Wedel, batonik o smaku Panna Cotta

Na wstępie najważniejsza informacja dotycząca dzisiejszej recenzji: wrażenia zmysłowe z konsumpcji oraz ocena produktu o nazwie Panna Cotta dotyczy tylko i wyłącznie 36,5-gramowego batona, nie zaś starej tabliczki o wadze 290 g, a tym bardziej nowszej: 100-gramowej. Informację tę uważam za istotną z racji, że po spróbowaniu dużej czekolady w wariancie Tiramisu wystawiłam jej 4 chi, a trzy miesiące później, jedząc odpowiednik w formie batonika, uznałam, że zasłużył on na pół lub nawet cały punkt więcej.

Wedel, Panna Cotta baton (1)

Panna Cotta

Panna Cotta to jedyny smak z tej serii czekolad (pozostałe: wspomniana już Tiramisu, Creme Brulee, Brownie), którego zakupu świadomie odmówiłam. Pierwszy powód jest taki, że deser będący inspiracją do stworzenia tabliczki nie porusza mojego serca, drugi zaś wiąże się z dodatkiem malin.

Mając jednak do dyspozycji 36,5-gramowego malucha, którego w razie wybitnego obrzydzenia mogłabym wywalić (choć po Deserach z koroną nie ma już dla mnie rzeczy niemożliwych), zdecydowałam się zaryzykować. O jego dostępności dowiedziałam się z Instagrama, nie miałam jednak czasu jechać do oddalonej o całe miasto Almy. Uznałam, że poczekam, aż przyjdzie do mnie sam.

Wedel, Panna Cotta baton (5)

I rzeczywiście można uznać, że w pewnym sensie przyszedł. We wtorek, kiedy wracałam z wf-owego aerobiku, zamiast wsiąść w autobus, postanowiłam się przejść. Słoneczko cudownie grzało, krew we mnie nadal krążyła dziesięć razy szybciej, poza tym nigdzie się nie spieszyłam. Podczas spaceru minęłam kilka sklepów, które niekoniecznie mnie interesowały, znalazłam jednak jeden taki, na którego odwiedziny czaiłam się od dłuższego czasu, mianowicie Odido. Nie pamiętam, co chciałam kupić, kiedy tak rozpaczliwie go szukałam (chyba Marsa Hazelnut), ale w końcu się poddałam i odpuściłam. Aż tu nagle sklep znalazł mnie sam, w dodatku oferując dwa nowe batoniki Wedla.

Otworzywszy pierwszego batona (Tiramisu), zdziwiłam się bardzo, że pomyślano go w formie pięciu nienaturalnie małych kosteczek zamiast trzech większych. Na każdej z nich widniał bądź charakterystyczny zakrętas-spiralka, bądź wedlowskie „E”. Ponadto kostki miały kształt, na który firma przerabia obecnie wszystkie swoje produkty, a który mnie nie przekonuje. Wolę te stare, klasyczne.

Wedel, Panna Cotta baton (4)

Baton Panna Cotta pachnie jak owocowy: wiśniowy bądź jabłkowy, tytoń do shishy. Kto kiedykolwiek palił fajkę wodną lub miał styczność z tytoniem, ten wie, jak przyjemny i intensywny jest to zapach. Drugim zaś skojarzeniem, pomocnym dla niepalących, były wiśniowe galaretki w czekoladzie.

Górna warstwa produktu to dżem, choć nietypowy, bo o wiele rzadszy od słoikowego kuzyna. Jest niezwykle miękki, po przekrojeniu kostki wypływa i lepi się. Występuje za to w naprawdę pokaźnej ilości, jak na tak małą bryłkę. W smaku jest wyrazisty, oczywiście malinowy, ale bez morderczych pesteczek, słodko-kwaśny, choć możliwe, że jednak nieco przesłodzony.

Dolna warstwa to jednolity, biały, tłustawy krem. Choć mogłoby się wydawać, że jest on mleczny, według mnie ma smak likieru kokosowego albo innego, gęstszego nawet likieru na bazie śmietanki lub mleka. Wyraźnie czułam w nim spirytus, choć sądząc po składzie, było to delirium byłego alkoholika (alkoholikiem jest się przez całe życie).

Czekolada jest typowo wedlowska, słodka, w miarę mleczna i dobra.

Wedel, Panna Cotta baton (2)

Całość w składzie skrywa jabłka i buraki, w dodatku jeszcze przed malinami, co wyjaśnia moje skojarzenie zapachu z jabłkowym tytoniem do shishy, kilka częściowo utwardzonych tłuszczów (moje żyły na to jak na lato, zwłaszcza cieszy się aorta, tańcząc tańce paraboli), a także dużo cukru pod różnymi postaciami. Z jednej strony grozi nam więc zawał i cukrzyca (wyścigu czas start, niech wygra najlepszy), z drugiej Panna Cotta skutecznie zastąpi nam jedną z pięciu dziennych porcji warzyw. Taak.

Ocena, jaką wystawiam batonowi, to 4 chi ze wstążką. Biorąc pod uwagę obecność słodko-kwaśnych malin, jestem zaskoczona, że tak dużo. Gdyby jednak górnej warstwy nie było, a Wedel wypuścił czekoladę z samym tylko „likierowym” dołem, na pewno dostałaby o cały punkt więcej.

skalachi_4Ocena: 4 chi ze wstążką


Skład i wartości odżywcze:

Wedel, Panna Cotta baton (3)

Wedel, Panna Cotta baton (6)

33 myśli na temat “Wedel, batonik o smaku Panna Cotta

  1. Dziwi mnie ta różnica między smakiem różnej wielkości produktów. Muszę się kiedyś wczytać w skład.
    Nie przemawia ten batonik do mnie. Może kiedyś spróbuję podejść do niego obojętnie, bo trochę intryguje mnie ta rozbieżność w ocenach, jeśli o Wedla chodzi. Chociaż mleczna Wedla to kompletnie nie moja bajka, tak jakiś taki malutki sentyment został.

    1. Nie wmuszaj, jeśli nie lubisz. Smakowa rozbieżność wynika, jak sądzę, ze zmienionych proporcji – mniejsze kostki, mniej warstwy górnej, mniej się też zasłodzisz.

  2. ech, mój ukochany wedel ładny mi prezent na zajączka :D dobra, dobra tym razem uczciwie bez uprzedzeń do tego producenta przyznaje, że panna cotta mi smakowała. jedna z dwóch rzeczy od wedla, którą uważam za udaną – druga jest czekolada karmellove. jednak jak już gdzieś wspominałam, forma tabliczkowa zdecydowanie lepsza. niemniej było to przyjemne spotkanie z wedlem i teraz czaję się na tiramisu które w takiej małej formię mogę kupić bez żalu, że zmarnotrawię pieniądze :D

    1. A jadłaś duuuużą tabliczkę czy 100-gramową? Bo to różnica w kwestii czekolady (mleczna/deserowa).

      1. jadłam tego olbrzyma. ja i czekolada gorzka? nie ma szans chyba, że na potrzeby spróbowania to tak. z własnej, nieprzymuszonej woli nie kupię :D w sumie tej drugiej wersji bodajże 290 gramowej, którą próbowałam też nie kupiłam, a jedynie spałaszowałam resztki tej znalezionej w barku u rodziców.

  3. Całkiem pozytywna opinia (jak na standardy Wedla). Trzymałam w ręku już kilka razy i za każdym razem odkładałam. Ale trzeba im przyznać, że wersja batonikowa to dobry pomysł – mniej ryzykowny.

    1. Zgadzam się. Poza tym łatwiej w ten sposób przetestować większą ilość produktów bez obciążenia dla bioder i portfela.

      1. to zazdroszcze bo ja mam słabą pamięć i musiałabym od razu wszystko zapisać :D za pc przepadam, ale przypuszczam że nasza polska nie jest nawet w połowie tak dobra jak zagraniczna ^.~

        1. E, to ja też zapisuję. Jem i robię notatki jednocześnie, recenzję piszę kilka dni później, a potem przechodzi przez tysiąc poprawek i czeka na dzień publikacji.

  4. Mówisz że ten baton pachnie jak melasa?… Musi być najlepiej! Kocham ten słodki zapach.. Intensywny :) Mmmm.
    Smakowo.. Kuszące połączenie. Możliwe że wypróbuję. Nawet 300g Brownie które stestowałam nie obrzydziły mi Wedla. Juhu! :)

    1. Melasa? A skąd Ci się to wzięło? o_0 Napisałam, że jak tytoń do shishy albo galaretki wiśniowe.

  5. Na tego batonika się czaję. Nie, źle, nie czaję, ale mam zamiar go kupić. Jak najdzie mnie ochota. Lub będę zdesperowana. Kiedyś tam.
    Ma on taką przewagę nad tabliczkami, że w razie zasłodzenia nie będę miała wyrzutów by się go pozbyć. Przypuszczam jednak, że i tak moja ocena będzie surowsza niż twoja, jako, że mleczna czekolada Wedla średnio mi smakuje. Jednak jak już zaczęłam serię deserów to ją skończę.

    1. Mmm, silne postanowienia późnonoworocze :P

      „Ma on taką przewagę nad tabliczkami, że w razie zasłodzenia nie będę miała wyrzutów by się go pozbyć” = „Mając jednak do dyspozycji 36,5-gramowego malucha, którego w razie wybitnego obrzydzenia mogłabym wywalić…”

  6. Przez chwilę zwątpiłam, gdy zobaczyłam, że na rynek weszły te batoniki. Mój wewnętrzny głos odrzekł: TERAZ MOŻNA SPRÓBOWAĆ. Rozsądek jednak szybko doszedł do głosu – przecież to nadziewany Wedel…

  7. Wszelkie czekolady i pralinki z nadzieniami dżemowymi lubimy najbardziej zanurzać w gorącej herbacie, bo wtedy wszystko idealnie się ze sobą łączy i mamy wrażenie, że nie jesteśmy aż tak zasłodzone ;) Aczkolwiek wersji batonikowej tych czekolad nie jadłyśmy ;)

  8. Mam je, ma ale boję się jeść na względy związane z ilością cukru :P Moja mama mało co dała radę, więc ze mną będzie jeszcze gorzej…

    1. Dla mnie to nie do pomyślenia, żeby taki batonik kogoś zasłodził. U mnie w rodzinie same żarłacze.

    1. Ciągle je oglądam na reklamach w TVN Playerze, już mam dość :P A z malinami jestem niestety na bakier, wolałabym sos truskawkowy. Niemniej też się cieszę, że spróbowałam, bo uważam nadziewane Wedle za bardzo przyzwoite smakowo.

  9. Bardzo lubię wyroby Wedla ale te batoniki są dla mnie niesmaczne, raz kupiłam i więcej już ich nie kupię. Aż sprawdziłam papierek, kto to wyprodukował ale nie sądziłąm że to WEDEL!!!!.Są niedobre.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.