Jest jeden z ostatnich dni letniego semestru, wszyscy zatroskani siedzą pod salą i rozmawiają o minionym kolokwium, zaliczeniach z ćwiczeń oraz zbliżającym się egzaminie, a ja nerwowo drepczę po korytarzu, wyszukując w telefonie numerów sklepów, zaczynając od znajdującego się na granicy Wrocławia Auchan, poprzez (wciąż jeszcze) Real, na Almie kończąc. Podczas gdy normalni ludzie szukają w zeszytach tematów, które będą im potrzebne przy odpowiedzi mogącej podnieść ocenę, ja szukam informacji o letnich limitkach Heidi. Z opłakanym rezultatem. Auchan – wciąż tylko jeden smak. Real – brak czegokolwiek. I tu pojawia się Alma, a w niej miły chłopak odbierający telefon, którego znam z poprzednich poszukiwań, gdy w okresie braku Twixów white zamarzyłam sobie tego batona. Nie poznał mnie, ale ja poznałam jego, o czym nie omieszkałam wspomnieć. Po chwili pogawędki ustaliliśmy, że w Almie znajdują się nie tylko wszystkie trzy Heidi, ale i coś innego, również nowego, w dodatku w cenie promocyjnej. Ucieszona z obrotu sytuacji oraz spokojna, że nie będę musiała jechać na drugi koniec miasta, podziękowałam i rozłączyłam się. Do sklepu pojechałam dzień później.
Melo-Cakes
Dlaczego skusiłam się akurat na Melo-Cakes, a nie jakiekolwiek inne ciastka Milki? Po pierwsze ich sercem są marshmallows, na które po degustacji Marshmallow Fluff patrzę zupełnie inaczej (jak na delikatne obłoki, nie jak na żelko-pianki). Po drugie to wspomnienie z dzieciństwa o czwartkowych wieczornych seansach Przygód Sindbada Żeglarza, kiedy za oknem jeździło autko Family Frost, a rodzice kupowali w nim tysiące pyszności, między innymi ciepłe lody do przegryzania podczas oglądania serialu. Po trzecie Melo-Cakes to nie byle jakie ciepłe lody, ale ciastko-ciepłe lody. No i po czwarte produkt kojarzy mi się z niemieckim wachlarzem milkowych pyszności, jako że można go dostać tylko w Almie, w dodatku za niemałe pieniądze i z nalepką z polskim tłumaczeniem. Jakże bym mogła przegapić taki hit?
Melo-Cakes otworzyłam w dniu moich urodzin, oczekując sześciu minitorcików. Na nic lepszego w tym dniu nie mogłam liczyć, od kilku dób zalegając w domu i zmagając się z anginą. Z gorączkowego otępienia wyrwałam się tylko trzy razy: kiedy odwiedził mnie tato z antybiotykiem, kiedy na krótkie pogaduchy przyszły do mnie mama i siostra, a także wieczorem, kiedy przyjaciółka przyniosła mi niemiecki RitteRaj w urodzinowej torbie. Myślałam, że może pianko-ciastka będą czwartym przebudzeniem, ale nic z tych rzeczy. Zmęczone życiem oczy ujrzały sześć małych purchawek o jasnym, typowo mlecznoczekoladowym kolorze i zapachu. Jedna z nich była pęknięta, a z rany na plastikowe opakowanie sączyło się coś przypominającego żywicę (zarówno w kolorze, jak i konsystencji). Yummy – pomyślałam.
Napatrzywszy się na piękną grafikę dużych i jędrnych marshmallows oblanych czekoladą, rozkroiłam pierwszą z purchawek. Pod cienką i plastyczną czekoladą kryła się maleńka biała i zwarta kulka czegoś żałosnego, czemu wyraźnie chciało się żyć jeszcze mniej niż mi. Jeśli kiedykolwiek była to wielka i okazała pianka, już dawno musiała się zestarzeć i skurczyć niczym człowiek, który przekroczywszy setkę, ugina się pod swym garbem. Nie lepiej przedstawiał się spód. To, co miało stanowić pyszne i chrupiące ciastko, przypominało raczej miękkiego, nasączonego tłuszczem platfusa. No dobra, może nie tłuszczem, bo żywicowa substancja, która w nie wniknęła, wydobyła się z pianki, a pianka to tradycyjnie cukier, woda i zagęstnik (tutaj żelatyna). Na powierzchni stworzyła się skorupka niezbyt karmelowego karmelu, którą ciastko wchłonęło jak gąbka. Miało być twarde, a wyszło zawilgocone i wstrętne.
Niezaprzeczalnym plusem kompozycji Melo-Cakes jest czekolada. Pachnie i smakuje obłędnie, bo milkowo: mlecznie, słodko. Cienka warstwa i uformowanie sprawia, że od razu pomyślałam o Kinder Niespodziance. Oczywiście daleko jej do produktu Ferrero, jako że nie ma wspierającej warstwy białej czekolady, ale skojarzenie i tak pozostało. Mimo temperatury czekolada nie rozpuściła się i nawet dało się ją przekroić, żeby wykonać zdjęcia. Cała reszta jednak zawodzi. Marshmallow to nie żadne ciepłe lody z dzieciństwa ani cudowny Fluff ze słoiczka, ale bezczelna pianko-żelka, w dodatku mniejsza niż producent zapowiada na opakowaniu. Ciepło sprawiło, że wydobyła się z niej słodka żywica, zalewając ciastka i sprawiając, że ich konsystencja naprawdę mnie obrzydziła. Uważam, że to najgorzej wydane pieniądze w tym roku, na domiar złego niemałe, nawet mimo promocji. To także najgorszy prezent, jaki mogłam sobie sprawić w dniu urodzin. Zrozpaczona chorobą oraz głodna czekolady, zjadłam całe opakowanie Melo-Cakes, po których zostały mi tylko żal w sercu i kwaśny posmak w buzi.
Ocena: 3 chi
O jejku, widziałam je w Almie, ale nie lubię marshmallowsow :p. To jedyne żelki, których nie lubie(nok i jeszcze takie twarde tropikalne). Wyjątkiem są pandy z Haribo, których tradycyjnie nie widziałam u mnie w sklepach. Widząc te pianki milkowe spodziewałam się, że mogą być czymś więcej, jednak widzę, że milka zna się tylko na czekoladach i biszkoptowych ciastkach :D
Zdecydowanie.
Zostałam totalnie obrzydzona :o
A fe..
Ty? Ja to zjadłam…!
Mwahahaha, Milko, PRZEGRAŁAŚ :D Chyba przekombinowali. Obłoczek to to nie jest, oj nie.
Raczej zeszłoroczny glut ;)
Oooo…. nie :(
A mogło być tak pięknie :)
Mogło, miało.. wyszło wstrętnie.
Szkoda :( Bardzo szkoda…. Zatem zostaję przy Choco Tutti i Choco&Choc ;)
Choco Tutti skąd masz? Też bym zjadła. A Choco & Choc…? Chodzi o Choc & Choc?
Ja miałam, jeszcze stosunkowo niedawno, coś takiego – mimo że nie lubiłam ciepłych lodów, czasem je jadłam i przekonywałam przy tym, że faktycznie mi nie smakują. Tak więc te ciastka zdecydowanie nie.
Nie do końca zrozumiałam z tej recenzji – nadal chorujesz?
Jutro ostatni dzień na antybiotyku. Który moment jest niejasny?
Po prostu nie do końca ogarnęłam czy to było jakiś czas temu, czy mniej-więcej dzieje się teraz. ;) Tak czy inaczej zdrowiej!
Ach, okej. Urodziny były w zeszłym tygodniu. Dzięki :)
U mnie tak źle nie było, i tej „żywicy” nie uraczyłam, jednak całość rzeczywiście zwodzi :)
Patrzyłam na zdjęcia w necie i ludzie rzeczywiście mieli mniej żywicy, ale jednak mieli. Stąd mokre ciastko.
hahaha, a widzisz trzeba było mnie poczęstować! :D To dałabym Ci prawdziwą kinder niespodziankę :) Szkoda, że dali dupy… całe miasto przejechałaś… Nigdy nie dzwoniłam do żadnego sklepu za produktami, więc szacun dla Ciebie :) A obrazek Z WTF wymiata :D Ląduje na tapete w telefonie xDD
Haha, to standardowo polecam się na przyszłość. Co do dzwonienia, robię to czasem, naprawdę się przydaje.
jesteś bardzo zaradna, ale ty to już dobrze wiesz :)
„a pianka to tradycyjnie cukier i białko jaj (uwaga weganie: też żelatyna!)” rozwaliło mnie XD tak jakby weganie jedli białko jaj :D
ciepłych lodów nienawidzę
milki nie lubię
ciastko byłoby jedynym ratunkiem gdybym mogła jeść gluten, ale w ten sposób 3 razy na NIE :D
3 chi to i tak chyba wysoka ocena :D
Słusznie! Zmieniam.
Ja takich puszystych tworów jakoś szczególnie nie lubię ale jako, że nowość, że Milka, że ogólnie niedostępna w naszym kraju, że słodkie, że coś ma w sobie z ciastka – brałabym. Jeeednak wyszła bieda z nędzą co smuci mnie ogromnie, bo liczyłam trochę na te pianki. To, że bardzo słodkie to wiadomo, bo to w końcu milka, to że takie w sumie niby coś nowego, ale wszystko bez większego szaleństwa to też nie dziwi, bo to Milka. Środek wygląda zatrważająco :D Chyba w sumie dobrze, że nie lubię i nie kupuję takich pianek, bo przynajmniej zaoszczędzę pieniądze, które mogę wydać na inne ciastka milki, Ty już wiesz jakie. :D :*
Wiem, wiem. Czekam na sprawozdanie zdjęciowe! ;*
Przyznam, że te ciastka po przekroju w ogóle nie zachęcają do jedzenia. Wyglądają bardzo kiepsko. Co innego opakowanie – jest cudowne! :)
Zgadzam się x2
Z wierzchu ładnie wyglądające urocze czekoladowe maleństwa a w przekroju to już klapa totalna. Trzeba zapisać sobie w głowie, żeby nam przypadkiem coś kiedyś do łba nie strzeliło, żeby je kupić nawet w promocji :P
Rzeczywiście. Na zewnętrzny wygląd można się złapać, a w środku zdechlak.
Przyznam, pewnie bym dumala nad tym produktem. Mozliwe, ze tylko cena by mnie odstraszyla. Dzieki ci za ten opis, szkoda, ze na ciebie trafilo, ale dobrze, ze nie na mnie ;D
Dzięki! :D
Jak to się nazywa? Niezgodność towaru z opisem/ umową? Gdyby to jedna pianka opadła, ok… można uznać zdarzenie za niefart. Ale z przekroju widać, że „nagle” opadły wszystkie. I to w jednakowy/ bliźniaczy sposób.
Duża sinusoida smaków od Milki. Jeśli unicorn i powyższe były testowane w miarę „blisko siebie”, to tym bardziej mózg/ język mógł odczuwać szok.
PS. A może je źle jadłaś? Może i te babeczki powinny służyć jako jakaś rurka/ słomka do picia mleka/ kawy? ;)
Na pewno je źle jadłam. One powinny służyć do… wyrzucenia :P
Dlaczego to wszystko mnie omija? Co ja Wam zrobiłam!? Czemu tylko w tej pie… Almie!? W moim województwie nie ma ani jednej podczas gdy w innych jest nawet po kilka…
W każdym razie podobnie chmurkowe obłoki, jakby lekkie i naprawdę słodkie pianki na niewielkim, okrągłym waflu z tym puszystym nadzieniem oblane to mleczną, a to białą czekoladą z Niemiec. *-*
Smak dzieciństwa.
Pozazdrościć przyjaciół. Tyle Ritter’ów. *-*
Takie pianki na waflu zdarza mi się kupować w Lidlu, rzeczywiście smak dzieciństwa. Lubię :)
Zastanawiałam się jakiś czas temu nad nimi w sklepie i w końcu uznałam, że muszą być obrzydliwe. Teraz cieszę się, że je odłożyłam.
Ja też się cieszę, że zjadłam takie pyszności. Nie no, w sumie naprawdę się cieszę, bo teraz wiem, że nie ma po co się spinać, że znikną ze sklepu.
Kupię jak tylko spotkam bo lubię takie słodycze:) . Och już tęsknie za Wrocławiem za 2tyg pojadę do Wrocławia i odwiedzę Bielany pewnie jeszcze zdążę na wyprzedaże:) .
Ja na Bielanach byłam ostatnio kilka lat temu. Za daleko :P
Dobrze, że ich w Almie nie znalazłam!
Nieszczęście jednego jest szczęściem drugiego.
W tej piance jedynie czekolada jest dobra gruba, ale niestety bardzo przeslodzona, tak jak wszystkie wyroby milki. Milka ma duuuuuuzy minus właśnie za kilogramy dodawanego cukru. I faktycznie jest jakis „żel między pianką A czekolada. Nic ciekawego, są lepsze slodycze. Ale recenzja udana, w punkt ;)
Ależ starą recenzję odkopałaś :D Myślałam kiedyś, żeby wrócić do Melo-Cakes, niemniej są za drogie i zbyt nijakie, żeby na poważnie mi się chciało.
Zdecydowanie kupiłaś jakieś przeterminowane egzemplarze. Kupiłam je jakiś czas temu w tigerze i zarówno karmel jak i pianka wyglądały zupełnie inaczej. Pianka była cudownie puchata a karmel lekko lejący. Zupełnie inny odbiór!
Cóż, moja strata.