Termin ważności większości posiadanych przeze mnie Ritter Sportów przypada mniej więcej na jesień, w zawiązku z czym w najbliższych tygodniach nie będzie mi dane delektować się kwadratowymi tabliczkami niemieckiej produkcji. No, w każdym razie nie za często, na hot liście* bowiem znajdują się jeszcze trzy sztuki, dla których zarezerwowałam kilka słodkich wieczorów.
* Po długim i niosącym jedynie rozczarowanie pielęgnowaniu marzeń o chwili, w której zapasy słodyczy sięgną dziesięciu produktów i będę mogła zrobić duże zamówienie, postanowiłam nie dopasowywać się do rzeczywistości, ale zrobić na odwrót: dopasować rzeczywistość do mnie. Stąd lista została podzielona na dwie: hot listę oraz wszystko, co można zjeść później. Ta pierwsza obejmuje produkty z datą do końca wakacji (i ona rzeczywiście się kurczy!), druga… aż wstyd przyznawać… weszła już na 2016 rok.
Dunkle Voll-Nuss
Po tę czekoladę sięgnęłam w wyniku przesłodzenia Wedlami, tuż po trzech wieczorach jedzenia bliskiej zdobycia unicorna smaku Creme Brulee. Poczułam wówczas, że jeśli zjem jeszcze choćby jednego malusieńkiego, mieniącego się od cukru dropsika, wyskoczę przez balkon.
To był znak, że definitywnie potrzebuję czegoś gorzkiego. Otworzyłam szafkę, spojrzałam na listę i zdecydowałam, że czas na wieczór z Ritter Sportem.
Pierwsze uczucie, jakie zrodziła we mnie Dunkle Voll-Nuss, było uczuciem zawodu. Dlaczego? Ano dlatego, że jak zdradziłam wyżej, rozpaczliwie potrzebowałam czegoś gorzkiego, a czekolada okazała się deserowa (te zaś są z reguły słodsze). Smutek załagodzić miały jednak orzechy laskowe, w smaku neutralne, w konsystencji zaś twarde i chrupiące.
Na to przynajmniej liczyłam.
Moja tabliczka okazała się dotknięta zębem czasu temperatury, w związku z czym dół – w przeciwieństwie do idealnie zakonserwowanej góry – w miejscu wybrzuszenia orzechów pokrywała szara powłoka. Przez nią przebijał się jednak kolor właściwy czekolady, czyli ciemny brąz, idealnie współgrający z kakaowym aromatem, różnym jednak od aromatu przynależnego tabliczkom gorzkim.
Konsystencja była zwarta i twarda, przez co czekoladę łamało się z lekkim oporem. Zatopiono w niej masę dużych, bo zachowanych w całości, a także na całe szczęście świeżych orzechów laskowych.
Smak Dunkle Voll-Nuss był wyraziście kakaowy – to przede wszystkim, ale również delikatnie słodki (nie liczyłam na nic innego, skoro nawet Edel-Bitter, czyli gorzki Ritter o 73% zawartości kakao, okazał się słodki i subtelny). Z tyłu nieśmiało przebijał również posmak orzechów.
Czekolada z łatwością rozpuszczała się w ustach, tworząc lekkie bagienko, była aksamitna i kremowa.
Kolekcjonując Rittery, spodziewałam się, że Dunkle Voll-Nuss będzie gorsza od Voll-Nuss, po konsumpcji tej drugiej wiedziałam jednak, że to niemożliwe.
I rzeczywiście, odbiór czekolad był odmienny od oczekiwań wobec nich. „Zwykła deserowa” pobiła na głowę „pyszną mleczną”… albo raczej: „subtelna deserowa” pobiła na głowę „plastikową mleczną”. W dziś testowanej Ritterce wszystko bowiem było idealne i delikatne, szlachetne.
Z przyjemnością sięgnę po nią ponownie.
Ocena: 6 chi
No! I tak powinno być. Przez cały wpis czekałam aż coś skrytykujesz, bałam się szczególnie o orzechy i czy nie stwierdzisz, ze są zatęchłe. Ale dobrze, smakowała ci, wszechświat nadal może trwać w harmonii. Tak jak nadziewane ritterki mogą zawieść smakowo, tak wersje z orzechami jeszcze mnie nie zawiodły.
No nie wiem… do mlecznej wersji będę musiała zrobić drugie podejście, bo póki co to dla mnie bezsmakowy plastik, tyle że z orzechami.
Taka ze mnie zwolenniczka Ritten Sportów, a na tę wersję nie trafiłam jeszcze. A może i ją gdzieś widziałam, ale jakoś pominęłam. Zazwyczaj tak jest, że wybieram białą wersję z orzechami, bo po prostu najbardziej ją lubię. Ale trzeba próbować czegoś nowego, dlatego teraz będę na nią wyczulona. Mocno kakaowych czekolad nie jem często (dla mnie 73% kakao to już jest bardzo dużo), ale już dawno nie jadłam także teraz pora na małe co nieco ;) Pozdrowienia :)
Ten Ritter nie ma 73%.
nie jadłam, a w zapasach mam tylko tą bez dunkle… a kusisz nie powiem, jak zawsze :D
W sensie mleczną z orzechami? Muszę dać jej drugą szansę, bo dla mnie smakowała nijako.
właśnie tak ;) ale ta wygląda też znacznie bardziej apetycznie ;)
Wszystkie Rittery są na mojej liście „do spróbowania” :) Wersja z orzechami nie mogła być niedobra, połączenie czekolady i laskowych sprawdza się raczej zawsze!
Ciekawa jestem czy moje czekolady też są już płynną masą.. :)
Mogła, patrz: Voll-Nuss.
Jaką i co ma u Ciebie datę? Ja mam jakąś czekoladę do maja 2016, ale trochę się kurczy. Chcę ją uszczuplić (listę, bo raczej nie biodra haha) do jesieni, bo wtedy złożę ogromne zamówienie Zotterów. :D
Ja po rozczarowaniu kilkoma nadziewanymi i po tą jakoś nie mam ochoty do sklepu lecieć, chociaż z recenzji wynika, że nie mam się czego bać… Spróbuję do tabliczek z orzechami podejść naturalnie, bez uprzedzeń.
Mam Ci wymienić każdą posiadaną rzecz z datą ważności…? :P Ostatni słodycz sięga 2017 r., dostałam go na Dzień Dziecka od mamy (jest tak naszprycowany chemią, że hoho). Ostatni „normalny” sięga listopada 2016 ;]
Byleby orzechom w czekoladzie nie towarzyszyły rodzynki, to dla mnie będzie super.
Nie towarzyszą :)
Gorzka czekolada i do tego z ogromnymi orzechami, które sprawiają, że nie mogę sobie ciumkać kostki do czasu aż błogo mi się rozpuści na języku – dwie rzeczy, których nie cierpię. :D
„Pierwsze uczucie, jakie zrodziła we mnie Dunkle Voll-Nuss, było uczuciem zawodu. Dlaczego? Ano dlatego, że jak zdradziłam wyżej, rozpaczliwie potrzebowałam czegoś gorzkiego, a czekolada okazała się deserowa (te zaś są z reguły słodsze)”
Tak tak wiem ale dla mnie czy deserowa czy gorzka to jedno i to samo. :D Toleruję jedynie mleczną. :D
I białą!
To jedna z tych czekolad, którą wybitnie kojarzę z miejscem skonsumowania. Moja racjonalna ocena tej tabliczki może być mocno zaburzona, skoro jadłam ją na tarasie tego schroniska: http://www.alpiccolohotel.net/wp-content/uploads/2013/06/002_ANGELI_375.jpg
Szlag, fotka się nie wyświetla. Oto inny link: http://mantegnaviaggi.it/le%20nostre%20iniziative/nimg/catinaccio.jpg
O mamo, jestem oczarowana tym zdjęciem <3
Na żywo jeszcze piękniej :D
Tyle że musiałabyś mnie tam wnieść na barana ;)
Myślałem żeby ją wziąć jak była promocja w PiP (2,99zł lub 3,99zł). Ale pomyślałem, że i tak przecież jej nie przetestuję (blogowo), to nie ma sensu wrzucać istnego bulka do jadłospisu (40/40 tłuszcze/węgle). Teraz jednak, włączając ogólnie gorzkie słodkości, wiem, że i ona z czasem wyląduje na stronie.
Na 73% złożę zamówienie u koleżanki, bo ona również mnie interesuje. Tę… złapię jak tylko nad nią zawiśnie ponownie napis „promocja” ;)
I dobrze, obie są fantastyczne.
P.S. Cieszę się, że jednak nadal tu jesteś (po Oreo) ;*
Musze sprobowac, bo czekolady Rittera z calymi orzechami sa idealne (jadlam biala i mleczna) ale na razie w lodowce czeka na mnie Ritter kokosowy i malinowa Studentska xdd ale ten Ritterek tez mnie ciagnie, i jeszcze ten z calymi migdalami
Ritter kokosowy ma u mnie unicorna, więc przepowiadam Ci wrażenia nie z tej ziemi.
Rittera z migdałami też recenzowałam i lubię.
Maliny… łe :P
Wiem,ze kokosowy ma unicorna i to mnie bardzo zachecalo, bo tak jak pisalam ci na Insta,ze na Twoich recenzjach sie nie zawodze(tak to bylam ja :P)a ze Studenstka… Dostalam, nie mam troche wyboru xdd,narazie musze to przejesc :)
Do Studenstkiej sama też na pewno zrobię podejście po latach, ale zacznę od mlecznej, potem ewentualnie inne (tylko bez malin :P).
Jej ale mamy zaległości w ritterkach, bo tej nigdy nie jadłyśmy xD Obiecałyśmy sobie, że póki co żadnych tych kwadratowych tabliczek nie kupimy, bo też mamy już mnóstwo łakoci czekających w kolejce ale dzisiaj jak byłyśmy na zakupach to oczywiście musiałyśmy sięgnąć po RS kokosową xD
Co jestem w Lidlu, to ją widzę i powstrzymuję się od zakupu.
Jeszcze jej nie próbowałam, ale na pewno to nadrobię :)
Jak na razie kokosowa wygrywa ;)
I Vanille-Kipferl, druga unicornowa. Jadłaś?
Niestety nie :(
Prawidłowo – wysoka ocena. Ta czekolada jest naprawdę tego warta. Lubię do niej wracać i często po nią sięgam. Tak jak po kokosową :)
I ja na pewno do niej wrócę :)
Kocham ją i to zdecydowanie moja ulubiona RS (nie licząc limitek).
Zaskoczyłaś mnie, że ulubiona.
Kupiłam dwa razy ale smakowała zjełczałym tłuszczem – więcej nie kupię
To mnie zaskoczylas!