Wreszcie nadeszły wakacje, a ja mam czas na nadrabianie recenzji na podstawie notatek, które od tygodni zalegają w telefonie i zajmują niepotrzebne miejsce. Niepotrzebne, bo przecież nie tam powinny się znajdować. Ich przeznaczeniem jest blog, dzięki któremu produkty zaprezentują się światu, wypłyną recenzencką łodzią na głęboki ocean spożywczej blogosfery i te sprawy. Na dodatek niektóre z nich dotyczą produktów otrzymanych w ramach współpracy, więc tym bardziej powinnam się była zmobilizować. Na swoje usprawiedliwienie mam jednak fakt, iż kończenie semestru, czy to na studiach, czy we wcześniejszych szkołach, nie służy pisaniu długich i atrakcyjnych tekstów, na które owe produkty zasługują. Dziś więc, wstając z łóżka po dziewiątej i wiedząc, że nikt ani nic na mnie nie czeka, mogłam przystąpić do wypełniania zaległych zobowiązań.
Na pierwszy ruszt idzie Primavika i masło orzechowe. Muszę tu jednak zaznaczyć, że choć samo masło kocham, nie mam zbyt dużej praktyki w firmach i rodzajach. Moje pierwsze masło pochodziło z barku przyjaciela i wydało mi się tak ohydne, że po jednym kęsie zostawiłam posmarowaną kromkę i orzekłam, że tego produktu nie zbliżę do mojej jamy gębowej nigdy więcej. Drugie podejście, w dodatku po wielu latach, miało miejsce w pracy. Dostałam od szefa (kierownika baru fast-foodowego) masę próbek, które otrzymał od różnych firm, między nimi było masło orzechowe właśnie. Dałam mu drugą szansę i… zakochałam się. Niestety, i jego firmy nie pamiętam. Wiem za to, jakie masło trafiło na moją listę jako trzecie: Felix, w dodatku light. Skąd ten wybór? Ano przeraziłam się wtedy, że masła mają tak dużo kalorii, a jak się porządnie posmaruje bułkę, to zaraz znika połowa słoika i mamy kłopot. Nie pamiętam, czy mi smakowało, czy nie. Zjadłam całe, więc chyba tak. Ale to jeszcze nie było to. TYM okazało się dopiero lidlowe masło z kawałkami orzechów McEnnedy. Strzał w dziesiątkę, czysta poezja i masłoorzechowy unicorn. Uznając, że nie ma po co dalej szukać, maseł więcej nie testowałam.
I tak dochodzimy do dnia dzisiejszego i trzech produktów, które przysłała mi Primavika: masła orzechowego piegowatego, z wiórkami kokosowymi oraz smażonego masła z nerkowców. Jako pierwszy przetestowałam słoiczek z wiórkami, ale żeby podsycić waszą ciekawość, opublikuję jego recenzję jako drugą. Potencjalnie najlepsze zaś zostawiam na koniec.
Masło orzechowe piegowate
Olej z orzeszków arachidowych na powierzchni masła jest zjawiskiem naturalnym – głosi napis tuż nad tabelą wartości odżywczych, w której miło zaskakuje niska jak na masło orzechowe ilość kalorii (571). Nie ma się jednak czemu dziwić, w końcu masło to zawiera tylko 61% fistaszków (wielka szkoda!), resztę zaś zajmuje cukier (jak by nie patrzeć, ma mniej kalorii), emulgatory, płatki cukrowe (aż do momentu ugryzienia kanapki łudziłam się, że będzie to jednak czekolada) i inne rzeczy, w tym również częściowo utwardzony tłuszcz palmowy (ponownie: niestety!). Wróćmy jednak do informacji o oleju. Piszę o niej, bo gdy odkręciłam plastikową zakrętkę, a potem odkleiłam słabo przylepione złotko (klej się rozpuścił… czyżby od temperatury?), moim oczom ukazało się prawdziwe bagno. Zamieszałam w nim oczywiście nożem, ale zdawało się nie znikać, przez co całość była bardzo tłusta i wilgotna. Dla osób oswojonych z masłami orzechowymi rzecz normalna, ale nowicjuszy ostrzegam.
Kolejnym krokiem było zbliżenie nosa do słoika i… o mamo!, cudo. Co prawda nie był to zapach czystego i intensywnego masła orzechowego, a czekoladowo-orzechowego kremu (taka słabo pachnąca Nutella), ale był on śliczny i kuszący. Żeby było zabawnie, na drugi dzień zupełnie zniknął, a na jego miejscu pojawił się aromat zwykłego, lekko słonego masła z fistaszków.
Wygląd masła, choć wolałabym otrzymać czysto orzechowe niż z czekoladowym dodatkiem, był obłędny, zwłaszcza na bułce. Czarne prostokąciki mieszały się z ziarnami lnu i wyróżniały na tle jasnobrązowej masy właściwej. Przez chwilę nie byłam pewna, czy powinnam to dzieło sztuki zjeść, czy może powiesić sobie na ścianie i oglądać, jak… każdego dnia siadają na nim muchy i osadzają się paprochy? Niee, oczywiście, że wiedziałam, co mam z moją bułką zrobić.
Pierwszy gryz i… rozczarowanie. Niby czytałam, że masło zostało wzbogacone o płatki cukrowe o smaku czekolady, ale po cichu liczyłam, że to tylko taka dziwna nazwa na zwykłe kawałki czekolady. Nic z tego. Płatki były bardzo twarde, chrupały i miały jedynie posmak czekolady. Głównie były cukrowe, przypominały mi posypkę do lodów, gofrów i innych deserów, tę taką kolorową w formie małych słupków. Nigdy jej nie lubiłam, choć wygląda efektownie. A teraz miałam przed sobą perspektywę zjedzenia całej połowy bułki pokrytej masłem z ich dodatkiem. Musiałam potraktować to jako służbowe wyzwanie.
I dobrze się stało, że nie zaprzestałam konsumpcji. Im dalej bowiem gryzłam, tym bardziej przekonywałam się do drugoplanowych bohaterów piegowatego masła. Drugoplanowych, a może nawet pierwszoplanowych, bo koniec końców smak fistaszków nieco się tu zagubił. Był bardzo delikatny, raczej słodki niż słony (sól występowała punktowo, a nie w całości produktu), przez co nieco mdły. Olejowego bajora, które spotkało mnie na wstępie, w ogóle nie czułam. Konsystencja była świetna.
Masło oceniam jako bardzo przyjemne. Nie jest wyraziście fistaszkowe, czego trochę mi brakowało, myślę jednak, że to bezpieczna opcja dla osób zaczynających przygodę z masłem orzechowym, dopiero chcących zacząć lub – jak podpowiada szata graficzna opakowania – dzieci. Ponadto zamieniłabym cukrowe kawałki o smaku na po prostu czekoladę. Tym sposobem produkt zachowałby swoją piegowatą nazwę, a konsument otrzymałby coś o lepszej konsystencji. No i ze składem można by zrobić parę ciekawszych rzeczy, bo ludzie sięgający po masło orzechowe z reguły interesują się jakością kupowanych i jedzonych produktów. Ja niekoniecznie, więc wystawiam 4 chi ze wstążką.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę Primaviki,
odwiedź też fanpage’e: Facebook, Instagram)
Masło orzechowe to życie ;) nie, no, naprawdę uwielbiam ‹33 a to jest całkiem ciekawe. Chyba pora spróbować czegoś nowego Zuzia,a nie tylko bez przerwy Mceenedy z Lidla :D no, i podsycilas moja ciekawość z wym masłem wiorkowym :*
Z tego co pamiętam, wiórkowe pojawi się w kolejny czwartek ;>
Oki :) no, i ta jagodowa Smakija unicornowa-niebo <3
Cieszę się bardzo :)
Pierwszym masłem jakie spróbowałam było to z Sante (z czerwonym wieczkiem), które otrzymałam jako nagrodę w konkursie i mi posmakowało bo było bardziej słone niżeli słodkie…. No ale pokombinowali ze składem i już nie smakuje tak jak wcześniej…Z Primaviki też jest smaczne ale też coś zmienili w składzie przez co jest bardziej słodkie niż wcześniej ale nadal bardziej słone niżeli słodkie.. A to z Lidla mi nie smakuje – słoik męczyłam ponad miesiąc.. masło okazało się dla mnie za słodkie i mdłe…. Teraz moim ulubionym jest to domowe i tylko takie jem ;)
Jeśli chodzi o masło piegowate to kompletnie nie trafiło w moje gusta… otrzymałam wersję inną – jeszcze z napisem „z kawałkami czekolady” i jak natrafiłam na te kawałki cukrowe to czułam tylko i wyłacznie cukier.. a masło? to samo – w sumie w smaku był cukier z cukrem… Nie moje smaki
Haha, mnie przynajmniej nie wrobili w czekoladowe płatki, od razu wyczytałam, że są cukrowe o smaku.
Rzeczywiście wygląda super, a na bułce z ziarenkami, to już w ogóle ;) Ja uwielbiam masło orzechowe i u mnie w domu schodzi na tony :p ale ostatnio najbardziej przekonuje mnie wersja robiona w domu ;)
Ja jestem leniwa i wolę kupować, ACZKOLWIEK chętnie bym domowego spróbowała :)
Ty, leniwa?! Błagam, Olga! Zapracowana, to już bardziej, ale na pewno nie leniwa ;)
Może w wakacje znajdziesz czas żeby zrobić domowe masełko ;)
Hmm, masz rację, to niewłaściwe słowo. Niechętna do pracy w kuchni – tak lepiej :)
Strasznie szkoda tych cukrowych cząstek. Też bym wolała, żeby to była prawdziwa czekolada. Producent ewidentnie poszedł na łatwiznę, nie mówiąc już o fatalnym składzie samego masła. Pozostanę przy McEnnedy, właśnie zrobiłam zapasy. Innym masłem, które kiedyś zapewne zakupię, jest propozycja Kauflandu.
Nie wiedziałam, że też robisz zapasy McEnnedy. Jakoś mi to do Ciebie nie pasuje, muszę oswoić się z tą informacją :P
Buhaha, a dlaczego tak? :D Uwielbiam to masło! :)
Zresztą mój Men też je kocha.
Bo Ty kupujesz tylko dobrej jakości ciemne czekolady, nie jadasz nic innego! :D No, owsiankę na śniadanie, ale poza tym tylko Zottery i im podobne.
Hihi, widzisz, jak blog wykrzywia rzeczywistość? :D
A owsianka nie może być z masłem orzechowym? :>
Niee, ewentualnie ze swiezymi owocami :P
Masło orzechowe nie wyklucza dodania swiezych owoców :)
Fuj, mnie ono nie smakowało i musiałam wykorzystać do ciastek. Naturalne jest jeszcze spoko, ale też nie do końca mi pasowało. Takie 7/10, a ten smak 2/10.
Koniecznie spróbuj masła orzechowego z Mark&Spencer lub z Lidla. Terminy mają bardzo długie więc spoko ;)
Ty jesteś z Wrocławia, nie? Tam podobno w M&S jest nawet to masło z syropem klonowym i orzechami pekan. U mnie w Łodzi ich nie ma, a bardzo mi na nim zależy :'((
Znowu się wtrącę. Nie marudź, u mnie w ogóle nie ma takiego sklepu. :p
Natalie, a to czasem nie Ty zwróciłaś uwagę, że nigdy nie dodałam recenzji batona z M&S, którego wcześniej wrzuciłam zdjęcie w poście o zakupach? To musi oznaczać, że mam w mieście M&S, nawet nie jedną filię! :) Tyle że maseł kupować nie będę, bo to dla mnie strata kasy. Do niczego ich nie wykorzystam. A z Lidla… czytałaś wstęp? Przecież napisałam, że to moje ulubione ;>
Eh, źle napisałam. Nie miało być z Lidla tylko Meridian :P
Natalie, ależ w Łodzi jest to z syropem klonowym i pecanami! :D Tydzień temu je kupiłam nawet. ;)
Seeeerio?! :OOO Jadę tam jutro!
Nigdy, przeeenigdy nie kupiłabym sama z siebie takiego masła orzechowego. 60% orzechów, really ? Wielka szkoda :)
Ale dodatek, nie powiem, bardzo ciekawy :)
Jakie 60… 61!, weź nie zmniejszaj jeszcze bardziej :D
Ja nie bardzo umiałam je ocenić. Nie smakowało mi, to fakt, ale ja nie lubię słodkich maseł orzechowych. Sól, sól, sól. <3 Ktoś kto lubi słodkie rzeczy, pewnie odbierze je inaczej.
A co do samej recenzji: te cukrowe kawałki… no właśnie, mam o nich taką samą opinię, co Ty.
Czekam na recenzję masła z wiórkami!
Będzie w czwartek, tymczasem idę sobie odświeżyć Twoją recenzję i zobaczyć, ile punktów dajesz produktom, których nie lubisz ;>
Moja mina jak przeczytałam, że to Primavika -> (-__-). Tak, nadal się boczę na tą markę. Więc jedynie podsumuje ilość orzechów: Phiiiiii, żal
Dużo Cię nie ominęło :)
Podsumowanie tego masła jest idealnie przez Ciebie skomentowane. Jednak od Primaviki kocham bez soli i cukru i to z wiórkami, boskie. <3 Kakaowego jeszcze nie próbowałam.
A boczysz się, bo…?
Pozwolę sobie napisać za czoko, bo może tu już nie zajrzeć, a na to pytanie odpowiadała u siebie na blogu. „(-__-)” ta mina oraz boczenie się na Primavikę wynikają z faktu, że napisała z propozycją współpracy, a firma odmówiła, mimo iż na stronie mają formularz kontaktowy ze współpracą.
Kanapka wygląda faktycznie fajnie, no ale dwie pozostałe wersje bardziej mnie ciekawią. Ta z wiórkami, bo jak to takie połączenie, a z nerkowców, bo mają bardzo delikatny smak i też sobie tego nie wyobrażam. ;)
Wiesz, że nawet nie myślałam o tym, że masło z nerkowców będzie miało inny smak? Kurczę, rzeczywiście powinno!
Pierwsze masło orzechowe kupiłam w Niemczech w sklepie Penny było pyszne chyba nawet na równi z tym z Lidla . To było 7lat temu i gdy po wakacjach wróciłam do domu byłam rozczarowana,że w Polsce nie ma masła orzechowego w każdym sklepie wtedy to naprawdę był problemy by je dostać:( . Takiego pieguska bym spróbowała na wafelku ryżowym:)
Podjedź do Wrocławia, dam Ci ;)
Mogę jutro? bo akurat będę jechała przez Wrocław:) a tak na marginesie mieszkałam tam kilka lat:) teraz koło Wrocławia jestem:)
O której? ;>
Ok 19 będę jechać przez Bielany:)
Ale jedziesz autem czy autobusem? Bo Bielany to dokładnie przeciwległy do mojego osiedla koniec Wrocławia… :P
Jedziemy autem bo mąż wywozi mnie i dziecko na wieś w okolice Sandomierza na 6tyg:) . Sam wraca zaraz no,ale takie życie jak ktoś pracuje:) . Nie mam tam dostępuj do laptopa więc będę sporadycznie odwiedzać ulubione blogi,ale czasem się pojawię i nadrobię zaległości u Ciebie i innych:)
Jak chce się Wam zmienić trasę i nadrobić trochę km wgłąb Wrocławia, to możesz wpaść po to masło. I ja bym nie przeżyła tyle bez neta. Chociaż z kimś bliskim… Nie wiem, nigdy nie próbowałam.
Czyli masło idealne dla mnie, bo jestem nowicjuszką jeżeli chodzi o ich smak. :-) Chociaż w sumie szczerze mówiąc to na rynku widziałam wiele ciekawszych masełek, które mnie interesują. Np. masło z nerkowców, mniam. To w sumie ze względu na tą czekoladę też w sumie wydawałyby się ciekawe ale skoro mówisz, ze to z czekoladą ma niewiele wspolnego, a są to raczej cukrowe płatki to nie jestem przekonana niestety. Czekam zwłaszcza na ostatnią recenzję i w sumie też na kokos, bo ciekawa jestem jak dla takiej miłośniczki wiórków wypadanie. :D
Nie „raczej” cukrowe płatki, a „dokładnie” cukrowe płatki :P Wiórkowe pojawi się w przyszły czwartek, a nerkowcowego jeszcze nie otworzyłam, więc hmm… może za dwa tygodnie? Wcześniej puszczę cztery desery musowe, bo je zjadłam jako pierwsze, są już opisane i czekają na dzień publikacji.
Jak tylko ta wersja masła orzechowego się pojawiła to zaczęłyśmy szukać je w każdym możliwym sklepie. Kiedy w końcu udało nam się je dorwać to po przeczytaniu składu chyba nigdy nie byłyśmy tak bardzo rozczarowane jak właśnie wtedy. Płatki cukrowe o smaku czekolady? Nie dziękujemy, my jemy masło orzechowe właśnie dla słodko-słonego smaku a nie 100% przecukrzenia ;)
Czyli w końcu nie kupiłyście?
Nie :P
Zdecydowanie wolę wersję bez soli i cukru… chociaż… tej nie próbowałem ;) Jestem zaślepiony w tamtym opakowaniu. Dodatek czekolady może stanowić niezłe przełamanie smaków, dla kogoś, kto aż takim maniakiem masła orzechowego nie jest. Słodkość stłumi mulistość.
Jeśli miałbym brać coś z czekoladą i masłem orzechowym to celowałbym w słodycze, a nie smarowidła. Chociaż takiego Reese’s z chęcią bym przygarnął na testy ;)
Jestem ciekawa wersji bez soli i cukru, nie jest za mdła?
Reese’s, ble :P
Pewnie, że jest. Sucha, zamulająca, boska. Nie tak jak pozbawione olejku nadzienie Reese’s, ale z pewnością Nutellą bym tego nie nazwał :)
dziękuję! :* czekałam cierpliwie na tą recenzję ^^ bardzo mi zależało na tym maśle właśnie bo długo się zastanawiałam nad jego kupnem… bo to co piegowate, z dodatkami to coś dla mnie :) dzięki Tobie wiem, że nie potrzebnie popuszczałam w gacie na widok tego masła xDD
Tyle że Tobie mogłoby naprawdę smakować, lubisz słodkie rzeczy.
Wstęp zupełnie jakbym słyszała siebie. Tez wreszcie muszę je przełożyć na bloga.
O tak – zgadzam się stuprocentowo z przyznaniem Twojego ,,Unicorn’a smaku” dla masła orzechowego z Lidla ale tą nagrodę dałabym również Primavice 93% bez soli i cukru. Kiedy zaczynałam przygodę z masłem orzechowym (Sante jako pierwsze, kocham), to Felix był jednym z kolejnych. Ohyda ale później stwierdziłam, że nie jest aż taki tragiczny. W każdym razie, to i tak najgorsze z mo. Przynajmniej tak twierdziłam z początku – potem w PiP (a bardzo rzadko tam jestem, więc kupić musiałam) wzięłam własnie tę wersję, o której dzisiaj piszesz. Nie mogłam go zjeść! Pisze to osoba, której ulubionym kremem jest właśnie masło orzechowe (ależ ja się powtarzam). Tak samo w powyżej wymienionym przeze mnie sklepie zakupiłam jako pierwsze z tej firmy mo z wiórkami kokosowymi. Odpływałam… Muszę je kupić ponownie przed śmiercią, po prostu MUSZĘ. Słodkie ale nie jakoś mocno z przyjemniej chrupiącymi wiórkami o ich zapachu z dodatkiem aromatu wanilii. Idealnie kremowe. Będę w niebie, jeśli je z powrotem zjem.
Co do tego – u mnie też wystąpiła sytuacja z odklejeniem i tym, że musiałam pomieszać. Najgorsze jest to, że pod koniec zawartości jest już twardo i nie chce się tak dobrze rozsmarować. To przez NISKĄ zawartość tłuszczów utwardzonych [poniżej 1 g o ile dobrze pamiętam (ale po co je zaczęli dodawać, skoro to i tak nie pomaga?)]. No i te 'płatki czekoladowe’ są naprawdę tragiczne – czekolada jest niewyczuwalna w przeciwieństwie do chrupiącego cukru. Kiedyś chciałam dodać tę recenzję ale wtedy jeszcze nie byłam pewna czy ogólnie robić je na blogu. Jednego jestem pewna – ponownie go nie kupię.
Kurczę, mam tyle do nadrabiania w masłach. Szczególnie interesuje mnie to bez cukru i soli z Primaviki, bo nie jesteś pierwszą osobą, która je poleca, a więc musi być naprawdę smaczne. Drugie to Black Rose, bo też słyszałam o nim dużo dobrego. Kokosowe zaś jadłam i recenzja jest już napisana, pojawi się w przyszły czwartek.
O Black Rose nie słyszałam ale z tego, co widzę dzięki Google… za wiele nie widzę ale i tak chciałabym spróbować.
A jednak potrzebuję nowych szkiełek, bo teraz widzę moje poprzednie komentarze. ;-;
I sprawa wyjaśniona :D