Decydując się na spróbowanie wszystkich wariantów czekolad Ritter Sport oraz kolekcjonowanie ich opakowań, wiedziałam, że prędzej czy później nastanie chwila zmierzenia się z najgorszymi ze względnie łatwo dostępnych tabliczek, czyli Pfefferminz oraz…
Kokos
Nie ma co owijać w bawełnę: tam, gdzie pojawiają się wiórki kokosowe, tam nie pojawiam się ja. Niestety, jak mus to mus, szczególnie gdy w grę wchodzi mus mleczno-kokosowy, a nie same wiórki. Warto także wspomnieć, że ritterowy Kokos to jedna z najbardziej kalorycznych czekolad niemieckiego producenta, z jakimi się dotąd spotkałam. Wiadomość ta ucieszyła mnie równie mocno, co nazwa produktu i skrywające się wewnątrz nadzienie. Krótko mówiąc: szykowała się trudna do zapomnienia przygoda.
Z ładnego (nareszcie!), schludnego, błękitnego opakowania wyciągnęłam jasnego koloru mleczną tabliczkę, która już podczas tej operacji – wyciągania – pozwoliła mi sformułować pewne wnioski. Podczas gdy niektóre czekolady wychodzą z plastiku łatwo i płynnie, Kokos lepił się, czepiał ścianek jak tonący brzytwy i w ogóle nie chciał współpracować. Zanim wylądował na talerzyku, moje palce były całe w lepkiej masie. Stąd wstępne wnioski, iż: czekolada jest miękka, a więc tłusta, zapewne także supersłodka, topi się momentalnie, jest plastelinowa i może przysparzać atrakcji podobnych do Vanillekipferl. To z kolei mogłoby… musiałoby oznaczać, że… jest pyszna (?!). Skoro wyżej wspomniana czekolada waniliowa z ciastkami dostała ode mnie unicorna, a ta już na wstępie ją przypomina… ale niee, nie. Trzeba odetchnąć, opanować się, do sprawy podejść na chłodno. Przecież to k o k o s o w e w i ó r k i!
Zapach wersji Kokos to coś pomiędzy klasycznym Bountym, a mieszkowymi Kokoskami. Ważne jest tu słowo pomiędzy, gdyż mimo podobieństwa, raczej nikt obeznany z tymi trzema słodyczami się nie pomyli. Jest to aromat baaardzo słodkich wiórków i mlecznej czekolady. Wizualnie z kolei produkcie zaskoczyła mnie ilość nadzienia. Dotąd w żadnym Ritter Sporcie nie widziałam go aż tak dużo. Wychodzi górą, dołem, bokami… no, na bogato. W dolnej warstwie występuje mleczno-kokosowy krem, w górnej zaś ten sam krem, ale z wtopionymi wiórkami, podejrzanie twardymi, jakby podprażonymi. Dzięki temu zabiegowi nie grduliły się, nie sprawiały problemów podczas gryzienia, a co najważniejsze, zupełnie mi nie przeszkadzały! Z kremem współgrały idealnie, dając mi tyle przyjemności, ile nigdy nie dały żadne inne wiórki.
Krem jest rzeczywiście bardzo słodki i bardzo tłusty, bez mycia rąk i buzi tuż po konsumpcji się nie obejdzie. W połączeniu z nieco twardszą, ale nadal miękką i plastelinową mleczną czekoladą przypomina wariację na temat Raffaello. Udaną jak mało co. I choć ktoś mógłby powiedzieć, że do tak słodkiego nadzienia przydałaby się równoważąca je gorzka lub przynajmniej deserowa czekolada, ja mówię stanowczo: nie. Mleczno-słodki złoty strzał musi zostać taki, jaki jest.
Kokosowy Ritter rozpuszcza się w ustach w sekundę, zostawiając na języku wysyp twardych wiórków, które rozgryza się naprawdę łatwo. Ponadto momentalnie powoduje zasłodzenie, stawiając nas na granicy życia i śmierci. Z tego powodu moją tabliczkę jadłam „aż” przed dwa dni, trzeciego zaś chciało mi się płakać, że muszę wykończyć tyyyle słodyczy z posiadanych zapasów, żeby móc wrócić do tego cudu. Kokos to absolutny i niekwestionowany unicorn smaku.
PS Narodziła się we mnie silna potrzeba zakupu 100-gramowej nugatowej i jogurtowej.
PPS I’m in love with the CoCo.
Ocena: unicorn smaku
Skład i wartości odżywcze:
Kiedy tylko zobaczyłam ,że w nowym poście mowa o czekoladzie kokosowej ,od razu pomyślałam ,że pewnie nie otrzyma więcej niż 3 chi ,a wzmiankę o tym ,że może być pyszna jak Vanillekipferl potraktowałam jak .. żart :D Jakie było moje zaskoczenie ,kiedy doczytałam do końca i zobaczyłam ,że kokosowy Ritter dostał unicorna ,tego się opisań nie da :P
opisać*
Wzięłam Cię z zaskoku :D
Ja również uwielbiam Deppa :) Podoba mi się praktycznie w każdej roli :) W filmie „Sekretne Okno” też był przystojniak ;) Zauważyłam, ze z nim jest jak z winem – im starszy tym lepszy :P Tego musicalu nie ogladałam – tak szczerze to wymiękłam i to bardzo syzbko… Nie lubie musicali – ten moze i jakos bym przetrwała ale każda śpiewana piosenka była w tym samym takcie muzycznym..
Masz rację – te piosenki są śliczne :) Wiem, że jej płytę można było tanio kupić w Biedronce :) Przykro mi, że ta piosenka akurat tak Ci się kojarzy :(
Ja i maszyna??? Gdzie tam :) Wszystkie chleby, bułki i ciasta drożdżowe wyrabiam ręcznie :) Według mnie nic nie wyrobi tak dobrze ciasta jak ręka ;)
Nie masz za co dziękować – post jest wart uwagi :)
Co do tych czekolad to ich nie lubię ;P
Najlepszy musical na świecie, w dodatku z Deppem i produkcji Burtona, to „Sweeney Todd~”. Koniecznie obejrzyj!
Na zachętę moja ulubiony utwór z filmu: https://www.youtube.com/watch?v=a72KYMQnDyk
Dlaczego trafiłam na tę recenzję… dlaczego świat jest tak okrutny?! Kocham wiórki kokosowe, a ta czekolada wydaje się wręcz… doskonała. :O Moje postanowienie o tym, że nie kupię już żadnych słodyczy, dopóki nie wykończę tego, co mam, znowu legnie w gruzach… Chociaż dla takiego cuda chyba warto złamać wszelkie zasady.
Oj warto! Naprawdę byłam w wielkim szoku, że jest aż tak dobra. Cudo.
Olga i czekolada z wirówkami?! Olga i czekolada w wiórkami, która dostała… werble unicorna?! nie mogę się pozbierać z podłogi ze zdziwienia :D niemniej nie dziwi mnie to ani odrobinkę gdyż pomimo, że w temacie ritter sportów nadal mam spore braki tą czekoladę o dziwo próbowałam! (w sumie jakie o dziwo, przecież to kokos…) było to co prawda lata świetlne temu ale pamiętam, że dostałam kiedyś trzy takie tabliczki: kokos, cookies&cream i weisse voll-nuss (chyba byłam grzeczna). jako że nie mogłam się doczekać, która wypadnie najlepiej zamiast jak normalny człowiek jeść po kolei otworzyłam wszystkie trzy i zjadłam po kosteczce każdej. starcie było bardzo wyrównane bo biała czekolada to jak Ci wspominałam moja miłość, nadzienia ciasteczkowe zresztą też uwielbiam no i kokos! pomimo, że człowiek się starzeje pamiętam doskonale która wygrała owe zawody, a było to właśnie opisywane tu dziś cudo. :) zmierzając do meritum: zgadzam się z recenzją w milionie procent, czekolada jest fantastyczna i gdyby nie fakt, że muszę spróbować nowych wariantów (nugat i vanillekipferl!) pobiegłabym natychmiast do sklepu.
Ja mam niemiłe wrażenia ze spotkania z Cookies&Cream… Może felerny egzemplarz, ale trochę boję się kupić ponownie. Albo namówię mamę, że nabyła dla siebie, a zostawiła mi ze dwie kostki, albo – co bardziej prawdopodobne – wrócę do niej za parę lat, w końcu pojawia się sezonowo.
o_O Taka była moja mina na wiadomość, że ta czekolada dostała unicorna. Dla mnie była średnia i to mocno średnia. I miała wiórki, wiórki!!!
Miętową dorwałam w Lidlu, nadal czeka, aż nabiorę na nią ochotę.
Ja miętę mam z Almy, ale jeśli miałabym czekać na ochotę, to nigdy bym jej nie otworzyła. Nienawidzę mięty w czekoladzie, brrr.
Cześć, wczoraj znalazłem Twój blog i zostanę tu na stałe :) Mamy bardzo podobny gust. W kwestii czekolady z miętą jednak się różnimy, bo ja to połączenie lubię i polecam miętową wersję Rittera. Jest jedną z moich ulubionych.
Może „nienawidzę” to za mocne słowo, od kilku lat trafiam po prostu na same niedobre miętowo-czekoladowe słodycze. After Eight miałby u mnie… nie wiem, ze 4 chi? Najwyżej. Mając do wyboru dziesięć smaków, mięta wylądowała na ostatnim miejscu ;)
Cieszę się, że zostaniesz na blogu, lubię mieć dla kogo pisać :) A możesz zdradzić, jak tu trafiłeś?
Trafiłem tu dzięki blogowi Posypana Cukrem. Czoko wspominała, że recenzowałaś wafelek Milka i z ciekawości poszukałem i znalazłem. Podoba mi się to, że recenzujesz w znacznej większości produkty, które sam bym chętnie wypróbował.
O, to muszę podziękować czoko, że jej wpis zwabił do mnie nową osóbkę :D
Czoko, dziękuję ;*
Hahaha wiedziałam, że kokosowa Ci zasmakuje :D Uwielbiam ją, właśnie mam u siebie 2 tabliczki i nie mam zamiaru z nikim się dzielić,o! :D
Na samo wspomnienie czuję jej kokosowy zapach i słodziutki smak <3
Nigdy nie przeglądałam składu ritterów.. Masakra dla mnie. Jak za tę cenę :o Ale to na marginesie. Po wczorajszym wedlu, w którym wióreczków mi brakowało.. To jest must have! Aż dziw że czekolada posiadająca w składzie coś czego nie lubisz dostała tak wysoką ocenę ;)
Dzięki temu, że wiórki mnie tak pozytywnie zaskoczyły, z „optymizmem spoglądam na przyszłość” (jak uczestnicy Trudnych Spraw). Kto wie, jaki składnik mnie jeszcze zaskoczy – malina, anyż, skórki pomarańczowe…?
Jadłabym
Nie krępuj się.
Opakowanie bardzo mi odpowiada, czekolada pewnie też by posmakowała. Ogólnie gdyby nie to, że ja to ja i mam swoje postanowienia (zbyt silna wola, by je złamać :< ), to jadłabym. :3
Też mam silną wolę, kiedy wiem, że trzeba. To dobra cecha :)
Świat się kończy!!! Wystawiłaś kokosowej czekoladzie unicorn smaku?! Jesteśmy tym faktem wstrząśnięte :D Teraz czas aby jakaś gorzka czekolada zawładnęła Twoim sercem/żołądkiem :P
Jednak co jak co, ale my ubóstwiamy tą tabliczkę choć jadłyśmy ją do tej pory tylko raz (nie wiemy czy tylko u nas tak trudną ją dostać?). Zjadłyśmy ją przy jednym posiedzeniu bez większych wyrzutów sumienia :D
U mnie pojawia się w Lidlu, ale nie przy każdej dostawie.
Haha, też się zdziwiłam, że kokos dostał od Ciebie unicorna! :D Ja tą czekoladę jadłam w czerwcu 2013, ale na ten czas bardzo mi smakowała. Też urzekła mnie objętość tego nadzienia (choć po Zotter Hand-Scooped to już żadne inne nadzienie nie będzie wystarczająco obfite :>).
2013 rok był dawno, dawno temu. Dobrze, że jeszcze pamiętasz (z pomocą przychodzi blog, ale na początku nie opisywałaś wrażeń. Skąd wiesz, co wtedy myślałaś?).
Przy tej czekoladzie jednak kilka wrażeń opisałam ;)
Ale co z tymi, przy których jest zero?
Już pisałam na IG, że ją uwielbiam. Ze wszystkich ritterek to własnie jest moja ulubiona, genialna! Cieszę się, że i u Ciebie dostała tak wysoką ocenę! :D
I na pewno jeszcze do niej wrócę :)
Pisałaś dziś ,że już recenzowałaś tą czekoladę to musiałam odszukać jak Ci smakuje:) . Dla mnie pyszna czekolada chyba najlepsza kokosowa jaką jadłam i wiórki mi nie straszne co najwyżej przepłukam zawsze usta po zjedzeniu jej:) . Mniam mniam
Otóż to. Nawet ja, wróg wiórków numer jeden, kocham ją. To już o czymś świadczy :)