O sposobie, w jaki weszłam w posiadanie dwóch napojów kakaowych marki Puchatek, już pisałam, więc jeśli przegapiliście pierwszy wpis, koniecznie do niego zajrzyjcie. Jeśli zaś jesteście na bieżąco i nie macie ochoty wracać do orzechowej wersji dzisiejszego bohatera, przenieście wzrok niżej.
Puchatek kakaowy + pianki Haribo
Na pierwszy ogień poszła wersja orzechowa, gdyż jej termin przydatności do spożycia skończył się w styczniu, kolejnego wieczora zaś zalałam drugą, którą spożyć powinnam była do końca lutego. Niestety, w zimie nie miałam na żadną z nich ochoty, a dziś… cóż, nadal nie potrafię zaginać czasoprzestrzeni, za to mój żołądek i tak jest już chory, więc dorzucenie kolejnego sypkiego sztuczydła jego stanu nie pogorszy (żeby nie było, poza jedzeniem zakazanych słodyczy dbam o niego, dokarmiam lekami, masuję, nie stresuję ostrymi przyprawami ani alkoholami, za którymi tęsknię sooo baaad).
Zauważyłam, że kiedy się nie ma, co się lubi… i tak dalej, dokonuje się różnego typu autosugestii, na przykład takich, iż ma się przed sobą filiżankę pysznej gęstej czekolady z puszystymi amerykańskimi marshmallow, kiedy tak naprawdę spożywa się napój kakaowy wzbogacony o trójkolorowe, małe jak porcja dla lalek barbie pianki Haribo. I wiecie co? To naprawdę działa, bo płyn wydał mi się gęstszy od poprzedniego. Równie sssłodki i bezlitosny dla bioder (oraz zdrowia, zębów itd.), ale smaczny i kakaowy, bo też bez żadnych sztucznych orzechowych posmaków.
Czuję, że za mało miejsca w tych dwóch recenzjach poświęciłam słodyczy Puchatka. Aby zadośćuczynić, poproszę was o przywołanie w pamięci czasów podstawówki lub gimnazjum i lekcji przyrody/biologii, gdzie od czasu do czasu pojawiały się lekkie, niemogące nikomu wyrządzić krzywdy eksperymenty. Jednym z nich było wytrącanie soli, które polegało na umieszczeniu w filiżance lub kubku kilku łyżek soli wymieszanych z wodą, a potem zawiązaniu niteczki na ołówku i czekaniu, aż sól z naczynia wyparuje i osadzi się na owej niteczce. Pamiętam ten eksperyment doskonale, szczególnie że moja przyjaciółka (ta, o której pisałam w recenzji chałwy Złoty Wiek, że wsuwała kostki rosołowe) powtarzała go kilkukrotnie. Do kubka sypała tyle soli, iż nie tylko nitka była cała w kryształkach, ale i ołówek. A potem wszystko zgryzała i zlizywała. Wracając do Puchatka… sądzę, że gdyby ktoś zawiązał taką niteczkę na ołówku nad filiżanką z napojem, po kilku godzinach otrzymałby cukrową nitkę, ołówek, filiżankę, a także połowę firanki wiszącej nad parapetem, gdzie naczynie zostało postawione.
Ostatecznie z dwóch wariantów, które spróbowałam, wybrałabym ten. To cukier z cukrem, z kakaowym proszkiem i jeszcze z cukrem, ale mimo wszystko mi smakuje. Jest idealny na zimny wiosenny wieczór, deszczowy letni dzień oraz każde jesienne i zimowe popołudnie. Możecie być sceptyczni, wszak po przeczytaniu takiej recenzji też bym była, ale miejcie na uwadze również fakt, że mimo wytykania Puchatkowi wad, sama z przyjemnością do niego wrócę.
Ocena: 5 chi
Ciekawe :) też bym pewnie wolała kakaowe ;) może kupię,ale to bardziej na zimę, bo wtedy jest tak nastrojowo na takie coś….
Zdecydowanie. Albo jesienią.
Jakkolwiek brzmi, cukrowo z cukrem, to i tak kiedyś z chęcią bym kupiła i nie wierzę, że to piszę akurat o tym. :P
Hah! :D
Powtórzę się, zę nie pijam zazwyczaj takich słodko-kakaowych napoi. Kurcze, ostatnio nawet nie mam za bardzo ochoty na słodko-kawowe napoje, a mam chyba z 10 saszetek tego. Boję się sprawdzić daty, boję.
Współczuje problemów z żołądkiem. Mój wprawdzie jakoś jeszcze dycha, ale i tak wprowadziłam od wczoraj 4 dniowy detoks, bo podejrzewam, ze od nadmiaru słodyczy i huśtawki cukrowej jestem wiecznie zmęczona.
O zmęczeniu nic mi nie mów, widziałaś mój post na FB? A kawę w saszetkach też mam. Kupiłam, jak jeszcze mogłam (jak pisałam licencjat i można było na seminarkę przynosić picie), a potem zaniemogłam i leży, wesoło się przeterminowując.
Uśmiechnęłam się do wizji wytrącania cukru! Cudo na „dzień dobry” :)
Co ja mogę dodać? Chyba już nic względnie ciekawego. Kakao jak kakao. Dobre wspomnienia :) No i pianki, takie to trochę amerykańskie ! :)
Miało być amerykańsko, trochę nie wyszło, ale i tak źle nie jest.
Musi być naprawdę przyjemny ten napój i jeszcze fajne te pianki, chyba nigdy nawet takich nie jadłam. Serio! :D Chyba wolałabym kakaowe też.
W temacie takich napoi to powiem Ci, że tego od Jacobs cappuccino specials o smaku Daim NIC absolutnie nie pobije. Toż to istny napój bogów w płynie. :D Jak kiedyś znajdziesz to polecam, drogie cholerstwo, bo za saszetkę 2zł, a w dużym opakowaniu ok 20 zł wzwyż jednak warto.
Kupiłabym, ale… cappuccino ma kofeinę i nie mogę pić takich rzeczy :( Naprawdę ubolewam, bo zgooglowałam sobie tego Jacobsa i zalałam klawiaturę śliną.
ooo taka przychylna recenzja? no Olguś, albo się starzejesz, albo naprawdę ostatnio masz dobre dni, bo taka łaskawa jesteś ^^ a lekcji biologii o zgrozo przypominać mi nie musiałaś :D nie no żartuje, zawsze wiesz jak poprawić komuś humor ^^
W najbliższym czasie same dobre oceny na horyzoncie, nic paskudnego nie jadłam (całe szczęście :D). Co najwyżej w poniedziałek duuuży zawód, ale rzecz ogólnie wcale nie taka zła.
naprawdę zaczynam się martwić o Ciebie! taka pozytywna jesteś, nie żebym się nie cieszyła z tego powodu, ale naprawdę do Cb to nie podobne ^^
Niepodobne? A co ja taka wredna suka jestem?! Spoko, najwyżej powyżywam się na Was, żeby zachować fason :D
hahahaha nie no co ty :D po prostu za dużo szmatłastwa jest na rynku, i trzeba tępić dziadostwo :) wyżywaj się, wyżywaj większość ludzi na blogosferze to masochiści zauważyłam :D my to lubimy ^^
Jak przeczytałam Twój komentarz, to mi się przypomniało, że jednak coś niedobrego się znajdzie, ale to za półtora tygodnia. Wytrzymasz? :D
no nie wiem, nie wiem ostatnio mam nadszarpnięte nerwy i źle znoszę jakąkolwiek krytyke… ale przyznam szczerze, z twoich ust to masełko na moje serduszko, a mam troche z masochistki więc :) Oj Olguś ^^
Ale wiesz… jak niedobre, to nie musisz potem jeść, więc nie ma się co stresować ;*
P.S. Mam napisane notki do końca lipca, HAHAHA :D
osz ty… znowu się nade mną pastwisz :D ja mam notki do hmm… ani sekundy :) muszę pisać na bieżąco… nie mam czasu na robienie na zaś, kurde zesrać się, a nie dać się :D
nie wyrabiam się, dla mnie doba jest za krótka >.< mogę tylko pogratulować i pozazdrościć :) po pulpit mam zawalony notatkami, zdjęciami, ale żeby poogarniać to w notki, czasu mi brakuje :) Chociaż ty jedna na tej blogosferze jesteś ogarnięta ^^
Faktycznie… uratowałaś mnie pare razy przed fatalnymi produktami, więc w sumie jestem Ci wdzięczna! :*
Załóż foldery ze zdjęciami i osobno tekstami. Możesz też podzielić je według najpilniejszych i mogących poczekać. Dobra organizacja ułatwia życie :)
ech… trudno w praktyce :)
hahaha :p pamiętny eksperyment <3
Tak jak już pisałam – piłam to kakałko, ale dawno :) muszę to jednak powtórzyć, bo od czasu do czasu trzeba sobie życie dosłodzić ;)
W razie czego celuj w Tesco.
oooo to się dobrze składa, bo w weekendy jeżdżę do Tesco na zakupy ;)
Na taki bez orzechowego aromatu byśmy się już prędzej skusiły aczkolwiek i tak jest na to nikła szansa :)
Wy zdrowe rzeczy, jak proszkowy syf – spoko, jakiś podział musi być, by równowaga we wszechświecie została zachowana :P
Ale mi narobiłaś ochoty na tego Puchatka…
Ps. Kostki rosołowe są pyszne, dopóki się ich nie rozpuści w wodzie
Też jadłaś? :D Mnie przyjaciółka namówiła kilka razy, ale zawsze wymiękałam, bo za słone.
W sumie mam rozwiązanie. Kakao zjeść na sucho, łyżeczką, zagryzając piankami :D
Fuj :D
Po raz kolejny wybrałabym po prostu gorącą czekoladę w kawiarni.
Nie do zrecenzowania, chyba że w sieciówce ;)
Cukier w cukrze – to wolę Nesquika. Do tego marshmallow których nie lubię! Dziwie jakoś. Ale motyw z niteczką zacny ;).
Nie pamiętam smaku Nesquika. Poza tym bardziej napalam się na budyń niż na kakao.