Zapraszam na recenzję najdziwniejszego i najbardziej zagadkowego produktu, z jakim miałam do czynienia, odkąd założyłam bloga, a może nawet i od początku mojego życia.
Chałwę firmy Złoty Wiek dostałam od przyjaciela, który wspiera moją blogową przygodę, niejednokrotnie łamiąc postanowienie niedokupowania kolejnych czekolad bądź to prowadzeniem mnie prosto do alejki ze słodyczami (i jak mam się oprzeć?), bądź samodzielnym kupowaniem i przynoszeniem mi pyszności.
Tym razem miałam do czynienia z drugą formą łamania mojej silnej woli, a także słodkiego ignorowania próśb. Batoniki chałwowe dostałam najpierw w formie MMSowej, później zaś fizycznej. Jak się okazało, przyjaciel nie mógł przepuścić okazji kupienia mi czegoś na oryginalnym straganie ukraińskim, gdzie na ani jednym produkcie nie znalazła się etykietka z polskim nadrukiem. Gdyby jednak zwrócił wówczas uwagę na to, co dzięki mnie odkrył po powrocie do domu, z pewnością zaoszczędziłby parę złotych.
Chałwa słonecznikowa
Nie jest tak, że przyjaciel kupował produkty zupełnie w ciemno. Nie trzeba być bowiem obeznanym z cyrylicą, by odkryć, z jakim smakiem ma się do czynienia. Wystarczy rozpoznać grafikę przedstawiającą waniliowy kwiatek czy też arachidowe orzeszki i od razu wszystko jasne.
Tak jednak, jak nieznajomość prawa może nam zaszkodzić, tak brak znajomości obcych języków (oraz czasu na przyglądanie się opakowaniom) powoduje niedogodności. Z tego też powodu bohaterowie dzisiejszego wpisu: chałwowi batończycy, zostali kupieni bez: 1) wypisanego składu (w końcu to nie UE, tu się nie wymaga), 2) podanych wartości odżywczych (jak poprzednio), gramatury (dziwne), daty ważności (!!!). Jedyne, co dzięki kilku latom w liceum i semestrowi na studiach wiem, to że miałam do czynienia z wyprodukowaną na Ukrainie słonecznikową chałwą w dwóch smakach, za którą odpowiada firma Złoty Wiek (Zolotoi Vek). I że produkt nie jest GMO. Ach, i że ewentualnie mogę się przejechać do tajemniczej firmy Tri Star, żeby wyrazić swoje wątpliwości dotyczące produktu.
Mając więc na uwadze fakt, iż mogę jeść relikt z ery dinozaurów, będący w rzeczywistości świetnie zakonserwowanym jajem pterodaktyla, który pod wpływem soków trawiennych wykluje się i wyleci, rozrywając moją jamę brzuszną, zatarłam ręce i zabrałam się do pracy.
Waniliowa
Na pierwszy ogień poszła chałwa waniliowa, jako że bardziej liczyłam na wersję z orzechami arachidowymi, którą z tego względu postanowiłam zostawić na koniec.
Na wadze, tak jak jej towarzyszka, pokazała trochę ponad 30 g, czyli ani mało, ani dużo. W zapachu okazała się nieco nieświeża, przede wszystkim zaś… bulionowa! Tak właśnie, posiadała ona aromat, a jak się miało wkrótce okazać również smak, kostek bulionowych do rosołu czy też innej zupy, które za dzieciaka zajadała moja przyjaciółka (w sensie jadła kostki, tak na sucho).
W waniliowej chałwie wanilii nie ma ani śladu, podobnie jak sezamu. Jest po prostu cukrowo, no i bulionowo, dziwnie. Chyba celując datą produkcji batona w erę dinozaurów, nie pomyliłam się zbyt wiele.
Ocena: 2 chi
Z orzechami arachidowymi
Kończąc spotkanie z pierwszą chałwą, przestałam żywić nadzieję, że z drugą będzie lepiej.
Po wyjęciu produktu z opakowania, w oczy rzuca się jasna bryłka, niezbyt zróżnicowana względem poprzedniczki. Nie widać w niej żadnych orzechów, może ze dwie łupinki, tyle.
Zapach zastaje nas dokładnie ten sam, co w wersji waniliowej, czyli dziwny i kostkorosołowy. Przekłada się on również na smak, przez co nie jesteśmy pewni, czy jemy deser, czy może drugi obiad. Sytuację ratują kawałki orzechów, na szczęście świeżych i smacznych, które w środku jednak występują.
Ten batonik udało mi się nawet zjeść do końca.
Ocena: 3 chi
Erkhm, moja matka lubi chałwy, ale chyba jakbym jej kupiła coś o smaku kostki rosołowej to by mnie wydziedziczyła/dokonała spóźnionej aborcji ;)
Czemu? Po prostu ugotowałaby rosół :D
Haha ludzie potrafią mieć fantazję, ja kupiłem tę chałwę, przedobra! Żadnego zapachu dziwnego nie miała a smakowała równie dobrze.
Co sztuka, to inne walory. Podobnie co człowiek, to inna opinia.
Dokładnie, wspaniały smak!!! :)
Pierwsza część wpisu była zabawna, a druga już nie.
Fuj, jak można jeść kostki rosołowe oO
Ja się kiedyś zajadałam rosyjską chałwą słonecznikową i to tyle przygody z chałwami. Innych nie tykam, tamte były smakowite ;)
FUJ :D
Widzę, że Cię poruszyła moja degustacja bulliono-chałwy :P
chałwa hmm. gdyby postawiono przede mną chałwę to moja mina byłaby równie zdziwiona jak gdyby dano mi jakiś odłamek przywieziony z przestrzeni kosmicznej, nie wiem z czego to, nie wiem jak to dokładnie wygląda ani jak smakuje. jednak biorąc pod uwagę (to już chyba fetysz), że im coś dziwniejsze, trudniej dostępne i zagadkowe tym bardziej mam ochotę to spróbować – kończy się to z różnym skutkiem. :D kiedyś spróbuję z czystej ciekawości bo skoro tyle ludzi się tym zajada to coś w tym musi być. moja rodzinka wcina aż im się uszy trzęsą uważając mnie za dziwaczkę, że nie podzielam ich entuzjazmu.
ps. fajnie masz z tym przyjacielem, że Ci przynosi takie dobre rzeczy… nie chcesz mi go wypożyczyć? :D
Chwilowo go nie mam, bo jesteśmy w fazie nieodzywania się. Cóż…
A jeśli chcesz mieć udane podejście do chałwy, to kup batonikową wersję z arachidami z Tesco, to moja ulubiona <3 http://ezakupy.tesco.pl/pl-PL/ProductDetail/ProductDetail/2003006695728
Hm, nawet nie wyglądają ładnie. Karma wraca i teraz Ty zostałaś obdarowana niedobrym produktem (czyli i mnie to czeka). :P
Już się nie mogę doczekać!
Kurcze ja nie wiem, ostatnio czytam sobie z Blogerami w myślach – co chcę kupić, Oni właśnie kupują. Bardzo dawno nie jadłam chałwy i nie powiem ostatnio miałam na takową smaka. Jednak wybrałabym taką z „lepszego źródła”. Szkoda, że te okazały się delikatnie mówiąc niewypałem! :/
Zazdroszczę Ci kogoś, kto pomaga Ci w szukaniu rarytasów. Chyba też muszę kogoś „zatrudnić” :)
Ja ostrzę pazurki na lnianą, bo jeszcze nigdy nie jadłam :)
Lniana to moja miłość! Aczkolwiek tylko ta sezamowa przypomina w ogóle chałwę.
Wiem, od Ciebie się zaraziłam myślą o niej!
A ja mam tę chałwę. Ba, nawet obie wersje, ale razem z rodziną jedliśmy póki co tylko tą pierwszą. Mam ją w większej gramaturze, jest smaczna – żadnych dziwnych, bulionowych posmaków w niej nie ma. Jest krucha, a tacie nawet bardzo smakowała, bo pochłaniał ją bardzo szybko.
No i na mojej jest napisane do kiedy należy ją spożyć i kiedy została wyprodukowana.
Czyli nasze produkty różniły się mniej więcej dwoma tysiącami lat :)
Ale masakra! Zero informacji na opakowaniu, już niewyobrażalne dla mnie :D. Olga, po takim doświadczeniu Knorra musisz zrecenzować ;)
No, jutro będą zupki chińskie, w sobotę jakaś garmażerka, a w niedzielę jadę ze świeżo ubitym na wsi wieprzkiem. Każde doprawione dzisiejszą „chałwą” :P
Bleh :P Ja i chałwa to 2 wielkie zagadki, niby się lubimy, a jednak nie…
Może wolałabyś kostkę rosołową?
Nie, dziękuję :P
Nigdy nie lubiłam chałwy.. za słodka ;P
Spróbuj w zupie, od razu zmienisz zdanie.
Nawet ja, eksperymentująca z każdą możliwą wariacją chałwy i kochająca ten produkt, nie mam najmniejszej ochoty na wersję bulionową. :P
Może zamiast kotleta na obiad? Nie?
Haha, no raczej się nie skuszę.
Phi, wybredna.
zobacz co znalazłam w piotrze i pawle, pluszowa wersja Rubi! :D http://www.iv.pl/images/90171518706990692258.jpg
Haha :D Rubi ładniejsza. Ja mam różowego chi na stole w dużym pokoju: https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTlLFAkOPwsZcnVPznA2V80HaME0yi7nhjN55DF9-tEJzP5Juc7fy1bh_c
Bardzo lubimy chałwę i całe szczęście nigdy na żadną z tej firmy nie trafiłyśmy, bo za kostkami bulionowymi nie przepadamy xD
bzdura najlepsza chałwa, wszystko je podane . 100g 2234,3kdż/534,0 kal, jem 27lat, są orzechy, ,rodzynki itd..pozdrawia i smacznego
Logika podpowiada, ze skoro napisalam, ze na mojej chalwie nie bylo wartosci odzywczych, to moze oznaczac tylko tyle, ze ich tam nie bylo.
Cos zas do smaku – kwestia gustu.
Głupszej oceny i recenzji produktu nigdy chyba nie widziałem! Zero profesjonalizmu. Skład i opis produktu jest podany w 4 językach (ukraiński, rosyjski, litewski i armeński), czyli do krajów, gdzie produkt jest wysyłany. Zarówno skład, waga jak i data ważności znajduje się na opakowaniu.
Za to ja nie widziałam nigdy głupszego komentarza. Skoro produkt wysyłany jest do Polski, to skład wypadałoby przetłumaczyć na nasz język choćby za pośrednictwem naklejki, jak robią to importerzy. Skoro zaś napisałam, że wagi i daty nie było, to nie było. Opakowanie oglądały trzy osoby – żadna nie znalazła.
Pojechało cie chyba dostałam taką samą i jest skład mwaga a ze nie w naszym języku to się zgodze
P.S. Śmierdzą mi stopy, chyba pojawił się na nich grzyb.
Jedna z najlepszych chałw jakie jadłem. Nie jest oficjalnie dystrybuowana na polski rynek więc nie ma składu po polsku a jedynie po rosyjsku. Ktoś kupuje zagranicą i sprzedaje na rynku w Polsce – więc skąd w tekscie wymaganie co do składu? Po za tym jak można ją porównać do bulionu ? Ma najpełniejszy smak hałwy z tych co jadłem a jadłem naprawdę wiele. Zero profesjonalizmy w ocenie.
Masz rację, zero profesjonalizmu :/ Chylę się nisko i kasuję bloga.
Ta chałwa jest pyszna. Różni się w smaku od sezamowej, ale to oczywiste. Jeśli ktoś lubi chałwę sezamową, słonecznikowa może mu nie smakować i odwrotnie. Ja n.p. nie lubię sezamowej, a słonecznikowa uwielbiam. Również przywozi mi ją przyjaciel z Ukrainy, ale jako tubylec i do tego wielbiciel chałwy zna się, którą jest najlepsza ;)
Na Twoim opakowaniu batonikowym nie ma w/w informacji, bo są one na opakowaniu zbiorczym (mam je właśnie przed nosem). Na batonikach Mars Mini też nie ma takich informacji jak na regularnym batonie. Twoja chałwa musiała być zwyczajnie już stara. Chałwa tej firmy jest dobra w smaku i moim zdaniem nawet przyzwoitej jakości (wiadomo – chałwa to zawsze coś niezdrowego, bo to sam tłuszcz i cukier, ta jednak to tzw. najmniejsze zło). Warto spróbować. A o gustach się nie dyskutuje :) Nie zrażajcie się tą recenzją i spróbujcie.
Dzięki za opinię. Może któregoś dnia dam jej drugą szansę ;)
Witaj Olga!
Przecież to co jadłaś, to była jakaś marna podróbka zrobiona pewnie z… no właśnie nie wiadomo z czego.
Oryginalna chałwa Złoty Wiek z Ukrainy (zolotoi-vek.ua) ma podane wszystkie informacje na opakowaniu i jest przepyszna. Na pewno nie ma konsystencji kostki rosołowej :-) Często ją kupujemy z przyjaciółmi od Ukraińców na straganach w Polsce.
Witaj, Maćku :) Może rzeczywiście zrobiono ją z kostki rosołowej (i kurzu :P). Słyszałam o tych chałwach wiele dobrego, więc kiedyś ponowię degustację. Oby było warto.