Prezentowaną dziś Milkę zakupiłam dawno temu, wraz ze zrecenzowaną już tabliczką Pretzel Loves Choco AKA Choco & Pretzel, ignorując zaś istnienie Rice is Choco’s Best Friend (preparowany ryż? no, thanks). Z racji, że pierwsza nie przypadła mi do gustu, z degustacją drugiej wcale się nie spieszyłam.
Może i jestem jedna na milion, dziwna i w dziwactwie mym odosobniona, ale naprawdę nie lubię w czekoladzie zbyt wielu dodatków, a już na pewno żadnych papryczek ani posmaków chili, anyżu, soli i tym podobnych. Do słodkiej tabliczki pasuje mi tylko to, co słodkie: karmel, toffi, kremy i tak dalej, albo to, co neutralne: orzechy, migdały. Niestety, fakt ów odkryłam na długo po zakupie fioletowych nowości i innych produktów, które zostały wzbogacone o morderczy pierwiastek. Myślę, że jakoś dam sobie z nimi radę, może nie w całości, ale z recenzji nie zrezygnuję, natomiast w przyszłości będę się ich wystrzegać.
Corn & Choco Forever
Wreszcie odpoczynek od Ritter Sportów, kwadratowych tabliczek i dziwnego otwierania opakowań, którego nie mogę uskuteczniać zgodnie z instrukcją, bo plastiki zgięte na pół brzydko prezentowałyby się w mojej kolekcji. Milkę na szczęście rozrywa się lepiej, od początku do końca, wyciąga i po sprawie. A czy plastik da się zapieczętować czy nie, to już mnie nie obchodzi, bo całość znika albo na raz (wstyd), albo zostaje jeden rządek, który zawijam w sreberko i zostawiam dla rodzinki.
Corn & Choco posiada w logo nachosa, niżej zaś, tuż przy grafice kostek czekolady, ziarna kukurydzy. Po zauważeniu tej małej niespójności, naszła mnie głęboka refleksja: what the fuck?! Kupując czekoladę, byłam przekonana, że jest nafaszerowana pokruszonymi nachosami, tak jak Choco & Pretzel preclami. Nic bardziej mylnego. Niniejsza Milka jest połączeniem czekolady mlecznej z mleka alpejskiego z kawałkami solonej prażonej kukurydzy (13%).
Raz w życiu, góra dwa, miałam do czynienia z prażoną kukurydzą w ziarnach. Produkt ów nazywał się Mexicorn i zakupiłam go w Tesco. Polecam, bo jest bardzo dobry, zupełnie jednak nie wiem, jak można było wpaść na pomysł, by połączyć go z czekoladą. Dla mnie słone paluszki, chipsy, nachosy, krakersy i tego typu przekąski stoją po drugiej stronie barykady, w grupie określonej jako „zachcianki”, „żywność zakazana” czy może raczej „koszmar dietetyka”. Jedni bowiem gustują w czekoladach, drudzy w tłusto-słonych chrupaczach. I nie ma szansy na połączenie tych światów. Nigdy, nigdy, nigdy.
A jednak na obie Milki się skusiłam, podobnie jak na Chrupka lekko solonego Alpen Gold (tego wolałabym nie pamiętać), oraz względnie nowe propozycje od fioletowej krowy: LU i Tuc. Co gorsza, dwie ostatnie mi smakowały i to bardzo, choć dziwić powinnam się tylko drugą, bo pierwsza ma w sobie słodkie herbatniki, więc wszystko w porządku. Co jednak z tej wyliczanki wynika dla Corn & Choco? Nic konkretnego. Wychodzi tylko na to, że może być albo bardzo dobrze, albo obrzydliwie. A jak jest?
Kolor prezentowanej dziś tabliczki jest jasny, lekko szarawy. Zapach odpowiada czekoladzie mlecznej idealnej, pozostawiając konkurencję daleko w tyle. W masie zatopiono całe uprażone ziarna kukurydzy, jak zresztą informuje opis, pozwalając się i delektować słodyczą, i najeść.
Czekolada jest w strukturze miękka, nieco plastelinowa. W smaku słodka, mleczna, idealna – oczywiście tylko dla wielbicieli wyrobów plasujących się na granicy przyjemności i cukrzycy. Ziarna wewnątrz niej chrupią, mają idealną konsystencję, naprawdę przypominają Mexicorn. I rzecz najważniejsza: prawie w ogóle nie są słone! Intensywne – owszem, kukurydziane – spróbowałyby nie…, ale nie słone, a słonawe, w dodatku dopiero gdzieś tam w oddali, w posmaku.
Samo ziarno, po oczyszczeniu z czekolady, nadal jest chrupiące i robi wrażenie, ale smakuje trochę bezpłciowo, zapewnie z racji minimalnej ilości soli. W tabliczce jest to zaletą, solo nie bardzo. Zatem jeśli macie ochotę na słodko-kukurydziane – sięgajcie po Corn & Choco, jeśli na słono-tłuste – Mexicorn.
Na koniec wyjaśnienie: nie twierdzę, że jest to czekolada mojego życia czy nawet jedna z najlepszych Milek. Bynajmniej, jest to przyzwoity w smaku i nowatorski produkt, acz raczej średni (górna granica zbioru!), jeśli chodzi o całokształt czekolad dostępnych na rynku. Nie żałuję, że po Corn & Choco sięgnęłam i uważam, że jest o niebo lepsza od Choco & Pretzel, ale kiedy zniknie, płakać nie będę.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
Ta Milka również mnie ciekawiła i chciałam ją kupić wraz z preclową – ale gdy kupowałam preclową, w Żabce zabrakło już wersji kukurydzianych, a dalej nie chciało mi się szukać. To raczej nie była wielka strata.
Ja właśnie jestem w trakcie ubolewania nad paskudnością Heidi Walnut Brownie, o fuuuuj :(.
Szkoda, że nie na odwrót, bo preclowa była dużo gorsza.
A chciałam ją kupić… Czekam na recenzję :)
Recenzja pojawi się za tydzień :)
Ta wersja zdecydowanie bardziej nam smakowała niż Milka z preclami :) Precle według nas był bez smaku, za to kukurydza była przyjemnie słona i idealnie łączyła się z nadmiernie słodką czekoladą :)
Ciekawe, że choć mamy tę samą hierarchię smaków, ułożyłyśmy ją ze sprzecznych ze sobą powodów – Wy, bo kukurydza przyjemnie słona, a ja, bo ledwo co słona.
Nie ma to jak czekolada z dziwnymi dodatkami :D (chociaż czekolada z chipsami lekko czosnkowymi plasuje się w okolicach szczytu mojego „tylko w ostateczności i z wielkim obrzydzeniem”)No widzisz, ja wolałam preclową głównie ze względu na chrupiące słone precle. Tu zabrakło soli i charakteru, więc drugi raz się na nią nie skuszę.
Nigdy nie zrozumiem, jak można lubić sól w czekoladzie (chociaż wielki filozof zwany Bieberem mawiał: never say never).
Nie ma chyba osoby, której nie smakowałaby czekolada z logiem fioletowej krowy i chociaż czekolada nie jest moim ulubionym rodzajem słodkości, milce mówię tak. Okazuje się jednak, że uwielbienie do łaciatych wyrobów może mieć granice i ta czekolada jest tego przykładem. Czekolada w połaczeniu ze słonymi dodatkami to dla mnie rzecz nie do przyjęcia więc nie spróbuję. Jestem jednak w szoku, próbowałam dzisiaj jakiegoś wedla z maminej szuflady z czekoladami z wafelkami i orzeszkami i to dało się zjeść! Sądziłam, że wedel nie jest w stanie wyprodukować czekolady, którą zjem bez wykrzywiania twarzy, a tu takie zaskoczenie. Nie powiem, żeby mi smakowała bo skończyło się na kostce ale była znośna. Jutro z mojej małej, rodzinnej miejscowości wracam do cywilizacji i pędze do społem po nowego magnuma, dzięki za info na instagramie! :D
Magnumy nowe trzy, nie jeden, a będzie pewnie więcej, bo seria First Kiss obejmuje sześć wariantów, a póki co złapałam tylko dwa: tiramisu i creme brulee.
Milki nie lubi Basia, przynajmniej tej polskiej.
Wedla bym tak nie demonizowała, dla mnie wcale nie jest obleśny (muszę upolować Grzańca, bo dostałam jedną kostkę, napisałam recenzję, ale zanim ją „pchnę”, chcę sprawdzić odczucia na większym kawałku). Co innego Wawel, na te czekolady naprawdę nie mam najmniejszej ochoty.
No proszę, a mi bardziej ta z preclami smakowała ;) I za nią płakać będę…
Obkup się, póki jest :P
U mnie już nie ma :<
A tak w ogóle to przepraszam, że nie odpisywałam na komentarze, ale czasami nie zauważam :( Wiesz ślepa jestem (-2 wady na dwoje oczu :p) Wszystko już odpisałam jak coś! ;)
Nosisz okulary?
Nom, noszę okulary :) Na moim blogu jest nawet moje zdjęcie z tego posta :
http://rankiemwszystkolepsze.blogspot.com/2014/08/sniadanie-nr-278-wracam-nieszczesliwa.html
Ojej, ale miło zobaczyć, jak wyglądasz :)
No nie wiem, za urodziwa to ja nie jestem, nie przestraszyłaś się? :P
Nie bądź głupia! Śliczne są zdjęcia i śliczna jesteś Ty :)