Rozłożyłam go na części pierwsze

Każdemu dorosłemu człowiekowi, choć pewnie nie tylko, zdarzają się sytuacje, w których przypadkiem napotyka kogoś nieznajomego, kto wpada mu w oko. I nieważne, czy jest akurat w związku, dopiero się zakochał, przechodzi przez trudne rozstanie albo przeżywa fakt, że już się rozstał. Zobaczenie kogoś i stwierdzenie, że nam się podoba, to najbardziej ludzka rzecz na świecie. Bo ludzie po prostu bywają atrakcyjni i miło jest zawiesić na nich oko.

Czasem jednak podobanie się, wpadanie w oko czy przykuwanie uwagi przeradza się w coś więcej. Nie, nie w etap, na którym podchodzimy i pytamy o numer, imię czy zagadujemy nieprzemyślanym tekstem, rumieniąc się jak nastolatek. Nadal zachowujemy dystans, nawiązując zarazem bliską, intymną znajomość. Jednostronnie. We własnej głowie. Bezmyślnie gapimy się na osobę, która nie tylko nam się spodobała, ale wręcz zahipnotyzowała nas. Nie możemy oderwać wzroku, mając gdzieś fakt, że mieliśmy wysiąść przystanek wcześniej albo że ludzie patrzą na nas krzywo, bo otwarły nam sie usta i spływa z nich strużka śliny. No dobra, może nie aż tak. Na zewnątrz zachowujemy bowiem typową poker face, podczas gdy w środku wrze. I zaczynamy robić to. Zaczynamy

rozkładać na części pierwsze.

Natchnieniem do dzisiejszych rozważań był chłopak, którego zobaczyłam, jadąc tramwajem na poszukiwania nowych Riso i Mullermilcha (btw, wszystkie znalazłam i czekają na swój dzień). Nie był ani szczególnie ładny, ani wyróżniający się z tłumu. Szaro-bure ubranie, czarny plecak, dość długie, lekko kręcone włosy. Zagubiony wzrok nastolatka (matko, przecież on mógł mieć z siedemnaście lat!), ciało, które wcale nie tak dawno było jeszcze patykowate i niezgrabne, dziś jednak wzrostem i budową mógłby zawstydzić niejednego starszego kolegę. Siedział sobie spokojnie, patrzył raz za okno, raz na ludzi w tramwaju. Był jak kameleon wtopiony w otoczenie. Świat go nie zauważał.

Ale zauważyłam go ja. Jakież to szczęście, że słoneczne dni wymagają przeciwsłonecznych okularów, zza których można bezkarnie się na kogoś gapić, nie zostając posądzonym o desperację, zboczenie czy cokolwiek innego. Można rozłożyć się na plastikowym krzesełku, wystawić twarz na działanie promieni słonecznych, wsłuchać się w ulubioną muzykę lecącą z mp3 i patrzeć, patrzeć, patrzeć.

Ale nie tylko, bo jak wspomniałam, kluczową operacją jest tu rozkładanie na części pierwsze, analizowanie. Materiałem stanowi oczywiście osoba obserwowana, wybraną metodę działania zaś

wyobraźnia.

Zaczynam od jego życiorysu. Wymyślam, skąd pochodzi, jak dano mu na imię, gdzie żył w dzieciństwie, a gdzie mieszka dziś. Potem zastanawiam się, czym zajmuje się obecnie. Gdzie się uczy, czy pracuje, do kogo właśnie idzie. Jeśli zmierza do domu, to czy czeka tam rodzina i jaka ona jest.

Poza wzrokiem i ośrodkiem jasnowidzenia pracują również inne zmysły, jak węch – jeśli siedzi na tyle blisko, bym mogła go poczuć, to czym pachnie?, wyobrażenie dotyku – jaka jest jego skóra? czy ma ciepłe ręce?, słuchu – jaki jest jego głos?, smaku. Widzę moją dłoń na jego gładkim policzku, moje palce w jego jasnych włosach, moje małe ciałko w jego szerokich ramionach.

Później on wysiada, a wraz z nim wysiadają moje myśli i marzenia. Idzie ulicą, grzecznie czeka na czerwonym świetle, żeby nie przejechał go samochód. Ściąga skórzaną kurtkę, pod którą są dwie bluzy i zaczynam się zastanawiać, dlaczego nie zrobił tego wcześniej, w końcu na dworze mamy ponad dwadzieścia stopni. Idzie wolno, nigdzie się nie spieszy. Wraca ze szkoły? Pewnie stąd ten plecak.

Pokonał drugie przejście dla pieszych, kiedy mój tramwaj ruszył. Zostawiłam go w tyle, nieświadomego, ile tożsamości, ile różnych żyć mu przez te kilkanaście minut wspólnej jazdy wymyśliłam. Odwracam się jeszcze i widzę kątem oka, jak jego sylwetka kurczy się i znika.

A ja jadę dalej.

Do sklepu, w przyszłość. Na ustach maluje mi się delikatny uśmiech, bo spotkałam kogoś, przez kogo moje życie wydawało się przez chwilę tak jaskrawe, jak dawno nie było. Potem o nim zapomnę, jak zapomniałam o całej reszcie ludzi, którzy podarowali mi podobną chwilę radości. Jego istnienie zajmie kilka akapitów papierowego pamiętnika, jeden wpis na blogu. Nigdy nie poznam jego imienia, ani on nie pozna mojego. I tak będzie lepiej, bo czy naprawdę chcielibyśmy się znać?

17 myśli na temat “Rozłożyłam go na części pierwsze

  1. lubię obserwować bezkarnie ludzi, jest coś w tym magicznego, w czym nie chce poszukiwać głębszego sensu. Czasami jest nawet tak, że życie innej osoby staje się po części naszym ( mówię z autopsji ), ale gdy nastąpi czasami ten moment przebudzenia, jest bardzo ciężko ;)

  2. Ja mam coś takiego, że strasznie nie lubię poznawać nowych ludzi. To podchodzenie, głupie uśmiechanie się, jakieś proste pytania… Nie cierpię tego. A pogapić się na kogoś zawsze można (co może nie zawsze jest miłe haha) i wiem, że na pewno nie chciałabym tej osoby poznawać, a przynajmniej w 99% przypadków tak to u mnie jest.
    Czasami, według mnie, nieznane jest lepsze. Wady zauważonej osoby nie są istotne, można powiedzieć, że nie istnieją.

    1. „Wady zauważonej osoby nie są istotne, można powiedzieć, że nie istnieją” – otóż to! A gdybyście się poznali, od razu by się okazało, że człowiek zupełnie nie przystaje do tożsamości, którą mu zbudowałaś.

  3. Nie oceniam ludzi po wyglądzie. Na prawdę jeszcze nie miałam tak ze ktoś wpadł mi w oko i bym zastanawiala sie „co, dlaczego, jak, kiedy i gdzie” :)

    1. Nie oceniasz ludzi po wyglądzie? Nikt nie mówi o ocenianiu. Patrząc na jakiegoś nieznajomego faceta, myślisz „ale on ma piękne wnętrze”? Przecież na płaszczyźnie fascynacji wizualnej wchodzi w grę tylko… strona wizualna.

  4. świetny tekst, naprawdę. muszę przyznać, że często świadomie lub mniej patrzymy na ludzi i w głowie tworzymy historie na ich temat. czy są zgodne z prawdą czy nie tego nie wiemy i prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy niemniej jednak to czynimy. niby nie ocenia się po wyglądzie bo to nieładnie ale któż z nas tego nie robi? też często tworzę w głowie historię ludzi mijanych czy to na ulicy czy podobnie jak Ty w tramwaju zastanawiając się jacy są i jak wygląda ich życie. co więcej jestem osobą, która lubi poznawać ludzi, interesują mnie ich pasje, czym się zajmują, co widzieli i przeżyli. szczególnie takich, którzy właśnie prawdziwie ,,żyją” i mają coś do powiedzenia. :)

    1. Tylko ja bym tego nie nazywała „ocenianiem”, jak Ervisha. „Ocenianie” kogoś brzmi pejoratywnie. Widzę długie włosy = myślę brudas, bezdomny, narkoman. Nie. Ja patrzę i wymyślam scenariusze całkiem normalne, prawdopodobne jak każde inne, wcale niekoniecznie złe. Tym razem na przykład scenariusz nie był ani trochę zły.

  5. My za to kompletnie nie zwracamy uwagi na otaczających nas ludzi. Naprawdę, oni nas w ogóle nie interesują. Tak jak nasza młodsza siostra jest wstanie niemal opisać nam każdą osobę, którą mijałyśmy w drodze do sklepu jak i w samym markecie, tak my nawet nie potrafimy opisać pokrótce kasjerki, która nas obsługiwała :P Za to są oczywiście wyjątki, rzadko, bo rzadko ale się zdarzają. Jednak tylko krótko zachwycamy się nad wyglądem tej osoby, nie rozkładamy go aż na tak części pierwsze :) Szczerze, to nawet nie sądziłyśmy, że ludzie tak robią, że chce im się w ogóle rozmyślać o życiu tej drugiej osoby dłużej niż kilka sekund ;)

    1. Już kiedyś pisałam, że Wy jako bliźniaczki i nierozłączne organizmy jesteście dla siebie wystarczającym towarzystwem, tam nie ma miejsca na żadnych innych ludzi, nawet chłopaków :P Ale to fajnie mieć takiego przyjaciela, co przy okazji jest lustrzanym odbiciem.

      1. Tak, zgadzamy się z Tobą w pełni. Kiedyś myślałyśmy, że to ludzie są jacyś „inny” a od jakiegoś już czasu wiemy, że to my po prostu jesteśmy te „inne” :P Dlatego zawsze zachowanie osób trzecich będzie dla nas zagadką i trochę niezrozumiałe. Tak samo te osoby nigdy do końca nie zrozumieją nas i naszej wzajemnej relacji :)

        A tak w ogóle to jakie dokładnie nowości od Mullera znalazłaś? :P

        1. Dwa czekoladowe Riso: z sosem waniliowym i z sosem kokosowym oraz Mullermilcha biała czekolada + orzechy macadamia.

  6. Ja zawsze lubiłam przypatrywać się takim osobom przez dłuższy okres tzn. na przykład jakimś chłopakom w szkole. Aż milej się do niej potem chodziło. :> Do czasu aż w oko wpadał ktoś inny, albo nawet się zagadało i nic dobrego z tego nie wynikło. :D

    1. Miałam w liceum takiego kolegę…. nawet nie kolegę, bo nigdy nie zamieniliśmy słowa, ale przez cały rok, kiedy spotkaliśmy się na korytarzu, patrzyliśmy się sobie w oczy. Raz minutę, raz pięć, różnie. I nic, tylko to. Fajna sprawa.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.