Polska wielokulturowa

Miało nie być refleksyjnego wpisu, bo i czasu mało, i pomysłu żadnego szczególnego w głowie. Po drodze wydarzyły się jednak zajęcia z filozofii kultury, które – po raz drugi już – natchnęły mnie do rozpoczęcia przemyśleń, a potem ich zapisania. Swoje trzy grosze dołożyły również zeszłoniedzielne wybory prezydenckie, których wynik jest, jaki jest (nie będę się chwalić, na kogo głosowałam, ale Polacy głęboko mnie rozczarowali; teraz to już nie władza jest zła i głupia, ale my – społeczeństwo).

Rozważania dzisiejsze nie dotyczą jednak zapatrywań politycznych, ale kraju – naszego kraju – w którym żyją osoby o różnych narodowościach, a nawet jeśli z biegiem czasu przyjmują polskie obywatelstwo, to nadal można mówić, że są z odmiennych kultur. Inaczej patrzą na świat, inaczej odnoszą się do różnych kwestii, inaczej artykułują siebie.

Niech za przykład posłuży tu język (mowy i ciała), tak różny dla każdej z kultur. Wystarczy, że pojedziemy na zachód, zresztą wcale nie tak daleko, by odkryć, że nasza pełna ekspresji mowa odbierana jest źle albo przynajmniej z pobłażaniem. Polski (nie ogólnie słowiański, ale polski właśnie) jest szczególnie plastyczny, płynny, pełen synonimów i zdrobnień. To piękny język i dlatego przestrzegania reguł używania go tak bronię. W tej chwili jednak mniejsza o to. Muszę zdusić przypływ miłości i wrócić do głównego wątku wpisu, którym jest

różnorodność kulturowa w Polsce.

Zjawiska tego nie da się ani nie zauważyć, ani uznać, że nie stanowi problemu. W dobie mody na globalność kraj dzieli się bowiem na kilka grup przejawiających odmienne stanowiska. Jedni są szczęśliwi, że wśród Polaków chodzą nie-Polacy (nie mam na myśli turystów, ale stałych mieszkańców), bo to oznacza, że umiemy się integrować, jesteśmy proeuropejscy, przyjaźni i w ogóle superpostępowi. Drudzy będą narzekać na taki stan rzeczy, spoglądać na obcych spod byka i pod osłoną nocy wypisywać na murach hasło Polska dla Polaków. Bo co im się będą pałętać po ojczyźnie jakieś Żydki, czarnuchy, skośnoocy i inne brudasy? Trzecia grupa zaś, bo i taka wierzę, że istnieje, ma obecność nie-Polaków na terenie Polski głęboko gdzieś, na co dzień zajmując się innymi sprawami. Chcą mieszkać – niech mieszkają, nie chcą – niech nie mieszkają. Chill out i głęboki tumiwisizm.

Warto tu wspomnieć, że wedle drugiej grupy nie-Polakiem jest każda osoba, która nie posiada polskiego obywatelstwa, ale nie tylko! Nie-Polakiem jest ten, kto do Polski przyjechał w trakcie swojego życia (im później, tym gorzej) z innego kraju, szczególnie gdy ma inny kolor skóry, wyznaje inną religię lub inaczej patrzy na życie. Nie-Polakiem jest również każdy Polak, który nie uważa się za patriotę, który już za młodu planuje ze swojego kraju uciec, który nie interesuje się sprawami własnego narodu. Chcę tu chyba powiedzieć, że nie-Polakiem jest każdy, kto nie służy Polsce, a więc jej nie kocha.

„Problem żydostwa”

Prawdopodobnie nikt, kto choć trochę interesuje się nastrojami panującymi obecnie (ale nie tylko!) w naszym kraju, nie powie, że „problem żydostwa” nie istnieje. Istnieje i to na wielu poziomach, zaczynając od wcześniej wspomnianych napisów na murach i pseudodziennikarskich przepychanek podpartych patrzeniem sobie na nosy (kto ma zbyt krzywy – to Żyd!), na postulatach pseudopolitycznych kończąc.

Minęło przeszło pół wieku, a część Polaków (nie tylko, ale skupiam się na naszym kraju) nadal sądzi, że sprawami narodowymi kieruje ukryta grupa – sekta (?), potajemna partia – Żydów, którzy krok po kroku odbierają nam naszą polskość, godność, dobro narodowe. Na ogół wygląda to tak, że jeśli ktoś odniesie duży sukces w krótkim czasie, bądź nawet nie – po prostu mu się poszczęści, od razu zaczynamy mierzyć mu nos. Tylko dlatego, że kiedyś Żydzi rzeczywiście mieli spory udział w polskim biznesie, jeśli mnie pamięć nie myli, to w niektórych sektorach większy niż „polscy Polacy”.

Ale to było kiedyś. Takie rozróżnienia były kiedyś. Dziś bowiem uważa się, że człowiek to człowiek – Żyd, Polak, Niemiec, Rosjanin, Amerykanin – wszystko to ta sama istota, tylko o innej kulturze. Tak jest bezpieczniej. Tak byłoby bezpieczniej, gdybyśmy naprawdę w ten sposób patrzyli na świat.

Tyle że nie patrzymy. Nie wszyscy.

„Problem cygaństwa”

Tu znów muszę stwierdzić, że problem zdecydowanie jest. Istnieje on jednak w inny sposób, niż „problem żydostwa”. O ile ten poprzedni sytuuje się po stronie konserwatywnych i mało tolerancyjnych Polaków (bo „problem żydostwa” jest tylko i wyłącznie problemem zawistnych nas!), o tyle „problem cygaństwa” widzę po stronie Cyganów. Dla sporej części osób zapewne zabrzmiałam w tej chwili rasistowsko, a moje słowa są nie do przyjęcia, spróbuję więc odbić piłeczkę. Według mnie bowiem problemu w Cyganach nie widzi tylko ten, kto nie ma z nimi do czynienia. I tu pojawia się kluczowe hasło: jeśli chcesz się przekonać, jak bardzo tolerancyjny jesteś, zamieszkaj we Wrocławiu.

Zanim odetniecie mi głowę lub zamkniecie bloga z postanowieniem, by nigdy na niego nie wracać, spieszę wyjaśnić, że oczywiście nie każdy Cygan to Cygan przedstawiony wyżej. Są Romowie kulturalni (w tym przyziemnym rozumieniu), normalni i ludzcy, są również przedstawiciele patologii. Niestety, z moich obserwacji wynika, że znaczna większość należy do grupy drugiej. Przynajmniej ta, która mieszka parę przystanków ode mnie, rozbija obozowiska na polach i tam żyje. W brudzie, smrodzie i ubóstwie.

Rozpacz w tramwaju

Nie przeszkadzają mi ludzie (podkreślam: ludzie, obojętnie jakiej byliby narodowości i kultury), którzy nie wchodzą mi w drogę, którzy dają mi żyć własnym życiem i nie zagrażają mojemu bezpieczeństwu ani poczuciu tego bezpieczeństwa.

Niestety, Cyganie łamią każdy z wymienionych punktów. Gdyby chodziło wyłącznie o jeżdżenie wspólnym tramwajem – a wierzcie mi, że gdy jeżdżę na uczelnię (trzy razy w tygodniu po dwa przejazdy, bo „do” i „z”, to daje sześć kursów), spotykam ich co najmniej cztery razy – nie miałabym nic przeciwko. Jak lubią być brudni i śmierdzieć, to w porządku. Trochę niezręcznie musieć się przesiadać na drugi koniec pojazdu tylko dlatego, że od zapachu drugiej osoby śniadanie podchodzi do gardła lub ze strachu, że sypiący się z głowy niczym śnieg łupież zaraz spadnie ci na torebkę, ale to wszystko można jeszcze znieść.

Sprawa się komplikuje, gdy po raz setny zostajesz nagabywany przez kilkuletnie dziecko, które wyciąga w twoim kierunku brudną i podrapana rączkę, dotyka cię nią, czasem lekko szarpie, by uzyskać kilka złotych. Nie jest również wesoło, gdy przez kilkadziesiąt minut jazdy musisz patrzeć na swoje buty, bo boisz się wyzywającego wzroku siedzącego na przeciwko Cygana, który naprzemiennie żuje gumę, pokazując ci swoje migdałki, oraz całuje swoją dziewczynę tak głęboko, jakby byli właśnie sami w swojej sypialni. I dalej: nie jest wesoło, gdy pracujesz w rynku w barze i musisz co chwile wychodzić i poprawiać baner reklamowy, bo mała Cyganka złośliwie ci go wywraca. Albo na niego pluje (sic!).

Różnorodność pożądana

I na koniec, żeby tekst nie przerodził się w utyskiwania na Cyganów, pragnę dodać – ścierając uśmieszki z twarzy nacjonalistom – że moja niechęć wobec przedstawionej wyżej grupy nie wynika z rasizmu i ślepej nietolerancji. W równym stopniu co Cyganów, nie lubię i boję się nietrzeźwych dresów, dziewczyn rodem z ośrodków wychowawczych, facetów wytatuowanych w ewidentnie kryminalny sposób (nie chodzi o wzory, tylko o jakość wykonania – od razu widać, kto swoją dziarę wyniósł zza krat) i tego typu patologii. Patologii, która patrzy na mnie wyzywająco, czekając, aż dam jej pretekst do wymierzenia mi ciosu, patologii, która nie mogąc doczekać się mojego ruchu, sama zaczyna wymyślać obraźliwe słowa oraz patologii, która jest tak pijana/naćpana, że nawet nie kontroluje, do kogo i co mówi. Polskiej patologii.

Za różnorodnością w kraju zaś jak najbardziej jestem. Co prawda nie chciałabym, żeby dziewięćdziesiąt procent społeczeństwa stanowili nie-Polacy, tak samo jak nie chciałabym, żeby stanowili oni procent pięćdziesiąt. W takim wypadku kraje i granice nie miałyby sensu, bo skoro każdy może mieszkać wszędzie, to po co pielęgnować własną kulturę?

Póki jednak ci tak zwani inni nie zagrażają nam, spokojnie sobie żyją, zarabiają (często zarzuca im się, że przyjeżdżają i żyją na koszt państwa, ale – z wyjątkami, jak we wszystkim – to nieprawda) i zakładają rodziny, to wszystko jest w porządku. Po co ich napiętnować? Po co straszyć wysiedleniem? Kiedy ktoś mówi mi, że Polska powinna być dla Polaków, a cała reszta za granicę (i gorzej, że do gazu), zawsze myślę: a co byś zrobił, dobry i mądry Polaku, gdyby sytuacja życiowa zmusiła cię do wyjechania i osiedlenia się gdzieś indziej? Nagle wywalanie z kraju obcych nie byłoby już takie fajne, nieprawdaż?

Tym optymistycznym akcentem kończę.

***

Polska dla Polaków…

…i dla wszystkich tych, którzy ją kochają i chcą w niej żyć…

…akceptując naszą kulturę.

24 myśli na temat “Polska wielokulturowa

  1. Ciężko tu przyjąć jednoznaczne stanowisko wobec polskiej otwartości na inne kultury. Nie wiem czy jesteśmy tolerancyjni w ogóle. Ale np. mam czarnoskórą koleżankę mieszkającą na stałe w Polsce i ona wcale nie uważa Polaków za tolerancyjnych, bo sama doznała jakiś uszczypliwości z powodu koloru skóry. A co do Romów to byłam nie tak dawno na ciekawej konferencji organizowanej przez moją uczelnię właśnie w tej kwestii. Też nie można ich wrzucać do jednego worka. Wielu z nich chciałoby się wyrwać, wykształcić, żyć inaczej, dostać szansę. A wielu z nich wystarcza życie z dnia na dzień i nie chcą tego zmieniać, zaadaptować się, uczyć, pracować. Ja akurat z Romami nie spotykam się na co dzień, więc nie znam takich sytuacji z autopsji, jedynie ze słyszenia.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    1. Mam, a w sumie to miałam na studiach koleżankę, która jest zainteresowana kulturą Romów i wielokrotnie robiła nam różne prezentacje o nich. Rzeczywiście, nie można wrzucać wszystkich do jednego wora, ale o tym wspomniałam w mojej wypowiedzi. Niestety, ja mieszkam obok takich, którzy nie są dobrą wizytówką, więc nic dziwnego, że akurat przez ich pryzmat patrzę na resztę Cyganów.

  2. niesamowicie ciężką kwestię poruszyłaś! ale widzę, że zajęcia z filozofii robią swoje, zresztą tak samo jak u mnie :D piękne jest to ostatnie zdanie… i zupełnie się z nim zgadzam, zresztą z całością… kwestia cyganów tak często jest pomijana, a przecież tak bardzo aktualna! osobiście uważam i szanuje inne kultury w Pl, ale jeżeli będzie już powyżej 50% innych ras… to jaki jest sens państw narodowych? z drugiej strony wolę o milion razy obcego osiedlającego się w naszej ojczyźnie, który kocha ją jak umie niż jakiegokolwiek polaka kosmopolitę :) zbyt bardzo kocham Polskę by nie troszczyć się o jej losy :)

    1. Ja nie potrafię powiedzieć, czy kocham Polskę, bo za bardzo utożsamiam ją z rządem albo z ludźmi, którzy wydają mi się głupi i zaściankowi. Bo czym tak naprawdę jest Polska? Terenem i klimatem? Ludźmi? Konstytucją i prawem? Wszystkimi nimi? Jakiejkolwiek odpowiedzi by nie przyjąć, w każdej jest coś złego. Klimat się zmienia, teren mamy całkiem ładny, ludzie pozostawiają wiele do życzenia, a i nasze prawo nie należy do idealnych. Na pewno Polskę lubię i nie chcę się stąd ruszać, ale żebym była fanatyczną patriotką, to na pewno nie.

      1. a ja kocham Polskę! tyle ludzi oddało za nią życie i walczyło za jej wolność! nie żebym ja teraz zastanawiała się czy warta jest aby na niej żyć czy nie. Właśnie czemu utożsamiamy ją ze wszystkim innym lub polityką?… to my sami ludzie jesteśmy panami swojego losu i jesteśmy sb tego winni. Nie jestem niestety… fanatyczną patriotką i żałuje, ale mam nadzieje, że jeszcze dorosnę do miana prawdziwej Polki.

        1. Nie dobrze być fanatycznym, ale póki co widzę, że Polką jesteś całkiem niezłą, przynajmniej w słowach :)

          1. wiem z tym fanatyzmem przegiełam xDD ale to skutki za dużej ilości wykładów z historii sztuki i kultury :D w słowach każdy może być dobry, ale rzecz żeby być w czynach ^^

  3. Ja jestem przez moją rodzinę i wielu znajomych uznana za nietolerancyjną rasistkę, a często przez to, jakby wręcz wyklęta. Wszystko przez to, że uważam, że Polska jest dla Polaków, a np. Ameryka dla Amerykanów. Jednak, dla mnie jest Polak i „Polak”. Ten drugi to ktoś, kto po prostu urodził się w Polsce, a np. nienawidzi tego kraju, ma swastyki wytatuowane na skroniach i rozbija butelki w Tesco krzycząc „spalmy to” (widziałam taki przypadek, naprawdę, podczas gdy w nocy, wracając z podróży, zajechałam po coś do 24-godzinnego Tesco). Każdy Polak, osoba kochająca kraj swój kraj, umiejący w nim żyć w zgodzie z innymi, powinien mieć prawo czuć się w Polsce bezpieczny. Tutaj się zgadzamy.
    Do Cyganów mam uraz, osobiście nie znam żadnego porządnego i nawet jeśli takowy istnieje, nie zależy mi na poznaniu go. Gdy jeszcze dwa lata temu zdarzało mi się wracać wieczorem przez miasto z mojej ukochanej restauracji sushi, zawsze, jacyś Cyganie musieli mnie zaczepiać po drodze. Albo ile razy ja zostałam oblana piwem przez co najwyżej 10-letnie cygańskie dziecko. A ile tekstów w moim kierunku zawsze leciało…

    Masz rację, że to nie tylko problem w Polsce, a ja doświadczyłam tego na własnej skórze. Całkiem dużo czasu spędziłam w Stanach, które są kompletnie zdominowane przez czarnych. Właśnie, przez czarnych, a nie przez Murzynów (dla mnie to nieobraźliwe słowo, znam kilku Murzynów właśnie i są bardzo w porządku). Czarni, to odpowiednik naszych dresów, tylko jeszcze gorsi. Nadałam im taką nazwę przez kolor skóry, a i owszem, ale też w odniesieniu do „ciemnoty”, bo jak nazwać niewykształconych ludzi, który potrafią uderzyć z pięści za spojrzenie, które im się nie spodoba? Albo zaatakować samochód, w którym ktoś siedzi, bo chcieli w tym miejscu zaparkować? I wiele innych przykładów, których byłam świadkiem, a których wymieniać nawet się nie chce. W Stanach ofiarą rasizmu są według mnie właśnie biali i cieszę się, że wróciłam do Polski. Swoją drogą, w lato znowu tam jadę i jestem ciekawa, jak teraz to tam wygląda (szczególnie, że o tylu zamieszkach się słyszy). Po powrocie do Polski znów poczułam się względnie bezpiecznie, a w mieście Cyganie, jak byli, tak i są… i dalej będę głosić hasła „Polska dla Polaków”.

    Wyborów nie skomentuję, chyba że… „Polacy” będą sobie mieli prezydenta na jakiego zasłużyli, a prawdziwi Polacy coraz więcej muszą myśleć o wyjeździe z kraju.

    1. Tyle że – jak mówisz – Polacy wyjadą ze swojego kraju, to dokąd się udadzą, jeśli tylko „Polska jest dla Polaków”? Ja tu nie byłabym taka kategoryczna, nie za bardzo też rozumiem, co Ci przeszkadzają obcokrajowcy wokół nas, pod warunkiem, że nie demolują Tesco i nie oblewają Cię piwem. Złe doświadczenia złymi doświadczeniami, ale „nie każdy Murzyn jest czarny”, a – jak sama zauważyłaś – dużo „Polaków” jest równie czarnych.
      Zdecydowanie wolałabym dobierać sobie współplemieńców kolorem serca i umysłu niż skóry. Skóra o niczym nie świadczy. Ale to moje zdanie i szanuję Twoje, choć – jak napisałam – nie do końca je rozumiem.

      1. Polakiem dla mnie może być każdy szanujący ten kraj, mieszkający w nim, płacący podatki, itp., może on być pochodzenia żydowskiego, mieć czarną skórę, to bez znaczenia, dopóki on sam także będzie się czuł prawdziwym Polakiem (i zachowywał, jak na normalnego obywatela przystało).

        Obcokrajowcy mi nie przeszkadzają, o ile potrafią zastosować się do naszej kultury, zachować się „po naszemu”. Często domagają się jakiegoś specjalnego traktowania ze względu na swoją religię, czy cokolwiek innego. Takie działania mi przeszkadzają. Tak samo nie podoba mi się to, jak wiele rodzin polskich próbuje wyrwać od rządu brytyjskiego pieniądze na dzieci, mieszkające w Polsce, ale bo oni sami pracują w Wielkiej Brytanii. Polak powinien móc czuć się w swoim kraju dobrze i bezpiecznie, nie bojąc się, że mu pod nosem zaraz jakiś meczet będą chcieli postawić, aczkolwiek zgodzę się, że np. jakiś Muzułmanin mieszkający w Polsce może być zupełnie normalną osobą, a jeśli ma polskie obywatelstwo i zachowuje się jak wszyscy inni – dla mnie może być Polakiem.

        A to, że Polacy są zmuszeni wyjeżdżać – dla mnie jest absurdalne, jednak niestety czasem bardzo prawdziwe. Marzę o kraju, do którego każdy Polak mógłby kiedyś z chęcią wrócić i poczuć, że to tutaj jest jego miejsce.

  4. Zgadzam się całkowicie z tekstem, pięknie podsumowałaś na koniec. Wielokulturowość jak najbardziej na tak ale nie kiedy robi się z tego zbyt duży odsetek innych narodowości. Każdy kraj jednak powinien pielęgnować swoje i jego granice powinni zamieszkiwać obywatele właśnie tego narodu. Nie wiem czy to stereotyp czy nie ale Polacy nie słyną zdecydowanie z tolerancji. Ja bym się przychylała do tego poglądu, bo wiele razy widziałam sytuacje wręcz agresywne i skrajnie rasistowskie. Są jednak ludzie, którzy nie zwracają uwagi na kolor skóry czy narodowość i jest im to zupełnie obojętne stąd nie można całego społeczeństwa zaliczyć do jednej grupy.
    Zdecydowanie wielokulturowość mi się podoba i uważam wręcz, że jest pożądana bo inaczej zamknęlibyśmy się tylko na to co ,,nasze”, a historia już pokazała jak to się kończy kiedy pewna grupa zbyt mocno wierzy jedynie w swoją rasę.

    1. Ostatnie zdanie – dokładnie. Nie można się zamykać, bo to prowadzi do megalomanii i pogardy wobec wszystkiego, co jest choć trochę inne. Nie ma narodów gorszych i lepszych, są bardziej lub mniej podobne. Można się nie zgadzać z czyimś zdaniem, można z nim polemizować, ale trzeba uznać je za równoprawne z naszym, bo kurde… nie ma tak, że nasze prawo jest „prawniejsze” niż czyjeś.
      Co do tolerancji w Polsce zgadzam się i to nie tylko w odniesieniu do obcokrajowców. Równie mało tolerancyjni jesteśmy w stosunku do gejów (dzisiaj zobaczyłam czyjś awatar, podobno dorosłego mężczyzny posiadającego dzieci, na którym było napisane „Dziś homoseksualizm, jutro pedofilia”, ręce opadają…), transseksualistów, zapłodnienia in vitro i wszystkiego, co zahacza o religię i społeczne tabu. Ja tam uważam, że wszystko, co gwarantuje szczęście danej osobie, a przy okazji nie wyrządza krzywdy innym, powinno być legalne, a już na pewno nie napiętnowane. Jestem proludzka ;)

  5. Na temat moich poglądów zbytnio rozpisywać mi się nie chce (bo to zbyt złożona kwestia, żeby zamknąć w kilku zdaniach), ale muszę przyznać się do pewnej hipokryzji. Mimo otwartości na odmienne kultury zdarza mi się użyć zwrotu typu „ty żydzie” w stosunku do osoby skąpej albo (sporadycznie, ale jednak, czasem nieco chamsko) zażartować z ciemnoskórych (nigdy konkretnych osób). Ale to chyba normalne, nie? :D

    1. Wyrażenie „ty żydzie” w kontekście skąpstwa jest dla mnie równoznaczne z „o boże!” kiedy coś się dzieje albo „ty blondynko”, kiedy ktoś zrobi coś głupiego. Nie uważam tego za przejaw rasizmu, raczej… nie wiem, coś, co się utrwaliło w mowie (niestety w sposób niekorzystny dla Żydów). Żydem (synonimem skąpca) może być każdy – i Żyd, i nie-Żyd. Sama w szerszym gronie staram się tak nie mówić, ale z osobami, które mnie znają i wiedzą, że nic do nikogo nie mam, czasem tak powiem. Głupio, wiem, ale nawyków (językowych i każdych innych) trudno się pozbyć.

  6. Wychowałyśmy się na wsi i bardzo długo nie miałyśmy większej styczności z inną kulturą. Poza jednym wyjątkiem. Do dziś dobrze pamiętamy jak w dzieciństwie mama kazała nam się zamykać w pokoju i siedzieć cicho, bo „Cyganie chodzą”, więc udajemy, że nas w ogóle w domu nie ma a tata szybko biegł na podwórze wszystko szczelnie pozamykać. Zdarzało się tak kilka razy i my jako dzieci zawsze byłyśmy przerażone i tu nie chodziło o zdanie, które babcia czasem wypowiadała „bądź grzeczny, bo Cyganie przyjdą i cię ukradną” ale o realne zagrożenie, że są na tyle groźni aby nawet rodzice się ich bali. Od tego momentu za każdym razem, gdy mijamy na ulicy grupę Cyganów odczuwamy jakiś wewnętrzny lęk i naprawdę mimo starań nie umiemy się go pozbyć. Sądzimy, że to jest już raczej nie możliwe…

    1. Nooo, jak zostałyście wychowane w strachu przed Cyganami to całkiem inna sprawa. Niełatwo będzie Wam się tego pozbyć, ale zawsze możecie pracować :)

  7. Hohoh, podzielam Twoje stanowisko wobec Cyganów… Nigdy nie spotkałam się z takimi, którzy by mi namolnie nie przeszkadzali. Żebrząc, lub dla odmiany – krzykliwie panosząc się ze swoim bogactwem.

    I nieświadoma niczego patologia… Brrr, na samą myśl cieszę się, że rzadko już na takie osobniki napotykam, bo duże miasto przez większość tygodnia jest dla mnie tylko noclegownią.

    1. Nie tylko w duzych miastach strachy chodza po ludziach, spojrz na komentarz Pand. Ale fakt – wieksze miejscowosci, wiekszy odsetek zla.

  8. Mam wrażenie, że dla Ciebie Cygan i Rumun to ta sama nacja. Nie sądzę żeby w tramwaju żebrały cygańskie dzieci. Raczej rumuńskie.

    1. Cyganie są i ci bogaci, i ci biedniejsi. Rzeczywiście kiedyś miałam kłopot z odróżnieniem ich, ale dzięki temu przeczytałam różne teksty i dziś sądzę, że jednak chodzi o Cyganów (inaczej: Romów).

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.