Lista posiadanych przeze mnie słodyczy jest długa (od kilku dni świętuję zejście poniżej pięćdziesięciu produktów), a choć z całych sił próbuję nie patrzeć w kierunku smakowitości zalegających na sklepowych półkach, i tak od czasu do czasu kupuję coś nowego, co ją wydłuża.
Granicznym zjawiskiem dotyczącym listy jest rotacja ciastek, które na zajmowanie nowych pozycji mają zielone światło i są jakby uprzywilejowane. To specjalne ich traktowanie wynika z faktu, że mając w domu kilkanaście (-dziesiąt…) tabliczek czekolady, dobieranie kolejnych wyrobów tego rodzaju wydaje mi się głupotą i marnotrawstwem czasu. Inaczej jest z ciastkami, które wyjadam na bieżąco. Kupuję jedną, maksymalnie dwie paczki, a po kolejne idę dopiero po ich wyzerowaniu. Takim sposobem lista się nie powiększa, bo jedne wchodzą na miejsce drugich, a ja nie staję w obliczu zagrożenia pierwszego stopnia, czyli stwierdzenia, że w domu nie ma ciastek. Bo ciastka być muszą.
Kruche ciasteczka zbożowe kakaowe
W jawnie przedstawianych wam planach miałam dokupienie Hitów, by zakończyć blogową z nimi przygodę i zająć się kolejną firmą i/lub rodzajem (tym bardziej, że pozostało mi jeszcze pięć wariantów). Niestety, przeszkodzą okazał się Kupiec, który wypuścił na rynek nowe opcje z serii zbożowych ciasteczek: kakaową oraz malinowo-żurawinową. Chcąc nie chcąc, kupiłam obie.
Jako pierwsze ofiarą mą padły ciastka kakaowe, z powodu w szerszych kręgach filozofów klasycznych znanego jako: bo tak. Wysypałam je z opakowania o szacie graficznej podobnej do poprzednich, utrzymanej w odcieniach brązu. A choć kobiety podobno lubią brąz, mi bardziej odpowiadał niebieski kolor dla ciastek kokosowych czy zielonkawy dla naturalnych.
Same kwadraciki też mnie nie urzekły. O ile ich jasna wersja kusząco szeptała: zjedz mnie, zjedz mnie, o tyle ciemna flegmatycznie zawodziła: możeeee byśśś mjeee tak spróbowaaała, a możeee od raaaazu wyyyrzuciłaaaa. Nieprzekonana do opcji drugiej, wybrałam pierwszą.
Zatrzymajmy się jednak jeszcze chwilę przy wyglądzie i prezentacji ogólnej. Kakaowe ciastka wyglądają jak małe przesuszone makowce, częściowo połamane (taki urok kruchych produktów), częściowo zaś posklejane (to mi się jeszcze nie zdarzyło). Z obrazka na opakowaniu, prezentującego wielkie i wspaniałe ziarna kakaowca, wynika, że będą super smakowite i aromatyczne. Nic bardziej mylnego. W składzie kakao pojawia się w zatrważającej ilości 2%, a zapach wskazuje na produkt gorzkawy, niezbyt albo w ogóle nie posłodzony, nieatrakcyjny.
Zupełnie inne wrażenie ciasteczka wywołują podczas konsumpcji. Prognoza niskiej słodyczy nie sprawdza się, jako że pierwszą rzeczą, jaką czujemy po schrupaniu kwadracika, jest słodycz właśnie. Dalej uznałam, że produkt smakuje jak lekko przypalone kruche ciastka albo spalony dół dużego ciasta, niekoniecznie kakaowego. Bo jeśli mam być szczera, kakao nie czuć w nich ani trochę. Jest tylko posmak pewnej goryczy i cierpkości, który kojarzy mi się z częściowo spalonymi słodkimi wypiekami. Jest to wrażenie miłe i przypomina mi dom (chociaż mama rzadko coś przypalała, to jednak nigdzie indziej nie jadałam tylu ciast), aczkolwiek nie ma nic wspólnego z ziarnami kakaowca.
Jeśli położymy ciastko na języku i zostawimy, by zajęła się nim napływająca ślina, po chwili zupełnie się rozpuści, tak jak i poprzednie wersje smakowe. Ten sposób jedzenia jest nawet lepszy niż chrupanie, bo pozwala cieszyć się 50-gramową paczką trochę dłużej. Ale co kto lubi.
Konkluzja jest taka, że ciastka nie są kakaowe, z zamkniętymi oczami za nic w świecie bym nie zgadła, smakują za to jak przypalony spód kruchego ciasta. Są zdecydowanie lepsze od naturalnych, w których gorycz (orzechów, których tak naprawdę w składzie nie ma) zaburza przyjemność konsumpcji, ale gorsze od kokosowych, które otarły się o unicorna. Pewnie mogłabym je kupić ponownie, ale mając do wyboru ciastka jasne i ciemne, zawsze wybiorę te pierwsze.
Ocena: 5 chi
Skład i wartości odżywcze:
Kliknij po Kruche ciasteczka zbożowe naturalne, kokosowe i korzenne
Tą recenzją zwróciłaś na nie moją uwagę… Jednak jakbym już jakieś miała brać, pewnie byłyby to te kokosowe.
Zastanawiam się, jakby to wyglądało jako dodatek do owsianki… w sumie pewnie by się rozkleiło i było obleśne. Dobra, nie było tematu.
Jako posypka NA owsiankę – ok, to ich rozmiękanie jest fajne, ale DO owsianki, żeby się momentalnie rozciapały to nieee.
Widziałam je i ja, widziałam ale jakoś mnie nie skusiły :) Sama mam zbyt dużo produktów, które muszę zjeść więc po co mi kolejne :)
Też tak przeważnie myślę. Po czym kupuję :D
Znam to ! Jednak terminy gonią jeden za drugim. Trzeba jeść a nie dokupować. Chociaż zewsząd wołają mnie jakieś pyszności :/
I ja to znam. Póki co luzy i kupuję jak głupia, ale na lipiec przypada dzień w dzień czekolada, więc wiadomo… powinnam zacząć już teraz. Ale nie myślę racjonalnie, a albo raczej nie myślałam. Teraz już naprawdę nie dokupuję, bo nie dam rady wyjeść wszystkiego.
Tak bardzo trzymamy się tego, że tych ciastek nigdy nie kupimy a oni wypuszczają kolejne smaki i kuszą coraz bardziej ;)
Za to kupiłyśmy jajko wielkanocne od Heidi http://lila24.pl/4103,heidi-jajko-hazelnussen-cranberry-milch-czeko-130g :D
Mnie takie posypywane czekolady nie ruszają, więc i jajko nie zrobiło wrażenia :( Wam jednak życzę smacznego :*
Twój blog mi dziś coś nawala na telefonie i albo napisałam kilka komentarzy (jeśli tak, przepraszam :\ ) albo żadnego.
Żadnego. Tzn. tylko ten :P
A ja właśnie na ten smak chciałam się skusić, kokosowe i naturalne do mnie nie przemawiają.
Nie lubię nawet minimalnie przypieczonych ciast – zawsze wykrawam „środek środek” z blachy i ścinam dół, więc te chyba nie przejdą.
No to rzeczywiście mogą Ci nie posmakować. Według mnie to 100% smaku przypieczonego ciasta.
Uwielbiam takie porównania! Spalony spód/ brzegi ciasta – jak niewiele trzeba powiedzieć by każdy skojarzył już jak to smakuje :)
I chyba… tylko dla tego posmaku je kupię (tzn. wypieram myśl, że tylko przez łakomstwo). Heh, w oka mgnieniu stałem się maluchem, który wyjadał te przypalone kawałki. Na stole mogły być i świeże porcje, ale tę część zawsze trzeba było zjeść. To se ne vrati… nawet gdybym sam coś upiekł :/
Aha. Nie wiem czemu pominąłem kokosowe. Może miałem przelicznik na jakieś ziemniaki, prosto z pieca i kalkulację tłuszczy na 100g? ;) Nadrobię zaległości – w sam raz na okres obżeran… znaczy świąt ;)
Ja zawsze wyjadłam wysuszone brzegi ryżu z jabłkami (teraz, jak sama sobie robię, to specjalnie trzymam dłużej, żeby cała góra wyschła :D), a także „zaklepywałam” przypalone liście kapusty, które przykrywały gołąbki. Mmm.
uwielbiam takie pseudo-zdrowe ciasteczka i za każdym razem tęsknie patrzę na nie kiedy mijam na sklepowych półkach. są w górnej części listy produktów, które chciałabym w niedalekiej przyszłości spróbować. nie wiem tylko od którego wariantu zacząć, pewnie zaczęłabym od tych albo kokosowych (z wiadomych przyczyn). :D naturalne są zbyt ,,zwykłe”, a za korzennymi przyprawami nieszczególnie przepadam.
Polecam kokosowe, indeed.
w takim razie bierę kokosa.
Zajrzyj do recenzji RS z karmelem, bom Ci odpisała na komentarz.
nie wiem czy to już kiedyś było czy nie ale zobacz co dorwałam w carrefour! :D http://www.iv.pl/images/71055602718403171972.jpg
Nie, do tej pory czekoladowe (z wisniami) bylo tylko Belriso. Jak zobacze – kupie, specjalnie jechac nie bede. Napisz, czy smaczne :)
miałam na dzisiaj zaplanowany muller bananowy z czekoladowymi chrupkami bo zapoznaję się po kolei ze smakami muller mix i robię ich test. :D oczywiście nie mogłam jednak wytrzymać i nowość musiała być skonsumowana pierwsza :D moje wrażenie: jeżeli lubisz czekoladowe serki to zdecydowanie Ci zasmakuje bo jest niezwykle czekoladowy i gęsty. jeżeli liczysz natomiast na połączenie czekolada-wanilia to się niemiło rozczarujesz bo wanilii niestety po wymieszaniu nie czuć zupełnie, serek stał się tylko trochę słodszy.
W ogóle ryże lubię najmniej, wolę czyste jogurty. Wszelkie Riso i Belriso traktuję jako ciekawostkę i kupuję tylko, jeśli wyjdzie nowy smak.
A za jogurtami z płatkami nie przepadam, chyba że mają konsystencję aero, wtedy omójbożedajmiwięcej.
Nie czuje się zachęcona do kupna. Ale muszę oddać tobie sprawiedliwość, przez twoją ostatnią recenzje tych ciasteczek co chwila zwracam na nie uwagę i dumam czy warto czy jednak nie.
Kokosowe przede wszystkim, potem zwykle albo te.
A ciekawe czy ja bym wyczuła tu kakao, mwahahaha :>
Co najwyzej spalone ;)
Bądź, co bądź, ale mnie najbardziej kuszą kokosowe, a na złość nigdzie, ale to nigdzie w moim zadupiu nie mogę ich znaleźć.
Życzę Ci na święta, żebyś znalazła ;*
Wolałabym aby jednak były gorzkawe ale kakao jest tu malo wiec nie ma co sie dziwic.
Przecież były ;>