Milka, Toffees

Pamiętacie Dumle? Cukierki te były popularne w czasach, gdy uczęszczałam do szkoły podstawowej. Zajadała się nimi spora część moich znajomych, a ci, którzy się nie zajadali, i tak znali i lubili ich smak. Krótko mówiąc: dumlomaniakami byli wszyscy. Prawie. Z tłumu bowiem wyłamać się musiała jedna osoba, która już od wczesnodziecięcych lat nie potrafiła zrozumieć, na czym polega fenomen małych karmelowych zalepiaczy zębów. Ani tego pogryźć, ani żuć, ani od razu połknąć.

Tak, ja zdecydowanie i od początku byłam przeciwna wszystkim mordoklejkom, włączając to krówki-ciągutki, długie karmelowe batony, od których próchnica zjadała zęby konsumenta szybciej, niż konsument batona, a także dalszych krewniaków: Werther’s Original, zarówno w postaci twardych cukierków, jak i tych miększych, z nadzieniem (których było pełno w barku mojego dziadka).

Na moje nieszczęście na rynku pojawiły się ciągutki od Milki. Dopóki można je było dostać wyłącznie w postaci torebkowej, czułam się bezpieczna. Niestety, Tesco postanowiło ze mnie zadrwić, oferując cukierki również na wagę. Kiedy więc weszłam do marketu po inne produkty i spostrzegłam je, bezlitośnie i szyderczo błyszczące fioletowymi papierkami na ogromnym stosie, który gdyby lawinowo na mnie spadł, niechybnie by zabił, musiałam zapakować kilka do woreczka. Szczęściem w nieszczęściu zaś było to, że waga w Tesco sprostała obliczeniu ceny za dwie sztuki.

Milka, Toffees (1)

Toffees

Dwa egzemplarze tych małych morderczych morderców ważą 11 g, choć podejrzewam, że gdyby ściągnąć z nich papierki, zrzuciłyby nadprogramowy jeden gram, dostarczając zasmuconemu perspektywą spotkania z nimi konsumentowi 44 kcal (kolejne szczęście w nieszczęściu, że malutko).

Zrywając ograniczający pierwszą sztukę papierek, dostrzegłam niepozorną karmelową mordoklejkę, dość twardą, choć jeśli ścisnąć ją w palcach nieco mocniej, ulegała. Barwę miała jasnobrązową (kolor toffi), a pod światłem mieniła się niczym klejnot (tu zapala się lampka: klejnoty są niejadalne).

Milka, Toffees (2)

Cuks pachnie czekoladowo, a to z powodu kremu, który znajduje się wewnątrz. Podczas przygotowywania pierwszego egzemplarza do zdjęcia, czyli krojenia, bezczelnie wyleciał tyłem. Zupełnie jak… pasta do zębów, żeby nie przywoływać żadnych innych, obrzydliwszych obrazków, w końcu to recenzja produktu spożywczego. Krem ów jest intensywnie czekoladowy, choć nie mleczny, raczej kakaowy, a do tego słodki, gęsty, treściwy i pyszny – z chęcią posmarowałabym nim kanapkę albo naleśnika.

Powłoka zewnętrzna ma smak toffi (jak wspomniane już Werther’s Original, łee) i jest twarda, co w moich oczach, czy raczej zębach, zupełnie dyskredytuje całego cukierka. Z miejsca minus sześć chi.

Pierwszą sztukę Toffees pogryzłam, narażając mięśnie żuchwy na ból (naprawdę!), a także zupełnie zaklejenie zębów i wszelkich innych zakamarków paszczy. Podejrzewam, że gdybym posiadała sztuczną szczękę, niechybnie przełknęłabym ją razem z mordoklejką. Drugą sztukę zaś postanowiłam ssać, ale po dwóch minutach mi się znudziło i też poddałam ją naciskowi przedtrzonowców i trzonowców.

Produkt uważam za średni – smak ani nie ziębi, ani nie grzeje mojego serca. Toffi jest takie sobie, krem zaś bardzo dobry. Tym jednak, co bezapelacyjnie wyklucza ponowny zakup Toffees, jest ich konsystencja. Nienawidzę mordoklejek i podejrzewam, że nigdy się to nie zmieni.

skalachi_3Ocena: 3 chi


Skład i wartości odżywcze:

Milka Toffees wartości odżywcze skład


Tymczasem w Tesco… 

Dla tych, co jeszcze nie kupili nowych Magnumów, a chcieliby spróbować:

Magnumy w Tesco

Recenzja wersji Tiramisu
Recenzja wersji Creme Brulee

31 myśli na temat “Milka, Toffees

  1. Ohoho, Magnumy… ale ja do Tesco wybiorę się dopiero, gdy skończy się zapas mojego mixu orzechów kupowanego tam na wagę.

    Ja uwielbiam krówki, ale takie kruche. Jedynie lekko ciagliwe i zalepiajace. Te cuksy od Milki niechybnie by mnie przerosly – i to nie tylko dlatego, że jest to Milka ;).

    1. Ty w kontekście krówek kojarzysz mi się wyłącznie z firmowymi, których marki nigdy nie poznam :D

    1. Na bloga i bo Milka. Nawet sama do końca tego nie rozumiem.
      Tak samo mam z niektórymi filmami – wciągam na listę do obejrzenia tylko dlatego, że czuję, że powinnam je znać, mimo iż wiem, że umrę podczas seansu. Trzeba być znawcą w tym, co się robi. Nie wyobrażam sobie testera czekolady, który z własnego kaprysu nie chce zapoznać się z czekoladami x albo historyka, który nie lubi średniowiecza, to nie będzie o nim nic czytał, a dzięki temu również wiedział. Wolę wyrobić sobie własną opinię na temat nawet najgorszej rzeczy niż powtarzać zdanie innych. To chyba najrozsądniejsze wytłumaczenie.

  2. Hmmm, dumle były (i są, np. w hebe w formie batonika :D) dobre, ale nie jest to mój ulubiony przysmak.
    Co innego, gdyby smak dumli przemycić do nierozpuszczalnych karmelków… o, to by było pyszne :)

    Zostałam niezachęcona do tych milkowych toffiów – i dobrze :D

    1. Dumle widziałam kilka dni temu na wagę w Delikatesach T&J, a batonik Dumle Snacks jest jeszcze gorszy od cukierków.

  3. Przypuszczam, ze by mi smakowały, ale w teraz czuje lekką niechęć do takich cukierków przez rodzinę, która ignorując moje sugestie, kupuje takie właśnie twardawe toffi-mordoklejki z czekoladowym nadzieniem. Już nie mogę na nie patrzeć

  4. NIe lubię produktów Milki – sa dla mnie niezjadliwe… nie wiem skąd ta wygórowana cena..

    Przeglądajac bloga zauważyłam, że w sierpniu kupiłas CzekoWafel od Wedel, jednak recenzja się nie pojawiła ;)

    1. Oż Ty, sprytne oko :D
      Rzeczywiście, recenzji nie było, a wafel dawno poszedł do żołądka. Uznałam po prostu, że waflowe recenzje będę dodawać hurtowo, czyli np. jak Wedel, to wszystkie wafle, potem Grześki – wszystkie, Princessy – wszystkie i tak dalej. W tej chwili wiem, że będzie troszeczkę inaczej, ale ze wskazaniem na troszeczkę.
      Niemniej CzekoWafel był dobry, jeśli interesuje Cię coś więcej, to mogę pogrzebać w pamiętniku, bo na pewno coś o nim zanotowałam :)

  5. od dawna jestem bardzo ciekawa tych cukiereczków. po pierwsze dlatego, że to milka więc trzeba spróbować, po drugie bo od czasów chyba dzieciństwa nie jadłam takich mordoklejek. pamiętam więc przez mgłę jak to może smakować. poza tym smaki karmel/toffee (nigdy nie wiem jaka jest w teorii między nimi różnica ale wiem, że JEST bo wolę karmel) całkiem lubię więc to też przemawia na plus. na minus natomiast konsystencja – nie cierpię twardych słodyczy wiec cukierki jem bardzo rzadko. poza tym wizja zaklejonej paszczy mnie mało kręci (chyba, że uznać to za plus że masz tak zaklejoną buzię że nie wpakujesz do niej już ani jednego cukierka), a długotrwałe ssanie cukierków z kolei też mnie baaardzo nudzi. podsumowując produkt albo totalnie pokocham albo z miejsca znienawidzę :D chyba sobie kupię parę sztuk na spróbowanie bo jestem ciekawa po której ostatecznie stronie ulokuje swoje uczucia względem nich :D

    1. Na spróbowanie i dla wyrobienia opinii polecam. Działaj w Tesco, póki są.

      Karmel kojarzy mi się albo z twardym Daimem, albo czymś, co jest słodkie i się ciągnie – np. w Marsie, Snickersie, Milce Caramel. Tego pierwszego nienawidzę, drugi uwielbiam. Jest „cięższy”, często ma „palony” posmak, również posiada ciemniejszy kolor.

      Toffi zaś jest delikatniejsze, jasnobrązowe. Raczej włazi w zęby, choć nie zawsze. Blisko mu do krówki i tu miałabym większy problem, żeby je rozróżnić, niż żeby oddzielić toffi od karmelu.

      SĄ jednak i takie produkty, jak polewy, lody, jogurty, które uprawiają prawdziwą żonglerkę oboma smakami, używając ich zamiennie. W tych postaciach nie jestem w stanie stwierdzić, co jest toffi, a co karmelem. Chyba nawet sami producenci nie potrafią ;)

      1. Dzięki za pewne rozjaśnienie w głowie :D dla mnie karmel wydaje się słodszy i bardziej charakterny. toffi kojarzy mi się natomiast z czymś bardziej mdłym i bez polotu. często wydaje mi się jednak, że oba te pojęcia stosowane są jako synonimy przez producentów. :D stąd słuszna Twoja uwaga, że sami nie widzą pomiędzy nimi różnicy.

  6. Dumle? Dumle, Dumle, Dumle… I ten rozkosznie nierozgarnięty czekostwór. Teraz, jak widzę, są nawet jakieś jabłkowe, w ciemnej czekoladzie, lukrecjowe (fuj!) smaki. Co za niszczenie „wartości” ;)

    Cholera, u mnie dziewczyny ich nie jadły. Zresztą mam wrażenie, że w ogóle w szkole nie jadły nic „swojego” słodkiego. Tu jeden paluszek, tam dwa chipsy. Nigdy żadnej dużej paczki, tabliczki, nic! Gdybym taką „zajadaczkę” ujrzał, pewnie sam bym jej kupił drugie opakowanie :)

    Takie cukierki maja swoją misję. Zasłodzić jak najniższym kosztem. Coś jak landrynki, które kosztują po 2zł za paczkę. Zero smaku, a wzięcie mają. Musi być ten „dzień na …”. W Biedronce były odpowiedniki nawet. Sam wielokrotnie je jadłem. W zasadzie wszystkie smakują podobnie. Zamykają usta (dosłownie i w przenośni) cukrem ;)

    Milkę chciałem kiedyś spróbować właśnie przez fakt… że jest to Miilka. Takie chciejstwo przetestowania kolejnego krowiego wyrobu. Widzę, że rozumiesz o co chodziło ;) Był nawet kiedyś taki blog, prowadzony przez naszą rodaczkę, która testowała ich wszystkie produkty. Szkoda, że został zarzucony. Chociaż fakt, faktem, że byłoby tego od groma.

    Kiedyś jednak spróbuję. Wiem, słaba wola :)

    1. Lukrecja o konsystencji mordoklejki? Tak musi wyglądać piekło ;)

      Ale piszesz o podstawówce? W moim otoczeniu to chyba nie jadło się żadnych zdrowych rzeczy, same zapiekanki, całe paczki chipsów, żelki, czekolady, gumy… dietetyczna masakra :D Inaczej było w gimnazjum, tam się zaczął system „tu jeden paluszek, tam dwa chipsy”, że niby nikt niczego nie je. W liceum jak kto chciał. Na studiach albo bieda, albo słodkie bułki ze sklepu przed uczelnią. I tylko ja na śniadanie od paru lat wożę sobie mleko w butelce po minerałce i miseczkę z płatkami, haha :D

      Czyli jednak gorsze rzeczy też jesz. A białą czekoladę jak często? :)

      1. Tak, tak. Szkoła podstawowa. Może pamięć już mi szwankuje, ale to raczej chłopaki stali w kolejkach. Zresztą, też po to by potem z dumą poczęstować koleżankę, do której inaczej wstydziliby się podejść ;)

        Gorsze rzeczy? Hmmm. Jem, jasne, że jem. Psychika potrzebuje resetu. Ciało też. Nie oszukujmy się – kto raz wpadł do grupy słodyczoholików, nie wypadnie z niej. Sprawia mi to przyjemność, a ukrywanie zjadania łakoci trąci hipokryzją :)

        Białą czekoladę jem zdecydowanie rzadziej. Ostatnim bzikiem są bowiem… lody. W okolicy mam taki punkt, gdzie są o smaku solonego karmelu, bezowe, ciasteczkowe (dwa rodzaje i ciasteczka w kawałkach!)… smaku nie da się opisać. Wybitne :) Są i oczywiście owocowe – orzeźwiające niesamowicie.

        Dlatego takie blogi, z takimi recenzjami czytam i będę czytał namiętnie :)

        1. W podstawówce chłopacy podchodzili do dziewczynek?! O rety, to my w innych światach żyliśmy. U mnie w klasie panowała atmosfera apokaliptycznej zarazy, która wiązała się z omijaniem dziewczyn szerokim łukiem. Jak na ławce przy klasie siedział rządek chłopców, a na brzegu (!) siadła jedna sztuka dziewczyny, to od razu rozległ się krzyk „SYYYYYF” na cały korytarz i wszyscy się podrywali z ławki i ze skrzyżowanymi palcami uciekali, gdzie pieprz rośnie. Serio.

          Blogi też uwielbiam. Czytanie po o słodyczach i oglądanie zdjęć to druga przyjemność zaraz po ich jedzeniu :P

    1. Wow, na taki pomysł nigdy bym nie wpadła. Wyciągacie je potem łyżeczką czy co? Krem nie wypłynął?

      1. Nie wiem jak czyniły dziewczyny, ale herbaciany myk też stosowałem. Kurde… zero wyjątkowości we mnie ;)

        Sam trzymałem go w ustach, sukcesywnie popijając gorącym napojem. Nic z łyżeczką itp. Cukierek zmieniał się w coś gumo-podobnego. Taka Mamba o trochę twardszej skorupce. O… Booomer/ Mentos z nadzieniem czy coś w tym stylu. Paradoksalnie ciepło (gorąc?) nie spowodował żadnego przyklejania się do zębów, podniebienia.

        1. No proszę. Czyli to nie odchylenie od normy… a norma. Niepopijanie go/ ich herbatą, powoli należy uznać za wybryk :D

          PS. Kimiko, czy istnieje możliwość dodania komentarzy u Ciebie na blogu dla osób spoza gmaila? Tzn. włączenie takiej opcji (jak u dziewczyn wyżej). Mam problem z integracją konta/strona… i póki co mam… nomen omen…. Figę z makiem, pasternakiem ( ;) ) a nie możliwość wypowiedzi. Im więcej słodyczomaniaków tym lepiej, a produkty są zachęcające.

          1. Popróbowałam coś z tymi opcjami i wydaje mi się, że coś tam zrobiłam. :P Nie wiem, czy tak może być? Bo w sumie jestem dość nowa w blogowaniu.

  7. A ja lubię takie cukierki. :D Kiedyś były podobne w Biedronce, tylko że o wiele bardziej miękkie i zawsze je gryzłam, teraz jednak zmienili je na okropnie twarde, prawie pozbawione czekolady i w ogóle fu.
    Te z Milki mi smakowały, jak kiedyś jadłam, jeden mi się pewnie nawet gdzieś na dnie szuflady ostał, ale jakoś ostatnio ciągnie mnie bardziej do gorzkich czekolad niż do takich zalepiających, słodkich wyrobów. A wszystko przez dwie czekolady, które ostatnio próbowałam… Będą recenzje niedługo, oj będą. :P

    1. Czekam, oj czekam :D
      Sama mam w zbiorach tylko dwie gorzkie, Ritterkę i Wedla. Jak będę uzupełniać zapasy, to na pewno jakaś wpadnie, spróbuję wycelować w Lindta.

  8. 7 zł za 2 lody? Hm…chyba się wstrzymam. Cukierki moim zdaniem są baaardzo kiepskie i w ogóle nie wydaje się, że są robione przez milkę :/ Ble, a mordoklejki kocham :(

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.