Sernik jest ciastem, które powinni lubić zarówno miłośnicy produktów nabiałowych, jak i słodyczy wszelakich. Sięgać po niego mogą osoby na diecie, bez diety, borykające się z różnymi kłopotami zdrowotnymi, a także te, które na wadze chcą przybrać. Można go udekorować i nafaszerować wszystkim, czym się chce: rodzynkami, daktylami, orzechami, wiórkami (brrr), owocami, galaretkami, biszkoptami… Przede wszystkim jednak sernik wymaga od nas szacunku i miłości. Jeśli tylko uda nam się zrozumieć sernik, on w odpowiedzi zrozumie nas. I nie będzie pytał, gdy sięgniemy po dziesiąty kawałek.
Jak każde inne ciasto, sernik wymaga jednak pewnego przygotowania, odpowiedniego doboru składników, czasu i cierpliwości. Jeśli nie posiadamy wystarczającej ilości chęci lub siły, nie warto do niego podchodzić, by już na wstępie nie wywołać złych emocji, a tym samym nie zrazić go do siebie. I w takiej to właśnie sytuacji, kiedy równie mocno skłaniamy się ku sernikowi, jak żywimy niechęć wobec jego przygotowywania, z pomocą nam nadchodzi Delecta i jej magiczny produkt.
Szybki Sernik na zimno z prawdziwą wanilią
Kiedy tylko spostrzegłam to cudo na sklepowej półce, od razu wiedziałam, że musi być moje. Nie liczyło się to, że nie lubię produktów, które trzeba zalewać mlekiem, ani że smętny biały proszek nigdy nawet nie leżał obok prawdziwego sernika. Skoro był napis nowość, a ja miałam świadomość, że wcześniej się z czymś takim nie spotkałam, wyjście było tylko jedno: brać.
Tego dnia w Tesco były jednak wyłącznie dwa smaki: z prawdziwą wanilią i z truskawkami. Wzięłam oba (a raczej wzięła je mama, jako że też postanowiła wypróbować nieznane, a przy okazji zrobić córce prezent), licząc na to, że po wersję wiśniową powrócę za kilka dni. Nic z tego. Saszetki cisnęłam na dno szafy, zapominając o ich istnieniu i przypominając sobie tylko sporadycznie, gdy byłam akurat w sklepie i widziałam je na półce. To może w końcu wezmę? – zapytałam któregoś dnia przyjaciela, on jednak uznał, że to głupi pomysł i najpierw powinnam zjeść już posiadane. Okeeej – powiedziałam zawiedziona, jako że lubię mieć wszystko od razu. Nie przypuszczałam, iż przyjaciel uratował mi życie.
Na serniki przyszedł czas, gdy została mi niezagospodarowana resztka mleka 2%, o czym wspominałam w recenzji NesVity Naturalnie na śniadanie. Postanowiłam, że jako pierwszy zjem wariant waniliowy, bo jest klasyczny, poza tym na owoce nie miałam szczególnej ochoty. Dziesięciokrotnie przeczytałam instrukcję obsługi (wcześniej obejrzałam dwie na Youtube) i zabrałam się do roboty.
Fiku-miku, kilka minut i gotowe. Sernika oczywiście nie udało się rozmieszać tak, aby był jednolity, ale czy komukolwiek kiedykolwiek się z proszkowym produktem udało? I nie, mieszadełko do mleka nie pomogło, bo gęstość masy pseudonabiałowej sprawiła, że nie chciało się obracać.
Szybki Sernik na zimno pachnie, choć raczej powinnam użyć określenia: wali, sztuczną i obleśną wanilią znaną z tanich dyskontowych proszkowych deserów na bazie kaszy manny. Jest to zapach w stu procentach chemiczny i okropny, aż się odechciewa jeść.
Konsystencja produktu jest ciekawa – piankowa, ale jednocześnie bardzo zwarta, treściwa, ciężka. Kiedy sernik zbiera się łyżeczką, wydaje charakterystyczny „syk”, jak pianka oddzielana od deseru lub tortu. I to w zasadzie jedyna rzecz, która podoba mi się w Szybkim Serniku. Smak jest bowiem jeszcze gorszy od zapachu: słodki jak kogel mogel, przy dłuższej konsumpcji kwaśny, ale nie jak zwykły, naturalny twaróg, a także gorzki. Wychodzący na pierwszy plan chemiczny pierwiastek sprawia, że nie do końca wiemy, czy jemy produkt spożywczy, czy może proszek do prania.
Całość jest przesłodzona, przesztuczniona i zamulająca, po chwili także mdła i tłusta. 100 ml mleka do niecałych 40 g proszku to niby mało, ale w rezultacie wychodzi porządny kawał deseru, szczególnie jeśli mamy podołać całej jego obrzydliwości. Ja przyznaję, że wymiękłam. Jedną trzecią Szybkiego Sernika nakarmiłam śmietnik, choć i on nie był z tego powodu szczególnie rad.
Drugi sernik powędrował do rodzinki (mamie podobno smakował?!), przed trzecim zaś będę się broniła tarczą i mieczem. A jak to nie wystarczy, to i pochodniami.
Ocena: 1 chi
Boję się takich produktów. Nie wiem, jak komuś to może smakować, po prostu nie wiem. Dla mnie sam fakt, że z jakiegoś proszku powstaje sernik by zepsuł jedzenie i zastanawianie się nad smakiem. :P
Też mnie to przerażało (choć budyń mnie już nie przeraża), ale do odważnych świat należy!
Niby to trochę dziwne, ale budynie też toleruję. :P
Chyba jestem jedyną osobą na świecie, która nie szaleje za sernikiem. Jakby ktoś postawił przede mną to bym zjadła, ale mając do wybory sernik a inne ciasto, wybiorę inne ciasto.
Widząc tytuł od razu zaczęłam się zastanawiać jakie kwiaty zamówić na wiązankę na twój grób. Serio, po nieudanym cieście z mikrofali wolę się trzymać z dala od tych sproszkowanych niby deserów, a jogurt Mokate tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu.
Ciacha jeszcze przede mną :D WSZYSTKIE… o ile podołam.
Ja nie tyle co za nimi nie szaleję, ale ich nie lubię. I jak ktoś mi da – to nie zjem, fe :D
Ja się obawiam, że też nie polubię, ale cóż… jest nowość, jest wyzwanie.
mam wrażenie, że po zjedzeniu tego produktu przez tydzień świeciłabym na zielono po ilości zawartej w nim chemii. nie lubię takich produktów (chociaż nie mówię, że ich nie kupuję bo wypróbowuje każdy taki wynalazek) bo chociaż brzmi to zawsze fajnie, sernik na zimno, babeczka w kubeczku i inne takie, że człowiek zaczyna się ślinić na samą myśl zawsze czuć jedynie proszek i nic więcej. z jednej strony wielkie rozczarowanie z drugiej czego się można spodziewać po proszku zalanym wodą? :D przewidywałam, że tak będzie chociaż tliła się jeszcze we mnie nadzieja, że może będzie to zjadliwe. niestety nie ma zmiłuj jeżeli chcesz dobry sernik to zostaje użycie rączek i piekarnika (lub też w moim przypadku pozostaje iść do kawiarni lub cukierni).
Ja akurat świeciłam lekko ponad cztery dni, bo zjadłam około 2/3 sernika, więc to by się nawet zgadzało.
I zalanym nie wodą, a mlekiem!
Ja, jak to zobaczyłam w reklamach to już na samą myśl się niedobrze zrobiło :P Fuj! Sernik to sernik, a nie jakieś gówno z proszku.
Święta racja.
jadłam je łooo cho cho… jakiś rok temu, wszystkie smaki i żaden sernika mi nie przypominał xDD no chyba, że taki na zimno ale w wersji mooocno naciąganej. Wszystkie miały jakiś dziwny posmak. Produkt dla leni, takich jak ja xD ale więcej ich już nie kupię ;)
Posmak proszku do prania ;)
geniusz x3
Sernik z proszku? SERIO? Profanacja.
Fue. :/ :D
Sorry :D
Szkoda, że taki wstrętny, bo wygląda apetycznie (lubię takie gęste papki :D ).
Ja też, tym bardziej mnie cisnęło, żeby mieć od razu wszystkie. Normalnie napisałabym, żebyś spróbowała, bo może Tobie… ale nieee, nie testuj na własnym żołądku.
Z naszym uwielbieniem do wszelkich rodzajów serników musiałyśmy zakupić taką saszetkę (na szczęście tylko jedną – waniliową). W sumie to nie wiemy czego się spodziewałyśmy :P W smaku przypominało własnie rozwodnioną kaszkę manną z kilogramem cukru xD Zjadłyśmy mały kubeczek we trzy, więc nic do śmieci nie poleciało :)
Jeszcze jedno pytanko odnośnie nowości od Mullera. Gdzie je kupiłaś? Bo chcemy, chcemy, chcemy riso i to już xD
Riso w Leclercu. Obeszłam milion innych sklepów i nigdzie nie było – nawet w Realu i Carrefourze.
Mullermilch w Carrefourze.
Łeee to żaden nasz sklep :/ Jakbyś je widziała gdzieś w innych marketach do informuj :P
Spoko oko.
Co z tego, że mamy prawdziwą wanilię, skoro przed nią w składzie i tak stoi aromat, dzięki któremu deser wali jak plastikowe laczki perfumowane etylowaniliną. Na resztę składu spuszczę zasłonę milczenia. Nie muszę chyba mówić, że w życiu tego wynalazku nie spróbuję? ;)
Kurde, zamiast oddawać owocowy wariant mamie, mogłam wysłać Tobie – nie miałabyś wymówki. Takie przyjemności, mmm mmm.
Wiem czego tu brakuje. Sernik powinien mieć jakieś owoce. Dosyp malin, nabierze smaku!
PS. Mógłbym powiedzieć „przybij piątkę” :) Aż miło (przepraszam) czyta mi się coś niepochlebnego. Przestrzeżony przed błędem :D
Dosyp malin i wiórków, będzie jeszcze pyszniejszy. Mmm, że też o tym nie pomyślałam :P
I za to lubię Twój blog – recenzujesz nie tylko dobre produkty, ale także te całkowicie paskudne :D
To się nazywa poświęcenie!!
Dzięki. Dobrze, że to doceniasz, bo do dziś mam w ustach posmak proszku do prania :D