Puchatek, napój kakaowy o smaku orzechowym + pianki Haribo

Jeśli jest wiosna, a na półce pomiędzy starymi oklepanymi batonami pojawi się jeden nieznany i przywodzący na myśl smaki z odległych krajów – na pewno go kupię. Jeśli jest lato, a do sklepu zawitają nowe i niespotykane lody – na pewno je kupię. Jeśli jest jesień, a wśród tysięcy znanych mi ciastek błyśnie opakowaniem coś, czego moje oczy jeszcze nie widziały – na pewno to kupię. Jeśli jest zima, a moje zamarznięte wędrówką do supermarketu usta nawet nie są w stanie wypowiedzieć nazwy czegoś, co jest nowe, a w dodatku ma szanse mnie rozgrzać – na pewno to kupię. I nieważne, że każda z tych rzeczy jest brana w desperackim trybie teraz, natychmiast, bo jutro na pewno już nie będzie, nieważne też, że po przyniesieniu do domu zapakuję ją do jednej ze słodyczowych szafek, gdzie zapomniana przeleży kolejny rok. Liczy się to, że ją mam i nie muszę się już martwić, że nie zdążę kupić.

Taki los spotkał wiele produktów, które posiadam. Jeśli są one stałe i suche, czyli podlegają pod kategorie: batony, wafle, czekolady, ciastka itp., dodatkowo zostaną umieszczone na liście, dzięki czemu będę kontrolowała ich termin przydatności i na pewno zjem w odpowiednim czasie. Jeśli są one zimne i przeznaczone do dalszego mrożenia (czytaj: są lodami), wpakuję je do jednej z trzech szuflad zamrażarki i… zignoruję. W tym wypadku ważniejszy jest dla mnie bowiem sam fakt kupowania i kolekcjonowania niż jedzenia. Lody mogą stać sto lat i nic się z nimi nie stanie – kłopot z głowy. Ale jeśli są one proszkowate i dobrze opakowane, owo sto lat zamieni się w tysiąc, tysiąc w milion i tak dalej… Nie żebym tyle dożyła, ale zawsze może się trafić godny następca, którzy po mojej śmieci przejmie niewykorzystany, przeterminowany wikt i będzie pilnował, by przeterminowywał się coraz bardziej. Niegłupie.

Oszustwem byłoby jednak twierdzenie, że o produktach zapominam całkowicie. Fakt, nie myślę o nich dniami i nocami, nie zastanawiam się nad datą ich otwarcia, ale nie znaczy to, że nie wiem, iż nadal tam są (bo kto niby miałby je zabrać?). Od czasu do czasu otwieram szufladę i patrzę na nie. Widzę wtedy pojedyncze kisiele, budynie, ciastka do zrobienia w mikrofalówce (o zgrozo! ale przysięgam, że zjem je, jak nadejdzie jesień… wait for it!), a między nimi dwa kupione w Tesco kakaowe napoje: jeden klasyczny, drugi orzechowy, wzbogacone o marshmallows. Ignorowałam je tak długo, aż termin przedawnił się o cztery miesiące, a ja uznałam, że nie ma co żartować, bo o ile proszkowi nic się nie stanie, o tyle pianki… no, może nie być już tak smacznie. Poszłam do sklepu, kupiłam 2-procentowe mleko Łowickie (ukryta reklama, ale co poradzę, że to moje ulubione?) i rozpoczęłam degustację.

Puchatek, napój kakaowy o smaku orzechowym + pianki Haribo (1)

Puchatek kakaowy o smaku orzechowym + pianki Haribo

Nie czarujmy się, takie produkty nie są ani zdrowe, wszystkie te witaminy to pic na wodę, ani zbyt dobre. Potrafią jednak świetnie manipulować dziećmi, bo wpływają na wzrok i wyobraźnię. I to nie tylko małymi dziećmi. Gdybym ja na półce zobaczyła sam napój – tu należy podkreślić: napój, nie czekoladę czy kakao – w życiu bym go nie kupiła. Ale z piankami?! Nie mogłam nie wziąć.

Tym większe było moje rozczarowanie, gdy w dniu degustacji wysypałam pianki na blat, a one okazały się małe, twarde, obsypane jakimś dziwnym cukrowym proszkiem, no i w ogóle było ich niewiele. Odgryzłam połowę jednej i przez chwilę nie wiedziałam, czy dodam je do napoju, czy od razu wywalę do śmieci. Zawód mojego życia, naprawdę. Ale napoju jeszcze nie przekreślałam.

Puchatek, napój kakaowy o smaku orzechowym + pianki Haribo (2)

Czekoladę napój kakaowy przygotowałam, jak pan producent przykazał. Proszek zalałam 200 ml mleka, wymieszałam i obserwowałam, jak minimalna pianka obraca się wokół siebie niczym baletnica. Zamieszałam raz, zamieszałam drugi… niestety, konsystencja nie zrobiła się ani trochę gęstsza. Ot, brązowa woda i tyle. Pianki otrzepałam z nadmiaru cukru pudru, który lawinowo wysypał się z saszetki dołączonej do opakowania głównego i szybkim ruchem wrzuciłam do gorącego płynu.

Wymagania, choć to za dużo powiedziane, niech będzie: marzenia dotyczące Puchatka były takie, żeby otrzymać gęstą czekoladę z delikatnymi marshmallow rodem z filmu. Prawdziwą czekoladę piłam tylko raz w życiu, w czekoladziarni, i bardzo chciałam odtworzyć tamtą chwilę. Nic z tego. Kakaowy napój z supermarketu nie spełnił moich oczekiwań co do powtórki wycieczki do raju nawet w jednym procencie.

Puchatek, napój kakaowy o smaku orzechowym + pianki Haribo (5)

Co nie oznacza, że było źle, wręcz przeciwnie: było całkiem nieźle. Pianki momentalnie namokły, rozpuściła się ta ich twarda, cukrowa skorupka, ale one zachowały fason. Jadło się je miło i aż zaczęłam żałować, że to tylko 5 g. Napój natomiast smakował jak ciepłe mleko, z którego ktoś wyjadł podrabiane płatki no-name o smaku orzechowym – smaczne, ale tanie. Przede wszystkim był supersłodki (cukier w cukrze to mało powiedziane), orzechowy wyłącznie w (sztucznym) posmaku.

Puchatek, napój kakaowy o smaku orzechowym + pianki Haribo (3)

Musze przyznać, że całość mi smakowała, bo lubię takie dziwactwa do zalania i skonsumowania (może z wyjątkiem nieszczęsnego Szybkiego Sernika Delecty). Nie kupiłabym Puchatka swojemu dziecku, chyba że chciałabym je ukarać cukrzycą albo rakiem, ale nie sądzę, by obecna niechęć do macierzyństwa przeniosła się na maltretowanie ewentualnego dziecka w przyszłości. Sobą zaś się nie przejmuję, jestem w fazie życia chwilą i niemyślenia o tym, co będzie za parę lat, więc napój pewnie jeszcze kupię.

skalachi_4Ocena: 4 chi ze wstążką


Skład i wartości odżywcze:

Puchatek, napój kakaowy o smaku orzechowym + pianki Haribo (4)

39 myśli na temat “Puchatek, napój kakaowy o smaku orzechowym + pianki Haribo

  1. Nie kupiłabym swojemu dziecku, chyba, że chciałbym ukarać je cukrzycą albo rakiem-;D ryje, najlepszy tekst :)) a swoją drogą, dzisiaj kupię tą jagodowa,unicornowa Smakije,bo posmarowała mi ta malinowo -marakujowa,a jak ta jest jeszcze lepsza tak jak mówisz, to będę w cukrowym niebie <333

  2. Nie mogę pojąć, o co chodzi z tym ulubionym bądź nie ulubionym mlekiem :D Łowicz musi mieć chyba jakąś bardzo specyficzną linię przetwórstwa :P.

    Takie wyroby autentycznie mnie przerażają. Prawdziwa gęsta czekolada z takimi piankami jeszcze by uszła, choć wolę wypić sobie taki gorący napój z dodatkiem chili.

    „Zjedz pianki w tym kolorze najszybciej jak się da” – to strasznie brzmi :P

  3. A mi przypomniałaś o moim, jak dotąd nie spełnionym, pragnieniu tj. upieczeniu pianek na ognisku. Wiesz, tak jak harcerze w amerykańskich filmach (i mniejsza o to, że nie przepadam za harcerstwem ;) ).

    1. Też o tym marzę! Widziałam ostatnio takie w Biedrze, ponabijane już na kijek. W Lidlu na amerykańskim pewnie też są. Producenci nas wyręczają.

  4. Skąd ja znam te „szybko kup, bo potem nie znajdziesz, a następnie schowaj do szafki i olej” :D
    Miałam chwilę wahania nad tym produktem, bo pianki. Ale szybko sobie przypomniałam, że takich napoi nie pijam, więc takie coś by leżało u mnie tyle czasu, że bym w końcu musiała je wywalić.

  5. Hahah mam tak samo. Najważniejsze, że mam, że nikt przede mną nie kupi, taka satysfakcja z posiadania :D Podobnie to dziś u siebie opisałam :D
    Nigdy nie piłam kakao z piankami, ale jakoś nie kusi…moja siostra tak zimą często robi, ale ja jakoś od zawsze mam uprzedzenie do pianek :P

    1. Samych pianek nie lubię, bo należą do królestwa żelków, które są mi zupełnie obojętne. Co innego w napoju – to kusi jak cholera, zwłaszcza w prawdziwej gorrrącej i gęęęssstej czekoladzie.

  6. A ja wolę 2 %-owe „wiejskie świeże” Piątnicy. :P
    A kolekcjonować jedzenie dla kolekcjonowania też lubię, aczkolwiek czekolady znikają w zaskakująco szybkim tempie.

    Ciekawa rzecz, może i bym z ciekawości spróbowała, ale wątpię, że do tego dojdzie.

    1. U mnie nie mają szansy, bo załóżmy, że nawet będę jadła całą tabliczkę albo paczkę ciastek naraz, potem jednak idę do sklepu i kupuję siedem rzeczy, czyli mam zapewniony tydzień. Ale zanim on minie, znów coś kupię tu, coś tam, i robi się kolejna tura, tym razem dziesięciu. Nie jestem w stanie ani jeść na bieżąco, ani nie dokupować.

  7. Miałam kiedyś cały kilogram tych mini pianek od Haribo, w takim wielkim opakowaniu. Pół roku leżało u mnie w szafie, aż w końcu oddałam kuzynce – niestety, żelatyna :)

  8. Puchatek jak dla mnie słaby jest:P . Dziecku kupuję kakao Milka sprowadzane z Niemiec bo u nas nie kupisz ehh a jest bardzo smaczne . Pianki czasem w zimie kupuję do czekolady na gorąco lub do kawy. Czekoladę piję marcepanowa niederegger pyszności.

    1. Gdzie kupić marcepanową czekoladę?! Pamiętam jej smak z automatów stojących przy lodowisku. Człowiek się zmęczył, a potem na czekolaaadę. Marcepanową albo pistacjową, mmm.

      1. Mi siostra przysyła z Niemiec ze sklepu z marcepanami Niederegger Lubeck jest pyszna kosztuje ok 5 euro.

  9. Na mnie słowo „nowość działa podobnie, nawet jeszcze gorzej. Bo zazwyczaj dostrzegam je w INTERNECIE,niekoniecznie zaś na sklepowych półkach. A że nie mieszkam w wielkim mieście ani nie mamy ANI JEDNEGO sklepu typu biedronka… co 2 dni wyruszam na wyprawę po naszych sklepikach, po to, by wątpliwie sympatyczna ekspedientka spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami pytając „cooooo??? nieee, nie ma, a coś takiego istniejeee???”

    A co do Puchatka, to nienawidzę napojów orzechowych, fuj.
    Ale czekoladowe to co innego.
    A jeśli chcesz prawdziwą czekoladę do picia, to zrób sobie sama, to naprawdę proste. (choć jeśli nie lubisz piec i gotować, to mi nie zawsze możesz wierzyć, przykład: ostatnio próbowałam wytłumaczyć koleżance że torcik potrójnie czekoladowy z ganache, przyozdobiony równą warstwą fondantu to naprawdę banał)

    1. Łe, to Ci nie wierzę :D Dla mnie wszystko, co wykracza poza zalanie proszku wrzątkiem, już należy do puli przepisów skomplikowanych. Trochę oczywiście przesadzam, ale wiesz jak jest… Gotowanie, eee, niekoniecznie ;)

      Współczuję Ci braku sklepów :(

  10. Właśnie za mną też ostatnio chodzi jakiś dobry, czekoladowy napój! Chyba w ogóle mam jakiegoś smaka na czekoladę, bo dzisiaj właśnie zakupiłam serek o smaku czekoladowym czego już dawno nie robiłam. :D To pewnie przez tą pogodę… Też lubię czasem takie zalewane dziwactwa i chętnie bym sobie wypiła takie kakao… kojarzy mi się z dzieciństwem, bo samego kakao w domu raczej nie piłam – tylko w przedszkolu za to codziennie płatki na mleku Chocapic już tak. :D

      1. Wiesz co teraz robie starcie tytnów i porównuję Riso i Belriso. :D Jak na razie przewaga znacząca u pana Mullera. Dzisiaj raczyłam się czekoladą chociaż ona od Belriso lepsza to jednak ogólnie z wariantów Riso nie wpada nawet na podium.

        1. Mam w planach zrobić takie na blogu, tylko nadal mam dużą niechęć do ryżu na mleku, więc odkładam w czasie :P

  11. jadłam dwa razy i po obydwa smaki… to dlatego, że za pierwszym razem tak długo moczyłam te poduszki, że po nich śladu nie zostało- brawa dla mnie :D niestety ja z żarciem mam tak i wstyd, ale myślę o nim chyba… ponad połowę całego dnia xDD no w nocy nie, ale zdarzało się chyba :D też mam tyle zapasów, że jak nie daj coś nadeszła by wojna i trza byłoby przeżyć to na tych węglowodanach długo bym jechała :D

  12. Orzechowy smak już z góry był skazany na chemiczne pochodzenie co od razu zniechęciłoby nas do kupienia tego nowego Puchatka. Ale pomysł z tymi piankami ciekawy, chyba jakbyśmy przygotowywały ten napój to oczka nam by się świeciły jak latarki :P

  13. Widziałam na Insta to coś i tak myślę: „Co ta Olga nasza kochana kupiła tym razem?”, potem: „Szaaaalona i odważna” :) Coś innego, do recenzji – nie ma co :)

    Chociaż jak już ją czytałam – recenzję właśnie – zawiodłam się nieco. Myślałam, że to będzie coś „wow”. Mam wrażenie, że zawsze tak piszę, zawsze mam nadzieję! :)
    Tak czy siak. Dziecku bym nie dała, ooo nie :)

  14. Trochę to dziwne, że pianki od jednak kogoś znanego, nie wykonały swojego zadania. Samo kakao to tam mogło smakować nawet jak i pomyje, ale wkład powinien być przynajmniej zadowalający. Może ich skład różni się od tych z paczek, by wytrzymały wysoką temp. napoju… i przez to są zdecydowanie gorsze? Cholera wie ;)

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.