Miłość… Przyjaźń…

Kładąc się niedawno spać, jak to zwykle u mnie bywa, zaczęłam intensywnie rozmyślać o szeroko rozumianych zjawiskach: miłości i przyjaźni. Robiąc szybki przegląd wszystkich relacji, jakie nawiązałam w swoim życiu, a także opierając się na tym, co przez ponad dwadzieścia lat obserwowałam dookoła, oglądałam na ekranie telewizora, a także o czym czytałam, uznałam, że da się wyróżnić co najmniej cztery duże kategorie wymienionych wyżej relacji, odnoszących się do siebie nawzajem.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że granice zaprezentowanych tu zbiorów są rozmyte, a same zbiory mogą według was w ogóle nie istnieć lub dzielić się w inny sposób. Z tego powodu zachęcam do przeanalizowania własnych żyć i poglądów, może dzięki temu dodacie do mojego podziału coś, o czym nie pomyślałam, co wypadło mi z głowy, bądź też wskażecie punkty, w których się pomyliłam.

fot. Beat Tschanz (Flickr)

Miłość bez przyjaźni

Miłość to miłość, przyjaźń to przyjaźń. Są to dwie zupełnie inne relacje, dwa niemające wiele wspólnego uczucia. Jeśli jesteśmy w związku z drugą osobą, to nie klepiemy jej w ramię, nie obrażamy w żartach, nie podpuszczamy, żeby wypiła o jedno piwo więcej dla naszej uciechy, a potem nie pomagamy jej w toalecie trzymać włosów, żeby nie wpadły do muszki klozetowej. Nie puszczamy przy niej również głośnych bąków, nie mówimy, że się spociliśmy i śmierdzi nam pacha albo że właśnie odkryliśmy, iż mamy grzybicę stóp. Od tego jest przyjaźń. Przyjaźń zniesie wszystko.

Miłość to całkiem inne uczucie. Przyjaźń jest stała, można się pokłócić i nie odzywać przez kilka lat, a potem wrócić do siebie jak gdyby nigdy nic i przyjaźnić się dalej. Bo przyjaźń nie ma granic czasowych ani przestrzennych. Jak to się mawia, jest wieczna. O miłość za to trzeba troszczyć się nieprzerwanie. Trzeba zabiegać o względy drugiej osoby przez całe życie, z każdym kolejnym dniem miło ją zaskakiwać, być lepszym, a jednocześnie być sobą, nie dopuszczać do wybuchów najgorszego ja, które w słabości pokazać można wyłącznie przyjacielowi. Dla miłości należy dbać o siebie, o rozwój duchowy i atrakcyjność fizyczną, należy być szczerym, ale nie wyjawiać niektórych sekretów, zwłaszcza z przeszłych związków, nie dzielić się informacją o pryszczu z białym czubkiem, który właśnie nam wyrósł na środku tyłka, a także żyć tak, żeby dla tej drugiej osoby być najlepszą wersją siebie.

Poza czystą miłością do partnera, w skład tego zbioru wchodzi także miłość do dziecka, do zwierzęcia, do przedmiotów (w skrajnym, materialistycznym rozumieniu, ale także węższym, na przykład gdy umiera ktoś nam bliski i zostaje po nim wyłącznie fotografia czy sweter, który kochamy ze względu na tę osobę i pamięć o niej). Nie można wszak powiedzieć, że przyjaźnimy się z własnym psem lub kotem, a czasem nawet z dzieckiem. Co więcej, możemy nie lubić jakichś osób, kłócić się z nimi, a jednocześnie je kochać. I jest to jak najbardziej zgodne z teorią miłości bez przyjaźni.

fot. Vincent Anderlucci (Flickr)

Miłość z przyjaźnią

Miłość z przyjaźnią to często miłość, która wyniknęła z długotrwałej przyjaźni, ale niekoniecznie. Na pierwszym miejscu stoi właśnie ona, miłość, gdyż stanowi oś relacji i w żadnym wypadku nie jest jednoznaczna z przyjaźnią z miłością, o której za chwilę.

Taka miłość, zupełnie jak powyższa, rości sobie prawa do wyłączności, wierności, bycia sam na sam z drugą osobą, zawierając w sobie także pożądanie, chęć stanowienia rodziny (niekoniecznie formalnej) i zestarzenia się u boku partnera. Należy tu oczywiście uwzględnić wszelkie odchylenia typu wierność a pozwalanie na skoki w bok, pożądanie a białe małżeństwa, wyłączność a kulturowe przyzwolenie na posiadanie kilku żon. Takich zróżnicowań nie przeskoczymy, więc uznajmy, że odnoszę się do przeciętnego zachodnioeuropejskiego myślenia o związku. A przynajmniej tak mi się wydaje.

Miłość z przyjaźnią jest miłością rozszerzoną o to, co gwarantuje nam przyjaźń. Drugiej osobie możemy się zwierzyć, możemy pokazać jej ropiejącą ranę pod pachą albo powiedzieć, że psuje nam się ząb i sączy z niego ropa (wybaczcie za obrzydliwe przykłady, ale to właśnie wstręt jest jednym ze związkowych tabu, czymś wstydliwym, co wolimy ukrywać przed całym światem, również przed osobą kochaną, by nie zaczęła myśleć o nas źle) i bać się, że wieczorem partner będzie patrzył na nas pod kątem tego okropieństwa, które nam się przydarzyło, nie chcąc nas więcej dotykać, całować, pieścić.

Miłość z przyjaźnią jest więc relacją, w której osoba, którą kochamy, jest naszym kumplem. Z jednej strony możemy siąść z nią ramię w ramię, by się przytulić i porobić coś razem, z drugiej możemy przejść obok niej obojętnie, głośno bekając, bo właśnie wypiliśmy kufel piwa, którym przy okazji oblaliśmy sobie niezbyt świeży podkoszulek. Bo skoro przyjaźń wybacza, to i miłość może.

fot. Candida Performa (Flickr)

Przyjaźń bez miłości

Ja i moja paczka przyjaciół. Takie zdanie, według mnie i moich doświadczeń, jest najlepszym przykładem na istnienie przyjaźni bez miłości, zamiennie nazywanej kumpelstwem albo… nie wiem, ale czymś więcej niż koleżeństwo, mniej zaś niż przyjaźń z miłością. Relacja taka nie obciąża nas duchowo, nie czujemy się bowiem w pełni odpowiedzialni za przyjaciela (wszak do pomocy mamy jeszcze innych przyjaciół), ani nie musimy czuć zazdrości, jeśli czasem wybierze kogoś innego zamiast nas.

Taka przyjaźń nie jest oczywiście jednoznaczna z przyjaźnią z doskoku, tymczasową, okresową i tak dalej. Przyjaźnić bez miłości możemy się na co dzień, przez długie godziny, zdradzając drugiej osobie największe sekrety, powierzając jej swoje losy, stawiając na nią wszystkie karty. Będzie dla nas tragedią, jeśli ta osoba nas zostawi, jeśli się pokłócimy czy rozjedziemy na dwa końce świata, ale jednocześnie nie będzie nas bolało, gdy znajdzie sobie kolejnego, dodatkowego przyjaciela.

Przyjaźń bez miłości jest domeną tych, którzy nie lubią mieszać światów relacji. Wyobrażam sobie, że na co dzień żyją z partnerem, którego kochają miłością bez przyjaźni, tę drugą za to „odbijają sobie”, spotykając się i zwierzając innej osobie. I są szczęśliwi, bo harmonia zostaje zachowana. Partner nie dowiaduje się o przykrych sekretach, nie obciążamy go wydumanymi problemami, a także nie zatruwamy mu niepotrzebnie życia, przyjaciel zaś jest miłą odskocznią, z którą możemy kraść konie, jednocześnie akceptując, że ma on swoje życie, w tym innych przyjaciół.

fot. Samuel Hearn (Flickr)

Przyjaźń z miłością

Tu na wstępie pragnę zaznaczyć, że nie chodzi o relację przyjaźni, w której jedna osoba skrycie (bądź nie) kocha drugą, pragnąć przejść na poziom (a właśnie: wyższy poziom?; często się mówi, że miłość to coś więcej niż przyjaźń, ale czy słusznie?) bycia razem jako para. Nie mam na myśli również kontrowersyjnego friends with benefits, gdzie miłość jako uczucie zastępowana jest przez pożądanie i seks dla seksu, dla sportu. Nie. W przyjaźni z miłością chodzi o relację przedstawioną w poprzednim punkcie, gdzie znamy kogoś od deski do deski, możemy powiedzieć mu wszystko, pokłócić się na życie i śmierć, a potem sobie wybaczyć i cieszyć się swoją przyjaźnią nadal. Jednocześnie czujemy jednak, że ta osoba jest nasza, a my jesteśmy jej. Że w relacji tej nie ma miejsca na osoby trzecie.

Przyjaźni na wyłączność nie ma jednak wiele. Im jest się starszym, tym trudniej je utrzymać, szczególnie gdy żyjemy w dużym mieście i codziennie przebywamy w kilku różnych środowiskach. Praca, studia, okolice domu, park, w którym spacerujemy z psem czy dziećmi. Także Internet. Wszędzie tam są ludzie, których nie sposób ignorować, jako że człowiek zwierzęciem stadnym jest, a wraz z upływającym czasem przyjaźń rodzi się sama. Bo jest jeszcze jedna ważna rzecz, o której nie napisałam: ani miłości, ani przyjaźni kupić czy wymusić się nie da. To uczucia i dalej: relacje, które powstają same z siebie, nie do końca wiadomo dlaczego. Możemy lubić jakąś osobę przez lata, możemy przebywać z nią dzień w dzień, ciągle rozmawiać i mieć tysiąc wspólnych spraw, ale póki coś nie zagra, póki nasze fale magicznie się nie zsynchronizują, nie urodzi się ani miłość, ani przyjaźń.

Pierwiastek miłości w relacji przyjacielskiej jest związany z zazdrością i chęcią posiadania (ale również bycia posiadanym, co wcześniej zaznaczyłam) drugiego człowieka. Chcemy znać wszystkie myśli tej osoby, być przy niej, gdy dzieje się źle i chronić, kiedy cały świat (łącznie ze złym partnerem, na którego może sobie przy nas ponarzekać) ostrzy na nią pazury. Jednocześnie, gdy stajemy się starsi i rozszerzamy tę jedną przyjaźń o inne, przywykamy do stanu faktycznego życia, w którym nowi przyjaciele bądź kumple są potrzebni i nieuniknieni. Za każdym jednak razem, gdy naszemu przyjacielowi przybywa nowa istotna znajomość, w sercu czujemy lekkie ukłucie maleńkiej igiełki. Bo choć z boku może się wydawać, że w tej relacji między nami już od dawna nie ma miłości, to póki owo ukłucie występuje, póki czujemy, jak nas delikatnie piecze, możemy być pewni, że poza przyjaźnią jest w nas coś więcej.

***

Jak pisałam na początku, podziały relacji mogą wydać się wam nieuzasadnione, nieadekwatne, może nawet bezsensowne. Stworzyłam je jednak… chociaż nie, nie stworzyłam, a jedynie opisałam to, co uważam, że istnieje, na prośbę przyjaciółki ze studiów, która chwilowo nie może czytać recenzji spożywczych i dlatego wyczekuje wszelakich wątków niejedzeniowych. You’re welcome.

Życzę wszystkim miłego zastanawiania się.

38 myśli na temat “Miłość… Przyjaźń…

  1. Można się trochę pogubić w tych relacjach… często jest też tak ze sami dokładnie nie wiemy co czujemy – mamy taki mętlik w głowie.. Tak czy owak ja uważam, ze w miłości przyjaźń jednak jest ważna… jeśli osoby które się kochają planują założyć rodzinę to powinna być również między nimi i przyjaźń :)

    1. Też uważam, że w miłości przyjaźń jest konieczna. Moje dwa najdłuższe związki opierały się na przyjaźni właśnie.

      1. Zgadzam sie. Moj partner musi byc moim przyjacielem, i zawsze tak u mnie bylo (mowiac 'zawsze’ patrze na dwa najdluzsze zwiazki ofc), teraz zas mam cos nowego, w czym dopiero relacje przyjazni buduje :)

        Granice tych zbiorow faktycznie bardzo latwo rozetrzec i rozciagnac. Dodam od siebie, ze to nie prawda, ze przyjazn trzeba budowac latami i dopiero po uplywie x czasu ktos jest naszym przyjacielem. Patrzac na relacje z Toba i z Kama czy z Eunika faktycznie widze, ze sa to relacje dlugotrwale i budowane przez lata, ale patrze tez na Gabrysia i widze, ze w tym przypadku wystarczylo kilka tygodni wspolnej pracy i pyk! poszlo :)
        W sumie kazda z otaczajacych mnie najblizszych osob moglabym dluuugo opisywac i charakteryzowac. Kazda moja relacja z innym czlowiekiem jest bardzo rozna od poprzedniej. I to jest wspaniale, ze wszystkie sprowadzaja sie do tego samego: zaufania i jakiegostam rodzaju milosci :)

        I bardzo mi sie podoba jedno zdanie, ktore napisalas. Na pewno wiesz, ktore. Na pewno wiesz… :) :*

        1. O wlasnie, przyjazn damsko-meska. Istnieje, czy nie istnieje? Przyjazn bez elementu milosci i pozadania. Odwieczny problem ludzi na calym swiecie :D

          1. Wiem, które ;*

            A z damsko-męską mam problem, bo każda taka moja relacja była oparta na „innej” miłości (zakochaniu) drugiej strony, więc… nie wiem.

          2. nadal obstaje, (albo chcę wierzyć) że istnieje! :D chociaż u mnie identycznie jak u Olgi zawsze się kończyło głębszym uczuciem tej drugiej strony…

  2. Zaczęłam się zastanawiać nad tymi zagadnieniami. Osobiście mam nieco inny podział i w sprawach miłości i przyjaźni jestem o wiele bardziej sceptyczna.

    Parę lat temu szłam sobie przez park i widziałam parę, w wieku może 70 lat, siedzącą razem na ławeczce. O czymś rozmawiali, z takimi serdecznymi, szczęśliwymi uśmiechami na twarzach, jakie widzi się bardzo rzadko. Ten obrazek utkwił mi w pamięci do dzisiaj i zatytułowałam go sobie „najpiękniejsza miłość”, bo właśnie to uczucie biło od tej pary.

    1. Staruszkowie, ktorzy idac na spacer/do sklepu trzymaja sie za rece, to moj ulubiony widok :) Kiedys zagadnelam jedna taka pare, po paru minutach rozmowy wysciskali mnie jak wlasna wnuczke :D Kocham takich starszych ludzi.

      1. Też lubię, tylko że zauważcie, iż każdy z nas zakłada, że starzy, to znaczy, że są ze sobą przez całe życie. Niekoniecznie. Być może poznali się w wakacje, kiedy byli w sanatorium, a że swoje lata mają, postanowili nie marnować czasu.

        1. Jeśli poznali się na starość i dopiero od niedawna są razem, to to jak dla mnie jest równie wspaniałe, bo znaczy, że nie boją się miłości w żadnym wieku, nie uważają że są „za starzy na miłość”.

    2. absolutnie się zgadzam. to najpiękniejszy widok i wzrusza mnie jak mało co :) widzę to u moich dziadków, którzy są dla mnie wzorem małżeństwa (55 lat razem!) i życzę każdemu takiej własnie miłości.

  3. Twoje pogrupowanie wydaje mi się bardzo sensowne chociaż oczywiście nie każdą relację można ,,upchnąć” w konkretne ramy i zakwalifikować je jako takie, a nie inne. nie wyobrażam sobie miłości bez przyjaźni tak samo jak prawdziwej przyjaźni bez miłości. dla mnie te pojęcia muszą występować w parze i takie wydają mi się najbardziej właściwe, szczere… no i piękne. przyjaźń bez miłości oczywiście także istnieje lecz to raczej relacje, które nie są najważniejsze w naszym życiu choć równie potrzebne. wydaje mi się, że w relacjach damsko-męskich najlepsze są te które wyrosły z przyjaźni. prawdopodobnie mówię tak z doświadczenia bo u mnie właściwie biorąc pod uwagę minione związki te właśnie były najbardziej udane. poza tym może jestem idealistką ale wydaje mi się, że wtedy gdy znamy tę osobę niemalże na wylot, mamy wspólną przeszłość możemy być pewni co do prawdziwości naszych uczuć. ja z kolei poruszyłabym inny ważny temat, który ostatnio podejmowałam przy kawie z kolegą, a mianowicie przyjaźń damsko-męska. owy kolega uparcie twierdził, że taka nie istnieje bo zawsze przyjaźń przeradza się w coś głębszego. chociaż moje doświadczenie pokazuje, że w każdej mojej przyjaźni z osobnikiem odmiennej płci działo się zazwyczaj dokładnie tak jak mówił (o dziwo nigdy z mojej strony czy inicjatywy jako pierwszej :D) to jednak znowu chyba jestem idealistką bo ja z kolei głęboko wierzę, że taka prawdziwa przyjaźń pomiędzy mężczyzną, a kobietą ma rację bytu i każdy z jej uczestników może mieć swojego partnera i nie musi zrobić się z tego galimatias rodem z brazylijskich seriali czytaj: każdy z każdym. poruszyłaś fajny temat, takie Twoje przemyślenia, felietony powinny być stałą kategorią Twoich postów :)

      1. Staram się co niedzielę dodawać coś nieżarłowego. Ostatnio nie było, bo po niedzieli przyszły wtorkowe urodziny Rubi i nie chciałam spamować filozoficznymi wywodami.

        Mam napisać o przyjaźni damsko-męskiej? Hmm, to może być trudne, zważywszy na to, że wszystkie moje długoletnie przyjaźnie z facetami były oparte o ich miłość do mnie, a w tej chwili damsko-męska przyjaźń też nie jest „klasycznym” modelem. Kurczę, no nie wiem… może przed snem przyjdzie mi pomysł na to, jak ugryźć temat.

        1. Olka, ja uważam że typowa, zwyczajna przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Zawsze jest „coś” w tym wszystkim ponad przyjaźnią, „coś” co ciągnie faceta do swojej „przyjaciółki” (pisze tylko i wyłącznie z punktu widzenia faceta i własnego doświadczenia).
          A jeżeli już istnieje zwykła damsko-męska przyjaźń to taka przyjaźń wynika z „zaduszonego” uczucia, które na pewno kiedyś musiało mieć miejsce lub ta przyjaźń przerodzi sie prędzej czy pozniej w cos głębszego. Innej opcji nie ma :) – przynajmniej w moim wypadku.
          Swoją droga moze jeszcze nie dorosłem do zwyczajnej przyjaźni damsko-męskiej. Jak zmienię zdanie na ten temat dam znać :)

          1. Ojeeej, ale się cieszę, że tu wszedłeś, przeczytałeś i nawet zostawiłeś komentarz ;*
            Też mi się zdaje, że trudno o przyjacielską relację damsko-męską bez wiszącego „tego czegoś” w powietrzu. Nie wiem, czy mogłoby być inaczej. Może też nie dorosłam i w przyszłości zmienię zdanie.

  4. Nie wyobrażam sobie miłości bez przyjaźni. To znaczy wiem, że taka istnieje, pewnie osoby, które łączą takie relacje mogą być ze sobą szczęśliwe. Ale z mojej perspektywy to takie, hm, powiem banalnie, przykre. Nie chciałabym żeby mnie taka spotkała.

    1. Ja też. Chciałabym móc powiedzieć facetowi wszystko, łącznie opowieściami o pryszczu na tyłku i przeszłymi związkami.

      1. Z tymi ex-zwiazkami to trudny temat i trzeba wyczuc czas i odpowiednio dawkowac temat. Ja na przyklad chce wiedziec minimum. Troche mnie ciekawi przeszlosc J., ale nie dopytuje, bo mnie szlag trafia :D Chcialabym mu opowiedziec wszystko i jeszcze wiecej, ale jego tez szlag trafia, wiec sie ograniczam :D No dobra, staram sie ograniczac. Trudne to :P

        1. Też tak miałam. Czasem chciałam wiedzieć dużo, ale jak wiadomości zaczynały mnie przytłaczać albo smucić, to mówiłam dość. W drugą stronę to działało tak samo. Nie było pytania, na które bym nie odpowiedziała, a jednocześnie nie pchałam się z podawaniem szczegółów, jeśli partner (jak to kijowo brzmi) nie chciał wiedzieć. Zresztą znasz moje relacje i ja znam Twoje, model mamy podobny. Tylko Ty się więcej na swojego ukochanego drzesz :D

          1. Jezu przestan :(
            Teraz sie nie dre. Teraz tylko regularnie sie rozpadam na milion kawalkow, bo tesknie :(

            1. Znam to uczucie. Przypomnij sobie, jaka część mojego związku (a nawet -ów) oparta była na czekaniu i rozpadaniu się na kawałki.

  5. Nie wiemy jak to dokładnie jest z relacjami z partnerem na całe życie ale chciałybyśmy aby nasza druga połówka była również naszym przyjacielem przy którym nie musimy ciągle uważać na to co robimy i przy której możemy czuć się zawsze swobodnie :)

  6. Związki były ale albo to z nami jest coś nie tak albo mamy pecha do zbyt… jakby to nazwać? szczenięcych miłości…
    Z drugiej strony byli to też właśnie dobrzy przyjaciele wyznający nagle swoje uczucia… a jak tu spotykać się z chłopakiem, którego zawsze traktowałaś jak kogoś z bliskiej rodziny? Dla nas najlepszą opcją byłaby najpierw miłość potem dodatkowo przyjaźń a nie odwrotnie ;)

  7. Istnieje przyjaźń między kobietą i mężczyzną! Bez podtekstów, bez pożądania którejś ze stron. Przyjaźń albo jest, albo jej nie ma. Tak samo z miłością. Twój podział przyjmuję, bo jest twój, ale ja wolę prostsze rozwiązania i prostsze klasyfikacje. Dlatego w mojej klasyfikacji jest miłość, przyjaźń, koleżeństwo i znajomości. W mojej opinii przyjaciele też się w pewien sposób kochają.Ta miłość nie ma jednak nic wspólnego z pożądaniem i seksualnością. To raczej taka miłość związana z odpowiedzialnością, opoką (nie mylić z opieką) i „byciem” w chwilach, gdy przyjaciel nas potrzebuje. Dlaczego używam tu miłość, bo przecież miłość różne ma oblicza. Nie można być przyjaznym dla ludzi, gdy się ich nie kocha. Długo by pisać. Bardzo jestem ciekawa jak podejdziesz do tematu przyjaźni między kobietą i mężczyzną. Nie ulegaj jednak stereotypom – błagam! Na koniec uwielbiam Twoje wpisy, ale te „niejedzeniowe najbardziej. Zresztą Ty to wiesz :) A właśnie, czy dzieci i rodzice (z naciskiem na matki i córki, bo syna nie miałam i nie mam) mogą się kochać i przyjaźnić, czy też rodziców się kocha, bo są, ale przyjaźnić się z nimi nie da?

    1. oooo to też jest ciekawy temat, który mogłabyś podjąć Olga! nie tylko przyjaźń między mężczyzną, a kobietą ale także pomiędzy dzieckiem, a rodzicem. nad tym też się ostatnio zastanawiałam z powodu mojej współlokatorki i słyszanych niejednokrotnie jej rozmów z rodzicielką. u nich właśnie jest to relacja przyjaciółka-przyjaciółka i zadawałam sobie pytanie jakie są plusy i minusy takiej zależności.

      1. O właśnie, sama jestem ciekawa, jak to widzi i jak się czuje dziecko w takiej relacji. Czy może mieć jednocześnie mamę i przyjaciółkę? Czy coś traci, czy raczej zyskuje? Kiedy, jak i co? Też będę czekać na taki wpis.

        1. Nie ulegam stereotypom podczas filozoficznych rozwazan, spokojnie. To, ze uwazam, ze d-m przyjazni nie ma, nie wynika z jakichs tam „ogolnoswiatowych tendencji”, ktorych skadinad nie sprawdzalam, wiec nie znam.

          Temat postaram sie ugryzc, ale najpierw dozbieram przyklady. Przyjazn kobieta-mezczyzna, dziecko-rodzic, co jeszcze?

        2. Przyjazn miedzy rodzicem a dzieckiem istnieje jak najbardziej, chyba jestem z moim Mamutem tego przykladem. I Wy tez jestescie, zawsze bylyscie zaprzyjaznione :)

          1. Myślałam o tym wczoraj i doszłam do wniosku, że przyjaźń-przyjaźń istnieje tylko w rodzinach patologicznych, w normalnych bowiem potrzebne są granice wyznaczane dziecku, poza tym raczej nie chciałabyś słuchać opowieści mamy o tym, jak uprawiała z kimś seks. Co jest w przyjaźni-przyjaźni naturalnym elementem wynikającym z ciekawości, toku zwierzeń, czegokolwiek.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.