Schogetteny to czekolady, za które planowałam się zabrać dopiero po wykończeniu znacznej części posiadanych Ritter Sportów, żeby nie mieszać sobie w głowie smaków i w ogóle (taki kaprys). Myślałam, że zacznę od klasycznych wersji, jak czekolada mleczna, pralinowa, cappuccino czy migdałowa.
Krótko mówiąc, plany miałam wielkie. Na drodze do ich realizacji stanął mi jednak przyjaciel, który będąc w sklepie sam, przyuważył na półce połączenie nieznanej nam czekolady z Froopem, czyli dzieckiem Mullera, mojej jogurtowej miłości. Z tego powodu, nie zastanawiając się zbyt długo, wziął obie dostępne wersje, czyli truskawkowo-jogurtową i malinowo-jogurtową, i udał się do kasy.
Schogetten in love with Froop
Seria czekolad będąca mariażem Schoggetena z Froopem zawiera trzy smaki, których stałym składnikiem jest jogurt, drugim zaś wsad owocowy: truskawkowy, malinowy oraz brzoskwiniowo-marakujowy. Tabliczki liczą po 150 g, na które składa się… ileś tam rządków pojedynczych kostek. Spoczywają one na tekturowej tacce opakowanej w sreberko będące z jednej strony reliktem minionej epoki, z drugiej zaś innowacją względem tradycyjnego sreberka, które współcześnie zostało szczelnie (fabrycznie) zapieczętowane, uniemożliwiając powietrzu, ale również robalom*, dostanie się do środka.
Szata graficzna opakowań jest bardzo żywa, kolorowa, optymistyczna, wiosenna. Skuszą się nią dzieci, jak i miłośnicy mullerowych deserów. O tym jednak, czy warto, przekonacie się za chwilę.
* Stary system pakowania czekolad w nieszczelne sreberka dostarczył mi kiedyś nie lada atrakcji. Odwiedziłam akurat tatę i zajrzałam do jego barku w poszukiwaniu słodyczy. Trafiłam na mleczną tabliczkę pełną drobno siekanych bakalii, którą – choć nie była moją ulubioną – postanowiłam zjeść. Zdanie jednak szybko zmieniłam, rozrywając opakowanie i widząc na wpół przeżartą czekoladę, w której rozciągały się pajęczyny i wiły setki małych białych larw. Smacznego!
Himbeer-Joghurt
Nie przekonuje mnie schogettenowy sposób podziału czekolady na kostki. Wynika to z faktu, że gdy zabieram się za degustację pralin/czekoladek, muszę ich zjeść więcej, by się najeść, niż gdy mam przed sobą czekoladę w tabliczce. Zapewne to kwestia optyki, ale co zrobić?
Nie mając wyboru, zakasałam rękawy i zabrałam się za sekcję oraz zdjęcia. Dzięki temu szybko odkryłam, że rzeczywisty wygląd kostek nie pokrywa się z obrazkiem na opakowaniu. Białego (jogurtowego) kremu może i jest wystarczająco dużo, ale dżemu trzeba już szukać z lupą.
Czekolada pachnie mlecznie i owocowo (truskawkowo!), jest bardzo miękka, brudzi paluchy przy wyciąganiu jej z opakowania. Ma jasny kolor i zachęca do konsumpcji. Tylko co dalej?
Dżemu, jak pisałam, jest bardzo mało. Tak mało, że prawie go nie czuć, nadaje produktowi lekkiej tylko kwasowości, ale ze wskazaniem na określenie lekkiej. Nie jest to również typowy polski dżem, ale amerykańskie jelly, taka lekko rozpuszczona żelka. Bez udziału prawdziwych owoców, bez pesteczek. Nie widząc opakowania, nie zgadłabym, że to maliny. A tym bardziej, że Froop.
Czekolada jest mleczna, słodka, bardzo przyjemna – już wiem, że będę lubiła Schogetteny. U ustach nie rozpuszcza się jednak zbyt szybko, a wszystko przez biały krem: mleczny, supergęsty, zwarty, gumowy, mulisty. Słowem: nieciekawy.
Ocena: 4 chi
Erdbeer-Joghurt
Nie będę się powtarzać i opisywać szczegółowo głównych elementów produktu, takich jak pyszna i mleczna, ale brudząca place i buzię czekolada, mulisty i zwarty krem – choć słowo „krem” w ogóle tu nie pasuje, to bardziej pasta – jogurtowy, w smaku jednak zdecydowanie mleczny, czy owocowa rozpuszczona żelka. Skupię się za to na kwestii, która w teorii różni omawiane dziś tabliczki: smaku.
Choć, jak się szybko okazało, i tu niczego nowego dodać nie mogę. Wariant Himbeer-Joghurt pachniał truskawkami, a Erdbeer-Joghurt mu w tym dorównuje, jest tylko nieco wyraźniejszy. W smaku również. Warstwa jelly nie ma pestek, jest leciutko kwaskowa.
Całość, przez ten dziwny krem, jest jak rozpuszczalna guma do żucia, taka lżejsza forma Mamby. Do spróbowania raz jak najbardziej w porządku, ale żeby kupić ponownie – zdecydowanie nie.
Ocena: 4 chi
Składy i wartości odżywcze:
Nowości, nowości
Znów Lidl i znów jogurty. Tym razem śmietankowe, z kalorycznością od której włos się jeży na głowie (160+ kcal/100 g). Kubeczki mają po 150 g, widziałam kilka smaków, jeden w stylu zabajone, bo jajeczny, drugi chyba truskawkowy. Na inne nie patrzyłam, z racji iż nie lubię śmietankowych jogurtów. Ale jeśli wy lubicie, idźcie po nie śmiało. Stoją tuż obok a la froopowych, o których wspomniałam niedawno.
Druga nowość to batonik Go On! marki Sante dla osób aktywnych. Do tej pory dostępne były cztery smaki: kakaowy, waniliowy, orzechowy i żurawinowy. Piąty, z pod nazwą Energy, jest kokosowy. Znajdziecie go w Społem.
Łoł! Niesamowite połączenie! Ostatnio chciałam spróbować jakichś czekolad jogurtowo-coś, ponieważ nigdy ich nie jadam (wyjątek truskawkowa wedla x lat temu :) ) Koniecznie must have!
Truskawkowa Wedla jest mleczno-truskawkowa, a nie jogurtowo-truskawkowa, z tego co pamiętam.
Jadłam wersje z marakuja i brzoskwinią i średnio mi smakowała. Pewnie dlatego, że nie lubię tego typu nadzień (plus trauma z dzieciństwa – ciocia za każdym razem przynosiła mi Wedla z nadzieniem truskawkowym).
A co do nowości z Lidla – zastanawiałam się nad jogurtem o smaku likieru jajecznego (nie pamiętam nazwy dokładnie), ale skład nic o jajkach nie wspominał, więc odłożyłam ;).
Haha, każdy ma swoją traumę. Moją są tanie czekolady z barku dziadka.
Też mnie kusiły jajka, ale potem przeczytałam, że to jogurt śmietankowy i podziękowałam.
z schogettenem mam pewien problem, niektóre warianty smakowały mi bardzo inne znacznie mniej. podoba mi się, że kostki są duże. lubię wersję truskawkowo-jogurtową i mleczna też jest bardzo smaczna. kokos totalnie mi nie smakował, orzechowa to też nic zaskakującego, a biała też mnie nie zachwyciła. niemniej jednak czekoladę mają jakościowo smaczną. muszę spróbować innych wersji bo z tego co widzę do tej pory smakowałam jedynie tych klasycznych. widziałam te wersje froop i też mnie interesowały bo lubię czekolady z nadzieniem bo są one zazwyczaj mniej twarde i fajnie rozpuszczają się rozkosznie na języku (właśnie jestem na wykładzie, zaczęłam się ślinić i zrobiłam się mega głodna, a tu jeszcze ponad godzina do przerwy :c). bardzo fajna informacja o nowościach, zawsze na nie czekam :D zerknę w lidlu na lodówkę z jogurtami chociaż śmietankowe też nie zajmują w moim sercu szczególnego miejsca, jednak jako że to jogurt i do tego nowość to pewnie i tak kupię… ech. na recenzje batonów też czekam szczególnie właśnie na kokos (znowu zaczynam się ślinić) :D.
Tyle że opisane dziś Schogetteny ani trochę nie rozpuszczają się na języku, bo mleczna – o, przepraszam, jogurtowa – warstwa jest jak guma.
Pomysł ciekawy, szkoda że z wykonaniem już gorzej. W sumie to niby nic szczególnie nowego, a jednak (jako fance Mullerów) serce zabiło mi szybciej. :p
Mi też zabiło, a tu dupsko jeża :P
A co z wersją z marakują i brzoskwinią? Próbowałaś ?
Nie i po spróbowaniu tych dwóch nie zamierzam. Chyba że dostanę! :P
Co do historii z czekoladą z barku dziadka… powiem tyle ,że bardzo cię podziwiam. Z moim paraliżującym strachem do robali po otworzeniu tej czekolady dostałabym szoku ,uciekłabym na dach domu ,a tam pewnie dla odmiany bym zemdlała :D
Haha, w sumie też mogłam, tyle że kiedyś z tego dachu spadła nasza kotka i trzeba było wieźć ją do weterynarza na usuwanie zęba, który złamał się w wyniku nagłego i bliskiego kontaktu z ziemią.
A barek tym razem nie dziadka, a taty, dziadek swoje „smakowitości” regularnie wyjada, nie miałyby szans się przeterminować czy też zarobaczywić.
Widziałam je, miałam nawet brać bo skoro wzorowane na Muller…ale nie, nie jestem wielką fanką Schogetten ;)
I dobrze, bo z Froopami to nie ma nic wspólnego. Poza nazwą.
Wszystkie trzy smaki widzę co jakiś czas w Społemie, ale jakoś nie wołają do mnie mamo. Ani same Schogetteny ani Frupp same w sobie nie porywają mojego serca, a połączenie ich wzbudza u mnie tyle emocji co relacja z turnieju szachowego.
Froop, Frupp to batoniki z suszonych owoców :D
Love chocolate with strawberry!! Oh god delicious!
Kisses from Spain.
Xoxo, P.
My Showroom
This one isn’t so good ;)
Czaiłam się na nie z rok temu (albo dwa lata temu), dobrze, że nie wzięłam. Nie dla mnie, o nie.
Fakt, to nie jest Twoja czekolada :)
BTW, dziwi mnie fakt, że robale aż tak się zainteresowały takim produktem, jak czekolada… Aż mnie ciary przeszły, gdy czytałam Twój opis tej traumy…
Wiesz… w całym barku była tylko ta jedna czekolada. Cholera wie, ile dni, tygodni czy nawet miesięcy robale tam siedziały. Pajęczyny nie świadczyły o tym, by były to „nowi lokatorzy”.
Truskawkowa czekolada… Truskawkowy dżem polski, czy amerykański, wszystko jedno… Zapach truskawkowy… To ja już wolę tę czekoladę z barku Twojego taty! xD (A truskawki kocham, ale świeże)
Z froopami doświadczenie mam bardzo małe, jadłam tylko dwa z serii tropikalnej i były dla mnie po prostu ok (chociaż kokosowo-ananasowy oceniłabym chyba minimalnie wyżej, niż Ty. Pewnie dlatego, że akurat miałam kaprys na coś bardzo kwaśnego). Z Schogettenami może trochę więcej czasu spędziłam (może ze 3 smaki?), ale cóż… Przynajmniej wiem, że nawet brzoskwiniowo-marakujowej wersji nie warto próbować, nie mówiąc już o malinowej.
A Schogettena którego polecasz?
P.S. Następnym razem, jak znajdę jakąś czekoladę z żywym białkiem, to Ci zostawię :D
Haha. :D
Z tych co jadłam to cappuccino jakoś najbardziej mi smakowała. ;)
Kawa, mniam. Szkoda tylko, że nie „czysta” czarna.
Uhhh, ale bym się zasłodziła tą czekoladą ;)
Tak, słodka jest.
Jej, ale tu słodko u Ciebie *.* Muszę wpadać częściej :D
zapraszam:)
http://nataszabreakfast.blogspot.gr/?m=1
Ja też zapraszam do częstszego wpadania :)
Widziałyśmy te czekolady nie raz w sklepie z niemiecką żywnością ale jakoś nigdy nas specjalnie do siebie nie przekonały. Ale ostatecznie wersję truskawkową nawet byłybyśmy skłonne w najbliższym czasie kupić ;)
O, to w razie zakupu czekam na wieść, czy Wam smakuje.