Pilos, Italieri: ze śliwkami, orzechami i rodzynkami, z marcepanem i migdałami, z limetką i serem mascarpone, zabajone

Bardzo lubię jogurty z lidlowego tygodnia włoskiego, choć powinnam to raczej napisać w czasie przeszłym: lubiłam, gdyż przy ostatniej okazji kupiłam wszystkie cztery, ulubionego marcepanowego nawet kilka sztuk, i okazało się, że smak zupełnie nie ten, co kiedyś. Jakieś kwasy, jakieś posmaki, a stary dobry marcepan zniknął. Generalnie nie wiadomo, o co chodzi, ale nie jest dobrze.

Istnieje jednak w Lidlu inna seria, nawiązująca do jogurtów włoskich, ale dostępna w dni powszednie, przez cały boży rok, mianowicie Italieri. Składają się na nią cztery warianty smakowe: ze śliwkami, orzechami i rodzynkami, z marcepanem i migdałami, z limetką i serem mascarpone oraz zabajone. Jadłam je tylko raz, w papierowym pamiętniku oceniłam jako gęste niczym zaprawa murarska (poza śliwką) i niedobre. Los mnie jednak nauczył, że jeśli jedne produkty mogą się w wyniku bliżej nieokreślonej katastrofy popsuć, inne mogą się poprawić. Wiedziona tym przeczuciem (nadzieją), zakupiłam Italieri po raz drugi (a potem trzeci, żeby być pewna swojego zdania; wariactwo?).

Lidl Pilos, Italieri ze śliwkami, orzechami i rodzynkami (1)

Italieri ze śliwkami, orzechami i rodzynkami

Oto jogurt, który za pierwszym podejściem jako jedyny wydał mi się zjadliwy, nie tylko jeśli chodzi o smak, ale również konsystencję – nie tak betonową, jak jego bracia.

Tym razem również stwierdziłam, że jest najrzadszy, choć nadal kremowy („wspomnienie po gęstym kremie” albo „piąta woda po kisielu kremie”). Obecna w składzie żelatyna nie spełniła swojego zadania, pozostawiając śliwkowego Italieri nazbyt wodnistym, ale co tam. Ostatecznie liczy się smak.

W składzie, poza wcześniej wspomnianą żelatyną, widzimy procent dodatków, niestety zasmucająco niski, co na szczęście nie przekłada się na wrażenia optyczno-konsumpcyjne. Tu bowiem wszystko jest w porządku, oko widzi dużo ciemnych, różnokolorowych plamek, a i pod zębem ciągle coś strzela.

Jogurt smakuje intensywnie śliwkowo (suszonymi śliwkami), jest barrrdzo słodki. Kawałki orzechów przyjemnie chrupią, a i rodzynki są mocno wyczuwalne, przez co produkt nie nadaje się dla ich przeciwników. Moim zdaniem kompozycja powinna się nazywać Malaga.

Wszystko się zgadza i jest smacznie, choć zdecydowanie za słodko i nie dość gęsto. Gdyby poprawić te dwa aspekty, byłoby naprawdę rewelacyjnie. Póki co jest tylko w porządku.

skalachi_4Ocena: 4 chi ze wstążką


Lidl Pilos, Italieri z marcepanem i migdałami (1)

Italieri z marcepanem i migdałami

Już we wstępie zdradziłam, że jogurt z marcepanem i migdałami jest był moim ulubionym wariantem z włoskiej, okresowej serii. Jak wyszło tutaj?

Produkt pachnie najtańszą margaryną (marcepanem wyłącznie przy tak głębokim wdechu, że aż lewe płuco zaczyna boleć), a także posiada jej kolor. W środku znajduje się dużo migdałów, które zostały pocięte w płatki i przyjemnie chrupią. Niestety, w smaku są dość dziwne, jakby stare, całość ma silny pierwiastek obrzydliwości – ten zaś, choć czasem bywa tak nieznośny, że aż nie możemy przestać jeść, bo hipnotyzuje kubki smakowe, w marcepanowym Italieri jest tylko i wyłącznie obrzydliwy.

Sam serek smakuje jak margaryna wymieszana z gęstą śmietaną, z zasmucająco niskim procentem wyrazistości marcepana. Czuć także lekką kwaśność jogurtu, pomimo której całość jest bardzo słodka.

Konsystencja jest przyjemna, kremowa, gęsta – wcale nie jak beton. Słodkość jest słodkością cukrową, a ten okropny smak… na który skądinąd kubki smakowe z czasem się zobojętniają i człowiek nie czuje już w zasadzie nic poza miłą konsystencją.

Konsumpcję jogurtu uważam za ostateczność, choć ani do niej nie zniechęcam, ani nie zagrzewam.

Ocena: 3 chi


Lidl Pilos, Italieri z limetką i serem mascarpone, zabajone

Italieri z limetką i serem mascarpone

Trzeci jogurt to gładka, kremowa masa bez dodatków. W kolorze niby biała, ale gdy się przyjrzeć dokładniej, dostrzeżemy zielonkawy odcień.

Wariant limetkowy ma zapach jogurtu naturalnego. Nie wiem, jak smakuje ser mascarpone, więc nie ocenię, jak wiele jest z niego wewnątrz, za to limetkę czuć na pewno – bardzo lekko, w żadnym razie nie natarczywie, przyjemnie. Proporcje kwaśności ze słodyczą zostały wyważone idealnie.

Jogurt jest gęsty, plasuje się pomiędzy zwykłą Jogobellą a serkiem homogenizowanym. Jego kremowość nie pociąga za sobą ani tłustości, ani margarynowości czy śmietanowości.

Z czasem robi się trochę za słodko, nawet mimo kwaśnego posmaku, nie zaburza to jednak przyjemności płynącej z jedzenia. Myślę, że to najlepszy smak Italieri.

Ocena: 5 chi ze wstążką


Lidl Pilos, Italieri zabajone (1)

Italieri Zabajone

Smak zabajone kojarzy mi się z dzieciństwem i wyprawami na lody do pobliskiej lodziarni, gdzie mama często brała właśnie zabajone z bakaliami. Pomijając fakt, że poza nim brała także sto innych. Naraz.

Konsystencja jogurtu, podobnie jak w wariancie limetkowym, jest gładka, kremowa, bez żadnych dodatków. Masa ma żółty, jasny i stonowany odcień, żadna tam radioaktywna żarówa. Zapach to typowe zabajone, taki mało słodki ajerkoniak z dużą zawartością jaj (śmieszne słowo).

W smaku czuję przede wszystkim intensywny posmak drożdży, bardzo dziwny, a zaraz po nim skupisko żółtek jaj. Pierwiastek obrzydliwości jest tu równie wysoki, co w wariancie marcepanowym, może nawet większy. Tym razem mamy jednak do czynienia z sytuacją, w której coś jest tak paskudne, że nie chcemy przerywać. To tak, jak zębem, który im bardziej go ruszamy, tym intensywniej boli. I dlatego, zamiast dać spokój, tykamy go i tykamy (a może to tylko ja jestem zboczoną masochistką).

Z czasem ten dziwny, drożdżowo-jajeczny smak znika i jest już sama tylko miła, kremowa konsystencja (rzadsza od marcepanowej, gęstsza od śliwkowej – taka rozrzedzona śmietana), lekka słodycz, lekki kwasek jogurtu. Stąd dla wariantu zabajone drugie miejsce.

PS Dziesięć punktów dla tego, kto mi powie, co przedstawia obrazek na wieczku.

skalachi_4Ocena: 4 chi ze wstążką


Składy, wartości odżywcze i konsystencja:

27 myśli na temat “Pilos, Italieri: ze śliwkami, orzechami i rodzynkami, z marcepanem i migdałami, z limetką i serem mascarpone, zabajone

  1. Z tych wszystkich to mama ochotę na wariant śliwkowy. Nie jestem pewna czy tego z limonką nie jadłam, bo coś mi łazi po głowie i stuka młoteczkiem w czerep. A dwa pozostałe nie sprawiają by dusza mi drgała czystym pragnieniem.

  2. Sama z siebie z pewnością wybrałabym zabajone! Wydają mi się najbardziej ludzkie ze wszystkich dostępnych smaków. Kiedyś spróbuję nie ma to tamto :) Co jest na wieczku? Ja tam widzę stumilowy las no ale moja wyobraźnia nie zna granic ;)

    1. Najbardziej ludzkie, bo z dodatkiem sproszkowanych jaj człowieczych ;)
      To na wieczku obstawiałabym, że jest żywym biszkoptem po przejściach, ale kto tam wie, może to i stumilowy las!

  3. Coś w tym jest, bo jogurt z marcepanem i migdałami jakieś dwa lata temu był naszym ulubionym smakiem a z limetką czy zabajone według nas były nie do zjedzenia. Teraz jak zdecydowałyśmy odnowić wrażenia smakowe to okazało się, że nigdy w życiu już wersji z marcepanem nie kupimy a limetka naprawdę bardzo przypadła nam do gustu :P Nie wiemy czy to nam się pozmieniały smaki czy też limetka na tle innych teraz już kiepskich wersji wyszła tak dobrze ;)

  4. tak się zastanawiam po który wariant bym sięgnęła gdybym stała przed półką i powiem Ci szczerze, że mam nie lada zagwozdkę. śliwka fajnie ale po co te rodzynki? marcepan po spotkaniu z Ehrmanemm jeżeli jest choć trochę do niego podobny to bierę cały karton, limetka też jestem na tak bo ostatnio lubię produkty z kwaśnymi nutami, zabajone… a jak to smakuje? proszę się nie śmiać ale nigdy takiego nie próbowałam ze względu na intensywny zapach, który mnie zawsze odrzucał. jedyne co bym sobie życzyła to żeby były te jogurciki gęstsze bo nic mnie tak nie rozczarowuje jak rzadki, lejący, wodnisty (i cała masa podobnych epitetów równie nieprzyjemnych) jogurt, brrrr. jutro jeżeli będę w okolicy lidla to się na któryś skuszę (co z tego, że kończą mi się terminy ważności tych które już mam w lodówcę, a co tam).

    1. Żaden nie jest tak wodnisty, że aż lejący się. Są gęstsze od Jogbelli (śliwkowy chyba nie). Bierz limetkę!

  5. Ja mam wrażenie, że te są dużo gorsze od tych w niebieskim opakowaniu z tygodnia włoskiego. Tamte są barzdziej wyraźne i naturalne w smaku, a co najważniejsze gęste, a nie wodniste :/ Tych nie kupuję i zawsze cierpliwie czekam na tematyczny tydzień :D

    1. Olga! Ty widziałaś jakie nowe Riso weszło do Niemiec?! :'( Załamka, teraz farciarze mają wersję choco-erdnuss czyli czekolada orzechy i czekoladowy ryż z kokosowym wsadem (tak, bez wiórek, takie coś jak mleczko mullera) *płacz i rozpacz*

    2. Też czekam, zobaczymy, ale te wcale wodniste nie są. Dużo się zmieniło, naprawdę.

      Płaczę nad Riso, ale wierzę, że i u nas się pojawi… kiedyś.

  6. ” Smak zabajone kojarzy mi się z dzieciństwem i wyprawami na lody do pobliskiej lodziarni, gdzie mama często brała właśnie zabajone z bakaliami. Pomijając fakt, że poza nim brała także sto innych. Naraz. ”

    Ależ rozbawił mnie ten fragment! :D :D

    Mi najbardziej smakował limetkowy :)

    1. Nie ma się co śmiać, moja mama ma taki spust do słodyczy, że niejednemu łasuchowi opadłaby szczęka, a do lodów to już w ogóle. Kiedy normalny człowiek bierze sobie trzy gałki, a moja mama 2x więcej, to oczywiste jest, że posiłek skończy szybciej… moja mama ;)

      Limetkowy górą :)

      1. Haha :D

        Ja właśnie wpycham w siebie kolejnego cukierka, aby wykończyć zapas słodyczy i zamulić się na tyle, aby przez miesiąc mnie od nich odrzucało. ;)

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.