Rozprawiwszy się z jesiennym deserem od Primaviki, zrozumiałam, że ani nie grozi mi ślepa miłość, ani nie postawię kolejnego kroku na drodze do uznania faktu zacności produktów ekologicznych. Póki co nadal obstaję przy zdaniu, iż zdrowe słodycze to z reguły słodycze niesmaczne, a wyjątki zdarzają się… wyjątkowo. By jednak dać sobie i im szansę, sięgnęłam po drugi wariant Deseru z ziarnami zbóż.
Deser tropikalny ananas z ziarnami zbóż
Tropikalny ananas – brzmi to wakacyjnie, plażowo, drinkowo i allinclusive’owo. Gdy się za niego zabrałam, była mniej więcej połowa maja, a jedna półkula mózgowa intensywnie pracowała nad zdobywaniem dobrych ocen, druga zaś leżała na hamaku w cieniu palmy, gdzieś na tropikalnej wysepce, wsłuchując się w szum morza. To ona kazała mi wyciągnąć rękę po słoik z ananasem, mimo iż nawet z daleka przez przezrocze szkła oczy dostrzegały ocean pełen morderczych rekinów wiórkaczy.
Kiedy okręciłam wieczko i usłyszałam charakterystyczne pyk, do moich nozdrzy dotarł zapach zdrowomarmoladowy, czyli ten sam, który odnotowałam u poprzednika. Tym razem wiedziałam jednak, że ów niezidentyfikowany pierwiastek jest wynikiem udziału w składzie dyni. Kolor oceniłam jako ładniejszy, bo jasny i optymistyczny, naprawdę bardzo wakacyjny. Idealną konsystencję, poza atrakcyjnymi i dużymi kawałkami ananasa z puszki, zakłócały jedynie tysiące tysięcy wiórów.
Liczyłam na to, że drugi deser zaoszczędzi mi betonowych wrażeń, ale nic z tego. Bogato sypnięte ziarna (znów: idealnie zakonserwowane) i kasza sprawiły, że całość zapychała i zamulała, generowała również znany mi już mączny pierwiastek. Gdybym potraktowała produkt jako dodatek do lodów czy naleśników, byłoby rewelacyjnie, ale z jedzony ze słoika… dla mnie dramat. Na domiar złego w połowie słoika zorientowałam się, że jest bardziej kwaśnawo niż słodko, bo deser posiada bardzo silny akcent skórki cytrusowej, a także pojawiło się coś gorzkiego i ostrego (szczypiącego w język). Nie chcę wiedzieć, co to było i pewnie nigdy się nie dowiem, bo do tropikalnego ananasa nie zrobię drugiego podejścia. Niestety, ta degustacja była dla mnie ucieczką przed tropikalnym robactwem, a nie wakacjami pod palemką.
Ocena: 2 chi
Skład i wartości odżywcze:
(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę Primaviki,
odwiedź też fanpage’e: Facebook, Instagram)
OMG :o a myślałam, że ten smak będzie lepszy! A tu takie zaskoczenie… niemiłe :(
Ja też, ja też ;)
Dzięki Twoim recenzjom zupełnie inaczej podeszłam do sprawy tych deserków i już… przeszła mi chętka na nie…
Bo ja gram w otwarte karty. A deser może być spoko, jeśli dodasz łyżkę czy dwie do owsianki, ale nie więcej.
Nieee! Znowu te deserki!ratujcje sie, kto może,aaaaaaaa!
A tak serio, to myślałam, że chociaż ananas będzie spoko, a tutaj nic specjalnego!
Jeszcze dwa przed nami :)
Twoje oceny tych deserków to miód na moje serce <3
Raczej syrop z agawy :D
Ananas to zdecydowanie nie dla mnie, mimo że na ogół lubię tropikalne smaki. Tym bardziej widząc ocenę – oj, niee.
A ja uwielbiam ananasa, tylko że nie w wersji świeżej, ta ma za dużo włókien.
A ja bardzo lubię ananas, bardzo lubie takie konsystencje i wiem, że mi będzie smakować :D Czeka sobie u mnie w kuchni na odpowiedni moment.
Wszystkie smaki czy tylko anananananas?
Śliwka i ananas :)
Foch! Nie zgadzam się! Ani trochę! Właśnie ta skórka, wiórki i ziarna były świetne. Aj, po ostatnich naszych recenzjach widzę, jak bardzo nasze gusta się różnią. :P
Po tym, jak przeczytałam Twoje świetne oceny deserów, a potem spróbowałam ich smaku, nie mogłam dojść do innego wniosku, niż że na smak wpłynął fakt współpracy. One ledwo wyciągają na 3 chi! Może to krzywdzące, wtedy przepraszam, ale nadal tak sądzę.
Wiesz, 'współpraca’ w tym wypadku była jednorazowym wysłaniem paczki, więc mogłam powystawiać same jedynki, bez obawy, że mi zabiorą resztę. Fakt, żadnego deseru nie zjadłam całego, samego na raz, ale takich przecierów nie traktuję jak np. jogurtów (usiąść z łyżką i zjeść). Nie oceniałam też w stosunku do ceny, ale jak dla mnie wszystko było smaczne i nie widzę w tym problemu. Mało tego, Twoja recenzja mimo wszystko utwierdziła mnie w przekonaniu, że to smaczny deser.
Na przykładzie tego i Tim Tamów można oczywisty wniosek wyciągnąć.
Tak, moją odpowiedź pisałam przed wejściem na Twojego bloga. Teraz widzę, że nasze gusta są po dwóch różnych stronach linii nieskończoności.
kurde… ananas… tropikalny… z ziarnami… piękne tango się zapowiadało… a tu takie rzczarowanie :/ Pewnie na ten smak bym się skusiła, bo najbardziej intrygujący. Dobrze, że ty je przetestowałaś bo bym potem sobie pluła w twarz ;) Kocham to ,,Pyk”! :D
Pyk ;)
^^
Nie lubię takich „deserów”, ale nie ukrywając myślałam, że ten wypadnie lepiej :)
Też tak myślałam i byłam pełna nadziei.
Kocham owoce i mogłabym je jeść kilogramami oprócz właśnie ananasa i arbuza. Dlatego tego wariantu nawet pewnie nie spróbuję, bo skoro Ty go lubisz i Tobie nie smakował, to ja pewnie po jednej łyżeczce musiałabym nim obdarować współlokatorkę albo chodziłabym po sąsiadach aby to komuś wcisnąć. :D
Dlaczego akurat tych owoców nie lubisz? Co z nimi nie tak?
takie desery też do mnie nie przemawiają i też mi się wydaje, że może w naleśniku dobrze to by wyglądało ale do jedzenia prosto ze słoika to nikt by mnie nie zmusił
A za stówę? ;>
Oj, ostro oceniasz :) (aż mi się zrymowało ostro siostro xD)
Ja nie lubię ananasów, więc nie dla mnie ;D
Zawsze jadę szczerze i ostro, siostro!
Jak otwierałam recenzję.. Szczerze – myślałam że to może być super. No ale niestety. Może tego po prostu nie je się samego czy coś :D Bo niemożliwością jest by wytworzyć coś tak zamulającego i dać do ludziom do jedzenia :)
No nie wiem… Nazywa się Deser, a desery z reguły je się same, a nie traktuje jako dodatek. Postąpiłam logicznie, choć nie wyszło mi to na dobre.
To Ci powiemy, że pomarańcza jest jeszcze bardziej gorzka ;) Ma właśnie ten charakterystyczny smak skórki pomarańczy, bardzo intensywny i sztuczny. Ananas świeży lubimy bardzo ale taki z puszki już nie i ten deser tak trochę smakował. Jedynie co nam się podobało to dodatek amarantusa :)
Jadłam te desery w połowie maja, więc wiem, jak smakują wszystkie cztery. A do ananasa mam dokładnie odwrotne podejście: świeżego nie lubię, bo włazi w zęby, a puszkowego uwielbiam.
ojjjjj nie cierpię ananasów :p mam na nie alergię.
Ale lubię bardzo produkty Primaviki :)
Ja tam ananasy bardzo lubię.
Wchodzi na to, że to taka hmm marmolada czy te inne paskudztwo zajadane przez Anglików. Łyżka od czegoś, ok. Ale już dwie jedzone na sucho – nie.
Śliwka w deserach to ogólne gówno. Ale dziwi mnie taka reakcja na ananasa. Fakt jednak, że wolałbym zjeść go pokrojonego w plasterki, albo nabitego na brzeg szklanki… słodziutkiego, w towarzystwie wielkiego placka owsianego. No – oczywiście pod palmami ;)
Primavikę cenię za masło. Deserów nie próbowałem, i wątpię bym spróbował. Nawet bez czytania takich recenzji… nie pociąga mnie. Jak każdy deserek w słoiku.
Marmolada zajadana przez Anglików? Nie wiem, co masz na myśli, daj linka. Anglicy kojarzą mi się tylko z puddingiem i indykiem.
Marmolada była podana jako inny przykład smarowidła, którego zjedzenie łyżki do omletów nie jest problemem, natomiast łyżka po łyżce ze słoika – już tak. Chodzi o zachowanie „działania”, nie zaś smaku.
Dodatek – nie danie główne (mimo, że napisali jak byk: DESER)
A to, o czym mówię to: https://pl.wikipedia.org/wiki/Marmite
Ps. Anglia to ponoć jeszcze uwielbiane chipsy octu z solą ;)
Marmite znam doskonale! Tak samo jak australijskie Vegemite. Widziałeś czekoladę z tym? Zjadłabym z ciekawości.
Chipsy z octu z solą? Fuuuj.
Widziałem w newsach, widziałem na YT, widziałem na FB czoko. Ale jakoś tak, ten. Wolę widzieć niż spróbować. Nawet mój masochistyczny umysł „no jedz, przecież to nowość” się wzbrania :D
Ocet i sól – tzn. o smaku octu z solą – by nie było niedomówień i zgryźliwości ]:->
Ostro pocisnęłaś. :D Ale to dobrze. Przynajmniej wiem, że nie chcę tego próbować. ;D
Trzeba być szczerym wobec czytelników :) No i wobec siebie oczywiście.