Desery z koroną to smak dzieciństwa wielu osób. Nie skłamię, pisząc, że i ja się nimi zajadałam, uważałam za przepyszne i z przyjemnością naciągałam rodziców i babcię na kolejne sztuki. Później jednak nadszedł czas odkrywania innych jogurtów, deserów i słodyczy w ogóle, minęło wiele, naprawdę wiele lat, a stare dobre produkty firmy Zott zmieniły szatę graficzną na nową. Czy oznacza to, że zmienił się również ich smak? A może nigdy nie były tak dobre, jak myśleliśmy (bądź chcieliśmy myśleć), a sytuację ratowała jedynie dziecięca niewinność, potem zaś nostalgia?
Uwaga: za cztery dni morderczych przeżyć i siedemset gramów ohydztwa, które wpadło do mojego żołądka, winię (uwaga, wytykam palcami): właścicielkę czekosfery, Natalię, velę oraz Basię, które to – jak gdyby się zmówiły – do Deseru z koroną nawiązały w lutowym wpisie dotyczącym Grand Dessertu, a ja, osoba słabej woli i podatna na sugestie, powzięłam decyzję, że linię ową zrecenzuję.
Deser z koroną czekoladowy
Czekoladowy wariant zottowego deseru z bitą śmietaną recenzuję jako pierwszy, choć w rzeczywistości padł mą ofiarą jako trzeci, gdyż jest to smak klasyczny i prawdopodobnie najwięcej osób, które kiedykolwiek jadły Desery z koroną, wybrało właśnie ten.
Przy nim to dopiero wczytałam się w skład, dzięki czemu przestałam dumać, dlaczego od kilku dni fosforyzuję, gdy gaszę światło i idę spać. Znalazłam tam bowiem nie tylko tłuszcz utwardzony, nawet w wariancie podwójnym (tu zapowiedziana dedykacja dla Basi, która dnia pewnego wyraziła zdziwienie, jak można do jogurtu – „jogurtu” – dodać utwardzone tłuszcze właśnie), ale również kilka wariantów bardzo odżywczych witaminek E, żelatynkę, syropiki, skrobiki, azociki i inne mityczne stworzenia.
Smak czekolady stwarza największe nadzieje na to, że będzie dobrze. Nic bardziej mylnego. Już w tym momencie pragnę wyrazić zdziwienie i rozgoryczenie, jak Zott – producent Belriso, Monte, Smakiji, Jogobelli (!) i tak dalej – mógł wypuścić, a jeszcze bardziej nie wycofać takiego, za przeproszeniem, gówna. Ciekawa jestem, czy producenci w ogóle tego spróbowali, a jeśli tak, to czy bez wyrzutów sumienia podają deser swoim rodzinom.
Zapach recenzowanego Deseru z koroną od warstwy bitej śmietany jest wyraziście czekoladowy. Śmietana owa w smaku przeszła dolną warstwą, jest słodka, w konsystencji tłustawa i mdława. Czekoladowy „budyń” zaś budyniem nie jest ani trochę. Przypomina coś galaretkowo-wodnistego, jak gdyby rozcieńczony napój kakaowy (bo występuje proszkowatość) zagęszczono żelatyną i tyle.
Smak całości prezentuje się nieco lepiej niż dwa pierwsze, które miałam (nie)przyjemność jeść, a o których przeczytacie jutro. Nie oznacza to jednak, że jest dobrze. Bynajmniej. Od pierwszej łyżeczki czuć na języku coś dziwnego, osobliwy posmak, który momentalnie powoduje lekkie odrętwienie kubków smakowych. Przy pierwszym deserze (truskawkowym) nieco się tego wystraszyłam, ale potem zrozumiałam, że to taka przypadłość Deserów z koroną. Ohydna i odpychająca.
Ocena: 2 chi
Deser z koroną waniliowy
Pierwsza recenzja naprawdę łaskawie obchodzi się z tą serią deserów, jako że drugi opis dotyczy wariantu waniliowego, który okazał się z całej czwórki najlepszy.
Ten Deser z koroną wyróżnia konsystencja, wreszcie taka, na jaką liczyłam, czyli budyniowa i gładka, choć nadal z galaretkowo-wodnistym pierwiastkiem. Nie mam pojęcia, z czego ta zmiana wynika, bo skład jest ten sam, jeśli więc ktoś rozwiąże zagadkę, z przyjemnością poznam odpowiedź.
W deserze podczas transportu „zdechła” mi bita śmietana, nie zamierzałam jednak (i nie zamierzam) kupować drugiej sztuki, żeby wykonać lepsze zdjęcie. Raz, że wcale jej nie nim nie widać, dwa, że nie jest smaczna i nie warto się dla niej poświęcać.
Produkt pachnie ładnie i zachęcająco, bo waniliowo, robi nam złudne nadzieje na coś w stylu Grand Dessertu lub chociaż jego lidlowego odpowiednika. Niestety, już od pierwszej łyżeczki atakuje nas ów dziwny i obrzydliwy posmak, który osadza się na języku i tkwi tam na długo po konsumpcji, w związku z czym nieszczęśnikom, którzy na recenzję trafili już po zakupieniu Deseru z koroną, radzę szybko go czymś zagryźć. Chociażby papierem toaletowym – wszystko lepsze od tego uczucia.
Sam waniliowy smak jest jednak w porządku i jeśli nieświadomy niczego dziadek kupi wam, ukochanym wnuczkom, ten wariant deseru, to gwarantuję, że przeżyjecie.
Za nostalgię oraz nadzieje, jakie wiązałam z serią, wystawiam 3 chi, ale nie kupię go nigdy więcej!
Ocena: 3
Szczerze mówiąc ,kompletnie się takiej oceny nie spodziewałam. Desery z Koroną to element mojego wczesnego dzieciństwa i zapamiętałam je jako bardzo smaczne ,więc albo ja mam spaczone kubki smakowe albo jakość tego wyrobu spadła na przestrzeni kilku lat :[
Napisałam na początku, że to również smak mojego dzieciństwa i że zapamiętałam je jako pyszne. Smak musiał się zmienić, zresztą minęło dobrych kilkanaście lat, bo desery są ohydne.
gdybym miała wskazać produkt spożywczy, który najbardziej kojarzy mi się z dzieciństwem to byłby to właśnie deser z koroną. był to obowiązkowy element w mojej lodówce i zawsze była to wersja czekoladowa, waniliowej nie chciałam nawet tknąć. całkiem niedawno kupiłam sobie deserek aby przypomnieć sobie smaki dzieciństwa i się przy tym trochę odmłodzić wszak luty jest miesiącem moich urodzin i człowieka bierze depresja, że się starzeje. kupiłam, zabrałam się do konsumpcji i co? czar prysł. nie mam pojęcia jak mogłam kiedyś tyle się tym zajadać. ciekawe jest też jak to człowiek i jego gust się zmienia, wtedy jadłam tylko wersję czekoladową, niedawno kupując go pierwszą myślą była oczywiście wanilia, a czekoladę wybrałam tylko i wyłącznie dla przypomnienia sobie smaku z lat młodzieńczych. :D
Gust gustem, ale według mnie smak naprawdę się zmienił przez te lata.
Oj tam, marudzisz. :p W sumie to nie jadłam go dawno, może tylko wydaje mi się, że pamiętam ten smak..
Tak czy inaczej jestem wdzięczna za poświęcenie w tak słusznej sprawie. :>
Gwarantuję, że Ci się wydaje. Dzisiejszy Deser z koroną osiągnął punkt poniżej poziomu morza.
Zniszczyłaś moje dzieciństwo :D Hahaha. A tak na serio jak przez mgłę pamiętam ten smak.. I o Boże.. Na serio nie było aż tak źle. A skład jak skład.. Nie raz i nie dwa się z takim stykamy. My dzielne testerki ;) SMAKOSZKI!
Jest źle, uwierz. Jutro będzie nawet gorzej.
Trzymam za Ciebie mocno kciuki! Jesteś silna i dzielna! :)
Nie jadam, nie kupuję – ale jako dziecko jadłam czekoladowy i toffi. Ba, małe dziecko, bo w klasach 1-3. Do tego waniliowego to nie zbliżałam wzroku nawet :P
Karmel, a nie toffi. Najgorszy!
Szoook! Sklad rzeczywiscie masakra, te tłuszcze roslinne sa dla mnie niepojete… Przepraszam, że narazilam Cie na takie cierpienia… I nie, nie będę w ramach zadośćuczynienia recenzowac Milki albo Wedla ;)
Spoko, celowałam w Wawel :D
Ahahaha XD dziewczyny podpadły.
Ten deser nie jest na szczęście smakiem mojego dzieciństwa, ale jadłam go w gimnazjum i wrażenia miałam podobne do innego podobnego deseru: Satino ( a może mi się te dwa produkty mylą, hmmm). W pamięci mam niejasne wrażenie jedzenia rozwodnionego kakaowego gluta, więc nic dziwnego,że potem już nie próbowałam innych wariantów.
Rozwodniony kakaowy glut? Taak, to zdecydowanie był Deser z koroną.
Bleeee…to jedyne co mi się ciśnie na język jak widzę te deserki :P
Mi też, mi też…
I teraz szkoda mi Twojego żołądka.
I muszę się przyznać do tego, że sama kilka lat tego deseru nie jadłam, więc możliwe że coś przy nim kombinowali (chcąc obniżyć koszty produkcji).
W każdym razie kiedy je jadałam bardzo mi smakowały… ;(
Mi też szkoda, jeszcze bardziej myśląc o tekście, który opublikuję jutro :P Ach te poświęcenia. Do ostatniej chwili wierzyłam w to, że Desery z koroną się obronią, ale nie. Wymiękły.
Btw, jeśli możesz, zdradź, jak masz na imię, bo nie wiem, jak się do Ciebie zwracać. Kilka razy widziałam, że ktoś Cię nazwał czekosferą, ale czekosfera to sfera, to świat, którym zarządzasz, że tak powiem, natomiast sama Ty jesteś bezimienna :P
Co racja to racja.
Milena :)
Olga, miło mi :D
My również zajadałyśmy się nimi w dzieciństwie i po spróbowaniu go po paru latach same nie wiedziałyśmy czy smak się pogorszył czy jako dzieciaki jadłyśmy każde świństwo byleby było słodkie…
Kwestia nierozstrzygalna, jako że do lat dziecięcych się już nie wrócimy, ale ja stawiam na pogorszenie.
Kiedyś to była pychota i najlepszy deser :)
Mój narzeczony swojego czasu zajadał się nimi, ale w pewnym momencie nastąpiło to pogorszenie jakości i smaku i od tamtej pory tych deserków nie tyka.
Kiedyś kupiłam taki fajny i dobry deser (Satino albo Paradis…) z tą bitą śmietaną o smaku kokosowym. I był to najlepszy deserek jakikolwiek jadłam…. I tylko raz, bo później zniknął z półek i nigdy nie wrócił :(
I o Sonacie będzie (jadłam wczoraj), tyle że nie kokosowej, takiej rzeczywiście obecnie nie ma.
Haha, a ostatnio sobie myślałam, czy by ich smaku sobie nie przypomnieć, bo nie jadłam ich lata świetlne! Na szczęście ja nie jestem aż tak podatna na sugestie i gdy tylko obejrzałam te desery w sklepie, szybko zmieniłam zdanie na: „na pewno nigdy ich nie kupię”.
Ja, prawdę mówiąc, lubię wiedzieć zamiast tylko się domyślać, więc nawet jakby nie pojawiły się komentarze o Deserze z koroną, to i tak bym go w końcu kupiła.
Jestem wariatką, więc przeszkadza mi, że tak wybranego człowieka nie widziałam jak ty nic ci nie pasuje deser jak deser to ty kurdea ze złota byś chciała ten deser czy co za niecałe 2 zł
Wracaj do piaskownicy, bo mama się zmartwi, dokąd poraczkowałaś :)
a ja jadłam dziś i cóż…sklad rzeczywiście jest zagadkowy, ale smak bardzo dobry! pyszności przecież.
Hmm. Smacznego zatem :P
Skusiłam się kiedyś (pierwszy i ostatni raz) na deser z tej firmy o smaku toffi. I jak moje wrażenia? Trauma. Konsystencja pseudo – budyniowa. Budyń z wodą, z wynikiem 5:1 na korzyść wody. Smak: ledwo – słodkawo – żaden. Ohydztwo! Szczerze nie polecam
Wcale mnie to nie dziwi :D