Ritter Sport, Haselnuss-Cookies

Nie tak dawno (albo i dawno, wszystko zależy od tego, kiedy dzisiejszą recenzję publikuję) pisałam, że w najbliższym czasie pojawią się góra dwa Rittery i koniec, gdyż w pierwszej kolejności muszę się zabrać za te czekolady, którym kończą się terminy ważności, a terminy niemieckich tabliczek są odległe o lata świetlne. Jak to jednak często bywa, postanowienie (w sumie trudno to nawet nazwać postanowieniem) złamałam, sięgając najpierw po Cookies & Cream, ponownie zresztą, a później po Haselnuss-Cookies, tegoroczną nowość sprezentowaną światu w ramach wiosennej edycji limitowanej.

Pierwsza z wymienionych czekolad zaskoczyła mnie, jako że liczyłam na powtórkę z bardzo luźno rozumianej rozrywki. Podczas dziewiczego podejścia wydała mi się tłusta i zalana olejkiem migdałowym, teraz zaś… no dobra, nadal migdałowa, ale smaczna. Na tyle, że wystawiłam jej 5 chi, a o orzechowej kuzynce myślałam wyłącznie i zdecydowanie optymistycznie, nawet mimo dwóch niepochlebnych recenzji, które wcześniej przeczytałam. Nie raz bowiem miałam okazję się przekonać, że słodycze, które inna osoba oceniła źle, mnie oczarowały. I na odwrót. Dlatego zamiast zasępiać się, że wydałam 3,99 zł (bo w promocji, w drogerii Hebe), zacierałam ręce na myśl o wieczorze degustacyjnym.

Ritter Sport, Haselnuss-Cookies (1)

Haselnuss-Cookies

Kocham tegoroczne wiosenne opakowania Ritterów! Przeszukując internet w celu zapoznania się z szatami graficznymi czekolad sprzed kilku lat, z przyjemnością stwierdziłam, że były brzydsze. Niby posiadały tę charakterystyczną pastelową podstawę, ale połowę opakowania zajmowała układanka jakichś podejrzanych zielono-pomarańczowych kwadratów z narośniętymi kwiatkami (klik). I po co to? Obecnie jest prosto, dwukolorowo, z wyodrębnionym dodatkiem smakowym, który naprowadza nas na informację o tym, co za chwilę zjemy. Yummy.

Ritter Sport, Haselnuss-Cookies (3)

Haselnuss-Cookies wygląda dobrze, jak każdy Ritter Sport. Jest kwadratowy, masywny, posiada szesnaście kostek, które zawsze dzielę na cztery mniejsze kwadraty i zjadam albo dwa, albo trzy.

Dobrze również pachnie: przede wszystkim czekoladowo, mlecznie i słodko, ale nie kakaowo, ze środka zaś delikatnie orzechowo, jakby połączono aromaty Toffifee i Nutelli, ale złagodzono ich intensywność. Od razu wiadomo, że mamy do czynienia z orzechami laskowymi.

Kolor czekolady jest jasnobrązowy, odpowiada smakowi i konsystencji. Mamy tu bowiem do czynienia z tworem typowo mlecznym, bardzo słodkim, z minimalną ilością kakao. Czekolada jest miękka, topi się na języku, tworzy cudowne bagienko. Niczego jej zarzucić nie mogę, bo taką jakość kocham.

Nadzienie zdaje się być bardziej problematyczne. Przede wszystkim ma ono jasny, beżowy kolor, w którym kamuflują się równie jasne orzechy i ciasteczka. Te pierwsze są większe, świeże i chrupią jak na orzechy przystało, drugie zaś maleńkie, prawdopodobnie nie posiadają smaku własnego – jak w Cookies & Cream – są kruche, napowietrzone, leciutkie. Kiedy kroiłam czekoladę do zdjęć, wszystko trzaskało i łamało się pod nożem, sprawiając, że moje ślinianki pracowały jak oszalałe.

Ritter Sport, Haselnuss-Cookies (6)

I tu przechodzimy do najważniejszego punku recenzji Haselnuss-Cookies – smaku jej kremu. Kremu, który w konsystencji jest nie zwyczajowo tłusto-wodnisty, ale po prostu tłusty. Posiada orzechowy, ale supersztuczny smak i generuje dziwny posmak, jakby coś się w środku zepsuło. Wiedziałam, że skądś go znam, ale początkowo nie byłam w stanie sobie przypomnieć (dlatego ostatecznie zjadłam aż trzy kwadraciki, czyli ok. 75 g). W końcu jednak mnie olśniło: gotowane na twardo jajka! Na domiar złego nie te pyszne, przygotowane w domu na świeżo i zjedzone na porannej bułeczce z masełkiem, ale te chamskie, które bezmyślne matki wciskają dzieciakom do kanapek na wyjazd autokarem, a nawet jeszcze gorzej: same pakują je sobie do kanapek, kiedy jadą na zorganizowaną wycieczkę (po czym poznać autokar Polaków za granicą? Po smrodzie kanapek z jajem, kotletem mielonym i kiełbasą). Słowo daję, że gorszy jest tylko kebab w komunikacji miejskiej.

Ritter Sport, Haselnuss-Cookies (7)

Konkluzja jest taka, że Haselnuss-Cookies mogła być bardzo dobrą limitką, ze wskazaniem na mogła. Ilość i jakość dodatku, czyli orzechów oraz ciasteczek, oczarowały mnie. Ponadto pierwiastek chrupkości jest w tym Ritterze tak wysoki, że trudno mi się było oderwać (drugi powód, dla którego wmęczyłam prawie całą). Na tym jednak plusy się kończą, a reszta to prawdziwa czarna rozpacz. Zaczyna się od tłustości kremu, która odrzuca, potem mamy posmak autokarowych jaj (tyle dobrze, że nie innych), sztuczność smaku, nikły poziom orzechowości z pozoru orzechowej czekolady i cukrowość. Potworną cukrowość, gorszą nawet niż w Cookies & Cream. A to i tak nie koniec.

Nie koniec, gdyż proces konsumpcyjny zamknęłam z myślą: no, nie jest tak źle. Dziewczyny trochę przesadziły, 4 chi się należy. Ale to było tuż po przełknięciu ostatniej kostki. Dopiero po chwili bowiem dotarł do mnie ohydny posmak mydlin, który utrzymywał się aż do kolacji. I nie było to nawet mydło, ale mydliny właśnie. Takie, w których ktoś moczył jaja stopy. Ostateczna faza na drodze od mmm do blee.

skalachi_3Ocena: 3 chi ze wstążką


Skład i wartości odżywcze:

Ritter Sport, Haselnuss-Cookies (2)

41 myśli na temat “Ritter Sport, Haselnuss-Cookies

  1. Ble, po Twojej recenzji to już wiem, że na tę czekoladę nigdy się nie skuszę. Posmak mydlin? Już bym wolała cukier w cukrze.

  2. Orzech i ciasteczka – w tym momencie zatarłam rączki i klaskałam jak foka! Jak w ogóle można zepsuć taką kombinację? Muszę poszukać tej czekolady, zdecydowanie! Póki nie przekonam się na własnej skórze o tych jajach.. Nie uwierzę :)
    Tylko te końcowe mydliny mnie martwią..

  3. O Jezu, tak. Zepsute jaja. Myślałam, ze zwariowałam czując w tej czekoladzie posmak siarkowodoru, więc już nic o tym pisać nie chciałam, pozostając przy śmietniku w lecie. Nie wiem jak można było skopać takie połączenie? Co oni dodali do tej czekolady, że wszystkie trzy poczułyśmy zgniliznę? I przede wszystkim, czy naprawdę chcemy o tym wiedzieć? Może lepiej pozostać w nieświadomości skąd ten posmaczek.

    1. Może jakiś żulik im wpadł do kadzi podczas produkcji, ale za drogo byłoby wylewać tyle nadzienia do śmieci, więc załadowali do czekolad razem ze zmielonym żulikiem (to by tłumaczyło również jaja).

  4. Ja ją znam i faktycznie ma taki nietypowy posmak, ale chyba mydlinami bym tego nie nazwała. Jednak jest jakiś taki troszkę sztuczny. Nie jest to moja najukochańsza czekolada tej marki. Takie mocne 3 chi, zgadzam się :) Pozdrawiam :)

  5. Jako miłośnik połączenia margaryny i tłuszczu w białej czekoladzie, tłuszczu i mydła z Oreo… nic, zupełnie nic, mnie nie zniechęca do ew. zakupu z tego opisu.

    Czekolad z ciastkami w środku jest tak mało, że nawet średni produkt pewnie sławiłbym w niebiosa. RS ma kilka innych, chrupiących, dodatków… których upolowanie będę stawiał za niemal punkt honoru:

    1. http://livingonmyown.pl/2014/12/22/ritter-sport-mini-mix-des-jahres-3-kakao-keks/
    2. http://livingonmyown.pl/2015/06/03/ritter-sport-dunkle-voll-nuss/ (ok, ok… to nie ciacha, ale i tak chcę spróbować, co już pisałem :) )

    Tylko to odległa galaktyka…

  6. Lubię takie tłustawe nadzienia, które sprawiają, że całość nie jest sucha ale bez przesady. :D Z tą pewnie miałabym podobny problem jak Ty. Szkoda, bo krem orzechowy brzmi cudownie prawda? Chociaż tego z Kinder Bueno choć to trochę inny rodzaj kremu jednak nadal jest orzechowy – nic nie pobije. Szata graficzna przepiękna, zdecydowanie zachęca do zakupu i pewnie sama bym się na to nadziała gdybym zobaczyła na sklepowej półeczce.
    Hmm skoro takie mydliny to resztę czekolady może by tak zastosować do kąpieli.

    1. Nie pomyślałam, ale masz rację. Jak znalazł do kąpieli w ramach eterycznego relaksu. Teraz rozumiem, dlaczego tę czekoladę sprzedają w drogerii…

      1. Widzisz, teraz wszystko jasne! :D
        ps. właśnie po raz pierwszy zjadłam Smakiję mascarpone wanilia-truskawka. Widzę, że oceniłaś mega wysoko, a dla mnie? Unicorn… żałuję, że kupiłam dopiero teraz!

        1. Bo te jogurty się kamuflują! Niby są od dawna, a na półce wcale ich dobrze nie widać :/ Szkoda, bo są rewelacyjne. Oprócz maliny, naturalnie :D

  7. Autokarowe jaja? Rozwaliłaś nas totalnie tym określeniem xD Ale coś w tym jest… na szczęście nasi rodzice dawali nam kanapki z pasztetem, które przynajmniej nie śmierdziały na cały autobus :P Albo smród jakby już starej szynki też był nie do zniesienia. Wystarczyło otworzyć chlebak i już było wiadomo, że kolega z drugiego końca autobusu właśnie wcina kanapki z szynką :P
    A co do czekolady, to nie jadłyśmy i jakoś się nie zanosi aby to się zmieniło :)

    1. Dla mnie najlepszym wnętrzem kanapek dla podróżnika jest żółty ser – nie zepsuje się, a jak jest gorąco (zawsze jest), to jeszcze się lekko i przyjemnie roztapia, uwydatniając serowy tłuszczyk. Idealnie. Na drugim planie są serki do smarowania (topione/zwykłe) i pasztet. Wszelkie szynki, jaja, sałatki jarzynowe i inne śmieci są mordercze.

  8. Autokarowe jaja <3
    Kupiłam… jeszcze nie jadłam i powiem szczerze, że już się boję :p ale trochę adrenaliny w życiu nie zaszkodzi, więc mimo wszystko w najbliższym czasie spróbuję ;)

    1. Trzy osoby regularnie jedzące czekolady i bloggujące o tym nie mogą się mylić. Nie czeka Cię nic przyjemnego :P

    1. Mogło, mogło. Aż żal, że to Ritter :/ Dla Ciebie już nie, bo masz Zottery, ale dla mnie cios prosto w plebejskie serducho.

  9. mydliny!? to musiało być traumatyczne xDD mam pytanko jak nie chcesz nie odpowiadaj, tylko to mnie fascynuje… jeżeli jesz słodycze wieczorem… to o której jesz kolacje? ja ostatni posiłek jem zwykle ok 19.30.

      1. O.O Szacun… to, o której idziesz spać!?- miałam ochotę zadać to pytanie… ale już chyba gdzieś pisałaś, że o 1 i wstajesz ok 9 :D wariat ^^

        1. Dokładnie. Prowadzę nietypowy tryb życia. Wstaję 9-10, śniadanie jem o… 12 :) Obiad 17, kolacja 23.

          1. hahaha, a ja myślałam, że przesadzam, ale ty przebijasz wszystko :D i twoja urocza psiunia to akceptuje? jesteście niemożliwe, ale zajedwabiste :D

  10. O nieeeeeee! Tłusty krem? Mama mi specjalnie kupowała tą czekoladę na stoisku niemieckim za olaboga, 7 zł! Jeszcze jej nie jadłam, leży sobie i czeka (chyba się nie topi :P), ale teraz to poczeka sobie jeszcze dłużej. Nie ma dla mnie nic gorszego niż tłusty krem, fuj

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.