Kiedy nadszedł dzień jedzenia i robienia notatek do recenzji kolejnego produktu z internetowego sklepu Coś Dobrego, standardowo poczłapałam do drugiego pokoju, otworzyłam szufladę wypełnioną rzeczami z jednego tylko źródła i… szczerze się zasępiłam. Podczas gdy normalny człowiek cieszyłby się z wyboru pomiędzy różnorodnymi słodyczami, we mnie kiełkowało uczucie dylematu niemalże egzystencjonalnego. Jak zwykle bowiem miałam ochotę sięgnąć po wszystko naraz, a najlepiej w ogóle odłożyć robienie zdjęć i przerywanie gryzienia słodkiego raju z konieczności zapisywania odczuć. Gdybym tylko przez jeden dzień mogła być tak dzika, jak bym tego chciała, spełniłabym połowę marzeń z mojej listy. Gorzej, że nazajutrz spotkałyby mnie konsekwencje: tak zdrowotne, jak i społeczne. Bo o ile schowanie się w szafie i pochłonięcie kilograma czekolady albo upieczenie całego kurczaka i zjedzenie przy użyciu gołych rąk, brutalnie rozrywając skóry i łamiąc kości, mogłoby minąć niezauważone (co najwyżej bolałby mnie brzuch), o tyle kąpiel w miejskiej fontannie albo bieg przez rynek i wykrzykiwanie głupich rzeczy już niekoniecznie. A takie myśli naprawdę mnie jednak nachodzą (na szczęście tylko czasem).
Wracając do słodyczy i zapominając o tych kilku dziwnych, zupełnie nie ma miejscu zdaniach, chciałabym zdradzić wam, jak wyglądał tok rozumowania i jaka była właściwa przyczyna wyboru dzisiejszego produktu, ale takowa nie istnieje. Do ostatniej chwili byłam pewna, że sięgnę po coś innego, ale ostatecznie padło na Snickersa. Cóż, ten baton działa na mnie jak magnes.
Snickers Almond
Moje oczekiwania, czy raczej przypuszczenia względem Snickersa Almond były takie, że usytuuje się pomiędzy innymi wyrobami firmy MARS a wersją Rockin’ Nut Road, dostając wysoką liczbę chi, ale nie sięgając wspaniałości klasycznego batona czy typowo amerykańskiego Peanut Butter. Od pozostałych wyrobów musiał być lepszy z samego tylko powodu, że jest Snickersem, ale od wariantu z marshmallow gorszy, bo mniej wyszukany, a bliższy oryginałowi. Czyli 5 chi jak najbardziej pasuje.
Baton po wyciągnięciu z opakowania (warto tu wspomnieć, że to kolejny nadprogramowy Snickers, który swą szatą graficzną – jasną, beżową, optymistyczną i zdecydowanie kobiecą – przebił klasyka. Szybciej wpada w oko, kojarzy się z kremowym, aksamitnym wnętrzem i świeżością migdałów) pachniał obłędnie, ale intensywnie kakaowo, co nie zgadzało mi się z jasnym kolorem pokrywającej go czekolady. Z tego powodu zwątpiłam i musiałam rzucić okiem na opis znajdujący się na tyle opakowania (btw, właściciele sklepu Coś Dobrego zawsze naklejają tłumaczenie składu i wartości odżywczych, co ułatwia „zorientowanie się w terenie”). Wynikało z niego, że mam do czynienia z batonem w czekoladzie mlecznej. Cóż, w aromacie udziału nie miała. Z zawiązanymi oczami postawiłabym dużego palca u ręki, że jest to wycinek porządnej ciemnej tabliczki, nawet skłaniałabym się ku gorzkiej, a nie deserowej.
Pod ową kłopotliwą w określeniu, acz grubą i plastyczną polewą znajdowała się pokaźna warstwa ciemnego, głęboko karmelowego karmelu, w którym zostali zatopieni bohaterowie Snickersa Almond: wielkie, jasne, surowe migdały. Na samym dole zaś spoczywał biały i miękki, cienki nugat.
Snickersa Almond przekroiłam na trzy części, każdą jedząc w inny sposób.
Zaczęłam od czekolady, która już od pierwszego ugryzienia dała się poznać jako bardzo słodka, a zarazem w minimalnym (albo wręcz żadnym) stopniu mleczna, wyraźnie kakaowa. Nie dało się ukryć, że ten produkt firmy MARS nie został wyprodukowany w Polsce.
Karmel także okazał się nieco inny w konsystencji i smaku od „naszego”. Był gęsty i twardy, mniej się ciągnął, nadal właził w zęby, ale w odmienny sposób. Jego smak określiłabym jako bogaty i głęboki (esencja słowa rich), po chwili żucia przywodzący na myśl maślane krówki ciągutki. Co ważne, pod względem poziomu słodyczy był jakieś dziesięć razy niżej od czekoladowej polewy.
Najmniej wybijający się w kompozycji smakowej nugat był delikatny i mięciutki, wyraźnie waniliowy, choć podczas jedzenia całości zanikał. Przypominał mi wnętrze Milky Waya.
Serce Snickersa Almond, czyli migdały, były dokładnie takie, na jakie wyglądały: wielkie, świeże, chrupiące. Nie poddano ich żadnej obróbce, nie były w niczym obtoczone. Ich smak był wyraźny, prosty i trafiający prosto do serca każdego miłośnika bakalii.
Ku własnemu zaskoczeniu, batona oceniłam wyżej niż Rockin’ Nut Road. Choć tamten był pyszny, marshmallow zdecydowanie podbił słodycz kompozycji. Tu środkiem zapobiegawczym była zminimalizowana ilość nugatu, neutralne orzechy i zachowawczy poziom karmelowości karmelu.
Migdały występowały jako jedyny bohater batona, nie będąc jedynie minimalnym i ledwo zauważalnym dodatkiem do fistaszków, jak miało to miejsce w Snickersie & Hazelnut. Dzięki ich wielkości i ilości sztuką słodycza dało się najeść, a dodatek słodkiej czekolady sprawiał, że i głód cukrowy został zaspokojony.
Ocena: 6 chi
Skład i wartości odżywcze:
(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę sklepu Coś Dobrego)
Nareszcie piszesz o zagranicznym batonie, który znam ;) To jest jeden z tych produktów przy którym wzdycham i żałuję, że nie mieszkam w USA :(
Zgadzam się, jest super, ale mimo wszystko z zagranicznych wolę masłoorzechowy wariant.
Skąd Ty dopierasz takich fajnych słodyczy, których ja jakoś w ogóle w sklepach nie widzę. Chyba po prostu się dobrze nie rozglądam, albo faktycznie większość tych słodyczy jest bardziej dostępna w sklepach internatowych. Snickersy są jak dla mnie bardzo słodkie, ale gdy mamy ochotę na taki maks dosłodzenia w małym batonie to jak najbardziej. Ciekawi mnie ta wersja – karmel z zatopionymi migdałami brzmi bajecznie :D Pozdrawiam :)
Po raz kolejny jestem przekonana, że w ogóle nie czytasz wpisów.
Dla mnie był przeciętny i o dziwo, za słodki. Pamiętam jak mnie po nim nosiło od nadmiaru cukru.
Wow, mnie w ogóle. Może zły dzień?
A propos wstępu, ja zawsze mam tak, że albo mam ochotę zjeść wszystko mimo że nie jestem głodna, albo jestem bardzo głodna, a nie mam kompletnie ochoty na nic. Podobnie mam na dziale z jogurtami (albo chcę kupić wszystko, albo nie widzę nic interesującego). Dobrze, że już nie mam takiego dylematu co do słodyczy. :D
O rany, znam to! Najgorzej, jak późno skądś wrócę, jestem głodna, że aż mnie skręca, a tu nic ciekawego do żarcia :P
Standardowo na „dzień dobry” powiem „nie” dla wszelkich snickersów. :)
Mógłby być to nawet „Snickers milion dolarów w środku” a i tak bym nie wzięła, fuu.
Szkoda, że brak produktowi mleczności, nieco tej mlecznoczekoladowej delikatności. Poza tym moim zdaniem prażone migdały mogłyby się sprawdzić lepiej :)
Jak możesz? Snickers to mój ulubiony baton, zaraz obok (albo tuż przed) Kit Kata i 3Bita.
Baton. Produkt, który w rankingu słodyczy jest dla mnie jeszcze niżej niż czekolada. Jednak TAKIEMU bym nie potrafiła odmówić, nie nie. Zabrzmiało trochę perwersyjnie? :D
Ze wszelkich orzechów to migdały otwierają chyba właśnie moją ich TOP listę więc już tylko z tego względu bym go chciała. Zwłaszcza, że producent ich nie pożałował co widać na załączonym obrazku.
Polewa faktycznie grubaśna! Za to karmel szkoda, że mniej miękki i ciągnący, bo chyba taki bym preferowała ale z drugiej strony taki wypływający i brudzący palce to też byłby strzałem w stopę. Za to jak przeczytałam o jego smaku, a mianowicie: ,,maślane krówki ciągutki” to byłabym w stanie wybaczyć mu każdą konsystencje czy to twardość głazu czy płynność wody. Natomiast ten nugat przypominający Milky Waya mnie chyba najbardziej cieszy dlatego, że w połączeniu z karmelem to jest genialne posunięcie, bo sam w Milky Wayu to dla mnie za dużo tej waniliowej słodkości, a tu byłoby to chyba jak znalazł. Koniec końców to tak sobie myślę, że ten baton ma wszystko co kocham – migały, karmel, pokaźną warstwę słodkiej czekolady i nugatową piankę. Jeszcze tylko mógłby być sprzedawany w każdym sklepie to już w ogóle spełniłby wszystkie moje zachcianki. :D
A czemu batonów nie lubisz? W ogóle jaka jest Twoja hierarchia słodyczy, poza tym, że pewnie na pierwszym miejscu stoją jogurty? :P
Batony dokładnie z tego samego względu mi podpadły co cukierki typu ,,Michaszki”. Są dla mnie zbyt twarde, zbite. Kojarzą mi się z takim masywnym czekoladowym blokiem, a wolę raczej rzeczy kruche i lekkie jak ciastka czy wafelki.
Hmmm na pierwszym miejscu oczywiście jest dokładnie tak jak napisałaś:
1. Serki i jogurty :P (jak Ty mnie dobrze znasz :*). Tutaj mogłabym też dodać lody, zwłaszcza kubeczkowe i w rożku, mniej te na patyku. Chyba lubię po prostu wszystko co można jeść łyżeczką haha. W dalszej kolejności:
2. Ciastka
3. Wafelki
4. Cukierki czekoladowe zwłaszcza z mlecznym nadzieniem ale takie w stylu schoko bons (nie zaś jak te wyżej wspomniane, o których też Ci zresztą już pisałam w związku z Twoją recenzją Michałków i Michaszków :D) albo jajeczka od Barona. Jedyna rzecz właściwie jaka mu wyszła… :D
4. Czekolada
5. Batony
6. Żelki – Gdy byłam dzieckiem były zdecydowanie wyżej.
Ciekawa jestem jak to wygląda u Ciebie. :D Na pierwszym niech zgadnę: Czekolada? :>
Rożki – to ciekawe, bo ja bym powiedziała, że są lodowym odpowiednikiem batonów, w sensie zwartości i treściwości. Cenię je mniej od lodów patykowych/gałkowych. A z kubkami mam problem, bo nie umiem jeszcze mówić stop, więc potem boli mnie z przejedzenia brzuch :P
U mnie… hm… dawno o tym nie myślałam, a odkąd zaczęłam prowadzić bloga, dużo się pozmieniało. Przede wszystkim nauczyłam się jeść czekoladę, nie muszę już wpieprzyć całej. Czy jednak stawiam ją wyżej od batona? W kwestii bloga chyba tak (lubię pisać o czekoladach), ale gdybym miała zamknąć bloga i robić zakupy zupełnie dla siebie, zostałabym przy batonach. Na pierwszym miejscu – jak u Ciebie – jogurty i desery. Bez słodyczy mogę żyć, bez nabiału nie. Cukierki twarde, żelki i tego typu rzeczy to koniec hierarchii.
a idź ty mi z tym coś dobrego! i jeszcze Snikers… w ogóle serca nie masz :D
Mam, tylko mroczne i bezwzględne :D
;)
Kolejny baton, którego nie jadłyśmy a ślinka cieknie na sam widok zdjęcia jego przekroju xD
A tak w ogóle to też nie raz mamy takie wspólne myśli gdzie otwieramy całą naszą skrzyneczkę ze słodyczami i pochłaniamy wszystko bez opamiętania :P W pewnym sensie nawet poczułybyśmy ulgę, że zapasy na rok zniknęły i możemy od nowa nasz magazyn wypełnić nowymi słodkościami, których teraz nie kupujemy, bo nawet nie ma kiedy tego zjeść xD
I to jest sedno sprawy: czasem mam ochotę po prostu siąść i zjeść wszystko do końca, ale nie dlatego, że mam ochotę, ale po to, by wreszcie mieć spokój z niekończącą się listą. Oraz oczywiście zrobić kolejne zakupy… :P
Nigdy mnie akurat do tej wersji nie ciągnęło, ale to dlatego, że snickersy lubię i nic poza tym. Mimo zachęcającego opisu zdania nie zmieniam.
Nie szkodzi, z chęcią zjem Twój przydział na Snickersy :)
On jest pycha!
ile jesz kalorii dziennie? Slodycze traktujesz jako jakis posilek czy przekaske?
na zdjeciach wydajesz sie straaaaasznie szczuplutka. Masz zaburzenia odzywiania?
Odsyłam do pierwszego komentarza tu :)
Właśnie jestem w górach i wyobrazilam sobie, jak wspaniale ten Snickers spisalby się na szlaku. Przez neta nie zamówię batonow, ale gdybym spotkała migdalowa wersję w sklepie stacjonarnym – nie wahalabym się ani chwili przed kupnem. Szkoda, że u nas rzucili tylko oszukanego Snickersa niby z orzechami laskowymi :P
Gdybyś kiedyś przejeżdżała przez Warszawę, to Coś Dobrego rozkłada swoje słodycze na piknikach :)
Ok… to teraz jeszcze:
– More Nuts
– More Choco
– More Caramel (miałaś tylko fotkę Max… bez recenzji?!)
– Cruncher (coś mi się obiło o uszy, że go lubiłaś?)
Hmmm, coś pominąłem? Nie będę po raz n-ty pisał, że Snickersy zdecydowanie lubię. Lubię te wgryzanie się, tę „mięsistość” batonu. Jakby sprawdziły się inne orzechy? Przypuszczam, że nieźle, bo i ocena wyższa niż w przypadku zielonego wariata z laskowymi (którego nadal nie jadłem).
Fajnie, że powstają kombinacje z różnymi orzechami, dla różnych odbiorców. Ktoś może lubić ogólną „zbitość” Snickersa, ale nie przepadać za np. orzeszkami ziemnymi. Niefajnie – i to bardzo niefajnie – że my jesteśmy w dupie i w sklepie nadal jesteśmy skazani na jeden (ok teraz dwa, pytanie do kiedy?) smaki.
PS. Ja pierniczę… Cruncher’a to nawet lody były!
1. More Nuts – nie widziałam
2. More Choco – pierwsze słyszę!
3. More Caramel – Maximus i Max Caramel, o obu wspominałam, ale kiedy były w sprzedaży, nie prowadziłam jeszcze bloga :(
4. Cruncher – lubiłam? Kochałam! Bezczelnicy wycofali ;(
…5… Cruncherowe lody?! To w ogóle mnie ominęło ;( ;( ;(
Najbardziej to mi się marzy wersja peanut butter i almond właśnie. Nie znęcaj się tak nade mną :D!
Jeszcze jeden Snickers, a potem odpoczynek :)
Wygląda obłędnie,a że ja snickersy wielbię okropnie, to nie wiem czy moja dieta to wytrzyma. Pal licho, że nie mam pod ręką tego konkretnie, zwykły snickers też mnie w tym momencie zadowoli, mam atak wilczego głodu słodyczowego:D
A zwykłego miałaś pod ręką? :)
Powiem Ci tak tzn napiszę Ci:) . Batona bym chętnie spróbowała może tak góra połowa jakoś za batonikami nie jestem:) . Co do pierwszej części postu to ja marzę o ty bym mieć kiedyś taki dzień by jeść co mi się tylko zachce górę słodyczy,smażone mięsa,ziemniaki,kanapki posmarowane grubo masłem,majonezem,pić kawę słodzoną,napoje gazowane,te wszystkie pizze,hamburgery , i inne nie zdrowe rzeczy:) . I to wszystko bez wyrzutów sumienia bez zerkania w lustereczko,że znowu mi brzuch odstaje:( ( problem po ciąży mogę mało co zjeść,lub tylko wypić wodę a brzuch już się zaookrągla:( )
Ja to mam i bez ciąży. Zjem na śniadanie zupę mleczną i już bąbel się robi. Taki urok braku mięśni :) No i oczywiście też mi się marzy podobny dzień, tylko dodałabym do tego, żeby nazajutrz wc było normalne, bez żadnych zastojów i trudności po takim żarciu :D
Smutna prawda jest taka, że jestem przekupna. A jeżeli coś zawiera karmel, jeden z 3 ulubionych smaków/dodatków to najprawdopodobniej mi zasmakuje. Grubsza warstwa karmelu=więcej szczęścia dla mnie. Do tego chrupiące migdały? Zamawiam! ;)
O, to ja mam z karmelem tak samo :) Jakie są Twoje dwa pozostałe ulubione smaki?
Posiadam ściśle określoną słodyczową świętą trójcę:
1. Karmel (toffi krówka i wszystkie podobne)
2. Adwokat
3. Mleczna truskawka
Nie ma miejsca na przypadki ;)
U mnie: karmel, kawa i… hmm. Chyba ogólnie alkohol.