Tak jak politycy mają swoje programy naprawy Polski i zapewniania równych szans jej obywatelom, tak i ja mam swój mały Program Równych Szans dla czekolad, a raczej dla firm je produkujących. Uważam bowiem, że powtarzanie formułek typu „nie lubię, bo nie” jest co najmniej nie na miejscu. Produkt, który jadło się sto lat temu, mógł przejść wiele zmian, zmianom również ulega nasz gust. I dlatego na moim blogu na pewno znajdziecie tabliczki Wawela, Terravity, Alpen Gold, Goplany i innych (nie będę wymieniać wszystkich, które mam na liście). Czy recenzje pojawią się szybciej, czy później, to już zależy wyłącznie od czasu, w jakim uda mi się uporać z posiadanymi zapasami.
Z wymienionej części gromadki najmniejszy problem mam z Wawelem, z racji że w domu już teraz posiadam kilka jego propozycji. Najdawniej zakupioną jest tabliczka czekolady deserowej Karmalowej, o której przeczytacie dziś. Po wakacjach (?) zaś przyjdzie pora na co najmniej trzy inne.
Karmelowa
Wawel nie jest moją ulubioną firmą, a to dlatego, że nie lubię tak twardych, kamiennych wręcz czekolad, nie mówiąc już o deserowych (z wyjątkami). By jednak spojrzeć na klasyczny dorobek producenta, nie widzę innej możliwości, jak tylko sięgnąć po deserówkę właśnie.
Żeby zaś nie się męczyć i nie zmuszać do czegoś, co z góry skazane jest na porażkę, wybrałam tabliczkę z dodatkiem, który kocham – karmelem – by osłodzić kamienność powierzchni zewnętrznej.
Kiedy wyciągnęłam Karmelową z plastiku, skądinąd ozdobionego ascetyczną i niezbyt urodziwą szatą graficzną (Wawel mógłby popuścić wodze fantazji), utwierdziłam się w przekonaniu, że jest tak twarda i kamienna, jak próbowane dotychczas czekolady. Jej kolor był ciemny, odpowiadał deserowemu smakowi, zapach zaś wyraźnie kakaowy i kuszący, zatem zaskakująco pozytywny.
W każdym z pięciu rządków czekolady sytuowały się dwie kostki, na których wytłoczono charakterystyczną wawelską podpaskę klepsydrę. W procesie krojenia stawiały opór nożowi, podobnie jak znajdujący się w środku karmel, a dokładniej karmelowy krem.
Podczas jedzenia okazało się, że kamienna w dotyku czekolada wcale nie jest aż tak kamienna, gdyż w ustach rozpuszcza się doskonale, zdecydowanie szybciej niż propozycje od Wedla. Nie ma w niej żadnych proszkowości ani ziarnistości, jest aksamitna, jedwabista, gładka.
Środek Karmelowej, jak wspomniałam, nie jest czystym karmelem, ale twardawym kremem. Ma smak karmelowo-toffi. Myślę, że gdyby podkręcić gęstość w Pawełku toffi, uzyskalibyśmy coś na jego podobieństwo. Z czasem jedzenia czuć tu jednak pierwiastek wodnistości, czego nigdy nie odnotowałam w batoniku od Wedla (skądinąd uwielbianym przeze mnie).
Spotkanie z wawelską czekoladą uważam za zaskakujące i pozytywne. Zdecydowanie sprawdza się tu powiedzenie, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Czekolada z pozoru może i jest plastikowa czy też podejrzana, ale podczas jedzenia przeobraża się niczym poczwarka w pięknego motyla.
No dobra, przesadziłam, może nie aż tak. Karmelowej bowiem więcej nie kupię – nie zaczarowała mnie, choć jadłam ją bez skrzywienia i grymaszenia. Trudno mi też powiedzieć, czy była smaczna. Na pewno zdatna do użytku. Najwyżej oceniam w niej warstwę czekolady, najniżej zaś nadzienie – twardawy krem zamiast wyczekiwanego karmelu, na dodatek fundujący uczucie wodnistości (jakbym jadła czekoladę i piła wodę mineralną jednocześnie). Całość była słodka w sposób cukrowy, a po wszystkim było mi delikatnie cierpko i kwaśno, jak przy wątpliwie przyjemnej degustacji 90% cocoa.
Ocena: 3 chi ze wstążką
Jak zobaczyłam recenzję, to aż mnie dreszcz przeszedł. :P
Coś czuję, że u mnie byłaby o wiele niższa ocena, aczkolwiek staram się żadnej firmy nie przekreślać i oceniać względem ceny itp. …mam czekoladę Wawel z masłem orzechowym i już się boję.
Też mam. Daj jej szansę i kup zwykłą ze sklepu – to będzie równe podejście.
Z czasem chyba tak zrobię, biorąc pod uwagę, że krówki, czy dwa batoniki (z masłem orzechowym i jakiś truflowy alkoholowy Magnetic chyba) tej firmy nie są aż tak złe… A nawet nie wiem, czy kiedyś zwykłą, najzwyklejszą czekoladę Wawel jadłam.
Ojej, ja jestem na NIE! Lubię kiedy karmel się ciągnie, a tutaj takiego nie widzę.
No, tu karmelu-karmelu nie uświadczysz :(
Nie cierpię czekolad firmy wawel! Nie maja w ogóle wyrazistego smaku, nie potrafię sie nią delektować stąd też raz w życiu ją kupiłam, spróbowałam kostkę i podziękowałam. Lindt,milka i wedel to moi faworyci :)
Coś czuję, że po już posiadanych czekoladach też więcej nie kupię, bo jeść bez przyjemności wcale mi się nie uśmiecha.
i to by była najlepsza decyzja,czekolady z wawelu są okropne
A ja uważam, zę życie jest zbyt krótkie, a słodyczy zbyt wiele, bym miała marnować czas i kubki smakowe dla marek na których już parę razy się przejechałam. Jeszcze jak jest jakiś nietypowe smak (np. z masłem orzechowym) to spróbuje, ale na pewno nie jeśli będzie to wielka tabliczka. Mam wrażenie, ze ta by mi nie posmakowała, fanką Pawełków nie jestem, a czekolada Wawel mi słabo podchodzi.
Wawel ma jeszcze trzy szanse – jeśli ich nie wykorzysta, to też daruję sobie resztę jego oferty.
Ja też czasem sięgam po czekolady tych marek które kiedyś mi gdzieś nie smakowały,ale kolejną szansę im daję . Kupiłam 2dni temu gorzką 70% -tową z Wawela kiedyś jadłam i nie pamietam czy mi smakowała. Wczoraj przyjaciółka zrobiła mi niespodzianke i dała 4czekolady Lindt:)
Lindt <3 Jakie?
Jagoda z migdałami,sezamowa, z solą no i z chilli,ale na tą byś się nie skusiła:)
Ja mnie dobrze znasz :D
:)
Nie wiem dlaczego, ale jedna z czekolad Wawela bardzo mi się podoba i parę razy kupowałam komuś do prezentu.. twój ulubiony smak, malinową. :p
Weź, fuj. Tej na pewno nie kupię :P
Niedawno też powróciłyśmy do czekolady Wawel ale w wersji tikitaki, czy jak to tam się pisze :P I zdania nie zmieniłyśmy. Ta marka nam nie podchodzi i choć jeden albo dwa kawałki da się zjeść to reszty nam w ogóle nie żal oddać komuś innemu :P
O, akurat czekoladki Malaga i Tiki Taki bardzo lubię! W wersji tabliczkowej Tiki Taki nie próbowałam i nie zamierzam, bo po biedronkowej Maladze (wiadomo, też Wawel) myślałam, że zejdę z obrzydzenia.
Absolutnie zgadzam się z Twoim początkiem. Wielu z nas często mówi: ,,nie zjem bo to fuj”, a nawet nie spróbowało. Dlatego ja chociaż przeczuwałam, że moja niechęć już od czasów dzieciństwa do Wawela, którego bardzo przepraszam, ale uważam chyba za najsłabszego producenta czekolad raczej się nie zmieni – spróbowałam niedawno jak na inteligentnego człowieka przystało, aby nikt mi nie zarzucił właśnie, że wygłaszam oceny bez zapoznania się z produktem. Jadłam wersję jagodową i już sam zapach mnie nie przekonał. Ja nie przepadam za deserowymi, więc zdecydowane kakaowe nuty są nie dla mnie chociaż są wyjątki, bo w niektórych czekoladach jestem nimi zachwycona. Kostka była taka jak się spodziewałam, mocno kakaowa, zupełne przeciwieństwo słodkiej, mlecznej Milki. Nadzienie było także bez rewelacji, ot jagoda jak jagoda. Z kolei później, na Wielkanoc dostałam krówkową. Tutaj było już lepiej, bo chociaż sama czekolada znowu była dla mnie męką, to jednak dodatek był ogromnie słodki, przecukrzony do granic możliwości i po jednej kostce myślałam, że wyzionę ducha ale nawet smaczny, faktycznie miał coś z rozpuszczonej krówki.
Ta chociaż pewnie nie powinnam tego mówić nawiązując do wstępu mojego komentarza… ale jednak przypuszczam, że by mi nie smakowała. Zawiera bowiem TEN karmel, którego tak nie znoszę – coś na kształt Pawełka, już Ci o tym wspominałam. Dla mnie karmel musi być słodki i taki ,,Milkowy”. :D
Wawel najgorszy? A co powiesz na… Barona? :D
Wiesz co z dwojga złego to już wolę Barona, bo on to przynajmniej te jajeczka wielkanocne ma smaczne i takie cukierki jogurtowe z nadzieniem dżemowym malinowym i truskawkowym. :D Jeżeli chodzi o Wawel natomiast to chciałabym znaleźć jakiś jeden jego produkt, który mi NAPRAWDĘ smakuje ale… nie potrafię. :D
Ja mam: Malaga i Tiki Taki, a potem Michałki i Trufle :)
Ona jest pycha! Ale wole wersje krowkowa :) zjadasz cala taka czekoladke? :*
Tej akurat nie, bo nie uśmiecha mi się jeść całej czekolady ocenionej zaledwie na 3 chi :P
I ja przekonałam się że Wawel nie taki straszny :) Jest w sumie – po prostu ok :)
„Po prostu ok” – idealne określenie.
odważna jesteś :D ale chętnie sama bym się poczęstowała, sama bym nie kupiła bo byłoby mi pieniążki wydać ^^ wawel, wedel… kurde miałaś racje :) ja chce torcika! >.< nie mogę się doczekać i masełek ^^ a jutro czwartek, oby nie było coś słodkiego ze sklepu bo się załamię, ale chyba już wspominałaś, że skończyłaś więc… ^^
Skończyłam, skończyłam. Jeszcze tylko dwie soboty z Kopalnią Słodyczy i jestem out of słodycze ze współpracy z dystrybutorami.
ufff…. bierz się za polskie kochana :D
Fuj nie lubię czekolad Wawelu, mój ojciec za to lubi np. Malagę, nigdy tych czekoladek nie lubiłam. Ta czekolada jest jakaś twarda i plastikowa. Ale Michałki i Trufle kocham, więc wybaczam obleśne czekolady :D
Malagę i Tiki Taki bardzo lubię, ale tylko w postaci cukierków. Michałki i trufle też mniam :)
Zabawne. Opakowanie dużo mi mówi, ale gdy przychodzi do wspomnień, to nic nie jestem w stanie wykrzesać z pamięci. Załadowałem swojemu organizmowi mnóstwo niepotrzebnych kalorii w historii, jedząc produkty nawet średnio mnie interesujące. Jestem prawie pewien, że taka „no jest bo jest” opinia była (byłaby?) zbieżna z moją.
[pół godziny później]
Musiałem ją pochłonąć, wiedziałem. Jakoś wraz/ w bliskim okresie z kasztankami i tiki-taki w tabliczkowej wersji ;)
Czekolady z Wawelu też pasują Ci do profilu bloga, bo deserowe. Będą?
Będą, będą. Jak tylko skończę Wedla. No i dwóch od Lindt’a ;)
Kiedy? Sam nie wiem. Termin „po wakacjach” wydaje się być realny. Oferta jest nawet bogata (chilli, jagoda), więc serial będzie miał kilka odcinków ;)
Jadłam, bleh. To nadzienie jest tak okropne, że poległam i oddałam domownikom :P Nie wiem dlaczego, ale ich tabliczki nadziewane są tak paskudne, że szkoda gadać. Jedyną czekolada od Wawela, która mi naprawdę smakuje i z przyjemnością ją kupuję to ta z nadzieniem krówka i ta z masłem orzechowym :)
Czyli nie jedyna, bo aż dwie ;> Grosz do grosza i będzie kokosza!
„Karmelowej bowiem więcej kupię” – ok :D.
Nie wiem, jaki smak czekolady musiałby wypuścić Wawel, żebym zdecydowała się teraz na kupno. Trochę ich czekolad w życiu spróbowałam, a po ostatnich doświadczeniach tym bardziej stwierdzam, że szkoda mi na nie żołądka ;)
Czyżby freudyzm? Fuj, oby nie!
Wawel o smaku Zottera. Albo Wawel z mięsem mielonym :D
Czekolada ta naprawdę mi smakowała. A ogólnie Wawel ze wzgledu na Michałki białe lubię i nic do niego nie mam :)
Niestety mam przeciwne zdanie, ale to już wiesz z recenzji :)