Obserwując bieżące wydarzenia, z całą pewnością stwierdzam, że przełom kwietnia i maja powinien zostać moim ulubionym okresem w roku, tuż obok gorących letnich, koniecznie wakacyjnych miesięcy. Dlaczego? Dlatego, że to właśnie wtedy na dworze zaczyna kwitnąć bez – najpiękniej pachnący kwiat tego świata, w promieniach coraz intensywniej grzejącego słońca i ptasich treli kwitnie nadzieja na nową miłość, a oprócz tego kwitnie również i trzecia rzecz: działalność blogowa. Współprace wyrastają gęsto niczym stokrotki na jaskrawozielonej trawie porastającej ogromną polanę recenzenckiej twórczości, pozwalając mi zrywać je w dowolnej chwili i kompować dla was piękne i smakowite bukiety.
Tym razem sprawa dotyczy sklepu internetowego Coś Dobrego, który działalność rozpoczął w marcu tego roku. Otrzymawszy propozycję współpracy z jego właścicielami, skrupulatnie przejrzałam stronę z ofertą produktów, by dowiedzieć się, z czym właściwie mam do czynienia. Odkryłam, że jest to interes młody, który może i nie posiada jeszcze tak pokaźnej bazy słodyczy z całego świata, jak inne sklepy, różnorakich smakowitości jest tam jednak naprawdę dużo. Zostały podzielone na kilka działów, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie (napoje, polewy do naleśników czy owsianek, zakręcone makarony, płatki do mleka, sosy idealne na sezon grillowy…). Od razu poczułam, że znajdziemy nić porozumienia, szczególnie że nadal mam w pamięci własne początki, kiedy to cieszyłam się na myśl o każdym pojedynczym komentarzu (nadal tak jest, ale wtedy były to naprawdę pojedyncze komentarze).
Nową przygodę ze słodkościami z całego świata (gdyż ten dział w szczególności zwrócił moją uwagę) zaczynam – podobnie jak poprzednio – od klasyki firmy Mars, czyli Snickersa. Jeśli zaś chcecie wiedzieć, co będzie dalej, koniecznie przejrzyjcie stronę sklepu Coś Dobrego. Znając mój gust, na pewno traficie w co najmniej kilka produktów, tym bardziej, że wybierałam je sama.
I na koniec, zanim zacznę opis batona i degustacji, jeszcze jedna informacja. Czytając wasze komentarze o Snickersie Peanut Butter, niemal słyszałam ukryte między słowami westchnięcia tęsknoty do jakiejkolwiek formy masła orzechowego. Dlatego mam dla was niespodziankę, która pojawi się już jutro. Jeśli jesteście masłoorzecholikami, koniecznie zajrzyjcie!
Snickers Peanut Butter Squared
Nie będę się powtarzać, tłumacząc, dlaczego klasyczny Snickers ma u mnie unicorna smaku. To wszystko znajdziecie w poprzednich recenzjach, do których przeczytania gorąco zachęcam. W tym miejscu przypomnę jednak, że żadna z dość licznie powstających wariacji i limitowanych edycji nie była w stanie mu dorównać, a co dopiero przebić. Obalić króla nie jest sprawą prostą.
Do Snickersa Peanut Butter Squared podchodziłam zatem ambiwalentnie. Z jednej strony, jako fanka masła orzechowego, liczyłam na coś niepowtarzalnego i sprawiającego, iż zacznę lewitować z zachwytu, z drugiej zaś nie wyobrażałam sobie, by marzenie mogło się ziścić. Bo o ile samo masło prosto ze słoika kocham, o tyle próbowane słodycze z jego dodatkiem kolejno mnie zawodziły.
Analizę zdobyczy zza oceanu rozpoczęłam od oględzin papierka. Intensywnie żółtego, momentalnie wpadającego w oczy, pasującego do kompozycji smakowej zawierającej masło orzechowe, będącego przeciwieństwem zachowawczości, której esencją jest klasyczny Snickers, a także zupełnie urzekającego i… tam-ta-ra-ram… w moich oczach zdecydowanie atrakcyjniejszego.
W jego środku skrywały się dwie czekoladowe kostki, które do tej pory oglądałam wyłącznie na zdjęciach z zagranicznych blogów, śliniąc się i zgrzytając zębami z zazdrości. Choć nie uważam, by były lepszym rozwiązaniem praktycznym od pojedynczego batona, wizualnie działają na wyobraźnię sto razy bardziej.
Baton, czy raczej batony, pachniał zaskakująco intensywnie. Jest to aromat tak wyraziście fistaszkowy, że aż zaczyna się kręcić w głowie, a ślina zalewa usta litrami (wiem, co piszę, bo ilekroć zbliżałam nos do kostek, moje ślinianki szalały). Zawiera w sobie zarówno świeże orzechy, jak zrobione z nich masło. Takie aromatyczne dwa w jednym, bez uwzględnienia obecności czekolady.
Środek Snickersa Peanut Butter prezentował się ubogo, jeśli chodzi o fistaszki, bogato zaś, kiedy zapragniemy zmierzyć ilość orzechowego masła. Zewnętrzna warstwa, czyli mleczna czekolada, była typowa dla produktów MARSa: dość gruba, miękko-twarda. Pod nią – na samej górze – znajdowała się cienka powłoka karmelowa, także o typowej dla producenta konsystencji, a na spodzie równie cieniutka warstwa gumkowatego nugatu. Między nimi zaś rozpościerało się morze masła orzechowego, z nielicznymi, ale pozostawionymi w całości lub w połówkach orzeszkami ziemnymi.
Smak czekolady, karmelu i nugatu jest w batonie identyczny, jak w klasycznej jego wersji oraz wszystkich limitowanych wariacjach i w ogóle produktach MARSa, przy czym tego ostatniego (nugatu) występuje tak niewiele, że nie gra on prawie żadnej roli. Jest, bo jest. Bo go nalali.
Serce produktu, jak sama nazwa wskazuje, stanowi masło orzechowe. Aż żałuję, że w składzie nie podali, jaki procent objętości Snickersa zajmuje, a także ile jest w nim fistaszków. W smaku i konsystencji jest ono zupełnie inne od tego z Reese’s, z którym nieszczególnie się polubiłam (chwała MARSowi za to!). Jest zdecydowanie bardziej kremowe, tłuste, jednolite i aksamitne. Nie ma w nim ziarnistości, jest mniej słone, przez co delikatnie mdławe, ale też nieporównywalnie wyraźniej orzechowe. Kawałki fistaszków, jak już wspomniałam, gołym okiem są słabo widoczne, ale gdy już się na nie trafia, okazują się całymi lub przepołowionymi sztukami, idealnie świeżymi, chrupiącymi.
Snickers Peanut Butter miękkością przypomina mi trochę ciepłe lody, choć wiem, że pod innymi względami jest do nich zupełnie niepodobny, przede wszystkim cięższy, masywniejszy i twardszy. Jest prawdziwym wcieleniem delikatności i gładkości. Połączeniem przeciwieństw: słodkiego ze słonym, miękkości z chrupkością. Do tego jest o sto poziomów mniej słodki od Snickersa Rockin Nut Road oraz o dwieście poziomów lepszy jakościowo od Reese’s Cups.
Uważam, że stanowi pierwszą rozszerzoną edycją Snickersa, która dorównuje oryginałowi, przez co już w tej chwili chce mi się płakać, że na jeden test przypada tylko jeden baton.
Ocena: unicorn smaku
Skład i wartości odżywcze:
(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę sklepu Coś Dobrego)
(spiesz się kochać słodycze, do poniedziałku promocja na dostawę!)
Wiedziałem. Ujawniona wysoka ocena, brak jeszcze (na wczoraj) wpisu z Coś Słodkiego, to musi być bomba. Z podanej przeze mnie listy „ja chcę – tj. żądam – byś przedstawiła mi – nawet wspominałaś, że coś udało się trafić.
No ten. Jakby to ująć ładnie w słowa, bez przekleństw. Tak by z samego rana nie zostać zapamiętanym jako burak. Nie potrafię. Słaby ze mnie człowiek ;)
Snickers i masło orzechowe. No zakręt mać… Nawet trzymana garda, przed obawą o obalenie, nic nie da. To bez sensu. Dwa produkty, których smak wpasowuje się w mój gust. Snickers kremy robić umie. Masła orzechowego przedstawiać nie trzeba.
Idę do lodówki… po swoje „pyszności” :(
PS. Tak. Zgadam się. Nawet nie zatapiając zębów. Max to jedyna ocena, którą mógł dostać ;)
Stop. Nie wspolpracuje z Cos Slodkiego. Wczesniej pisalam o Kopalni Slodyczy, teraz doszlo Cos Dobrego. To roznica! ;)
Btw, o co chodzi z tym brakiem wpisu wczoraj? :P
Wybacz, poranek robi swoje. Oczy widzą Snickera z masłem orzechowym, więc myślenie się wyłącza :)
Mój błąd. Że też nie ma jogurtów o takim smaku ;)
PS. Chodziło mi o to, że wspominając wczoraj o natrafieniu na unicorna, dokonałem pewnej analizy:
– poniedziałek, wtorek, środa – był Wedel
– skoro był Wedel, to znaczy, że jeszcze nic „współpracowego” się nie pojawiło
– skoro się nie pojawiło nic ściąganego zza granicy, jak i do tej pory był sam Wedel… tym unicornem musi być coś, co dostałaś w ramach nawiązanych kontaktów ;)
– skoro był Wedel + nie było unicorna, a jeden z produktów (z listy, którą dawałem w komentarzu) mówiłaś, że się pojawi, to…
To co innego mogło być tą doskonałością? Oreo nie lubisz, lizak odpadał. Pozostał Snickers. Budzę się rano, wchodzę na bloga i myślę „no… to pozamiatane” :D
Popieprzyły mi się nazwy, oczy nie współgrały z mózgiem o tej porze. W dodatku na monitorze wyświetlał się taki baton. Wszystko nie tak.
Mam nadzieję, że teraz już jest jaśniej w temacie „wczoraj” ;)
Wszystko jasne i klarowne! Gratuluję toku dedukcji ;*
A jeśli chodzi o zagraniczne, współpracowe wpisy, harmonogram jest taki:
– co druga sobota Kopalnia Słodyczy
– każda środa albo czwartek (jeszcze to przemyślę) Coś Dobrego
Edit: Wlasnie mnie oswiecilo. W komentarzu pos Snickersem Rockin’ Nut Road napisalam Ci, ze w jedna rzecz trafiles, a wspolprace ze sklepem Cos Dobrego nawiazalam dopiero potem. Co oznacza, ze rzeczywiscue trafiles, ale… w cos innego! :)
Próbuję wyobrazić sobie ten smak… O tak, to musi być dobre :D. Mój Facet chyba by oszalał na punkcie tego batona – kocha zarówno klasyczne Snickersy, jak i samo masło orzechowe.
Zamow mu. I sobie, w gory.
Dorwalas limitke Snickersa (tez w gory), czy nie szukasz?
Nie rzuciła mi się nigdzie w oczy, a na siłę nie szukam. Dziś w nocy wprawdzie jedziemy w góry, ale biorę same czekolady jeśli chodzi o słodycze :D
Rozżalona i zazdrosna znielubiam Cię! :) Żartuję oczywiście!
Gratuluję współpracy :)
Myślę, że taka wersja Snickerska, taka kompilacja smaków.. Masło orzechowe (!) weszłoby! Nie jestem fanką Snickersa o nie ale ten okaz nie wydaje się być na „nie”. :) W sumie dla mnie wygląda ciekawie.
Poza tym Twój rogacz zachęca do spróbowania :)
Musze wypozyczyc sklepowi rogacza, zeby wozil klientom sklepu przesylki na rogu :D
A mnie trochę rozczarował. Ok, masło orzechowe rzeczywiście lepsze. Ale całościowo przypominał mi za bardzo klasyka.
Dla mnie lepszy był Twix Peanut Butter. Tylko go akurat już Twixem nazwać nie można.
Dla mnie Snickers lepszy pewnie dlatego, ze uwazam go za najlepszego batona ever, oczywiscie wersje klasyczna. Jestem szczesliwa, ze wreszcie cos jej dorownalo.
Ile punktow wystawilabys Reese’s a ile Snickersowi PB?
Oj, pamiętam, że jak kiedyś jadłam, to szalenie mi smakował! Nie wiem, jak by to było teraz, ale na przestrzeni miesięcy pewnie i ja poddam go testom. :D
Czekam niecierpliwie :)
Aż musiałam się cofnąć do swojej notki, by sprawdzić ile ja dałam punktów temu batonowi. Tak, to było 9/10 czyli prawie twój unicorn smaku. Powoli sobie przypominam ten smak a razem z nim wracają wspomnienia z NJ i chęć powrotu na kontynent amerykański, gdzie podobnych słodyczy było na pęczki.
Zaraz sobie lypne na Twoj wpis.
szczena w dół O_O … … … muszę naprawdę komentować to cudo? :D przepadam za snikersami… a ten o smaku masła orzechowego i ala posmaku ciepłych lodów >.< … naprawdę… zgiń, przepadnij, za to że nas tak katujesz snikersie ;) zawsze jak go jem czuję się jakbym łapała Pana Boga za nogi ( przepraszam papo ) ;) ten snikers to mój ideał, na który będę musiała pewnie sb poczekać… ale na razie mogę zaszaleść z normalnymi :D widziałaś przepis na smażonego snikersa na yt paei? jak nie to obejrzyj bo ja zaśliniłam całą klawiature i przymierzam się na niego od dwóch lat i na razie na tym pozostało ;D
Ogladalam, ale smazone raczej mnie obrzydza :P
ech wy wybredne dzieci :D ale to dobrze, lepsze to niż moje podejście- sroczki do każdej nowości, oryginalności ;) co oczka zobaczą…
Jestem ciekawa jak smakuje :) Spróbowałabym bo bardzo lubię masło orzechowe ;)
Smakuje jak niebo :)
Mi właśnie przede wszystkim bardzo podoba się opakowanie. :D Jest jakieś takie optymistyczne i pozytywnie nastawia na dalsze doznania smakowe. Super też rozwiązanie dwóch batoników bo w batonach właśnie najbardziej nie lubię tego, że są takie wielkie, twarde, zbite, a ja wolę raczej takie małe przegryzki. Chociaż Snickersa nie darzę aż taką miłością jak Ty bo wolę inne batoniki, choć samych batonów też jakoś szczególnie nie ubóstwiam to tutaj dodatek masła orzechowego sprawia, że wiem już, że byłby on w czołówce. Samego masła orzechowego nie jadłam nigdy ale produkty z jego dodatkiem zazwyczaj mi smakują. Chociaż teraz są już nagminnie stosowanym dodatkiem do słodyczy to do niedawna były one rzadko używane stąd to taka trochę ,,nowość”… a wiadomo jak ja reaguje na nowości. :D
Chcę go, chcę go, chcęęęę gooo. Przeglądam stronę właśnie i jak tylko wybiorę sobie kilka rzeczy to kupię bo dla jednego batonika się nie opłaca. :D
A jednak! Fistaszki i masło z nich zdziałały cuda :)
Oo, wygląda bardzo fajnie. I to mimo tego, że masło orzechowe wolę w innym wydaniu (topiące się na toście albo omlecie, albo w naleśniku, albo…).
Małe lokowanie produktu: Jakby coś ja i mój blog już żyjemy. :>
Super, ciesze sie z Waszego powrotu :)
Czytając tą recenzję prawie zatopiłyśmy się we własnej ślinie :D Zawsze ubolewałyśmy nad tym, że na naszym rynku jest tak mało słodyczy z masłem orzechowym :/
Boże, przecież ten środek wygląda cudownie! Idziemy po nasz słoiczek masła orzechowego. Nie ma rady musimy się tym zadowolić :P
Posmarujcie maslem orzechowym klasycznego Snickerska ;) Choc to nie bedzie to samo.
Przez Ciebie teraz płaczę, wiesz? :'( Daaaaaj trochę! Ten baton to moje marzenia.
To dziś powinnaś się cieszyć ;)
O cholera, no to żeś mnie załatwiła. Snickers jak snickers, mi chodzi o coś dobrego. M&M’s mint? Cookies? Peanut butter? Pretzel? „I’ll kill you”[Achmed the dead terrorist<— obejrzyj w wolnej chwili]. Kocham m&m's. Nutella b ready? Wygląda ciekawie, ale trochę boję się powtórki z rozrywki (nutella'n go). Fasolki! Kup sobie kiedyś te z harrego pottera. Tylko radziłabym wcześniej przygotować jakiś zabijacz smaku.
A propos fasolek, to mam taki mały paradoks. Niby ich nienawidzę, krzywię sie przy ich jedzeniu, ale gdy tylko widzę jakieś na sklepowej półce, nie potrafie sie powstrzymac i kupuje.
Ale NAJGORSZYM ciosem był napis HERSHEY'S. Jeśli jadłaś,to wiesz, ale nie dokońca. Jesli piekłaś i potem jadłaś- przy tym wszystkie twoje unicorny mogą się schować. Kiedyś dostałam całą wieelką paczke z tymi ciemnymi tabliczkami od cioci z ameryki. O tak. Jeśli wcześniej pisałam coś o karmellove – chwilowo zapomniałam o HERSHEY'S. To nie czekolada. To bóg wcielony.
Ustrzeliłaś trzy produkty :)
A kukiełkę oglądałam, nie tylko tę :P
NAPRAWDĘ?!
No, ostatnio to ja mam szczęście.
Nie jestem przesądna, ale wszystko się zaczęło jak znalazłam na ulicy grosika
Hmmm…
To koniecznie weź udział w konkursie ;)
Jeśli tylko znajdę czas :-)
Na razie na pierwszym planie stawiam dokończenie ołówkowej karykatury – męczarnia, ale tak kocham wszelkie techniki rysunku i malarstwa, że zamiast rzucić to w cholerę, piję łyk wody, zagryzam pianką i biorę się do roboty – i kilka akwareli. Przy czym to już sams przyjemność, lepsza forma relaksu dla mnie nie istnieje
Zawsze chciałam umieć rysować, ale jak przyjaciel próbował mnie uczyć (robił bodajże dwa podejścia) to za każdym razem po kilku minutach albo darłam kartki, albo rzucałam ołówkami o ścianę. Niech malują ci, co mają dar, ja zostanę przy pisaniu.