Vobro, Frutti di Mare: mleczny, toffi, kakaowy, orzechowy

Owoce morza… czy istnieje ktoś, kto ich nie jadł? W wersji czekoladowej – szczerze wątpię.

Frutti di Mare to jedna z najpopularniejszych bombonierek, zaraz obok czysto alkoholowych, z wiśniami w likierze i z kremem czekoladowym. Oferuje ją wiele firm, dzięki czemu jest powszechnie dostępna i chętnie kupowana, a każdy, kto choć raz próbował skrywających się wewnątrz biało-brązowych pralinek w morskich kształtach, ich delikatność i specyficzny smak pamiętać będzie do końca życia.

Ja zdecydowanie należę do fanów, choć podejrzewam, że nie znajdzie się taka osoba, która smaku Owoców morza nie lubi. Ostatni raz jadłam je kilka lat temu, a czekoladki pochodziły z Lidla. Mimo iż były cudowne, ponowny zakup nie wchodził w grę, z racji że mieszkam sama i wolę słodycze na jedno, góra dwa posiedzenia, a także skutecznie odstraszała mnie cena. Pewnego pięknego dnia zabłąkałam się jednak (czytaj: poszłam celowo) w alejkę pełną biodroposzerzającego grzechu w Leclercu, gdzie trafiłam na maleńkie i urocze opakowanie, które skrywało zaledwie cztery pralinki, na dodatek w różnych smakach. Biorę! – zadecydowałam, choć lista posiadanych łakoci nadal spoglądała na mnie kpiąco.

Czy po degustacji uznałam, że produkt wart był straty nadprogramowych 2,99 zł z portfela? Czy propozycja czterech wariantów morskich pralinek, które zapamiętałam jako spójne i jednosmakowe (!), to korzystne urozmaicenie czy raczej strzał w stopę dla firmy Vobro?

Zapraszam do lektury.

Vobro, Frutti di Mare mleczny toffi kakaowy orzechowy (1)

Frutti di Mare

Jak już zdradziłam, opisywane Frutti di Mare to małe, 45-gramowe opakowanie pralinek w kształtach morskich cudów (choć niekoniecznie owoców, są również zwykłe muszelki). Najpiękniejszy z nich jest konik morski, w tym wypadku w wersji toffi, reszta to żyjątka o smakach: mlecznym, kakaowym i orzechowym, a każde z nich pokrywa mix czekolady białej i deserowej.

Zdjęcia wykonałam pralinom wyłącznie od zewnątrz, nie sądziłam bowiem, że w środku mają inną zawartość (krem). Owoce morza zapamiętałam jako delikatne i nie do końca twarde (jak choćby figurki z czekolady), aczkolwiek jednolite. Odkrywszy, że w produkcie Vobro jest inaczej, byłam zaskoczona. Nie chciało mi się jednak rozpoczynać procedury krojenia i fotografowania od początku.

Vobro, Frutti di Mare mleczny toffi kakaowy orzechowy (3)

Orzechowy

Owoce postanowiłam jeść w kolejności oczekiwań smakowych: od najgorszego do najlepszego, oczywiście licząc na to, że smaczne będą wszystkie. Na pierwszy ogień poszedł orzech.

Pralinka pachnie maślano-orzechowo. Spodziewałam się, że orzechy będą tu występowały jedynie w posmaku, może za sprawą aromatów, jest jednak inaczej. Pod niezbyt twardą, za to cienką skorupką czekolady kryje się niezwykle miękki i delikatny krem, w smaku orzechowy, słodki jak cukier w cukrze.

Czekolada ma dwa kolory, godna uwagi jest zwłaszcza biała, choć porażającą słodyczą dorównuje kremowi. Sam krem zaś, jak pisałam, jest orzechowy, ale w niedobry sposób, przez co całość jest wyrazista – to na pewno, ale po prostu niesmaczna.

skalachi_2Ocena: 2 chi ze wstążką


Vobro, Frutti di Mare mleczny toffi kakaowy orzechowy (7)

Toffi

Najbardziej uroczej i cudnej pralince przypadł smak toffi. Nie liczyłam tu na unikonika morskiego smaku, ale pomyślałam: kto wie, może mnie zaskoczy?

Konik pachnie karmelowo, nie toffi. W środku jest zdecydowanie twardszy od poprzednika, zwarty, konkretniejszy. Krem ma jasny kolor i wyrazisty smak, tym razem toffi. Jest jeszcze słodszy od orzechowego, co sprawia, że o dwóch kolejnych pralinkach zaczęłam myśleć jak o wędrówce po szkle.

Całe szczęście, że toffi jest lekko słone, ale podkreślam – lekko. Słodycz białej czekolady nie poprawia sytuacji, interwencji nie widać również ze strony czekolady deserowej. Niby jest dobrze, ale nie jest.

skalachi_4Ocena: 4 chi


Vobro, Frutti di Mare mleczny toffi kakaowy orzechowy (5)

Kakaowy

Tu zapach jest kakaowo-czekoladowy, a nadzienie jeszcze twardsze (czyżbym intuicyjnie wyczuła gradację twardości?). Zastanawiałam się, czy pralinki nie zostawić na koniec, ale uznałam, że to mlecznej powinna przypaść rola wisienki na torcie, a raczej perły w małży.

Smak kremu z kakaowej czekoladki coś mi przypominał, konsumpcja trwała jednak zbyt krótko, bym zdążyła sobie przypomnieć co. Jest lepszy od toffi, ale znów słodki do granic wytrzymałości. Jeśli sądzicie, że Milka albo Cadbury nie mają litości, to tylko dlatego, że nie próbowaliście jeszcze produktów Vobro.

skalachi_4Ocena: 4 chi ze wstążką


Vobro, Frutti di Mare mleczny toffi kakaowy orzechowy (4)

Mleczny

W ostatniej pralince mieści się biały, mleczno-waniliowy krem. Ma w sobie coś z Kinderków, jest pyszny, ale znów cukrowy jak jasna cholera.

Po zjedzeniu całej czwórki czułam pieczenie na języku i było mi źle z przesłodzenia, w związku z czym na pewno tych Frutti di Mare ponownie nie kupię. Co nie oznacza, że mi nie smakowały. Uważam po prostu, że przyjemność z jedzenia czekolady opiera się na czymś innym, niż momentalnym zasłodzeniu do granic możliwości. Bez gorzkiej kawy lub herbaty się tu nie obejdzie, a że pierwszej pić nie mogę, drugą zaś miałam tego wieczora już za sobą, to cóż… z produktem się nie polubiłam.

skalachi_4Ocena: 4 chi ze wstążką


Skład i wartości odżywcze:

Vobro, Frutti di Mare mleczny toffi kakaowy orzechowy (6)


 Poczęstuj się!

Vobro, Frutti di Mare mleczny toffi kakaowy orzechowy (2)

40 myśli na temat “Vobro, Frutti di Mare: mleczny, toffi, kakaowy, orzechowy

  1. Haha, ostatno dywagacje na moim blogu na temat inspirowania się Tai Tau pralinkami owoce morza – a teraz u Ciebie owe praliny ;). Choć ja czulabym się przez Vobro oszukana. dla mnie takie pralinki beda zawsze kojarzyc sie z nadzieniem orzechowym. I tyle. Kazdych innych kombinacji. Te z Lidla też miło wspomimam i chyba były ostatnimi, jakich próbowałam.

    1. Czas więc wrócić nam do lidlowych i przekonać się, na ile dobry obraz w pamięci jest zgodny z rzeczywistością.

  2. Ja nigdy takich pralinek nie jadłam, haha. Kilka razy w życiu je dostałam, ale a to miałam uraz do pralinek, a to parę lat nie jadłam słodyczy akurat, bo mi przestały smakować, a to się odchudzałam i w sumie nigdy nawet nie spróbowałam.

    I tych zrecenzowanych raczej nie spróbuję, skoro tyle cukru w cukrze. :P

      1. Miałam około 3-letnią przerwę w jedzeniu słodyczy, bo uznałam, że nie ma sensu ich jeść skoro nic mi nie smakuje, hahaha. :P Miałam wtedy z… 14 lat? I serio, nie miałam wtedy do czynienia ze smacznymi słodyczami. Jadłam np. miód, kakaowe owsianki, piekłam marchewkowe muffiny, ale nie kupowałam nic słodkiego. Teraz w to po prostu nie mogę uwierzyć, ale tak było. Teraz chyba nikt inny też uwierzyć w to nie może, ale w końcu gusta się zmieniają i hm… gdzie ja podziałam moją czekoladę? Teraz za to odbijam sobie i prawie codziennie coś słodkiego musi być! :D

        1. Tak trochę nie w temacie, a trochę jednak tak (bo nadal o żarciu): musimy się kiedyś umówić na sushi!

  3. How cute. One naprawdę są tak śliczne jak je pamiętam. U mnie w domu bywały – rzadko to rzadko ale na bank :) Również nie wiedziałam (zapomniałam?) że mają one różne smaki ! Wow!

    Szkoda że orzech zawiódł. U mnie kolejność od najgorszego do najlepszego byłaby inna, od najlepszego: orzech, kakao, toffi, mleczny ;)

  4. Vobro ma OHYDNE produkty :( Kiedyś kupiłem na próbę te ich owoce morza i myślałem, że je wyrzucę, ale jakoś się zmusiłem i zjadłem. W Lidlu są pyszne owoce morza za 10 zł, takie mocno nugatowe.

    1. Wspomniałam o tych z Lidla we wstępie. Muszę kiedyś do nich wrócić. Do Vobro zaś wracać nie zamierzam.

  5. Kolejny produkt, który kojarzy mi się z dzieciństwem jednak nie był często gościem w moim domu. Te pralinki zapamiętałam nie wiedzieć czemu jako te ,,z wyżej półki”. Kojarzę, że często można je było dostać w sklepach z niemieckimi produktami stąd może moje wyobrażenie odnośnie tego, że są lepsze. Ogromnego pudła bym zdecydowanie nie kupiła dlatego jak zobaczyłam te maleństwa za uwaga: 1,99 oczy mi rozbłysły. Najbardziej smakowała mi wersja mleczna co mnie jakoś szczególnie nie dziwi i muszę przyznać, że szczerze mi odpowiadała ta słodkość chociaż przyznaje, że cukru sypnęli od serca. Dla mnie też najgorszy okazał się wariant orzechowy, natomiast toffi smakowało mi chyba odrobinkę lepiej niż kakao. Po zjedzeniu ostatniej pralinki czułam się zasłodzona ale była to całkiem przyjemna słodycz chociaż spodziewałam się czegoś lepszego ale może to po prostu moje oczekiwania były wygórowane. :D
    Dobra, teraz ja oficjalnie zapraszam: http://madamevela.blogspot.com :-)

    1. O, jadłaś je! Jak fajnie :) I skusiłaś się na bloga, łaaa, oczywiście będę stałym bywalcem.

      A te czekoladki dobrze kojarzą Ci się z wyższą półką. W oryginale są belgijskie i pyszne. Te od Vobro… cóż, mniej udana podróba.

      1. Właśnie tak się zastanawiałam skąd musi wynikać to moje skojarzenie z niemieckimi produktami, teraz już wiem dziękuję za info. :) Faktycznie tamte oryginalne pamiętam jako coś wspaniałego, te owszem smaczne ale już nie to samo niestety.

        Bardzo dziękuję, cieszę się! :) Ja oczywiście też jestem stałą bywalczynią co można zaobserwować po moich długich wywodach w Twoich komentarzach haha. :D

  6. Ja pamiętam, że mi te praliny smakowały (tak, konkretnie tej marki), ale może przez ten czas coś się zmieniło. I nie każdy niestety zna czekoladki Frutti di mare, spotkałam się już ze zdziwieniem, że „jak to. owoce morza w czekoladzie!?!? fuuuuuj” XD

  7. Uwielbiam, ale ja jadłam takie z Belgii i raz takie z Lidla :D Te z Lidla są pycha, a z Belgii wiadomo…nie do pobicia ;) Smak dzieciństwa! Orzechowe najlepsze.

  8. ooo masakra… marze o takich owocach morza odkąd jak byłam mała i ujrzałam je w lidlu pierwszy raz… ile razy prosiłam mamę tyle razy mi odmawiała :( kupiłabym ale są drogie, i głupio kupić taką bombonierkę samą dla sb! ale 45 g… gdybym ujrzała to bym się nawet nie zastanawiała! i obojętnie czy z vobro czy nie, nawet nie próbujcie mnie zniechęcać! xDD

    1. To drałuj do Leclerca, jeśli go masz. Dużo produktów Vobro widziałam też w Społem, tyle że Owoców Morza akurat nie.
      Zniechęcać Cię nie zamierzam, ale naprawdę popsujesz sobie smak, jeśli zaczniesz od tych.

      1. niestety nie mam :( ale jeżeli ich nie dorwę do wakacji, to pojadę do Kielc albo Radomia na wycieczkę i przy okazji kupię, oby na mnie poczekały :) albo może jakimś cudem dostanę w prezencie z braku okazji od kogoś ( chodzi mi o te z lidla, bo z tymi się nie łudzę) xD wiem że nadzieja matką głupich… ale każda matka kocha swoje dzieci! :D a wymagająca nie jestem więc myśle że mi się spodobają :)

        1. Te z Lidla nawet wybitnie wymagajacym przypadna do gustu!

          Btw, coraz trudniej spamietac, ktora bloggerka do ktorego sklepu nie ma dostepu. Musze to rozpisac na kartce :P

  9. To jakaś zmowa czy coś? Kurde. Najpierw Basia i czekolada. Teraz Ty, uderzasz w bardzo czułe miejsce.

    Lubię, baaaaaardzo lubię te czekoladki. Mimo, że potrafią być ziarniste w smaku, a ich rozpuszczenie wiąże się z rozpuszczeniem łyżki cukru w buzi, nadal je lubię.

    Pisanie o przeszłości, historii, wspomnieniach – zbyt proste. 4 pralinki (nigdy nie widziałem ich tak skromnie pakowanych) to coś idealnego na jeden rzut. Nie oszukujmy się, 250g też znika raz-dwa, ale tabela odżywcza potem śni się po nocach ;)

    Ulubiony smak? Zależy/ zależało od dnia. Mleczny nieraz smakował jak mleczko w tubce. Toffi przechodził w taką usmażoną krówkę.

    Jest to produkt, którym z pewnością można mnie przekupić :D

      1. Nie strasz, nie strasz :D Bo jak wpadnę kiedyś do Wrocławia, zupełnie przypadkiem (tak na wszelki wypadek) będę miał ze sobą trójcę świętą: kokosowego Ritterka, białą Annę, no i na ochłodę półlitrowego Daima ;)

  10. Tak, to malutkie opakowanie tez by do mnie przemówiło. A na te z Lidla też się czaję, ale wolałabym swojego portfelu nie obciążać ;).
    Pamiętam jak w wieku 9 lat (mając komunię) dostałam tych czekoladek jakieś 10 kartoników. I jedyne co zapamiętałam, to ten dziwny, bardzo specyficzny smak orzechowych.

    1. Patrz, jakby te wszystkie osoby, które chciałyby Owoce Morza z Lidla, ale szkoda im kasy (łącznie z nami), zebrały się i kupiły czekoladki do spółki, to by wyszło akurat.

  11. Łe, mnie samo opakowanie już odrzuca… Nie lubię słodyczy w brzydkich opakowaniach :(

    A frutti di mare lubiłam, ale te takie z dawnych czasów, kiedy to mydlana czekolada była lepsza niż żadna :D

    I chciałabym Ci powiedzieć, że jadłam tego batonika waniliowego z inuliną (tudzież: insuliną :D).
    Dziwna konsystencja i smak. Zjadłam, stwierdziłam, że nie ma rewelacji.
    Ale moje zdziwienie osiągnęło max lvl, gdy na drugi dzień na myśl o skonsumowaniu czegoś słodkiego, zapragnęłam właśnie tego batonika. I to z taką mocą, że nic innego nie mogłoby mi go zastąpić ;o Jest w nim coś uzależniającego – czy to tak dziwna gumowata konsystencja, czy to może ta czekolada…
    Dobrze, że mam Piotra i Pawła daleko od domu, bo pewnie bym kupiła ich całe opakowanie.

    I jeszcze coś :D
    Mój narzeczony, niespodziewanie przywiózł mi z Niemiec kilka czekolad :)
    A były to: Lindt Williams Brandy Pear Liqueur i Rittery: Coconut, Joghurt, Himbeer Vanille, Cookies and cream, Macadamia (bio), Honey Salt Almonds, Peppermint.

    Wszystkie były spoko, oprócz BIO (nie kupuj, bo smakuje jak obleśna tania czekolada po terminie z rynku).
    Ale najpyszniejsza była Honey Salt Almonds i Coconut.
    Nigdy nie jadłam pyszniejszej czekolady niż ta migdałowa. Po prostu połączenie idealne… Szczyt pyszności! Polecam :)

    1. Ojej, zazdroszczę paczki :) Nie wiem, czy równie mocno posmakowałaby mi opcja Salt, bo nie lubię czekolad z solą, ale na pewno znalazłabym dla siebie coś innego, równie pysznego. Na BIO się nawet nie zapędzam, bo wszystkie pseudozdrowe (i te prozdrowotne również) słodycze, zwłaszcza czekolady!, wydają mi się obrzydliwe.

      Cieszę się, że uległaś batonowi Go On. Faktycznie, coś magicznego w sobie ma, bo ja też od czasu do czasu o nim myślę. Widocznie zawarty w gumce biały proszek nie należy do tych legalnych ;)

      1. Tej soli w ogóle nie czuć, a migdały są tak idealnie chrupiące, że omnomnomnom…. bajka :D

        Na pewno to przez ten proszek… bo sam batonik nie był aż tak rewelacyjny :D

    1. Wczoraj wzięłam od znajomych końcówkę bombonierki z Lidla, więc recenzja pojawi się pewnie na początku przyszłego roku :)

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.