Cudny, cudowny, bajkowy, fenomenalny, niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju…
…albo po prostu marvellous.
Kiedy na polskim rynku pojawiła się Milka Choco Jelly, długo rozmyślałam, czy chciałabym ją mieć. Z jednej strony wiedziałam, że nie ma się czym ekscytować, gdyż żelki nie są moją miłością – podchodzę do nich tak obojętnie, że wręcz nie podchodzę wcale, a drażetki w stylu M&M’s stoją w prywatnej hierarchii smaku jeszcze niżej. Z drugiej jednak strony jestem wielką fanką dziwnych, dziecięcych i infantylnych połączeń. Gardzę czekoladą, w której zatopiono jagody goi, suszone truskawki, nasiona dyni czy płatki kwiatów, ślinię się za to na myśl o plebejskich żelkach i galaretkach, za które na wagę – w przeciwieństwie do wymienionych dodatków – zapłaciłabym marne kilkadziesiąt groszy.
Nic więc dziwnego, że po długich rozmyślaniach doszłam do wniosku, że czekoladę jak najbardziej chcę. Przed zakupem powstrzymywał mnie jednak jej rozmiar. 300 g słodkiego szaleństwa? Niby ok, ale jak dotąd – a mam już trochę ponad dwadzieścia lat – nigdy nie kupiłam tabliczki, która miałaby więcej niż 150 g, a możliwe, że i takie udało mi się zawsze wyłudzić dostać w prezencie. I nie myślcie sobie, że problem polega na podołaniu takiemu kolosowi. To kwestia kilku dni, niekoniecznie pod rząd. Wielkie czekolady mają w sobie jednak coś zniechęcającego, przez co trudno mi się za nie zabrać, a otwarcie ich odkładam do chwili, w której kończący się termin krzyczy tak głośno, że nie mogę go dłużej ignorować.
Po co ten wstęp? Czy Milkę Choco Jelly udało mi się dostać? Bynajmniej. Trafiłam za to na coś znacznie lepszego: zagranicznego, w przyzwoitym rozmiarze i z trzecim dodatkiem, którego zupełnie się nie spodziewałam! (Dotąd sądziłam, że umiem czytać po angielsku, ale najwyraźniej jestem tak roztrzepana, że fakt owego nie-tak-tajemniczego składnika zupełnie przeoczyłam).
Dairy Milk Marvellous Creations Jelly Popping Candy
Do trzeciej recenzji słodkości z wrocławskiej Kopalni Słodyczy wybrałam produkt Cadbury, jako że lubię batoniki, a jak mogliście przeczytać powyżej, ten smak szczególnie za mną chodził. Gdyby nie chęć urozmaicania wpisów i przeplatania podobnych produktów innymi, rozprawiwszy się ze Snickersem Rockin Nut’ Road, zapewne od razu sięgnęłabym po Dairy Milk Marvellous Creations Jelly Popping Candy.
Oględziny batona zaczęłam od opakowania, które – przyznajcie sami! – jest obłędne. Nie wiem, ile produktów z serii Marvellous Creations mieliście szansę oglądać, ale wszystkie one są spełnieniem marzenia dziecka o całodziennej zabawie w wesołym miasteczku (albo etycznie działającym cyrku), noszeniu małpek na ramionach, nauce chodzenia na szczudłach, opychaniu się różową watą cukrową i naciąganiu rodziców na głupie gry, w których tak naprawdę nie da się niczego fajnego wygrać.
Przy spotkaniu z Dairy Milk Marvellous Creations Jelly Popping Candy wygrywa jednak każdy. Pierwszą nagrodą są nietypowe kostki: w recenzjach Milki Choco Jelly ganione za trudny proces oddzielania, tu odłamują się idealnie i z lekkim trzaskiem. Od razu widać, że czekolada jest mleczna, bo jasna, znajdują się w niej kolorowe cząsteczki głównych bohaterów – tu niestety muszę stwierdzić, że rozczarowująco niewielkie, co widać na zdjęciach – i nie brudzi palców, a przynajmniej nie na początku.
Zapach batona jest jeszcze lepszy niż jego wygląd. To połączenie przytoczonego wyżej dziecięcego marzenia o zabawie w wesołym miasteczku z wyczekiwanymi przez cały rok mlecznymi czekoladkami z kalendarza adwentowego. Tym ostatnim odpowiada również konsystencja batona: zwarta i twarda, a jednocześnie krucha i delikatna, bardzo podobna do Milky Way Magic Stars.
Czekolada w ustach rozpuszcza się momentalnie, choć ja tradycyjnie „zmarnowałam” w ten sposób tylko jedną kostkę (przypominam: według mnie jedyny właściwy sposób jedzenia czekolady to gryzienie jej). Wtedy też odnotowałam obecność wspomnianego we wstępie nie-tak-tajemniczego składnika, jakim są strzelające kawałeczki czegoś cukierkowego (popping candy), co momentalnie przywiodło mi na myśl lody Kaktusy. Kiedy otwierałam buzię – strzelały coraz głośniej, kiedy zamykałam – słyszałam je głęboko w umyśle. Ponadto zadziwił mnie fakt, że czekolada Cadbury, znana wszystkim jako przesłodzona Milka (o ile to w ogóle możliwe), wcale nie była aż tak słodka!
Co zaś z pozostałymi dodatkami? Zacznę od drażetek, z racji że tych na pierwszy rzut oka (i gryz) było więcej. Po oczyszczeniu okazały się jajowate w kształcie i nie posiadały literki m, co wyjaśniło mi, że baton nie jest fuzją produktów dwóch firm, ale wytworem własnym Cadbury. Smakowały jednak zupełnie jak M&M’s, a więc nieszczególnie. Charakteru nabierały dopiero w połączeniu z czekoladą – i taka ich forma jak najbardziej mnie przekonuje.
Dalej mamy żelki – nieco mniej żelkowe niż tradycyjne, chociażby z Haribo. Były miększe, gryzło się je łatwiej, miały smak plasujący się pomiędzy gumą balonową a malinowym syropem dla dzieci (każdy syrop z dzieciństwa ma u mnie unicorna). Ich jedynym (i dużym) minusem była nadmierna właziwzębowość.
Zdecydowanie nie lubię, jak w czekoladzie dzieje się za dużo. Tabliczki z prostym, jednosmakowym kremem przedkładam nad takie z dodatkiem orzechów, te zaś nad czyste. Zasada owa obowiązuje jednak wyłącznie tradycyjne czekolady, do których z pewnością nie zaliczyłabym bogatogalaretkowej Studentskiej, kilkukrotnie przywołanej Milki Choco Jelly czy w końcu Dairy Milk Marvellous Creations Jelly Popping Candy. To zupełnie inna liga: dziecięca, beztroska oraz, jak już wspomniałam, trochę infantylna. Mnie jednak kupiła bez dwóch zdań. Kupiła tak skrajnie i jednoznacznie, że dziś uważam, iż jest lepsza (!) od amerykańskiego Snickersa z marshmallow.
Ocena: 5 chi ze wstążką
Heheszki, czekolady „z tych bardziej slodkich bez minimalnej nuty kakao” to ja też wolę gryźć, bo nie przynoszą aż tak ekscytujacych wrażeń, bym chciała aby zalepily mi całe podniebienie, język, usta, dziąsła i… mózg :D.
Kiedyś strasznie się napalalam na te serie Cadbury, ale nigdy ich nie zamówiłam. Teraz juz po ptokach, bowiem czekolad Cadbury po prostu sie boję :D. Podobnie mam z Reese’s, choć po tą druga markę chyba predzej sięgnę ze wzgledu na masło orzechowe.
Nieee, tylko nie Reese’s. Sięgnij po coś masłoorzechowego od MARSA, on trzyma poziom.
Nie ukrywam, że bardzo mnie ten batonik ciekawi, ale jeszcze nie próbowałam, a recenzji nie czytałam. Chcę do testu podejść całkowicie z „czystym umysłem”. Cieszę się jednak, że nie dostał np. 1 chi, bo już się bałam, że może być z tym źle (czekolady Cadbury jeszcze w ogóle nie jadłam).
Smacznego i powodzenia :) Widzę, że te Twoje zagraniczne zbiory są duuuże.
Jejku, jak ja uwielbiam takie słodycze. Z wielką chęcią go wypróbuję. Mała rzecz, a cieszy i humor potrafi poprawić. Nigdy nie miałam wcześniej z tym batonikiem do czynienia, ale teraz nabrałam na niego ochoty.
PS: Jak dla mnie wielkie czekolady nie mają w sobie nic zniechęcającego! :D :D
Zapraszam w wolnej chwili do mnie. Pozdrawiam cieplutko i życzę udanego (i słodkiego) weekendu. Megly
A ja z wielką ochotą sięgnę po resztę braci i sióstr z serii Marvellous Creations.
Zajrzę, zajrzę :) Udanego weekendu życzę również ;*
Jak wspomniałaś o strzelaniu w zębach, to przypomniał mi się baton Explode (X-plode?). Jadłaś kiedyś?
Niestety nie, ale na sam dźwięk nazwy żałuję :P
Dla Cadbury nie jest „słodszą wersją Milki” tylko „mniej kakaową i bardziej mleczną Milką”, taka różnica :D
Z tej serii bardziej interesuje mnie wersja z bananem. Strzelające cukierki i żelki jakoś są daleko w tyle jeżeli chodzi o chcicę :D
Z bananem też bym zjadła, tyle że ja bym zjadła wszystkie ;)
Aha to właśnie przez Ciebie i twojego bloga kiedyś specjalnie jeździłam na drugi koniec miasta po Milka Choco Jelly! a więc wydało się :D nie powiem… zazdrosna jestem tak, jak mój śliczny świat ^^ jeżeli te batony faktycznie mają coś z niej… do idę się pochlastać włosem… :D czy infantylna czy nie rujnujesz mój świat tymi słodyczami xDD
A dorwałaś w końcu Choco Jelly? Smakowała?
weś mi nawet nie przypominaj, czegoś takiego jak te kolorowe żelki w życiu nie jadłam! kubki mi tak szalały, że kupiłam drugą rodzinie :D żałuję, że nie dorwałam do dziś Chips ahoy! ;(
Są w sklepach z zagranicznymi słodyczami, m.in. w Kopalni :)
no właśnie tylko… że by mnie wydziedziczyli gdybym zaczęła dodatkowo oprócz moich dziwnych zachowań z fotografowaniem żarcia, szukaniem nowości itpitd jeszcze teraz zaczęła ściągać je do siebie… rodzice chyba przestaliby mi pieniądze jakiekolwiek dawać na studia :)
Haha, to kupuj i chowaj pod łóżkiem :D Albo wydrąż dziurę w ścianie, jak więźniowie na filmach, powkładaj tam słodycze i zakryj plakatem.
hahahaha położyłaś mnie :D kiedyś tak w swoją czystą upraną bieliznę w komodzie chowałam, póki mój brat jej nie przeszperał, bo mnie przyfilował jak w nią upychałam słodycze xD od tamtej pory mamy napięte kontakty :)
ale twój pomysł jest zdecydowanie lepszy! dziękuje :D
Ja chowalam po szafkach z podrecznikami do szkoly, bo moja mama jest jak szarancza. Teraz, jak mieszkam sama, leza spokojnie na wierzchu i nikt ich nie tyka. Komfortowo ;)
Cwaniak :D
Nie jestem super fanką żelek, podobnie jak Ty. Ale nowości, rzeczy które widzi się pierwszy raz.. Człowiek zawsze z miłą chęcią spróbuje! :)
Poza tym, co Cadbury to Cadbury. Jeśli kiedyś natrafię na produkt tej fioletowej marki, na pewno kupię. Klasyk jakich wiele :)
A ja z przyjemnością do niego wrócę :)
Ta czekolada wygląda jak taka fantastyczna, czekoladowa pianka, lekka i przyjemna. Jak nie lubię twardych chrupaczy w czekoladach tak tą bym sama zakupiła bo dodatki ma zacne. Te żelki mnie nie do końca przekonują ze względu na ich przyklejanie się do zębów aczkolwiek jako, że w czekoladzie ich nie próbowałam to wniosek nasuwa się sam – kupiłabym. :D Ja z kolei w przeciwieństwie do Ciebie nigdy czekolady nie gryzę. :D Zawsze pozwalam aż mi się przyjemnie roztopi w buzi zasładzając mnie totalnie. Cadbury muszę prędzej czy później zjeść bo to niespotykane by nie spróbować jednej z najbardziej znanych czekolad. Czy skuszę się akurat na tą? Z ciekawości jak najbardziej chociaż pewnie wolałabym z jakimś fajnym nadzieniem.
Rozpuszczanie czekolady na języku to strata czasu :P Trzeba ją szybko schrrrrupać.
No właśnie dlatego jej nie gryzę bo w sekundę już nie ma kostki, a tak to mogę się nią dłuuugo rozkoszować. :D
Dla mnie to nie rozkosz, tylko mordęga. Już bym chciała mieć ją w brzuszku, a tu trzeba ciumkać i ciumkać. Dlatego nie lubię cukierków.
Strzelające cukierki/ posypkę czy inne takie cuda zajadał chyba każdy. Pokolenie urodzone na początku lat 80-tych takich „słomek” ze sklepiku szkolnego pewnie ma sporo w pamięci. Teraz, w czekoladzie, można je spotkać chociażby w kuleczkach Hibbi.
Czekoladę z żelkami gdzieś tam z tłu głowy również mam, ale była to raczej propozycja no-name.
Czekoladę z drażetkami jadłem kilka razy. Biedronka miała kiedyś Disney’a, ale ona była średnio udana. Wcześniejszych – zadowalających – wariacji nie pamiętam.
Połączenie wszystkiego powyższego w jednym? Czemu nie. Zwłaszcza, że byłoby to zatopione w słodko-mlecznej tabliczce. I choć będę nudny z tymi filmami na YT, to muszę się powtórzyć. Jeśli ktoś testuje „inglisz kendis”, nie może dostać/ mieć paczki bez czegoś z serii Marvellous Creations. To pewnie taka ikona. Must have/ try ;)
Zgodzę się ze wszystkim.
Co do ostatniego akapitu, gdy dostałam moją pierwszą (i jedyną dotąd) paczkę z WB, nie miałam Marvellous Creations, ale Cadbury owszem, nawet Dairy Milk. Oprócz tego Wonka – też podstawa i ciastka Fox’s (które mi nie smakowały, bo były imbirowe, za ostre).
A ja lubię żelki
I powiem ci, że po raz pierwszy czytając twoją recenzję słodycza, nie wywołał on we mnie wielkich jatochcęTERAZskich emocji.
Wszystko dzięki kochanemu acz głośnemy i tłocznemu rynku.
I rosyjskiej słonecznikowej półkilogramowej chałwie kupionej od pewnej babuleńki z czerwoną wzorzystą chustą na siwej głowie.
(tak naprawdę, to kupiłam cały kilogram, ale ciiii)
Życzę Ci, żeby nie okazała się kostkorosołowa ;*
Nie powiem ,bardzo długo czekałam na twoją recenzję kolejnego produktu Cadbury :D
A Choco Jelly jadłam i jest … cudowna ! Kocham ją z całego serca ,jak wszystko ,co słodkie i smaczne ,wspomnę nawet ,że wielki ze mnie miłośnik „słonego” świata smakołyków ,szaleję za orzeszkami w panierce ,precelkami ,rewersami ,chipsami … długo by wymieniać .. Powiem tylko tyle ,że łatwo mi dogodzić w kwestii jedzenia :)
No i teraz będę musiała kupić tę głupią Choco Jelly, bo nie wytrzymam -.-’ :D
Wygląda bardzo ładnie i zachęcająco :) Też chciałyśmy kiedyś kupić tą dużą Milkę z żelkami ale ostatecznie jej gramatura no i żelki za którymi nie przepadamy doprowadziły do tego, że do tej pory jej nie próbowałyśmy. Jednak na taki batonik to byśmy się skusiły między innymi dlatego, że jest mały i nawet jakby nam nie zasmakował to komuś by się go wcisnęło :P
Kupmy Milke na trzy, kazdej przypadnie ilosc zwyklotabliczkowa :)
Zdecydowanie nie moje smaki :)
Dobrze, bedzie wiecej dla mnie :)
Cadbury jest dla mnie bardzo słodkie. Ostatnio jadłam mini rollsy i dawno mnie nic tak nie zasłodziło! :D
Nigdy nie jadłam, ale po zdjęciach widzę, że z chęcią bym to zmieniła. Miałaś z zagranicy, tak?
Ja go mam, ale jeszcze nie jadłam. Coś czuję, że za bardzo go nie polubię (żelki), ale zjeść trzeba :D
Zawsze możesz wysłać mi! :D
Cadbury Marvellous Banana Caramel Crisp mój fav. :D
Zapraszam!
Brzmi obiecująco :)