W prostym równaniu, gdzie wartość I pojawia się w sposób dodatni przy wartości karmel, niemożliwe jest otrzymanie innego wyniku od takiego, który równałby się love. Zmieniając zaś konfigurację, niemożliwe jest otrzymanie wyniku sprzecznego z Karmellove.
Dla osób matematycznie opornych mogę to nawet rozpisać:
1 + 2 = 3, ale równie dobrze 2 = 3 – 1 lub 1 = 3 – 2
a zatem:
I + karmel = love, ale równie dobrze karmel = I love lub I = love karmel (Karmellove)
I niby tak powinno być (pomijając fakt, że w drugim równaniu nie ma żadnych minusów). Powinno. W rzeczywistości w grę wchodzić może jednak wyższa postać matematyki, którą niewątpliwie jest matematyka żywieniowa oparta na niepewnych zmiennych, czyli ludzkich gustach i upodobaniach. Przez te bowiem, jak przez zero, dzielić nie można, a o ich odejmowaniu czy dodawaniu świat nie słyszał.
Karmellove z solonymi orzeszkami
Po tym pięknym matematycznym wstępie (doceńcie go, gdyż pisany był, jak cała recenzja, w epicentrum anginy, podczas bólu głowy i gardła), przechodzimy do prezentacji wedlowskiej białej ecru tabliczki, jaką jest Karmellove. I tak, wiem, że powinnam zacząć od zwykłej, potem zaś przedstawić dodatkowe, ale u mnie jak zwykle wszystko jest na opak, poza tym taka była kolejność jedzenia.
Im dłużej tabliczki leżały w puszce (a uwierzcie, że leżały dłuuugo), tym bardziej bałam się ich otworzyć. Zrodziło się we mnie bowiem to przedziwne uczucie strachu, nie pierwszy już raz – to samo było z Lindtem Pistache i Ritter Sportami, które nie pozwalało mi otworzyć żadnej z nich i spróbować choćby kostki. Tyle się naczytałam i tak bardzo nastawiłam na fajerwerki, że bałam się rozczarować. A ostatnimi dwoma razy przecież tak właśnie było.
Zaczęłam od Karmellove z dodatkiem orzechów nie dlatego, że miałam na nią ochotę, ale z powodu kończącego się niebawem terminu (miesiąc od chwili rozpieczętowania). Z jednej strony cieszyłam się, że przymus skłania mnie do jej otwarcia, z drugiej zaś bałam się coraz bardziej. Nie pomogły recenzje, które sobie wcześniej odświeżyłam ani piękna grafika opakowania, zwiastująca coś naprawdę smacznego.
Pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam po otwarciu Karmellove, była niezgodność koloru kostek rzeczywistych z tymi na opakowaniu. Realne miały odcień bawarki, obrazkowe intensywnie karmelowo-kremowy. A to peszek. Później obejrzałam tabliczkę dookoła, odnotowując dość małą ilość orzeszków, na dodatek pokruszonych w sposób, którego nie lubię i nie toleruję (z małymi wyjątkami dla wybranych Ritterów). Czekolada nie zachwycała więc ani wyglądem, ani zapachem: na pewno nie karmelowym, za to intensywnie orzechowym. Ładnym, nawet bardzo, ale nie takim, jakiego się spodziewałam.
W smaku również stwierdziłam absolutny bak karmelu. Orzeszki były świeże i naprawdę dobre – tu niczego zarzucić nie mogę, lekko tylko słone, co działało na plus, ale przede wszystkim małe i wchodzące w zęby. Gdyby ktoś zapytał mnie o zdanie przed wypuszczeniem tej Karmellove na rynek, odradziłabym.
Kostki są starowedlowe, czyli nie te dziwne i pofalowane z boku, znane choćby z serii 290-gramowych czekolad (zobaczyć je można w recenzji Tiramisu, Grzańca i Panna Cotty), urocze. Mają kolor beżowo-brązowy, bawarkowy, a konsystencję lekko kamienną. Czekolada łamie się z trzaskiem, pod palcami zaś czuć podejrzany proszek, jakby ktoś wytarzał tabliczkę w mące. Czuć to także podczas gryzienia.
Co ciekawe, Karmellove, w przeciwieństwie do miększych i mniej proszkowatych czekolad mlecznych Wedla, da się rozpuścić na języku i nawet tworzy czekoladowe bagienko. Wtedy też da się wyczuć smak białej czekolady i może odrobinę karmelu. Oba akcenty są jednak bardzo delikatne, nadal bowiem przeważają orzechy. Zdecydowanie nie jest to ani zapowiadane toffi, ani krówki. Kubki smakowe osób, które tak twierdzą, oficjalnie uważam za zepsute. A do czekolady podchodziłam dwa razy!
Moim zdaniem pierwsza wersja z karmelowej serii jest nieudana. Nie odpowiada swojej nazwie, orzechy przejęły tu panowanie nad smakiem, a konsystencja zawodzi. Nadal wolę topiące się w palcach nadziewane mleczne z dziwnymi posmakami. Mogę je oceniać na 3 czy 4 chi i sporo im zarzucać, ale na pewno kiedyś do nich wrócę. Do dzisiejszej Karmellove nie.
Ocena: 3 chi
Aaaaa iiiiiiiić Ty. Jedna z najlepszych czekolad od Wedla w ostatnich latach. Jeśli nie najlepsza. Ok, może karmel to bardziej maślano-cukrowe połączenie, ale i tak jest cholernie smaczne.
Przewagę orzeszków, kapkę soli, sam uznaję za plus. Ty masz minus :(
U mnie 4 chi ze wstążką. Może nawet 5.
No to standardowo, Twoje karmelowe Wedle byłyby przy mnie bezpieczne :)
Co dasz w zamian?
Nie kojarzę abyś wśród moich opisywanych produktów jakiś polubiła mocniej niż pozostałe. Bo w unicorna dla owianych (naturalnych) ciasteczek nie wierzę. Cokolwiek bym nie dał i tak będzie to pośrodku skali :(
Musze uzupełnić inne kategorie, może wtedy znajdzie się na Ciebie jakiś haczyk ;)
Nieprawda! Chciałabym te Twoje bajerowe batony proteinowe, co kosztują po 10 zł. Zachwalałeś je, a choć wyglądają paskudnie, to zjadłabym.
Tak mnie ona miesiącami ciekawiła, bo nie załapałam się na kupno, a zawsze takie dobre opinie widziałam. Teraz jeszcze bardziej chcę z ciekawości spróbować, haha, alee… przynajmniej nie mam uczucia, że nie spróbowałam kolejnego cudu świata. Klasyczna karmellove była dla mnie zwykłym przeciętniakiem (którego nawet nie zjadłam, a dodałam do ciastek, które piekłam), no ale te „orzeszki solone” tak zachęcają… Lekko słone? Hm, wyobrażałam sobie bardzo słone, ale dobre i cokolwiek. :P
Przez dwa kolejne dni dwie kolejne Karmellove :)
Btw, słyszałam, że wróciły/wracają. O ile to prawda, zdążysz jeszcze spróbować.
Serio nie poczułaś ani krówki ani karmelu? Oo Ty, może jednak trzeba było poczekać z konsumpcją aż ci zdrowie wróci do normy, bo angina mogła namieszać ci w kubkach smakowych ;) Wyszło złośliwie? Mam nadzieję, że nie za bardzo.
Złośliwie? Czemu? :P
Jestem pewna, że odbiór czekolady nie był kwestią anginy, ale o tym jutro.
Bo jak przeczytałam to co napisałam to sama odebrałam to jako złośliwość, a nie miałam pomysłu jak to inaczej napisać ;)
jadłam ale mi najbardziej smakowała wersja z wafelkami *__* orzeszki nawet solone to dla mnie za oczywiste… moim zdaniem pojechałaś bo to jedna dla mnie przynajmniej najlepsza z karmelowych czekolad… a jak zaczęła mi się rozpuszczać… poezja ^^ ale to moja subiektywna opinia, i każdy ma prawo do własnej ;)
Do dziś zadziwiają mnie AŻ TAK pozytywne opinie nt. Karmellove. Dla mnie cała seria jest ok, ale więcej nie kupię.
Ja nie zdążyłam jej kupić, a teraz już jej niestety nigdzie nie idzie dostać. U mnie rozczarowanie było z biała czekolada z tygodnia alpejskiego, dlatego chciałabym zobaczyć czy ta, taka wychwalana by mi zasmakowała. Bo to nie biała, a karmelową :)
Alpejska czeka w szafce, nie strasz ;)
Kup zwykla Karmellove, bez dodatkow.
Nie, chcę z orzeszkami :D
To kup zwykłą i orzeszki, potem rozgrzej czekoladę w rondelku, dorzuć orzechów, sypnij soli… :D
Dowcipniś :P
No ale jak to tak słabo? :< To ja niemalże chciałam otwierać szampana z okazji ich powrotu na sklepowe półki, a tutaj takie rozczarowanie. Właściwie to połączenia słodki-słony nie lubię ale jakoś do tej czekolady wydawało mi się, że dodanie lekko słonego dodatku może być strzałem w dziesiątkę i miałam nadzieje, że ona przekona mnie właśnie do tego połączenia.
Teraz obawiam się wersji z wafelkami zwłaszcza, że już Wedel w jednej swojej czekoladzie też ma podobny wariant i wyszedł on słabo przypuszczam więc, że tu też może okazać się nie lepiej… Dobrze, że chociaż wersja zwykła jest smaczna bo ona w sklepach jest stale dostępna.
W jakiej innej ma wafelki? W Bajecznym? Takich jak w Karmellove, jestem pewna, że w żadnej.
Tak, to chyba ta czekolada. Pamiętam, że ona jest z orzeszkami i wafelkami właśnie ale czy są takie jak w karmelowej to nie wiem bo tej karmelowej nie jadłam. :D
No to tak, piszesz o Bajecznym, ale nie, wafelki z tych dwóch czekolad do zupeeeełnie co innego. Zresztą za dwa dni będzie recenzja Karmellove z wafelkami, a za jakieś… dwa tygodnie? :D reszty cukierków z Mieszanki Party, w tym Bajecznego.
O proszę to nie mogę się doczekać recenzji Karmellove z wafelkami! Tego cukiereczka właściwie dla porównania też. Poza tym czekam też na inne cukierki z tej mieszanki, żeby się jeszcze trochę powkurzać, że takie pyszne rzeczy są na świecie ale nie NA SZTUKI. :D
Właśnie sobie zerknęłam, że po majówce w Lidlu będzie tydzień… polski. :D Przeglądam z ciekawości gazetkę, a tam w ofercie ze słodyczy czekolady: Wedel i Wawel, haha czyli moje ukochane, dream team dosłownie. :D W poniedziałek będę chyba czatować od świtu pod Lidlem, żeby je zdobyć!
Byłam niedawno w Kauflandzie, gdzie wysypali Mieszankę Wedlowską Classic na wagę.
A lidlową gazetkę też przeglądałam. Wedel mleczna z malinami, mmm… muszę koniecznie po nią pójść!
Aż mi dech zaparło ,jak zobaczyłam ,że pojawiła się recenzja jednej z moich ukochanych i wyjątkowo bliskich sercu czekolad.
Z przyspieszonym pulsem zabrałam się do czytania.
Jestem naprawdę zdziwiona ,że nie poczułaś smaku karmelu. Ja w serii Karmellove czuję go bardzo wyraźnie ,choć muszę przyznać ,że jestem wyjątkowo słodko- i chrupaczo- (chrupacze- w moim języku chipsy ,krakersy ,precle i inne tego typu) lubna. Nie ma rzeczy ,która byłaby w stanie mnie zasłodzić. Prędzej załatwi moje zęby ,które potrafią boleć i pulsować przy nadmiernej słodyczy. Ale co tam ,nic nie jest w stanie mnie zatrzymać :D Wracając do poprzedniej myśli ,nie wymagam zbyt dużo od czekolad. Mam swoje ukochane ,i Karmellove zdecydowanie do nich należy ,ale to nie oznacza ,że moje gusta są w jakikolwiek sposób wygórowane. Wręcz przeciwnie , wszystko ,co smaczne i dobrze się zapowiada ,ma szansę trafić w moje łaski na dłuuugi ,dłuuugi czas.. ;)
Też mam kanon ulubionych, ale Karmellove w nim nie ma i nie będzie :P
Jak możesz! xD Toż to jedna z lepszych czekolad, do której wróciłyśmy JUŻ trzeci raz a przeważnie kończy się na jednym :P Wersja z orzeszkami najlepsza choć ta bez dodatków była naszą pierwszą miłością :P
No nie wiem, mnie nie przekonała, jak zresztą widać powyżej :P
A miało być tak pięknie! Sama ostatnio widziałam i miałam kupić.. Ale moje czekolady leżą i topnieją od dzikiego żaru lejącego się z nieba! :) Będą brzydkie tabliczki, porozpuszczane.. O nie. Ale co ja o tym gadam jak nie o tym prawić miałam!
Słyszałam o miłosnych czekoladach wiele przychylnych opinii. Każdy chwali, każdy daje pozytywne komentarze, ludzie kuszą.. A tu o proszę! Spec od słodyczy mówi nie. Ufam Twojej recenzji.. Dlatego no nie wiem czy dam się uwieść :) „Czekoladowe bagienko” mnie rozwala!
Zdróweczka :*
Zdrowie już dawno mam, chorowałam w Wielkanoc. To po prostu kolejka wpisów jest długa jak wąż boa :) Ale dzięki!
Spec o słodyczy, haha, też dzięki :D Myślę, że na spróbowanie możesz kupić, zważywszy na to, że ostatnimi czasy i tak gorsze paskudztwa jadłaś, biedaczyno ;*
O NIE.
NIE ZGADZAM SIĘ.
PO SPRÓBOWANIU tej serii (a raczej BŁOGIM pochłonięciu jej, rozpływając się razem z nią) PORZUCIŁAM WSZYSTKIE INNE CZEKOLADY na rzecz tejże właśnie tabliczki.
JUŻ DLA MNIE NIE ISTNIEJĄ.
A trzeba pamiętać, że od najmłodszych lat jestem wieelką miłośniczą mlecznych, białych i nadziewanych.
Karmellove TO UNICORN, a PRZYNAJMNIEJ 6chi. Ze WSTĄŻKĄ.
Jest po prostu BOSKA:
-nie rozpuszcza się tłusto w palcach, za to na języku i owszem (bagienko, hurra!)
-smaku żadne słowa NIE SĄ GODNE opisać, każde jedno by go obrażało, będąc niewystarczająco… no, właśnie, nie ma takiego słowa
-zapach taki jak smak, czuć go po brutalnym rozerwaniu opakowania, i na nim też zostaje (to nim się delektuję od czasu, gdy smak jest już nieosiągalny
-wygląd i samej tabliczki jest kuszący, i graficy się postarali. nie poniosła ich wyobraźnia (jak w Czarusiu, piękna etykietka i obrzydzający glut pod nią), po zdjęciu owijki, wciąż widać czystą rozkosz
I NIE, 3chi to chyba jakaś KPINA.
Nieśmieszny ŻART.
Wielka POMYŁKA.
Okrutny BŁĄD.
Tyle w temacie. Dziękuję, do widzenia.
Do jutra.
Do następnej recenzji.
I wreszcie: do ochłonięcia (mojego).
Bo grunt to wzbudzać emocje.
Powiem tak: wzbudziłaś.
Oj, wzbudziłaś.
BARDZO
Ojej, nie złość się na mnie, to wina moich kubków smakowych, to wszystko przez nie! ;(
Na ochłonięcie zdradzę, że jutro będzie lepiej, ale Karmellove tak czy inaczej nie porwała mnie równie mocno, co Ciebie. Wolę słodkie i mleczne nadziewajki.
W sumie możesz się cieszyć, będzie więcej tabliczek Karmellove dla Ciebie :)
No, wiadomo. A im więcej dla mnie tym lepiej. A na ciebie nie potrafię się złościć, twoje kubki, można powiedzieć, są u mnie na cenzurowanym, ale ciebie za bardzo kocham (nie, nie, nie bój się, nie jest to miłość-miłość, miłość-zauroczenie, ani nic takiego, nie jestem lesbijką, chodzi o uwielbienie, twoich przemyśleń, teorii, stylu pisania… nie, nie, nie mylić z psychofanką, możesz spać spokojnie, nie przyjdę do ciebie w nocy i nie porwę cię, choć nie mogę obiecać, że coś podobnego się nie zdarzy, bo zawsze ktoś niepoczytalny może się trafić).
Ach, dziękuję ;*
Nawet gdyby była to miłość-miłość, to bym się nie obraziła, bo kobiety są cudowne i uczucie z ich strony musi być dużym komplementem :)
Już sam kolor jest dość dziwny. :> Skoro to taki średniak to nie będę płakać, że prawodpodobnie nigdy nie spróbuję.
Ja też nie będę, że więcej nie kupię :P
W takim razie nie posmakowaly by Ci moje firmowe krówki :p. Prawie z niczym się nie zgadzam w Twojej recenzji, no ale ile ludzi tyle gustów. Jakiś podział ról musi być – ktoś kupuje wedlowskie Tiramisu, a ktoś Karmellove ;).
Taak, ja pozostanę przy czekoladach z kremem, choćby przy smalcowym Tiramisu.
Fu :D.
Nie znasz się! To jedyna zjadliwa czekolada od Wedla :P
Absolutnie się nie zgodzę z żadnym z twierdzeń Twego zdania!
A słyszałam, że ta czekolada jest najlepsza na świecie haha
Czytałam w komentarzach rankiemwszystkolepsze że jesteś zainteresowana milą ciasteczkową. Moj tata często jeździ do sklepów z mega ciekawymi słodyczami i ma ogromną radość z kupowania mi słodyczy (największy w tym smutek że nie jem cukru XD). I pomyślałam sobie że może byłabyś zainteresowana wymianą. Paczka za paczkę. Wysłałabym ci jakieś zagraniczne nowinki i tą czekoladę, a ty mi np książkę, świeczkę ipt.. :)
Mam fajną książkę, którą mogłabym Ci wysłać, ale trochę boję się takich wymian. Nigdy ich nie robiłam :)