Algida, Magnum Loving Kiss Tiramisu

Nowa, limitowana edycja Magnumów? Ja na to jak na lato!
Tyle że wiosenną porą.
A nawet późnozimową…
…ale kto się zajmował szczegółami?

Na rynek właśnie wyszła nowa, niestety (?) sezonowa seria Magnumów o całuśnej nazwie Kisses. W jej skład wchodzi pięć smaków: creme brulee (First Kiss), meringue et fruirs rouges, czyli beza z czerwonymi owocami (Loving Kiss), tiramisu (Passionate Kiss), gateau au chocolat, czyli tort czekoladowy (Flirty Kiss) oraz tarte aux pommes, czyli jabłecznik (Stolen Kiss).

Jak widać, Algida trochę pokombinowała z nazwami i zamiast zapisać je po angielsku, dzięki czemu byłyby zrozumiałe dla większości członków zachodnich społeczeństw, postawiła na język francuski, co z kolei znajduje usprawiedliwienie w nawiązaniu do francuskiego pocałunku (sentymentalnie).

Poza tym nieznane brzmi lepiej, czyż nie?

Algida, Magnum Loving Kiss Tiramisu - limited edition (2)

Loving Kiss Tiramisu

Do Polski póki co trafiły dwa smaki nowych Magnumów: tiramisu i creme brulee. Czy fakt ten oznacza, że mamy szczęście? Bynajmniej, zgodnie z polskim poczuciem globalnego spisku należy bowiem zakładać, że jeśli ostatni krzyk mody dochodzi na nasze podwórko zbyt szybko, to coś poszło nie tak.

I rzeczywiście, pierwsza żarówka, która zapala się po spojrzeniu na wariant tiramisu z edycji Kisses, związana jest z opakowaniem. Na „wizytówce” lód ukazany został na niebieskim tle, tu więc wszystko się zgadza, ale niespójnością odznacza się nazwa, która – wedle strony internetowej – powinna brzmieć Passionate Kiss, w rzeczywistości zaś widzimy Loving Kiss. A to dopiero początek rozbieżności.

Zdjęcia w Internecie przedstawiają lody o idealnie gładkiej tafli czekolady, białe w środku, hojnie wypełnione dodatkami. Niestety (?), biorąc nowego Magnuma do ręki, poczujemy, że jest porządnie najeżony, chwilę później zaś odkryjemy, że pod polewą nie ma serowej masy („mascarpone flavour ice crem”), ale o smaku tiramisu. W jej środku znajdziemy zapowiadany kawowy sos, ale biszkoptów ani kawałków czekolady już nie. To zaś, co wtopiono w polewę, to „kawałki kawowych biszkoptów”. Niby różnice niewielkie, inspiracja deserem ta sama, a jednak zupełnie inny produkt.

Algida, Magnum Loving Kiss Tiramisu - limited edition (4)

Przygoda z polskim Magnumem Loving Kiss zaczyna się od klasycznej, znanej wszystkim grrrubej czekolady, która po głębokim wdechu raczy nasze nozdrza i płuca bardzo wyraźnym kakao. Jest wprost nieprzyzwoicie słodka (choć jednocześnie wyraziście kakaowa), jak na Magnumy przystało, dla moich kubków smakowych obłędnie pyszna. To, co w niej zatopiono, określono kawowymi biszkoptami, nie są to jednak delikatne ciasteczka, o których myślimy po usłyszeniu słowa „biszkopty”. Stawiałabym raczej na konsystencję lidlowych Amaretti, których nie trzeba nawet jeść, by odnotować różnicę – wystarczy wpisać nazwę w Google. Rzeczywiście są kawowe – smaczne, choć nie urywają.

Środek loda, którego z przyczyn samolubnych na zdjęciu nie przedstawię (jedzenie lodów typu Magnum jest dla mnie przyjemnością, której nie mam ochoty ani czasu przerywać bieganiem do kuchni i robieniem zdjęć, a już na pewno nie sprofanuję ani jednej sztuki, tnąc ją nożem; niech widok nadzienia będzie niespodzianką dla tych, których recenzja skusi do zakupu), jest biało-brązowy, ze wskazaniem na tę pierwszą barwę. W smaku nie przypomina tiramisu nawet w jednym procencie, przywodzi za to na myśl rozpuszczone w wodzie (albo i nie) drożdże! Dla potwierdzenia (a raczej z czystego łakomstwa) zjadłam oba kupione smaki Loving Kiss pod rząd, ustalając, że nie znajdę lepszego porównania.

W środku drożdżowego loda jest kilka marnych kropelek sosu kawowego, który w moim ukochanym wariancie Black Espresso był intensywny, mocny, prawdziwie espresso, tu zaś niemrawy i ledwie wyczuwalny. Wielka szkoda i kolejny ciężarek na szalę nietiramisowości nieniejszego Magnuma.

Cały lód waży 80 g, co przekłada się na 100 ml i dostarcza organizmowi 240 pustych, ale jakże smacznych kalorii. Żeby było bowiem jasne: drożdżowość środka nie jest jego wadą, wręcz przeciwnie. Nie macie co udawać, że nigdy nie podjadaliście rodzicom składników do ciasta, bojąc się potem, że coś wam wyrośnie w żołądku. Lody Loving Kiss możecie za to jeść bez obawy, z racji iż w teorii są o smaku tiramisu, a więc ich konsumowanie jest w zupełności legalne i nie powinno przysparzać stresów.

Cieszę się, że od razu kupiłam dwie sztuki, choć do końca edycji raczej nie zdecyduję się na więcej. Za droga to zabawa (Społem, 4,29 zł), żeby raczyć się po prostu dobrym lodem. Wolę już wydać tego piątaka na Black Espresso lub Infinity (co też w najbliższym czasie uczynię).

skalachi_4Ocena: 4 chi ze wstążką


Skład i wartości odżywcze:

Algida, Magnum Loving Kiss Tiramisu - limited edition (3)

Algida, Magnum Loving Kiss Tiramisu - limited edition (1)

23 myśli na temat “Algida, Magnum Loving Kiss Tiramisu

  1. przeczytałam recenzję z nieskrywanym bólem w sercu i zazdrością sięgającą zenitu. wczoraj byłam w uwaga: 6 społem i nigdzie nie znalazłam nawet zużytego papierka tych limitek. :<

  2. Ja chyba mam plebejskie podniebienie bo zawsze od oryginalnych Magnumów wolę tańsze dyskontowe wersje, i serio nie chodzi o cenę a o smak. Ale przyznam, że przez to, że jakoś na mnie szału nie robią to zawsze olewałam jakiekolwiek nowe smaki. Ale te brzmią ciekawie, chyba się na coś skuszę jak nie zapomnę, choć fanką lodów nie jestem. I mam takie małe sprostowanie, że ciasto/tort czekoladowy to flirty kiss ;)

    1. Dzięki za poprawkę, oczywiście, oko mi się omsknęło :P
      A od Magnumów podrabiane Magnumy wolę i ja! Zwłaszcza lidlowe*, niebo w gębie, biedronkowa Arletta zaś jest wstrętna, o smaku wody.

      * Wybór podyktowany nie tylko ceną, ale i waniliowym środkiem, który w lidlowych wariantach jest przepyszny, a w magnumowych taki sobie, dlatego jeśli chodzi o oryginały, preferuję wersje z lodem innym niż waniliowy.

  3. Jak już stwierdziłam, nie ma niebezpieczeństwa żebym wydała jakąkolwiek kasę na lody Magnum. ą przereklamowane, rozczarowujące i zdecydowanie nie warte sugerowanej ceny. Bojkotuje je i ani trochę mi nie żal :D

  4. Drożdżowość – teraz mnie zaciekawiłaś, bo do końca byłam przekonana, że będzie na niekorzyść. Kurde, tiramisu bardzo lubię, ale mogliby też dać czekoladowy tort ;). Jak słońce zacznie bardziej przygrzewać to koniecznie spróbuję.

  5. Byłam w Społem, ale pocałowałam się tylko w nos! Nie wiem czy tylko moje są takie wybrakowane, czy ja mam po prostu takiego pecha…

      1. haha dokładnie! co ja mam biedna powiedzieć, odwiedziłam chyba wszystkie społemy w mieście, a nie wspomnę nawet jak bardzo są od siebie oddalone :D musimy się uzbroić w cierpliwość (już to widzę….).

    1. Ja wręcz przeciwnie – od klasycznych wolę podróbki, za to wariacji smakowej nie odpuszczę sobie żadnej :)

        1. Pierwsza piosenka pochodzi z tej samej płyty co ta, którą Ci wysłałam (mam ją, hłe hłe), drugą za to też chciałam Ci wysłać :D To pierwszy numer panny Connor, jaki usłyszałam.

  6. Uwielbiam lody Magnum! Nic tak nie cieszy jak chrupka, gruba pokrywa czekoladowa :) Chyba będę musiała wybrać się do sklepu, mimo iż cena nieco poraża :/
    Świetny blog, trochę już przeszperałam takich perełek.. I że przez ten czas tu nie trafiłam.. Aż dziw :)

  7. Planują zrobić zapas na zimę jak i wersję truskawkową w białej czekoladzie. :D
    Jednak z Tobą nie mogę się nie zgodzić – edycja limitowana z tamtego roku, a szczególnie Black Espresso, które jadłam 2 lata temu (ona była przez 2 lata z rzędu? Wiesz coś o tym?) była najlepsza. Nie przebije jej nic. Chyba, że Double Peanut Butter, którego niestety próżno szukać w Polsce. :c

    1. Trochę ten Black Espresso już leży w chłodniach ;) Wszedł na 25-lecie, a ono było chyba w zeszłym roku, nie?

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.