Australia to piękny kontynent. Czyste powietrze, pełne słońce, piasek pod stopami. Wokół zwykłych spacerowiczów plemienne tańce odprawiają niestety skolonizowani już Aborygeni, ale w wietrze wciąż jeszcze słychać słowa ich własnych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie czarodziejskich opowieści i legend. Na dachach rezerwatów przysiadają wielobarwne ptaki, na głowach kobiet mienią się różnokolorowe kapelusze. Mężczyźni noszą przewiewne piaskowe garnitury i sandały, a dzieci biegają w białych koszulkach z lnu, wyciągając ręce do egzotycznej fauny. Na porośniętej bujną zieloną trawą, otoczoną zewsząd bezkresnym oceanem, wypasają się bowiem zwierzęta niespotykane nigdzie indziej, jak kangury, misie koala, diabły tasmańskie czy Tim Tamy.
Z racji zaś blog jest raczej słodki niż mięsny, dziś skupiam się na tych ostatnich.
Tim Tam Chewy Caramel
Paczka Tim Tamów to dziewięć sztuk – według mojej wyobraźni – wielkich i miękkich kakaowych ciastek, do złudzenia przypominających Kinder Delice. W rzeczywistości są to jednak małe, posiadające oddzielne miejsca w plastikowym opakowaniu, zupełnie twarde i kruche parawafelkowe wyroby, którym bliżej do jadalnego pumeksu z cieniutką warstwą kremu i trochę grubszą karmelu niż tradycyjnych ciastek.
Czy takie dziwactwo może być w ogóle smaczne?
Pierwszego wieczora na talerzyku położyłam pięć sztuk Tim Tamów, którym asystowała gorąca herbata w filiżance. Dokonałam sekcji, zrobiłam zdjęcia i zasiadłam do konsumpcji.
Po wgryzieniu się w pierwsze ciastko (niech będzie, innego słowa nie znajdę) odkryłam, że jego struktura rzeczywiście jest czymś pomiędzy pumeksem a bezą. To bardzo delikatne i kruche jadalne ciało, w smaku prawdopodobnie czekoladowe, a jeśli nie, to kakaowe.
Między dwoma warstwami tego czegoś znajduje się krem, tym razem na pewno czekoladowy, jest go jednak niewiele (spodziewałam się czegoś nutellopodobnego, ale nic z tych rzeczy). Większość środka zajmuje karmel, na dodatek zaskakująco twardy.
Tim Tam pachnie mleczną czekoladą, od temperatury lekko topnieje, więc brudzi palce (a ciastka jadłam, kiedy za oknami jeszcze nie było gorąco!). Jego polewa jest cienka, bardzo słodka, wyraźnie mleczna. Myślę, że porównywalna z czekoladą, którą znajdziecie w Hitach Sticks (z karmelem lub zwykłych).
Wspominany już karmel jest rewelacyjny, ale znów: zaskakujący. Nie przypomina ani tego z Marsów, ani z Milki Caramel. Zarówno jego konsystencja, jak i smak, przypominają… krówki!
Tim Tam jedzony tak po prostu, z opakowania, jest naprawdę świetny. Słodki do granic możliwości, zdecydowanie twardszy niż przypuszczałam, ale świetny. I uzależniający. Ma w sobie tyle samo czekoladowości, ile krówkowości. Trafi do serca miłośników batonów, ciastek, wafelków… krótko mówiąc: wszystkiego, co słodkie. Z czystym sumieniem wystawiłabym mu 5 chi…
…ale to nie wszystko.
Jedzenie Tim Tamów na sucho bowiem to trochę jak barbarzyńskie szarpanie surowego mięsa zębami i nieobciętymi paznokciami. Sprawia przyjemność i zaspokaja głód, ale pozostawia niedosyt, bo cywilizowany umysł wie, że można lepiej, w dodatku niedrogim kosztem.
Każdy Australijczyk – a dzięki Internetowi każdy zaznajomiony z Tim Tamami konsument – wie, że istnieje tylko jeden poprawny sposób jedzenia recenzowanych ciastek, a jest nim Tim Tam Slam. Polega on na odgryzieniu góry i dołu (bądź dwóch przeciwległych rogów) Tim Tama, zamoczenie jednej ze stron w gorącej kawie bądź herbacie (opcjonalnie mleku) i zassaniu płynu przez ciastko niczym przez rurkę. Pierwsze, co w tym procesie osiągamy, to nawodnienie: Tim Tam rzeczywiście doskonale przewodzi. W mgnieniu oka jednak wiotczeje, staje się ciapowaty i miękki. Trzeba refleksu i sprawności manualnej, by szybko wpakować go do ust – tak, w całości – i rozkoszować się smakiem. Inaczej niechybnie wpadnie do filiżanki i będziemy mieli trupa za burtą (ciało w beczce?).
Czas na wstydliwe zwierzenia. Mogłabym to zachować dla siebie, aaale co tam.
Mój pierwszy Tim Tam Slam był porażką. W dzieciństwie, kiedy się czymś oblałam, słyszałam, że mam dziurawą brodę. Od dorosłych w formie żartu, od dzieci niekoniecznie. W przedszkolu był nawet taki chłopak, który wyśmiewał się, że ktoś mi po urodzeniu walnął młotem w brodę. A od chłopaka, z którym umawiałam się jakiś czas temu, usłyszałam, że mam tam dupę (oczywiście nie pospotykaliśmy się zbyt długo). I kiedyś rzeczywiście się przejmowałam, bo kto normalny ma dołek w brodzie? Czasy się jednak zmieniły, a ja jestem dumna, bo taką samą dziurkę ma mój brat, tata, nieżyjąca już babcia.
Ok, ale co dziurka ma do Tim Tamów? W zasadzie nic, bo przecież jest tylko nietypowym uformowaniem skóry, tak naprawdę nic przez nią nie leci. Za każdym jednak razem, gdy się czymś obleję, przypomina mi się, że ją posiadam. A podczas mojego pierwszego Tim Tam Slamu oblałam się i to koncertowo. Nie wiem jak, nie wiem kiedy… W pewnym momencie ciastko było w moich ustach (przynajmniej nie wpadło do herbaty i nie utonęło, to byłoby gorsze), a połowa zawartości filiżanki na bluzce.
Po zjedzeniu reszty ciastek w ten specjalny sposób, wiedziałam, że drugiego wieczora nie schrupię na sucho ani jednej sztuki. Nie zmarnuję ani jednej sztuki amatorszczyzną.
Tim Tam Slam to naprawdę jedyny właściwy sposób jedzenia Tim Tamów. W kontakcie z gorącym płynem wszystko się topi, staje jeszcze słodsze, palce spływają idealną mleczną czekoladą. Jedynie krówkowy karmel stawia lekki opór zębom, przywodząc na myśl topniejącego na słońcu Twixa.
Tim Tamom Chewy Caramel z chęcią przyznałabym unicorna smaku, powstrzymuje mnie jednak zbytnia twardość, a po rozgrzaniu lekka właziwzębowość karmelu oraz przeczucie, że klasyczna wersja z samym tylko czekoladowym (kakaowym?) kremem jest jeszcze lepsza. Dla niej to rezerwuję różowe czterokopytne wyróżnienie w skali chi.
Ocena: 6 chi ze wstążką
Muszę kiedyś spróbować. Mimo wysokiej oceny jakoś nie zawładnęło to to moim umysłem, chociaż myślałam, że właśnie tak będzie. Może mam po prostu przesyt amerykańskich słodyczy? :P Nie wiem, co mi jest ostatnio.
Ale to nie Ameryka! Uwierz mi, że czegoś tak pysznego i zaskakującego to ja już dawno nie jadłam (oczywiście myślę o wersji po zamoczeniu w herbacie).
Muszę przyznać że czytając Twoją recenzję, a przynajmniej tę część odnośnie wyobrażeń co do Tim Tamów.. Czułam się jakbyś siedziała w mojej głowie. Widziałam je do tej pory tak samo. :)
Karmelowa wersja jest podobno jedną z gorszych smakowych wersji „ciastek”, z tego co widziałam większość osób krzywiła się na nią. Czekolada i biała czekolada to podobno coś.
I nie powiem, kusi mnie by je kupić. Ale to będzie już szczyt szczytów szaleństwa :)
Mnie biała nie kusi, ale ta klasyczna opcja… om nom nom nom :)
Pierwszy raz mam do czynienia z tym produktem. Czytając opis Twojej degustacji na sucho zupełnie nie moglam sobie wyobrazić smaku i konsystencji tego wyrobu. Specjalny sposób spożywania dopiero przyprawil mnie o olśnienie. To mogloby byc ciekawe, choc raz dla hecy siorbnac sobie mleko lub herbate przez takie dziwadelko. Niestety, ja rowniez mam nietypowa brode (akurat ja mam wydluzona i troche odstajaca), więc niechybnie pojawił by się jakiś problem natury anatomicznej.
Spokojnie, gorzej niż u mnie być nie może :D Chyba że Tm Tam zahaczy o brodę i wpadnie do filiżanki, wtedy już tylko wędka, spławik i czekasz.
Fajne ciacho:) . Dzieci potrafią być okrutne:( u mnie moja ciocia i jej córka też mają taki dołek w brudzie nie słyszałam by ktoś im docinał z tego powodu:) . Ja pamiętam ,że w szkole podstawowej było coś takiego,że jak ktoś miał taki dołek to miał powodzenie u płci przeciwnej:)
Słyszałam. Jak byłam w gimnazjum, powiedział mi o tym („Chłopcy będą szaleli za twoją dziurką w brodzie” – coś w tym stylu)… tato mojej koleżanki z klasy, hahaha.
Pisząc o Australii zapomniałaś dodać, że jest domem dla najbardziej jadowitych węży i pająków na świecie i prawie cała fauną (i chyba część flory) chce cię zabić :D
Miałam takie same wyobrażenie TimTamów, myślałam, ze to takie miękkie biszkoptowe ciastko oblane czekoladą, zaskoczyłaś mnie. Ale również zachęciłaś do kupna tych ciastek, tylko może najpierw trochę przerzedzę swoje zapasy, bo mam pokój zawalony pudłami :D
A twój dołek w brodzie jest uroczy.
Ja już wystosowałam do mamy listę świątecznych (w sensie dzień dziecka, imieniny, urodziny) słodyczy, na której i Tm Tam ma swoje miejsce.
Dzięki :)
Nigdy nawet nie słyszałam o tych ciasteczkach ;) Ale bardzo mnie zaciekawiło wykorzystanie ich jako „rurki” do picia napojów ;) Chyba jednak się skuszę ;)
Nigdy? Ja się ich tyle naoglądałam w youtube’owych recenzjach, że kiedy dostałam paczkę z Kopalni Słodyczy, myślałam, że zejdę z tego świata :D
A ja bardzo lubię dołki w brodzie (sama nie posiadam). :D
Moja siostra ma jeden dołek, taki maleńki, jak się uśmiecha. Chyba pod prawym okiem.
Nie kuś tą Australią, bo bym gdzieś z chęcią wyjechała ;)
A co do słodyczy to jeśli dostał tyle chi i nawet ze wstążeczką to musi to być naprawdę odlotowa sztuka! :D A jaka nazwa zacna- Tim Tam :D Ciekawa jestem jak by to było z tą włazizębowatością :D Ale ufam Twojej ocenie i wierzę, że to absolutny hit :) Pozdrawiam :)
Też bym gdzieś pojechała, najchętniej do wielkieeego lunaparku <3
NIE LUBIĘ CIĘ, o! Uwielbiam Australię mimo, iż tam nie byłam. I właśnie te ciastka, tak rozsławione mi się z nią kojarzą. Kiedyś ich szukałam w gąszczu Internetu, ale nie skusiłam się, bo cena + przesyłka.. Ale teraz, jak dostały unicorna ..dasz jedno? Dwa? WSZYSTKIE? :D
Jeszcze nie unicorna, zagalopowałaś się nieco.
A ciastek nie dam, bo zeżarłam w dwa wieczory :(
To jest produkt idealny dla mnie. Coś jakby ciastko albo wafelek, które uwielbiam, a może nawet przypominające połączenie obydwu? Już jestem zachwycona. Mleczna czekolada, karmel? No już bardziej idealnie chyba być nie może. Naprawdę interesujący produkt ze względu na formę.
Bardzo interesujący, bardzo pyszny, bardzo wszystko. Powtórka będzie na 100%.
Sposób jedzenia tych ciastek bardzo nam się podoba :D Uwielbiamy takie ciekawe podejście do słodyczy xD Ha, wybacz ale wyobraziłyśmy sobie jak siedzisz z wielkim zdziwieniem na twarzy i patrzysz no to ile właśnie bałaganu narobiłaś xD Nam by się w takiej sytuacji wymsknęło jedno ale wymowne słowo na K :P
Gorzej, że podczas wieczornego szamania jestem pod obstrzałem wzroku Rubi, która tylko czeka, aż mi coś spadnie :P
A jak ktoś się patrzy to jedzenie samo ucieka z rąk xD
Albo przez brodę :)
O wow to się zdziwiłam. Zawsze chciałam Tim Tamków spróbować (i Vegemite jeśli już mówimy o Australii) i właśnie myślałam, że one są miękkie, coś jak 7 days cake bar (które strasznie lubię) a tu proszę, że twarde są. Nie wiem w sumie czy jestem rozczarowana czy nie, ale wszyscy mówią, że są pyszne i Ty również więc dalej mam nadzieje, że prędzej czy później je dopadnę ;)
W pierwszym odruchu się rozczarowałam, ale potem… Tu wyrażenie „niebo w gębie” nabiera nowego znaczenia.
O______O postrzel mnie… o rzesz w morde… cuuuudo…. ja spylam z tąd… nie mogłam tego czytać, za cudownie to brzmi, karmel, twix, mars… ciastko… jeszcze moczone… ne bo ja się za chwilkę pomoczę spylam! :D
Oby nie za daleko, bo kto mi będzie komentował kolejne wpisy? ;)
eee masz taką rzeszę fanów, że o to nie musisz się martwić ^^ nie martw się twój blog działa na mnie jak magnez i choć sprawia, że budzi we mnie masochizm to muszę na niego zajrzeć :D
Testy na YT widziałem, bo jestem idiotą oglądającym film za filmem o takiej tematyce. Ale w żadnym (tzn. do tej pory, bo już zerknąłem na 5) nie jedli ich jako słomki. Amatorzy :D
Ciekawy produkt ze względu na koncepcję/ założenia. Smak to inna kwestia. Biel – na gorąco! – by mnie mogła zabić :D
No coś Ty. Ja widziałam słomkowe! (Niesłomkowe oczywiście też).
Marcin nooo, odblokuj wreszcie to moje IP ze spamu, bo dziś po raz czwarty próbowałam dodać ten sam komentarz!
Może za mało Australijskich testów widziałem w porównaniu do reszty świata :)
IP bloków jest pusta, więc nie wiem czemu masz problem.
O, a ja mam baaaaardzo podobne tylko z firmy McVities ;) Są identyczne tylko bez karmelu. Ciekawe jak będą mi smakować :D
Podejrzewam, że w okolicach 10/10 :)
Muszę Ci powiedzieć, że jadłam prawie wszystkie smaki Tim Tamów i te karmelowe plasują się raczej bliżej końca mojej listy najlepszych ;). Najzwyklejsze, oryginalne są moim zdaniem najpyszniejsze na świecie, nie mają takiego twardego środka, no są po prostu rewelacyjne. Na drugim miejscu są kokosowe, są tak niesamowicie uzależniające, że do tej pory, rok po powrocie z Australii, ciągle pamiętam ten smak i za nim tęsknię ;).
O nie, teraz mam na nie ochotę jeszcze bardziej niż zwykle. Ty niedobra, kusząca istoto!