Nadszedł dzień, w którym oficjalnie ogłaszam, iż zakończyłam przygodę ze względnie nową serią czekolad od Wedla. Rozpoczęłam ją otrzymanym od mamy kawałkiem 300-gramowej Tiramisu, potem sięgnęłam po zimową limitkę o pysznej i aromatycznej nazwie Grzaniec, następnie kupiłam batonik Panna Cotta, by nie męczyć się z malinami w wielkim formacie, a ostatnio przyznałam 6 chi ze wstążką cudownie karmelowej Creme Brulee. Serię kończę smakiem amerykańskiego ciastka, którego nie miałam jeszcze okazji próbować*, ale co się odwlecze, to nie uciecze, tym bardziej że wszystko wskazuje na to, iż kawałek życia przed sobą mam. A zatem… panie i panowie, prezentuję wam Brownie!
* A jednak miałam. Kolejki wpisów dają czasem jakąś korzyść.
Brownie
Przeciwnicy Wedla wiele mogą zarzucić jego czekoladom, zaczynając od składu, na smaku zaś kończąc (wszak różne są gusta), lecz myślę, że czepianie się opakowań byłoby już zwykłą złośliwością. Co jak co, ale ubranka dla swoich wyrobów Wedel robi piękne. Spójrzcie tylko na to: elegancka kolorystyka, minimalizm, a jednocześnie nowoczesność, zachęcające ciacho… wszystko na swoim miejscu.
Moja tabliczka Brownie, z racji że leżała w szafce od świąt Bożego Narodzenia, obeszła nieco szarością. W degustacji to nie przeszkadzało, smaku bowiem nie zmieniło, jedynie oko trochę cierpi, jeśli lubi estetykę wykonania. Poza tym są gorsze rzeczy od lekkiego nalotu, które rzeczywiście mnie denerwują – na przykład kształt kostek, co powtarzam za każdym razem, gdy recenzuję coś od Wedla. Stare były płaskie, szerokie i piękne, nowe są okropne i kropka. Ponadto dwa rządki ważą 100 g, co daje nam standardową tabliczkę i dostarcza ponad 500 kalorii. Trzeba uważać.
W przekroju czekolada jest przeciętnie atrakcyjna, bo ciemno-ciemna. Brązowa mleczna powierzchnia niemal zlewa się z brązowym kremem i brązowym nad nim musem. Triple choc – niby fajnie, ale wizualnie kuleje. A wystarczyłoby zmienić warstwom odcienie, chociażby jak u Mullera. W składzie i tak znajdziemy różne polepszacze, jeden w tę czy w tę nie zrobiłby różnicy.
Zapach Brownie jest uroczy, deserowy, ma coś z orzechów i kakao, co momentalnie przywodzi na myśl Pierroty i Bajeczne, czyli wedlowską klasykę. Warstwa czekolady jest wyraźnie mleczna, choć i w niej można odnotować kakao, delikatnie proszkowa, jak to Wedel, słodka. Skrywający się pod nią krem, a dokładniej jego górna warstwa, jest jak czekoladowy żelek. Ani pyszna, ani zła, po prostu poprawna. Słodka w sposób cukrowy, z posmakiem alkoholu, może odrobinę za gęsta. Kontrastuje z nią warstwa dolna, z początku myślałam, że krucha jak w michałku, ale nic bardziej mylnego. Jest jednolita, tłusta, gęsta – idealnie odzwierciedlenie słowa krem – w smaku również czekoladowa, lecz w inny, subtelniejszy sposób. Ona także jest cukrowa, ale zdecydowanie smaczniejsza od poprzedniej.
Gdyby Brownie smakowała jak prawdziwe brownie (na szczęście już wiem, że tak nie jest), musiałoby to oznaczać, że amerykańskie ciacho jest przeciętne. Lubię czekoladowe smaki i połączenia typu czekolada z czekoladą oblana czekoladą, tu jednak efekt końcowy jest zaledwie niezły. Nic szczególnego, a już na pewno nic, za czym można by oszaleć. Ot, dobre czekoladowe cukierki.
Uważam, że górna część kremu jest zupełnie niepotrzebna, o wiele lepsza byłaby tabliczka z samym tylko dolnym, jaśniejszym. Poza tym nie ukrywam, że po Loffel Ei wszystko, co czekoladowe z kremem czekoladowym/kakaowym, ma wysoko postawioną poprzeczkę. Milkowe jajka dały mi w kość słodyczą, ale ich smaku nie zapomnę chyba do końca życia. Tu zaś jest wyłącznie cukrowo, lekko proszkowo i czekoladowo, bez elementu zapisującego się w sercu. Lepiej niż w Tiramisu, ale nadal nieidealnie.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Żelowa konsystencja mnie nie przekonuje :P Uwielbiam Brownie, a to wygląda jak karykatura :( Myślę, że Wedel powinien wziąć sobie do serca Twoją radę i zostawić jedynie dolny krem :)
Bardzo by mnie to ucieszyło.
Kijem bym nie tknęła. Znając życie wyczułabym tu sam cukier i margarynę, zabarwione na brązowo. A fe! Nie przekonam się.
Jesteśmy równie uparte i konsekwentne w wyborach ;)
Nie podobają mi się opakowania Wedla… chyba, że mówimy np. o tym zrecenzowanym (i o całej serii) – są bardzo ładne i takie stonowane. Aż szkoda, że takie opakowanie skrywa coś tak… ekhem.
Dla mnie to smakowało jak po prostu proszkowato-cukrowa czekolada, z trochę zmienioną konsystencją w środku. Nie smakowała mi.
Czemu nie podobają Ci się zwykłe opakowania Wedla?
Opakowania czekolad z tej serii są na tyle ładne że już parę razy powędrowały do moich znajomych w prezencie. ;)
O, designer powinien otrzymać dużą premię ;)
Uh, nie…mam bardzo złe przeżycia z tą czekoladą :P
Ja złe przeżycia to mam z biedronkową Malagą Wawelu.
Tego nie jadłam, bo nie lubię, ale wolę nie pytać co to było :P
Prócz stojących w totalnej opozycji opinii na temat wyglądów (jestem totalnym zwolennikiem nowoczesnego wykonania, sprawiającego nowoczesne wrażenie przynajmniej) nasze recenzje nieco się przenikają. Można nawet odnieść wrażenie, że po części się zgadzamy. Jakiejś tam małej części :) Na bank co do jednego – top topów, część półpłynna jest zbędna.
Ja nie jadłam w życiu nic bardziej słodkiego (i nawet nie wiem czy na coś bardziej słodkiego można trafić :) Dla tego u mnie opisywałam ją jako ultra słodką, zwłaszcza tę trzecią, górną warstewkę. :)
Z resztą, wszystko tu:
http://slodkieabstrakcje.blogspot.com/2015/04/e-wedel-czekolada-mleczna-o-smaku.html
Jak nie jadłaś nic bardziej słodkiego, to jeszcze sporo przed Tobą ;)
Zawsze chciałam ją spróbować, ale nie jestem do końca pewna. Po twojej recenzji na pewno jeszcze poczekam z jej zakupem, ale na creme brulee będę polować.
Mi też się te nowe kostki nie podobają. Są brzydkie i udziwione!
O, cieszę się, że komuś też przeszkadzają kostki :)
Nie wiem jak smakuje ta czekolada,ale brownie piekę regularnie. Mniam
Zaprosisz mnie raz? ;)
Pewnie, wpadaj
Jakbym żyła w filmowym świecie to po zobaczeniu tytułu powinno w tle zagrać to- https://www.youtube.com/watch?v=MCrEeqmjOBo Jako, że w takim świecie nie żyję to jedynie w głowie zaczęło mi to grać. I tyle w tym temacie, jedno wielkie NIE.
Ale rzeczywiście, do opakowań nie mogę się przyczepić.
A nie to? https://www.youtube.com/watch?v=Me-VhC9ieh0 ;)
Jadłam tylko Panna cotte u jakoś bez szału,takie przeciętne.po niej nie chce wracać do wedlowskich czekolad,jakoś mnie nie przejmują.wole Rittera,Milke i Schogetten.
Ja z kolei mam problem z Schogettenem, bo nie lubię, jak ktoś dzieli słodycze za mnie.
Brownie uwielbiam, nie znajdę chyba produktu, który odwzoruje jego smak. Dwa rządki=100g, rzeczywiście dużo, jeszcze nie spotkałam wersji 100g w gorzkiej czekoladzie, ale chętnie bym spróbowała.
Te małe w ciemnej mnie nie interesują, ale jak spróbujesz, daj znać.
Próbowałam już creme brulee w ciemnej i mi smakowała, uspokajała słodycz nadzienia i dla mnie plusem jest mniejszy rozmiar, lecz kostki są strasznie płaskie :)
Wiem, że Ty wiesz, że Wedla nie lubię. Dawałam mu już wiele szans i chociaż nie skreślam wszystkich jego produktów to jednak czekolady są dla mnie problematyczne. Głównie ze względu na no… czekoladę. Panna cotta 300g mi smakowała! Tiramisu zjadłam pół jednej kostki i aż się wykrzywiłam, creme brulee nie dane mi było spróbować, podobnie jak tej. Jeżeli zrobią wersję kieszonkową to wtedy kupię jak najbardziej. Czekolada z czekoladą przekładana czekoladą to dla mnie potrójne dobro więc mogłoby mi to smakować, szkoda tylko, że to jest własnie taka spora dawka czekolady, a nie prawdziwe brownie, które ja osobiście ostatnio bardzo polubiłam ze względu na jego głęboki, mocno kakaowy smak. Też uważam te kostki za straszne, wolałam zdecydowanie starsze. Ja akurat bardzo zwracam na to uwagę stąd boli mnie serce. :<
To jest rozmiar kieszonkowy. Wystarczy kupić alladynki :D
Jadłam tiramisu, ale brownie nie… Mam jedynie jeszcze panna cote w gorzkiej… nie żebym sama ją kupiła, tak to jest jak tato szuka nowinek w sklepie :D A samo brownie… o masakra… robiłam 2 razy i opamiętałam się dopiero w połowie :D A potem wszyscy pytali: tak mało zrobiłaś? :D
Moja mama tak ma, tylko że ona ciągle piecze serniki. Ciasto jeszcze nie wystygnie, a połowa blachy pusta.
dogadałabym się z twoją mamą, za sernikami średnio przepadam, ale nie przepierduje ^^
Ta wersja nam w ogóle nie przypadła do gustu, zjadłyśmy po kostce i nawet zanurzanie w gorącej herbacie by nic nie pomogło. Zdecydowanie zbyt słodko i za mało kakaowe smaki :)
Wiecie, że ostatnio chodzi za mną maczanie czekolady w gorącej herbacie? Przez Was właśnie. Muszę w końcu wypróbować. Problem w tym, że jak już przychodzi czas na słodycze, to nie chce mi się czekać na gotowość czajnika :P
No to u nas czekolada czy ciasteczka bez gorącej napoju nie ma racji bytu :P To już jest duet, którego się nie rozdziela :D
Za dobre brownie można dać się pokroić – zdanie, które słyszałem kilka razy na Internetach. Jestem miłośnikiem murzynka, więc siłą rzeczy brownie też. Oryginału nie jadłem nigdy… bo i za wielką wodą mnie nie było. Kilka razy mogłem jednak natrafić na lepsze kawałki tego ciasta drogą lokalnego kupna.
Stwierdzam jedno (co i napisałem u siebie): to ideał. Gdyby tylko jeszcze zmienić czekoladę na bardziej gorzką, polewę ogólnie na twardszą, a mus-nadzienie na hmmm bardziej ziarniste, byłoby perfekcyjne.
Tak. Mnie zawodzi jak jasna cholera :) Miałem nadzieję, że znajdę wersję gorzką tej czekolady, ale oczywiście wrzucili wszystko poza nią. Kurde no. Celując w brownie, wybiorę prędzej:
– zwykłe muffinki (nawet Dan Cake)
– lody HD (promocja zbliża się ku końcowi, może warto się zainteresować? ;) )
Wedla, przynajmniej tego, wiem, że już nie kupię. Wpieprzyłem oczywiście jak idiota całą tabliczkę (kupioną razem z Creme Brulee), jak wchodził na rynek… i tyle. Jedno podejście, bez szans na drugą szansę.
Cieszy mnie, że nie pojawił się jednorożec w tym wpisie, bo to by oznaczało, że już totalnie nie jestem w stanie rozgryźć Twojego gustu. A tak, powoli, powoli. Kartka po kartce, zapisuje sobie to i owo ;)
Oboje zbieramy na siebie te haki i co nam po nich przyjdzie? Aż strach się bać! :D
Podoba mi się określenie „wpieprzyłem jak idiota”, bo ja też często tak robię. Otwieram coś, co nawet nie zasługuje na 6, ba, nie zasługuje na 5 chi, a mimo tego jak idiotka wpieprzam całość, z której co najmniej pół planowałam oddać rodzinie. Ech, ech.
Ja to jeszcze mam ten plus, że jestem starszy, Zgryźliwy i stetryczały. Taki dziadek pamięta wszystko. Nawet to, czego ostatecznie nie napisałaś na blogu, używając wcześniej klawisza backspace ;)
A ja młoda i pełna zapału do zapamiętywania. Ponoć im jesteś młodszy, tym łatwiej jest ci się uczyć, więc… ;>
Jadłaś może „wedel maestria cappuccino”? nigdzie w internecie nie mogę znaleźć recenzji mam opcję otworzyć i męczyć się z nią sama lub przekazać dalej. Trochę boję się pierwszej opcji bo mało czekoladowa jestem.. lubię gorzką ale sam fakt ze cappuccino troszke kusi :D
Pierwszy raz o takim czymś słyszę, a po wygooglowaniu zdjęcia muszę stwierdzić, że i pierwszy raz widzę! Jadłabym sama, bez dwóch zdań. Czekolada i kawa… o mamo <3
no tak opakowanie ładne z checia bym Ci dala do recenzji ale jak tak to chyba sprobuje w sobote jak bedzie niedobre to użyję do jakiegos ciasta :D
a byłam tak zaciekawiona tą czekoladą
I co? Z opisu kiepska?
Dla mnie za słodka czekolada:(
Ja tam lubię słodkie :) Może też nie przesadnie, ale ta czekolada nie jest w mojej skali przesadna.
W sieci pełno niepochlebnych komentarzy na jej temat, a to moja ulubiona wedlowska i jedna z bardziej ulubionych w ogóle :)
Nie wiem, czy zauważyłaś, ale w sieci w ogóle jest dużo niepochlebnych komentarzy o wyrobach Wedla, ergo samym Wedlu. Ja się z nimi zdecydowanie nie zgadzam. Brownie nie jest moim numerem jeden (ubóstwiam za to smak Creme Brulee <3), ale nic nie stoi na przeszkodzie, bym zjadła ją ponownie.
Przepyszna jest !
Wcinaj na zdrowie! :)