Nie ma piękniejszych zabawek i gadżetów niż te, których kolorystyka opiera się na połączeniu beżu (lub czerni) z różem. I nawet jeśli zarzucicie mi, że jestem dziecinna, infantylna, ślepa na pół prawego oka albo mam zły gust, nadal będę obstawała przy swoim, zdania zmieniać nie planuję.
Mimo mojego zamiłowania do wszystkiego, co słodkie, puszyste, różowe i jasne, muszę jednak przyznać, że kiedy w grę wchodzi szata graficzna produktów spożywczych, zwłaszcza Magnumów, bo o nich w tej chwili mowa, o wiele bardziej przemawiają do mnie odcienie brązowe oraz czarne, czyli stonowane, ciemniejsze i/lub rzadziej spotykane (na przykład złoty albo srebrny). Przyczyną może być głupiokonsumenckie przekonanie, że jeśli przedmiot opakowano w czerń i ozdobiono złotymi elementami, gwarantuje to jego wysoką jakość, ekskluzywność i niebanalny smak, a już na pewno produkt taki nie ma nic wspólnego z tymi znajdującymi się w kartonikach różowych, pomarańczowych, fioletowych czy jakichkolwiek innych „optymistycznych”, które wydają się (wyglądają na) przesłodzone, mdłe, sztuczne lub – w najlepszym wypadku – przeznaczone dla dzieci.
Jak w tym kontekście wypada Magnum Strawberry & White?
Straberry & White
Biała czekolada nie jest moim ulubionym rodzajem czekolady i na pewno nie postawiłabym jej na podium przed mleczną. Jest to jeden z powodów dla którego jadam ją rzadko, drugi zaś zdaje się bardziej prozaiczny: na przeciętnej ceny słodyczach częściej spotyka się „białą polewę”, która – jeśli nie przeczytać składu – nieładnie się pod tę pierwszą, oryginalną podszywa.
Ze względu na nieczęstą konsumpcję białego dobrodziejstwa, chwile, w których już na nią trafiam, cenię sobie podwójnie. Zamykam oczy i odpływam w rozkosz, podczas gdy jej kawałki rozpływają się na moim języku, powoli suną ku gardłu, a potem opadają w dół, wprost do… bioder, dość tych optymizmów. Kiedy więc spostrzegłam w Społem Magnuma, którego nigdy wcześniej nie widziałam, a został oblany nie pospolitą mleczną czekoladą, a białą właśnie, zrozumiałam, że muszę go mieć.
Strawberry & White otrzymał zielone światło dopiero na trzeci dzień po zakupie, przodem puszczając atrakcyjniejsze warianty z limitowanej serii Kisses: tiramisu i creme brulee. W końcu jednak, dorwawszy się do niego, oblizałam wargi i przystąpiłam do zadania.
Polewa, jak już wspomniałam, to prawdziwa biała czekolada, nie jakieś tam pożółkłe i proszkowate okropieństwo. Jest typowo magnumowa, a więc gruba, chrupiąca (trzaskająca!) pod zębem, kremowa w kolorze, jak i w konsystencji. Supersłodka, ale nie w sposób cukrowy, a jak najbardziej satysfakcjonujący. Stanowi esencję tego, czym jest biała czekolada idealna.
Wnętrze loda, truskawkowe, nie wywołało we mnie pozytywnych emocji, gdy przeczytałam nazwę loda. Tak bowiem, jak uwielbiam owocowe jogurty, tak lody… niekoniecznie. Ale nie ma zmiłuj, kiedy trafiasz na nowość. Uzbroiwszy się więc w spokój i odwagę, poddałam różową taflę lizingowi.
A fuj – tyle na początek. W jasnoróżowym lodzie zatopiony i zakręcony niczym ślimak został ciemnoróżowy, sorbetowy sos. I tyle między nimi różnic. Reszta bowiem to jeden wielki kwas, bliższy niedojrzałym malinom niż słodziutkim, dorodnym truskawkom. Słowo daję, że zjeść to do końca, co też uczyniłam, to jak przejść gołymi stopami przez piekło, gdzie diabły nie tylko mamią biedaka jakże złudną obietnicą pysznego loda, ale dodatkowo kłują patyczkami, na których jest „M”, ale nigdy nie ma wygranej*. Choć za granicą loteria Magnumów trwa.
Nie rozumiem, jak Algida mogła skonstruować coś tak potwornego. Kwach owoców zupełnie zniszczy słodycz białej czekolady, gdyby spróbować jeść je razem. Na całe szczęście zostałam wychowana w przekonaniu, że najpierw zgryza się z loda czekoladę, a dopiero potem wprawia w ruch ozór. Wiedza ta zresztą niejednokrotnie uratowała mi życie. (Chociaż zupełnie nie wiem, skąd mi się wzięła. Mama je lody i polewę równocześnie, a tata ze słodyczy lubi tylko piwo i suszone daktyle).
Magnumowi Strawberry & White przyznaję 2 chi i nie wyobrażam sobie zbliżyć go do moich ust ponownie. Sama biała czekolada zaś to niekwestionowane 6 chi.
* Podobne wrażenia funduje Magnum Mint. Ma u mnie pierwsze miejsce w skali obrzydliwości.
Ocena: 2 chi
Jak pomyślę, że przyjdzie mi kiedyś stestować białą czekoladę to mi gorzej :/ Również nie przepadam. Szkoda, że to połączenie nie wyszło, bo pewnie wielu białoczekoholików byłoby zachwyconych :)
Ależ ja lubię białą ;>
Pewnie i tak nigdy byśmy się na to nie skusiły ;)
Jadłyśmy te nowe jogurty z Lidla (borówka) :) I to jest po prostu lekko słodki jogurt naturalny z dżemem jagodowym na dole. Szału nie robi ale ogólnie dobry na śniadanie do płatków :)
Ok, dzięki za info :)
Niee, to połączenie zupełnie do mnie nie przemawia. Po ocenie tym bardziej.
Taa, nie za dobre połączenie.
po przeczytaniu recenzji jestem zdruzgotana bo liczyłam na efekt wow. chociaz truskawkowe jogurty czy lody do mnie nie przemawiają truskawki w białej czekoladzie działają na moją wyobraźnie i brzmią obiecująco. niemniej oczywiście spróbuję bo nie byłabym sobą gdybym nie spróbowała nowości. :D ps. co do gadżetów… właśnie kilka dni temu kupiłam różowy kubek w beżowe groszki :D Też zwracam uwagę na opakowanie i sprawia ono, że postrzegam pewne produkty jako bardziej ekskluzywne.
Kubek <3
Te połączenie brzmi równie zachęcająco jak kąpiel w basenie wypełnionym wielkimi pająkami. Już bym chyba wolała bigos zeżreć. A zjadanie najpierw polewy a potem środka jest normalnych sposobem konsumpcji lodów :D
Połączenie czerni i różu kojarzy mi się z dziećmi emo ;)
Mnie recenzja wcale nie zniechęca, z chęcią ich wypróbuję – choć z tego smaku lodów kocham te z Lidla i wątpię, że ów Magnum je prześcignie.
Lidlowe mają fajne chrupki w polewie, aczkolwiek dla mnie czekolada z podróbek przegrywa z magnumową. Lepsze są tylko same lody (waniliowe).
W zasadzie to białego Magnum nigdy nie próbowałam, więc muszę zrobić porównanie.
Jakoś wielką fanką Magnum nie jestem, zawsze wolałam gałkowane lody :P
Jako dziecko też, teraz gałka ma wielkość paznokcia, a kosztuje 5 zł.
Oj, od razu widzę, że to kompletnie nie moja bajka. Chociaż lubię Magnum, to na samą myśl o smaku truskawkowym aż mnie skręca z obrzydzenia. :P
Słusznie, nie za dobry jest.
Nie zgadzam się z opinią. Nie lubie lodów truskawkowych te są bardzo dobre.
idealnie te kwaskowate truskawki zgrywają się z słodka czekoladą która smakuje jak biała milka
Masz prawo. Mi kwaśny smak truskawek nijak nie pasuje. Ani do słodkiej i pysznej czekolady, ani do lodów w ogóle.
Chciałam zrobić recenzję wszystkich Magnumów, ale z kupowaniem na razie się wstrzymałam (no dobra, mam tylko 3 i to raczej klasyczne), ale ten lód chyba mi to uniemożliwi. Najpierw chciałam zaryzykować, ale… niee, nie dla mnie. Truskawkowe lody… aż mnie przechodzą dreszcze obrzydzenia.
(Tak, drugi raz przeczytałam recenzję i chodzę w kółko zastanawiając się „kupić/nie kupić”, chociaż wiem, że mnie skręci z obrzydzenia, haha.)
Dołączam do nielicznej grupy obrońców ;)
Dzisiaj jadłam i bardzo mi smakował, chociaż nie lubię owocowych lodów. Truskawka jest lekko kwaśna, idealnie współgra ze słodką czekoladą. Dla mnie to najlepszy smak Magnum, te klasyczne są dla mnie o wiele za słodkie. Szkoda że to edycja limitowana :/
To mamy zupeeeełnie odmienne gusta. Dla mnie kwaśny smak nijak nie pasuje do słodkiej czekolady, a fuj. Dlatego też nienawidzę mlecznych tabliczek z kremem z dodatkiem kwaśnych owoców.
Kasia, mam dokładnie takie samo zdanie. :D
Jednak ubolewam nad tym, ze za granicą mają Double Peanut Butter. Toż to spełnienie marzeń! Ciekawe czy by przebił Black Espresso…
Na pewno jest szansa. Double Peanut Butter, jak to cudownie brzmi!