jemy. ;>
Haha, nie wątpię :D
Jadłyśmy wersję z rumem i była naprawdę dobra :) Nawet dodatek tego rumu nam smakował choć trochę było go za dużo :)
Ooo, dla mnie na pewno nie będzie za dużo <3
Tej Ritterki nie jadłam i nie zamierzam bo rodzynki brrrr :P
Wcale ich nie czuć…
…wcale…
…naprawdę…
:D
Dopiero teraz zorientowałam się, że istnieje bezrumowa wersja tej czekolady, no proszę :D. Opcję z rumem szczerze polecam! Jeden z tych Ritterów, który mi przypasił.
Miło mi WRESZCIE Cię czymś zaskoczyć w kwestii czekolad ;)
ludzie czyli kobiety tutaj: czy z wami jest aby wszystko w porządku??Jeszcze NIGDY nie spotkaliśmy nikogo,komu nie smakowałaby czekolada z rodzynkami (i orzechami).czy to jakies nowe snobowanie się ??
A Ritter ma niesłychany wybor swoich czekolad i wciąż dochodzą nowe i wcxiaz wersja z rumem jest NAJLEPSZA>
Nie snobowanie, to się nazywa odmienny gust. Poza tym na świecie są miliony osób, które nie lubią rodzynek – zawsze były i będą.