Durkee-Mower, Marshmallow Fluff (Kopalnia Słodyczy)

Kilka tygodni, kilka smacznych tygodni z Kopalnią Słodyczy właśnie odbiegło końca. Przed nami ostatnia już recenzja produktu, który otrzymałam w tajemniczej papierowej torbie. Produktu, który od pierwszego nań spojrzenia wywołał we mnie wiele pozytywnych emocji. Najbardziej podobało mi się to, że został umieszczony w słoiku. Plastikowym – fakt – zawsze mogło być lepiej, ale codziennie oglądając masę blogów i widząc, że każdy ma swój słoik czy to z masłem orzechowym, czy to z ulubioną konfiturą lub kremem, zazdrościłam. Nie samego posiadania, bo cóż to za problem iść i kupić smarowidło w słoiku? Chodziło raczej o to, by był to produkt naprawdę dobry, trafiający w samo serce. Nie jakikolwiek dżem, ale właśnie ten dżem. Nie jakiekolwiek masło, ale właśnie to masło.

Sprawa nie była jednak prosta. Nie mogła być, skoro nie jadam owsianek ani słodkich kaszek, nie piekę ciast ani nie urządzam sobie poligonu w kuchni. Ostatnia Nutella stała w szafce kilka lat, aż zorientowałam się, że jest sporo przeterminowana i trafiła do kosza. W tej chwili mam masła orzechowe Primaviki, ale słoiki wykończę nawet nie do połowy, a już będę musiała przekazać je dalej, żeby się nie zmarnowały. Zdecydowanie potrzebowałam produktu, który okaże się tak dobry i mało problematyczny, że będę go mogła jeść bez dodatków, prosto ze słoika, a przy okazji szybko się skończy. Kiedy więc zajrzałam do tajemniczej torby z Kopalni Słodyczy i zobaczyłam recenzowany dziś produkt, ucieszyłam się nie z faktu, że dostałam jakiś tam słoik, tylko z szansy, że będzie to właśnie ten słoik.

Durkee-Mower, Marshmallow Fluff (Kopalnia Słodyczy) (1)

Marshmallow Fluff

Pierwszą myślą, jaka przeszła mi przez głowę, gdy oglądałam nowo zdobyty produkt, było: no pięknie, to teraz już na pewno zamienię się w Stay Puft Marshmallow Mana z Ghostbusters… No, ewentualnie w ludzika Michelin. Po chwili jednak uspokoiłam nerwy, odnajdując dużo pozytywnych stempelków, które widnieją dookoła plastikowego słoika. No fat or cholesterol. Gluten free. Skąd zresztą miałby się wziąć gluten czy cholesterol, skoro skład ogranicza się do czterech sztuk produktów. Na pierwszym miejscu stoi syrop kukurydziany, potem mamy cukier, białka jaj i wanilia wanilina. Prosto, bez żadnych niepotrzebnych komplikacji i polepszaczy. Czysty cukier i trochę jaj. Sounds nice.

Odkręciłam czerwone wieczko, zerwałam wcale nie tak cienkie złoto zabezpieczające i niuchnęłam śnieżnobiałe wnętrze. Cóż za cudo! – pomyślałam. Aromat był słodki, intensywnie waniliowy, w powietrzu niemal czuć było lepkość konsystencji. Co ciekawe, jak dostałam Marshmallow Fluff, trochę mi było żal, że właściciele sklepu wybrali dla mnie waniliową, a nie naturalną wersję. Potem jednak przemyślałam sprawę i stwierdziłam, że to otrzymana waniliowa musi być podstawową. Produkując naturalną… jaki smak mieliby jej nadać? Jajeczny? Przejrzałam internet i rzeczywiście, poza moją niebieską znalazłam tylko truskawkową i malinową (brr). Zrozumiałam, że dostałam najlepszą.

Durkee-Mower, Marshmallow Fluff (Kopalnia Słodyczy) (6)

Konsystencja Marshmallow Fluff to… hmm, jak by tu ją opisać, żeby nie odnosić się do banalnego obrazu rozpuszczonych pianek, których skądinąd nigdy nie widziałam ani nie próbowałam. Dla mnie recenzowany produkt jest jednocześnie bitą śmietaną i dziegciem. Puszystym i delikatnym obłokiem, jak i gumą do żucia. Obłokiem unoszącym się w letni dzień na niebie, jak i żywicą lecącą z przeciętego drzewa. Pianką z ciepłych lodów. Kiedy miesza się w nim łyżką, słychać „syczenie” pianki, ale kiedy przywrze ona już do łyżki, nie da jej się zlizać ani zgryźć do końca. Przykleja się jak stalker do swojej ofiary, a odchodzi dopiero przy myciu. Na szczęście nie trzeba się specjalnie wysilać, wystarczy gąbka i woda.

Smak łączy się z zapachem i konsystencją, nie sposób go wyodrębnić. Przede wszystkim jest waniliowo, potem słodko (albo na odwrót… albo jednocześnie…). Czuć jajka, ale nie w sposób typowo jajeczny, wytrawny, lecz koglo-moglowy. I tym tak na dobrą sprawę Marshmallow Fluff jest. Syropem, cukrem i białkami jaj utartymi z aromatem wanilii, czyli waniliowym koglem moglem. Nawet konsystencją nieco go przypomina. Pamiętam, jak wiele lat temu babcia siadała w fotelu przy kuchni, a ja prosiłam ją, żeby utarła mi to małe kaloryczne dobrodziejstwo. Wbijała dwa-trzy jajka, wrzucała tyle samo czubatych łyżek cukru, a potem tarła i tarła, aż bolała ją ręka, ale dla wnusi kogel mogel musiał być jednolity, bez żadnych grudek. Dużo pracy, a porcja taka mała. Ale ile radości! Teraz to wszystko odnalazłam w słoiku Marshmallow Fluff. Mechaniczne ramię mieszające białe obłoki w wielkich kadziach na podobieństwo pomarszczonej ręki babci. Słodki smak jajek z cukrem, tym razem wzbogaconych od wanilię. Nie mogłam się nie zakochać miłością dziecięcą i nawiną, tą samą, którą żywi się do obciachowych hitów z lat młodości, ówczesnej mody czy nowinek technologicznych typu tamagotchi.

Durkee-Mower, Marshmallow Fluff (Kopalnia Słodyczy) (4)

Pierwszą degustację Fluffa podzieliłam na dwie części: wyjadanie chmurki prosto z łyżki oraz dodanie jej do czekolady napoju czekoladowego Ovaltine w wariancie light. Pierwsza poszła szybko i sprawnie, przyniosła jeden ważny wniosek: dlaczego to tak szybko się kończy?! Ale nie od dziś wiadomo, że co dobre, zawsze szybko się kończy. Druga część zaś przyniosła wniosek taki, że gorący napój nie wpływa znacząco na jakość i konsystencję pianki (trochę ją rozrzedza, ale tak minimalnie, że prawie wcale), nie miesza się z nią i w zasadzie nie uzupełnia jej. Próba skończyła się na tym, że najpierw łyżeczką wyjadłam marshmallow unoszący się na brązowej tafli, a potem wypiłam napój.

Durkee-Mower, Marshmallow Fluff (Kopalnia Słodyczy) (2)

Marshmallow Fluff to obłok, rozgrzana przez słońce, leżąca na asfalcie guma do żucia, w którą każdy choć raz w życiu wdepnął, i pianka rodem z Loffel Ei jednocześnie. To spożywczy klej. Jeśli lubicie wanilię – zakochacie się w zapachu, jeśli lubicie słodkie – zakochacie się w smaku. Produkt jest delikatny i subtelny, a zarazem treściwy i zbity. Jest również jak wnętrze Milky Waya, tylko gęstsze i podniesione do potęgi entej pod każdym względem. Po pierwszej degustacji już wiem, że będę go dodawać do wszystkiego: czekolady, bułki z szynką, kotleta ze szpinakiem, pasty do zębów i błyszczyka. Będę go wyjadała palcami, aż ręka spuchnie mi z łakomstwa do tego stopnia, że nie będę jej mogła wyjąć z plastikowego słoika i stanę się bohaterką Faktu (Morderczy słoik zaatakował rękę słodyczowej bloggerki!). Wiem też, że na pewno przygotuję na próbę słynnego fluffernuttera, którego obrazek umieszczono zresztą z boku opakowania. Jeśli wyrazicie chęć poznania efektu, tę degustację również upamiętnię na blogu.

skalachi_unicornOcena: unicorn smaku


Skład i wartości odżywcze:

Durkee-Mower, Marshmallow Fluff (Kopalnia Słodyczy) (5)


kopalnia slodyczy

47 myśli na temat “Durkee-Mower, Marshmallow Fluff (Kopalnia Słodyczy)

  1. O fu! Jadłam coś takiego i to było po prostu obrzydliwe. Dobra… to było jakieś 5 lat temu, a od tego czasu gust mi się zmienił, ale to nie zmienia faktu, że pewnie dalej bym maksymalnej oceny nie oddała. Ja nie zapamiętałam waniliowego zapachu, a takie słodko-piankowe coś. Fu. Może po prostu jadłam gorsze, ale uraz do tego typu rzeczy zostanie.

  2. Zawsze jak gdzieś widziałam (czasem przeglądam sklepy internetowe.. ze słodyczami), to byłam bardzo ciekawa jak to wygląda. Także wreszcie wiem, dzięki! :D

  3. Od czasu do czasu lubię sobie kupić pianki i podgrzać je nad palnikiem, ale po 3-5 jestem już tak przesłodzona, że skaczę po ścianach a na pianki nie mogę przez dłuższy czas patrzeć. Więc mimo, iż przypuszczam, ze mi by to smakowało to nie kupię. Bo połowę bym wyżarła a potem rzuciła w kąt i zapomniała.

  4. Oj instagramy pokazują wiele zdjęć tego cudownego dla Ciebie produktu. Ja jednak, jako że nie próbowałam pozostanę dziś milcząca i potakująco kiwając głową ze wszystkim co napisałaś pokornie się zgodzę.

    Cieszę się, że produkt ten przywołał jakieś tam dobre, cudowne chwile. To jest w tym wszystkim fajne, a zarazem dziwne. Ile szufladek w pamięci otwiera jedzenie? Magia!

    A co do samego produktu. Myślałam dłuższą chwilę i już wiem z czym mi się to kojarzy. Aktualnie jestem w fazie „remont w domu”. Mamy taką piankę (?), która po „wypsikaniu” staje się długim jak wąż boa, gumowym białym.. Czymś? Nitką? Sznurem? Tak to widzę :)

  5. Zawsze, ale to ZAWSZE chciałam tego spróbować! :D Nie ma żelatyny, a tradycyjne pianki je mają więc może by mi trochę przypomniał ich smak ;)

    1. Hmm, prędzej smak pianki z ciepłych lodów. Ale nie takich obleśnych i zdechłych, tylko z tych dobrych.

  6. Wnętrze milky waya uważam za najlepsze dobrodziejstwo tego świata i chociaż ktoś mi powie, że jest to przecukrzona masa, bez żadnego oryginalnego smaku itp itd to NIC MNIE TO NIE OBCHODZI. To jest przepyszne i już. Jestem pewna, że podobnie jak Ty smakowałabym to cudo aż do czasu kiedy zobaczyłabym dno słoiczka i maczała w nim nawet kiszone ogórki.
    Co więcej – ja to kupię. Tak – JA nierobiąca zakupów Internetowych kupię.

  7. o jeny jeny jeny! Rajuśku! Miesiąc temu przeczytałam na jego temat niemalże pół internetu! A ty mi teraz jak gdyby nic wstawiasz na bloga… pomyślałam wtedy marzenie ściętej głowy… Dziewczyno ty i ta twoja kopalnia słodyczy… doprowadzicie mnie do szaleństwa :D ( łaaaaaaa……. wybiega z krzykiem xDD)

      1. coś się obawiam, że ona nie ma końca =.= wszyscy chcecie mnie dobić dzisiaj… ty krem, Słodkie- batony od Zmiany Zmiany, theobrominum-overdose- labooko czekoladę, Kimiko Haagen-Dazs… kurde co jeszcze doładujecie by mnie w depresji pogrążyć!? śmiało, nie krępujcie się moja psycha jest na skraju wytrzymania :D

  8. Ja dawno go chciałam spróbować. Szkoda, że takich dobrodziejstw nie sprzedają w zwykłych polskich sklepach :D A i skład ma bardzo krótki. Same plusy :)

    1. Same plusy, to fakt. Jak w Twoim mieście nie ma sklepu z zagranicznymi słodyczami, to jeszcze jest internet ;)

      1. Rzeczywiście, mniej więcej od roku zagraniczne produkty są w wybranych Carrefourach, a od paru miesięcy również w Piotrze i Pawle.

        Smakuje Ci? :)

        1. Bardziej zachwyca się tym moja siostra :) no ale nie powiem… patrząc na to chce się wziąć łyżeczkę i wyjadać prosto ze „słoika”, z tym że dużo się nie da zjeść na raz bo trochę zamula ;)

  9. Już nie raz na stronach trafiłyśmy na te słoiczki i też stwierdziłyśmy, że wszelkie owocowe wersje z góry odpadają ale tą podstawową z chęcią byśmy chociaż spróbowały. Jak byśmy się we dwie przysiadły to pewnie po 5 minutach zostałyby nam tylko wspomnienia po nim xD

    1. Po pięciu… chyba po minucie. To tak szybko znika i jest takie dobre… no naprawdę, słodkie obłoki!

  10. Zabawne. Nie jadłem… ale jestem w stanie sobie wyobrazić ten smak. Kurde, zresztą te serki filmów na YT nie może się mylić, prawda? Że opędzlowanie takiego słoika to niby wyzwanie. Bleh. Dobre sobie.

    Same pianki mnie nie pociągają, ale to przez swoje cukrowate i ubite „coś” jakoś przyciąga. Must have nie, ale must try już tak. I to chyba najlepiej solo. Bez żadnego, porno dodatku, w postaci truskawek ;)

    PS. Jadłem wczoraj Snickersa z masłem orzechowym. Jednak wolę standardowego… i Reese’s. Nie zmienia to faktu, że i tej białej śmierci bym się jakoś przyjrzał. Mam wrażenie, że nie tylko jako dodatek do czegoś niezdrowego może smakować całkiem nieźle ;)

      1. Zjadłem po całej paczce HIT Creme Brulee, więc to mogło zaburzyć werdykt. Mam kolejny minus. Ale może przynajmniej parzysty, tak by wyjść na plus ;)

        1. Dobrze kombinujesz. Nie tylko słodyczowa, ale i matematyczna mądra głowa :)

          A Hity jak? Skoro poszły naraz, to chyba dobre?

  11. Jestem zszokowana tak dobrym składem! To chyba jedyny powód, dla którego moglabym się na to dziwactwo skusić. Bo tak poza tym, to to białe mazidlo wydaje mi się być czymś totalnie niejadalnym. Ktoś by musiał zwiazac mi oczy, otworzyć buzię i w tajemnicy wepchac mi do ust lyzeczke tego czegos. Tylko wtedy istniała by szansa na moje przelamanie się.

            1. Jakiejś ładnej, Ty wybierz. I nie, Men nie może odwalać za Ciebie roboty, co najwyżej możecie wpólnie zrobić z rąk krzesełko, takie wiesz… wiesz? :P

  12. O boże! Już przed recenzją miałam smaka na fluffniaka, ale teraz… kurde, muszę sobie zamówić. No ewentualnie zrobić sama, ale kupić też, trzeba mieć porównanie. Boże, ile ja bym dała żeby u nas były takie sklepy

  13. Właśnie wróciłam z nim pod rękę z Aldika… (wiem, że odmiana niepoprawna ;)
    Zobaczymy, jaki będzie

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.