Odczułam potrzebę zrecenzowania wszystkich „bajeranckich” jogurtów z Lidla. Niedawno opublikowałam tekst dotyczący Italieri, w najbliższym czasie dodam również serię z tygodnia amerykańskiego, a w odległej przyszłości pewnie skuszę się na azjatycką czwórkę. Póki co jednak Brit’s.
Całą trójeczkę brytyjskich jogurtów jadłam w przeszłości kilkakrotnie, posiadam nawet ich recenzję w papierowym pamiętniku. By jednak do dzisiejszej degustacji podejść z czystym umysłem, specjalnie nie odświeżałam sobie starych przemyśleń.
Ze skórką pomarańczy
Pierwszy Brit’s pachnie śmietanowo-pomarańczowo, osobliwie, niezbyt zachęcająco.
Jogurt jest pomarańczowy, słodki, jednak z wyraźną goryczą pomarańczowych skórek. Tych ostatnich jest sporo, zostały pocięte w nieregularny sposób, tworząc bryłki o różnych rozmiarach i kształtach.
Struktura jogurtu jest niejednolita, przepełniona pomarańczowym miąższem, jedyną definitywnie pozytywną stroną produktu (poza ładnym opakowaniem). Podejrzewam jednak, że bez owego miąższu konsystencja wcale nie byłaby gęsta i przyjemna, jak we wspomnianych na początku Italieri, ale dziwna i rozrzedzona (tłumaczę to obecnością owoców, które puściły sok).
Całość pewnie nie byłaby taka zła, gdyby nie mordercze, gorzkie niczym najgorsze lekarstwo skórki pomarańczowe. Aż język cierpnie! Poza tym, mimo ich obecności, sam jogurt jest przesłodzony. I nieładnie pachnie, o czym już wspomniałam.
Mam nadzieję, że teraz już zapamiętam, żeby nigdy więcej tego wariantu Brit’s nie kupować.
Ocena: 2 chi ze wstążką
Z cytryną, limonką & ciasteczkami
Druga wersja Brit’s jest tą, na którą liczyłam najbardziej. Nie ukrywam bowiem, że jak na jogurcie pojawi się obrazek lub słowo „cytryna”, z zachwytu wyję do Księżyca (opcjonalnie jarzeniówek w supermarkecie).
Zapach jogurtu to połączenie słodkiej (posłodzonej) cytryny i biszkoptów. Tych drugich w jogurcie jednak brak, co podczas pierwszej konsumpcji sprawiło mi spory zawód. Wtedy nie byłam jeszcze zrażona do rozmiękłych ciasteczek pływających w deserach i miałam nadzieję na coś w stylu Jogobelli American tudzież Almighurtu o smaku rosyjskiego ciacha. Próżne nadzieje. Zamiast sprężystych kawałków dostaniemy tu marne okruszki biszkoptów (o, przepraszam, podczas drugiej konsumpcji trafiłam na jedną sztukę) oraz twardsze ziarenka orzechów, na dodatek nerkowców i migdałów – skąd ten drogi wybór?
Deser jest przyjemnie gęsty, kremowy, pływają w nim włókna cytryny. Nadal ubolewam, że biszkopty dodano w formie piasku, przez co niczego do produktu nie wnoszą, a tylko podbijają kaloryczność. I słodycz, bo tu znów niechybnie zbliżamy się do granicy, może nawet stawiając na niej palce lewej stopy.
Brit’s, choć cytrynowy, nie jest jak ów żółty owoc kwaśny, ma też lekki posmak śmietany. Jego wysoką słodycz przydałby się przełamać naturalnym kwaskiem, ale i bez tego jest bardzo dobrze.
Ocena: 5 chi
Z żurawiną, maliną & ciasteczkami
Żurawina na pierwszym miejscu w tytule – plus, malina największą czcionką – minus. Ładny i przykuwający kolor opakowania (wraz z całą szatą) – plus, duża i przerażająca grafika maliny – minus. Słodki i malinowo-biszkoptowy zapach – plus, malinowy kolor i ziarenka widoczne gołym okiem – minus. Tylko co z tego wszystkiego wynika?
Jogurt jest dość gęsty, ma smak malinowej Jogobelli z posmakiem czegoś miłego, możliwe że biszkoptów. Pływające w środku ziarenka należą nie tylko do obmierzłych malin (te twarde), ale również do żurawinek (te chrupiące i w pełni akceptowalne). Oprócz nich w jogurcie znajdziemy także całe owoce żurawiny: świeże, miękkie, nawilżone, pyszne, oraz sok z żurawin, które w połączeniu nadają produktowi nieco kwasowości, neutralizując słodycz, którą z przykrością zarzuciłam wariantowi cytrynowemu.
W składzie wyczytamy, że żurawin jest o 1% więcej niż malin, na dodatek sok występuje tylko z tych pierwszych. To kolei rodzi we mnie pytanie, dlaczego producent zdecydował się zapisać słowo „malina” większą czcionką, a i sam owoc na wieczku powiększył. Czyżby obawiał się, że ludzie odczują lęk przed mniej popularną żurawiną i nie kupią tego Brit’sa? Cóż, moim zdanie niesłusznie.
Jogurt jest pyszny, słodko-kwaśny, bardziej żurawinowy niż malinowy. Muszę przyznać, że odrobinę lepszy od wersji cytrynowej, której przyznałam 5 chi, ale dodając wstążkę trzeciemu wariantowi, poczułam wewnętrzny smutek. Prawda jest bowiem taka, że jeśli kupię Brit’s ponownie, a kupię na pewno, nie sięgnę po jeden tylko smak, ale przygarnę oba.
Ocena: 5 chi ze wstążką
Posłowie
Podsumowując przygodę z trzema jogurtami Brit’s, dodam, bo pewnie niejedną osobę aż świerzbi, żeby wspomnieć o tym w komentarzu, że zdaję sobie sprawę z ich fatalnego składu. Występują tam nie tylko żelatyny, syropy glukozowo-fruktozowe, barwniki z warzyw, skrobie modyfikowane, sproszkowane jaja dinozaurów, ale również śmierć, śmieć i zło. Litania na kilometr i aktorów jak na festynie dla dzieci, choć składniki niekoniecznie nadają się dla najmłodszych, chyba że za karę (jak nie przestaniesz dokuczać siostrze, to mama kupi ci Brit’s!). Niemniej, jak już kiedyś wspomniałam, na coś umrzeć trzeba, a jak umierać, to przynajmniej smacznie. A tu smacznie jest (wykluczając pomarańczę)!
Raz w życiu mi się udało, że ominęłam ten jogurt, który oceniłaś najniżej. :>
I nie sięgaj po niego, bo pożałujesz, brrr :P
Nie lubię niczego, co ma w sobie skórę z pomarańczy. Od razu w ustach czuję ten okropny smak z tanich starych keksów z osiedlowego sklepu, fuja.
Ale cytrynowy jadłam i smakował mi. :)
Malinowego nie brałam, bo tak jak zauważyłaś – mega wyeksponowana malina skutecznie mnie odstraszyła. Gdyby było pogrubione – ŻURAWINA, to bym się skusiła, a tak…
Ja też nie lubię skórek tak w ogóle, nie tylko w Brit’s. Podobnie jak wszystkich kandyzowanych owoców.
No to czas na żurawinkę, co? :)
Chętnie, ale… najbliższego lidla mam ponad 50 km od miejsca zamieszkania :D
Więc zanim się tam wybiorę, to pewnie już mi się odechce.
Ustaw sobie zdjęcie na pulpicie albo tapecie telefonu i codziennie mu się przyglądać. To dobra strategia :P
Lepiej bym sobie ustawiła zdjęcie otyłych ludzi na tapetę, bo ostatnio spożywam tyle słodyczy, że aż mi przed samą sobą wstyd :D
jak będę blisko lidla to zakupię ten jogurt, o :D
Zdjęcie otyłych nie pomoże, prędzej zaczniesz szybciej przechodzić koło luster, udając, że na podłodze bądź suficie akurat znajdują się ciekawe obiekty do zaobserwowania.
Haha, trafne spostrzeżenie :D
Malina <3 Dla mnie wygrałaby w przedbiegach :) Nie przepadam za cytrusami w formie jogurtu :) Po recenzji myślę że warto sięgnąć :) Pozdrawia "Lukrowana Słodycz" ;)
Widziałam rano, że zmieniłaś adres bloga. Czemu? Najpierw się wystraszyłam, że całkiem usunęłaś, ale potem drogą małych kroczków, przez Google +, znalazłam nową wersję :) Jej nazwa trochę się kojarzy z istniejącym już w sieci blogiem.
Właśnie po „nocnych zmianach” kiedy wstałam rano skumałam, że faktycznie brzmi podobnie. Głupia ja :) Zmieniłam nieco ze względu na rady pewnej znajomej, że po prostu bardziej to podchodzi pod temat :) I już tak chyba zostanie. Ale kto wie, może obmyślę coś bardziej.. Oryginalnego. A cały look bloga.. Będzie ulegał zmianom, w końcu dopiero się uczę. A zależy mi żeby było ładnie miło i przytulnie ;;)
W ogóle mnie nie kuszą, a w szczególności ten ze skórką pomarańczową – a fuj! :P
Nie mów tak, bo Ci się za karę w nocy przyśnią.
Jadłam tą malinową. Specjalnie napisałam tylko malinoą, bo ja tej żurawiny prawie w ogóle nie wyczułam, nad czym głęboko ubolewałam
Buu :(
Skórek pomarańczy nie lubię, ale dwa pozostałe smaki… Jakoś zawsze w Lidlu mijam je obojętnie, bo nigdy nie wydawało mi się, że mogą być smaczne, ale po Twojej recenzji nabrałam przekonania, że trzeba będzie w końcu kiedyś spróbować.
Może nie dostaniesz orgazmu, ale smakować Ci powinny :D
Nie lubimy ani cytrusów w jogurtach, ani malin, ani tym bardziej pseudo ciasteczek. Jednak postanowiłyśmy każdy ze smaków spróbować… Dlaczego? Wszystkie trzy (bo do próbowania zachęciła nas jeszcze młodsza siostra) do teraz tego nie wiemy :P Żaden jogurt nam nie smakował… No może cytryna-limonka na tym tle wypadła nieco lepiej :P
Dawno to było? Może od tego czasu coś uległo zmianie. Dużo lidlowych jogurtów uległo pogorszeniu lub polepszeniu, to dziwne.
Jakieś pół roku temu ;) Dla nas te smaki z góry były skazane na porażkę ;)
one są cały czas w ofercie lidla czy tylko w związku z tygodniem brytyjskim? mam nadzieje, że to pierwsze bo lidlowym jogurtom zawsze mówię tak, a lista tych które chciałabym spróbować wydłuża się i wydłuża. muszę się do niego wybrać bo ostatnio trochę popadłam w serkową rutynę i ciągle męcze te od ehrmanna (a mam jeszcze w lodówie dwa almighurty i jeden grand dessert), przydałby się jakiś powiew nowości. :D
W stałej, spokojnie :)
Jadłam żurawinowy i wg mnie miał dziwnie chemiczny posmak. Może trafiłam akurat na jakiś felerny…
Chemiczny? Ani trochę nie wyczułam, może rzeczywiście felerna sztuka.
Eee, nic ciekawego. Od biedy wybrałabym ten żurawinowy.
https://www.youtube.com/watch?v=8NC1GYwZGhw